Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2008, 01:16   #9
TwoHandedSword
 
TwoHandedSword's Avatar
 
Reputacja: 1 TwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodzeTwoHandedSword jest na bardzo dobrej drodze
Przy stole w rogu karczmy, wraz z pięcioma innymi osobami, siedział wysoki, dość szczupły mężczyzna. Ubrany był w niesamowicie wyblaknięte szaty, poszarpane i połatane w wielu miejscach. Kiedyś z pewnością miały one kolor czerwony, a jak bardzo wyrazisty był to odcień, mógł wiedzieć jedynie właściciel. Otóż był niegdyś bardzo wyrazisty. Szaty mężczyzna miał ozdobione runami, wyszywanymi nićmi o barwie zbliżonej do złotej, z którą to barwą była podobna sytuacja, jak z kolorem samych szat. Obecnie w zasadzie ciężko było mówić o zdobieniu, runy po prostu były i tyle. Na wierzch mężczyzna miał narzucony długi płaszcz, który, kiedy właściciel spoczywał w pozycji siedzącej, pofałdowany, zasłaniał spory kawałek podłogi. W przeciwieństwie do szat, płaszcz miał kolor bardzo wyraźny - nijaki. A dokładniej szarobrązowo nijaki. Również miał wyszywane runy, ale widoczne jedynie z odległości metra, może dwóch. Z daleka były kompletnie nieodróżnialne od setki zabrudzeń, przebarwień, łat i śladów po bogowie raczą wiedzieć czym. Odzienie posiadało bardzo głęboki kaptur, prawie całkowicie zakrywający twarz mężczyzny, widać było tylko fragment nieogolonego podbródka. W długich i szerokich rękawach skrywało też dłonie właściciela. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że z odsłoniętych części ciała mężczyzny w żaden sposób nie dało się wywnioskować jego wieku, można by śmiało powiedzieć, że ubranie było od niego starsze.

Kiedy nagle do karczmy wpadła spóźniona Serafin, mężczyzna poprawił się na krześle i zaszurał ciężkimi butami. Wysokim, wyprawionym z grubej, czarnej skóry, o jeszcze grubszych stalowych podeszwach obuwiem. Zakasłał, zasłaniając wierzchem poszarzałej, jakby sinej dłoni niewidoczne usta. Nie odwrócił głowy w stronę przybyłej, dalej trzymał ją pochyloną lekko w prawo.

W momencie, gdy z ust białowłosej dziewczyny padły słowa "Kraina Bogów", mężczyzna z narzuconym na głowę kapturem drgnął nieznacznie. Od razu widać było, że nie interesowały go jedynie obiecywane przez plotki i potwierdzone teraz przez Serafin góry złota. Chciał czegoś więcej, czegoś, co może znajdować się jedynie w miejscu takim, jak przed chwilą wspomniane. Czegoś niezwykłego, o ogromnej mocy, niesamowitym potencjale do wykorzystania... A czy miejsce mające być celem organizowanej wyprawy w ogóle istniało? Czy istnieli bogowie? Jeżeli rzeczywiście była gdzieś kraina, która dorobiła się takiej nazwy, to egzystencja bogów nie miała większego znaczenia. W końcu nie o nich tu chodziło.

To, co Serafin powiedziała o starcu zamkniętym w wieży, było trochę zastanawiające. "Skoro chcą nas wypróbować, to muszą dać nam jakieś ambitne zadanie. Wyciągnięcie z więzienia tego starego pierdla z pewnością do takich należy. Z tym, że on nie może być w wieży. On i ta kobitka nie mogliby aż tyle ryzykować, w końcu to ten cały Wyszemir ma potrzebne mapy i inne informacje. Ech... jeżeli rzeczywiście je ma. W każdym razie oczekują od nas sprawnej współpracy i dobrej komunikacji. Dodatkowo jest jeszcze druga drużyna. Chyba się tej współpracy nie doczekają... No dobra, to jedyny sposób, żeby dostać się do Krainy Bogów. Jeśli moja drużyna nie dotrze do tego starucha wcześniej, to nie będę mógł wyruszyć na wyprawę. Trzeba więc być miłym. A jak się nie uda, to po prostu wyruszę w ślad za tymi, który wygrają te beznadziejne zawody..."

Ogłoszenie krasnoluda liderem nie było niczym niezwykłym. Kogoś Serafin musiała wyznaczyć, a nie znając żadnej spośród słuchających jej sześciu osób, nie miała innego wyboru, jak zdać się na przypadkowy wybór. Milczącego mężczyznę w starym, zniszczonym płaszczu najwyraźniej to nie obchodziło. Cały czas siedział w tej samej pozycji, w jakiej zastała go Serafin wchodząc do karczmy.

Po chwili, za namową Detlefa, inni zaczęli się przedstawiać. Krasnolud poprosił też wszystkich o powiedzenie paru zdań o sobie.
- Mam na imię Ronhaar. - rzekł zachrypniętym głosem mężczyzna w kapturze. - Jestem magiem i alchemikiem. Zadziwiająco bezkonfliktowym. Nie mam wrogów... Wszyscy nie żyją.
 
__________________
"Podróż się przeciąga, lecz ty panuj nad sobą
Sprawdź, czy działa miecz, wracamy inną drogą"

Ostatnio edytowane przez TwoHandedSword : 23-11-2008 o 01:27.
TwoHandedSword jest offline