Lewiatan uśmiechnął się przez łzy w podziękowaniu i ostatnim podżeganiu. Żal ścisnął Twe serce tak, że na chwilę straciłeś czucie swego bytu. Anioł wyślizgnął się z twych rąk i runął ku ziemi, ostatni który spadał jak gwiazda, ostatnia płonąca łza nieba. Jeszcze chwilę spadał nim zniknął z wzorku. Jego skrzydła już się paliły, on sam zaś wił niczym wąż morski, niczym bezkształtna bryła w bólu. Upadek nie był ukojeniem. -Ambustelu?
Zza Twych skrzydeł dobiegł dumny głos Azazela, spokojnego w tych chwilach i Asmodeusz z głowa opuszczona i wielkim smutkiem w oczach. Milczał. Tam najwyżej stało się coś okropnego. Ty pomogłeś upaść jednemu z Serafinów, oni też przeżyli tragedie. Azazel zdawal się tłumić emocje. Lecz już bez tego dostojeństwa, powiedział. -Satanel stracił światło jutrzenki, stał się niosącym śmierć i oskarżającą ludzi, gniewem pańskim. Lecz już nie może mówić do Boga...
Głos mu uwięził w gardle, nie mógł wyksztusić dalszej części wypowiedzi, równiej długością. Duma nie pozwalała się mu jąkać i mówić. Asmodeusz spojrzał na Ciebie przytłuczony tym smutkiem. -Ja idę poszukać Doumy, a Azazael będzie sprawdzał czy Belialr nie upadł. Ty zaś..
Rzucił paniczne spojrzenie na towarzysza, panicznie poruszał mieczem po podłożu. -Nie wiem czy jesteś w stanie... Przed buntem Satanel mówił z ludźmi, długo przed buntem. I ludzi wyrzucono z Edenu za grzech, tam Ewa miała swe córy. Mało który z nas był tego świadkiem.
Azazael dokończył za niego, opanowawszy się. -Bracie, zejdziesz na ziemię. Nie skoczysz – polecisz. Omiń Eden bo już od dawna nie ma w nim ludzi. I odnajdź Matkę Ewę. Przekaż jej pocałunek od ukochanego i powiedz by nazwała syna Kain. Rozumiesz?
Znowu zapadła cisza. Uzjel się zbliżał wraz z kilkoma Cherubinami. Wlatywał w Waszą stronę. -Dasz radę?
Zapytał Asmodeusz widocznie powątpiewając.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |