Asmodeusz spojrzał na Ciebie z wyrzutem i trwogą, jakby i jego te wydarzenia bolały. Azazael zacisnął pięść kiedy jako kompan mówił. -Ambustelu, kochany... Jesteś naszym bratem. Nikogo nie zostawiamy, nie jesteśmy przecież ludźmi.
Stwierdził spoglądając przez krawędź na ziemię, a potem na nadchodzącego Uzjela. Byli bliżej, Azazael wyskoczył miedzy między nimi, a Tobą i Asmodeuszem. Skrzyżowanie kilku ostrzy oraz mordercze piruety Azazela rozpoczęły się. Ta istna burza ostrzy nie miała zamiaru się zakończysz tak samo jaką gama emocji Targająca Tobą. I patrząc na walkę Azazela z Cherubinami i Uzjelem widziałeś walkę wewnątrz Twej duszy. Szczęk stali nie ustawał. Prawie byłeś stracony w zapatrzeniu Twej walki i swym własnym ja gdyby nie dotknięcie Asmodeusza w Twe lico. -Spokojnie, Uzjel jest słaby, Azazael da mu radę. Da radęi poszuka Doumy i Belila...
Skrzywił się, nie dość, ze trwał w swym własnym żalu po Satanaelu to jeszcze dobijał go Twój żal, nie chciał na to patrzeć. Nienawiść do człowieka zdawała się mieć uzasadnienie w jego oczach, jego stworzenie było początkiem nieszczęść. Azazael zaryczał. -Synowie Ognia nigdy nie będą kłaniać się Synowi Ziemi!
I kontynuował walkę, Cherubinowe odskakiwali pod jego potężnymi ciosami, Uzjel był jedynym który mógł myśleć o nawiązaniu jakiejkolwiek walki. Dokładnie to gryzienia kostek bo powyżej goleni nie smagał mocą Azazela, wyda walk się być muchą przeszkadzającą. Asmodeusz zapatrzył się w ziemię. -Tak jak Ty jesteś z nami, my jesteśmy z Tobą. Mamy mało czasu.
Azazael odrzucił oddział na kilkaset metrów, głowa mocno uniesiona niczym arystokrata który stara się nie być zażenowanym koniecznością walki z kimś takim. Odwrócił głowę z Twoja stronę. -Lecisz ze mną na poszukiwania czy z Asmodeuszem, zobaczyć ziemię która wkrótce będzie nam dana?
W oddali rozległ się krzyk kolejnego z buntowników schwytanego przez oddziały zwycięzców.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |