Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2008, 19:05   #12
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Anthel przysłuchiwał się słowa towarzyszy wciąż bawiąc się swym nowym nabytkiem – pierścieniem lidera. Czasem przelatywał szybkim ruchem dłonią nad swymi palcami, a pierścień zmieniał swoje miejsce na drugą dłoń. Innym razem grał na pięści niczym na pianinie, kołysząc głowa w rytm niesłyszalnej symfonii, a owy pierścień bywał kutra na palcu do którego należała kostka pełniła funkcję niby-pianina. Niezbyt było wiadomo czy to efekt zwykłej zręczności czy może iluzji. Koniec końców pierścień znalazł się na innym palcu lewej dłoni, a Anthel nachylił się do rozmówcy jakby chciał powiedzieć coś ważnego. Ostatecznie jednak poparł się łokciami o stół i zabrał głos. Flakonik na szyi dyndał swobodnie

-Doga bratanico słońca i ogni wulkanicznych, ja właśnie zarabiam sztuką na dworach.

Jak na widać czarował słowem i trzeba przyznać, że w połączeniu z odpowiednia gestykulacją, miną oraz tonem głosu dawało naprawdę świetny efekt. Gestem dłoni zawrócił karczmarza który chciał mu dolać wina. Przyglądał się w blat stołu jednocześnie mówiąc do drużyny.

-Potrafię zrobić z człowiekiem to samo co z monetą. Tak najogólniej.

Zadarł łeb do góry, uśmiechnął się zadowolony i zebrał myśli.

-Świetnie. Będziemy działać w nocy. Dzięki jej płaszczu będziemy mniej widocznie, o ile nie będziemy całkiem niewidoczni.

Jeszcze chwile lustrował blat jakby starając sobie wypalić w oczach jego wizerunek. Spojrzał na dwójkę obecnych towarzyszy którzy zdążyli się już się odezwać.

-Do zachodu słońca mamy czas. Ktoś musi do tego czasu załatwić plany wierzy. Ukraść, samemu naszkicować – obojętne. Chce je mieć. Starczy jedna osoba. Trochę przed zachodem a dwójka naszych robi zamieszanie w mieście. Ktoś podjudza głodujących do walki, kto inny wysadzi parę budynków. Straże powinny być dezorganizowane.

Zaczął czegoś szukać w swej torbie. Po kilku chwilach szperania w jej cieniach zrezygnowany ją zamknął, podrapał się za lewym uchem i rozejrzał po wnętrzu karczmy. Jego błękitne oczy skały od cienia do cienia niczym mała żaba skacząc po listkach.

-Tak mamy zapewnione zajęcie dla trzech osób. Ja z kimś jeszcze opracuje drogę ewakuacji. Przydałby się osoba, która upije konkurencje czy podobne. Taka jest moja wizja. Macie jakieś inne propozycje czy chcecie od razu zgadać miejsce spotkania i role?

Anthel spojrzał na Ignacego przyglądając się mu. Nie było to nachalne, bliżej było dystyngowane spojrzenie arystokraty z delikatnym, porozumiewawczym uśmiechem w kącie ust. Powoli przesunął ciężar swych oczu z Ignacego na karczmarza myjącego kufle i podsłuchującego dość dyskretnie. Zwołał do niego.

-Hej, przyjacielu! Jeśli pobiegniesz na zaleczę i do naszego powrotu napiszesz mi dzielnice z lokalizacją... dość niespokojne... To... To dziesięć srebrników Twoje!

Wyraz twarzy pozostał taki sam, nie chytry lecz przyjazny, tylko aktorski gest ręka i obietnica zarobku wzbudziły w karczmarzu entuzjazm. Tajemniczość postępowania i nieprzeniknioność była niepokojąca z każdą chwilą bytowania obok Anthela.

-Nie starajcie się być precyzyjni. Jak mawiają krasnoludy na zachodzie, za mało luzu w trybach czyni je podatne nawet na ziarnko piasku...
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.

Ostatnio edytowane przez Johan Watherman : 23-11-2008 o 20:48.
Johan Watherman jest offline