A może to ma oznaczać, tak sobie życzy Pan? Tak sobie życzy Pan.
Ambu spojrzał na swoją dłoń, która jeszcze chwilę temu wczepiła się w szatę
Doumy. Jakież to dziecinne z jego strony. Był tu, ponieważ
Asmod go tu przeniósł. Wrócili do przeszłości. Już ją zmienili. Uwolnili
Azazela i Satanela. Czyżby wszystko chciało powrócić do swojego porządku?
Ambu spojrzał ponownie na walczących. Nie wiedzieć skąd przyszedł spokój. Każdy robi to, na co ma ochotę. Co zdaje mu się dobre, albo prowadzi do własnego celu. Tak. A
Douma ewidentnie nie chciał się uwolnić. Gdyby tego pragnął, już by odleciał. Albo pomógł
Azazelowi.
A czego chciał
Ambu? Nawet jeśli walczyć, jego miecz pozostał w kaplicy. Zresztą nie miał szans wobec
Zakafiela. Wzięli go ze sobą, nie chcieli zostawić. On też nie pozostawi
dufnego Archanioła. Poczeka. I pozbiera to, co też z
Azazela pozostanie.
Łzy wyschły na jego policzkach tworząc widoczne linie - jak wyschłe rzeki. Był zmęczony całym tym zamieszaniem. Nie widział w nim sensu. Wszystko go bolało. Zmęczona dusza, skołatane serce, rozsypujące się myśli. Poczeka, musi poczekać. Cóż innego mu pozostaje?