Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-11-2008, 11:21   #14
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
niebiescy - DETLEF

- Miło mi poznać tak zacne towarzystwo. Detlef jestem. - zaczął uśmiechając się. I nikt bez zdolności czytania w myślach nie mógł być pewny, czy niski, dudniący głos wyszczerzonego krasnala zabarwiony był ironią, czy też życzliwością.

Detlef zmrużył oczy i zmarszczył czoło oceniając po kolei wszystkich członków, było nie było, drużyny.
"Taa. Nieźle mi się trafiło, na zakuty łeb Vardekhira, nie ma co. Wysoki, z włosami w ogon konia, widać nieźle narwany..." - krasnolud, mający za sobą wiele lat spędzonych w roli najemnika, gardził zbędną przemocą. A ten tutaj czerpał z tego jakąś chorą przyjemność. "Problem na później" - podsumował w myślach, przechodząc do następnej osoby.

"Ruda też jest dziwna..." - jak każdy krasnolud był wyjątkowo niemagiczny i zwykle trzymał się od magii z daleka, akceptując co najwyżej wspomagane magią przedmioty lub oręż. Jego nieufność do tej dziedziny odnosiła się również do parających się czarami osób. "A co mi tam..." - skwitował. "Każdemu magowi nader przeszkadza solidny kawał stali w czerepie. Pozostaje mieć nadzieję, że ta mała nie będzie sprawiać kłopotów. Chociaż za to nie dałbym złamanego miedziaka. Parający się Sztuką, czy jak oni to nazywają, zawsze cierpią na przerost ambicji. Trudno, zobaczy się." - dokończył.

Następny był wyglądający na nieźle zwichrowanego żołnierz. Przynajmniej tak się określił. Gdy był w takim stanie, nie było z niego żadnego pożytku. "Ludziki nie powinni zaczynać pić. Są jak dzieci. Nie to co krasnoludy..." - Faktycznie, brodacze mogli pić przez pół dnia, stoczyć bitwę i zaraz potem wrócić do picia. Dał sobie spokój z pijaczyną.

Kolejny. "Ronhaar. I do tego następny magus. Namnożyło się ich, nie ma co. Zlecieli się jak kruki do jakiej padliny. Widać stawka naprawdę wysoka..." - ocenił.

Na koniec Quarsi. Krasnolud nie pamiętał, by zetknął się z kimś, a właściwie czymś takim. "Dziwoląg jeden..." - dodał nieufnie. "Dobrze, że chociaż mieczem robić umie. A jak biegle, to się pewnie nie raz przekonamy..."

"Na sto tysięcy goblińskich zadków, niezła menażeria, fiu fiu..." - ostatecznie podsumował towarzystwo. "Co jeden to bardziej magiczny, cholera by ich wydusiła..." - zaklął w myślach. "Tylko czekać, jak zaczną walczyć o władzę nad resztą. I szlag trafi obiecane złoto. Pozabijamy się i tyle" - zafrasował się. Nie martwił się na razie całkiem realnym zagrożeniem ze strony przypadkowo utworzonego zespołu. Liczył na swoją intuicję i doświadczenie, jak i to, że przy obecnych tutaj był, jak zapewne sądzili wszyscy, najmniejszym zagrożeniem. "Pewnie dlatego jeszcze który nie spróbował przejąć przywództwa. Mają pewność, że nie będzie problemu ze "zwyczajnym" krasnoludem. I dobrze, dłużej pożyję..." - skwitował.

Postanowił jednak zamieszać trochę w tym worku pełnym niespodzianek, jakim jawiło mu się towarzystwo.
- Zanim zaczniemy na dobre, macie możliwość zgłoszenia swoich pretensji co do przywództwa... - przerwał, rozglądając się po zgromadzonych w alkowie. "... nad tą bandą popaprańców" - dokończył już w myślach, nie wyłączając z tej oceny siebie.
- Jeżeli nie ma chętnych, to ustalmy jeszcze kilka spraw. - dodał po chwili.
- Po pierwsze primo. Alemir. Bez urazy, ale jeszcze jeden taki wybryk, jak z tym staruchem w głównej izbie, to tak cię kopnę w tyłek, że zobaczysz wieżę, w której siedzi Wyszemir z lotu ptaka. - Powiedział niemal bezbarwnym, wypranym z emocji głosem. Niemal, gdyż w jego tonie mimo braku groźby, czaiła się obietnica. Co ciekawe, potrafił powiedzieć to podczas, gdy nadal się uśmiechał.
- Nie interesuje mnie, co robisz w wolnym czasie. Czy hańbisz dziewki, czy mordujesz niewinnych. Do czasu, kiedy udajemy, że pracujemy razem... I do czasu, gdy ja posiadam pierścień - dodał - Będziesz robił to, co powiem. A powiem ci, że nie życzę sobie, byś zwracał na naszą grupę niepotrzebną uwagę. I powiem ci jeszcze jedno, a potraktuj to jako życzliwą radę. Sponiewieranie jakiegoś biedaka nie przysporzy ci chwały. Czemu nie spróbujesz z kimś równym sobie? Albo mocniejszym? To dopiero jest wyzwanie.

Odwrócił wzrok od zabójcy, zdając sobie sprawę, że prawdopodobnie zrobił sobie nowego wroga. "Jakby starych brakowało..." - pomyślał. "Będzie się musiał ustawić w kolejkę..." - dodał jeszcze. Mimo tego wiedział, że robi dobrze. Jeśli mają być skuteczną drużyną, nie może być niesubordynacji. Po zadaniu, jak przeżyją, każdy może robić co chce.
- Dobra, następny do golenia... - mruknął niezrozumiale pod nosem.

- Panienko - zwrócił się do rudowłosej, której imienia nie pamiętał. Albo się nie przedstawiła. - I wy, Ronhaar. - Spojrzenie na zakapturzonego osobnika. - Proszę również o powstrzymywanie się od zbytniej manifestacji, że władacie... magią - ledwo powstrzymał się od typowego krasnoludzkiego splunięcia na ziemię, gdy wspominało się o takich, niegodnych górskiego ludu sprawach. Przełknął flegmę. - Powód taki sam, jak u Alemira. Nie zwracajmy niepotrzebnej uwagi.

- Do ciebie właściwie nic nie mam, Strażniku. Nie obchodzą mnie twoje powody, dla których podjąłeś zlecenie. Twoja sprawa. Ale oczekuję posłuszeństwa, jak od wszystkich.

- I na koniec pan grajek - tu spojrzał z dezaprobatą na zalanego mężczyznę. - Bardzo się cieszę, że dobrze się bawisz, ale masz dwie możliwości. Chociaż może i więcej, ale te dwie mnie interesują. Pierwsza - wyciągnął paluch wskazujący w górę - masz ćwierć klepsydry na wytrzeźwienie i zabranie się z nami. Druga - dwa paluchy - możesz wytrzeźwieć tutaj, zostając do wieczora. Wynajmiesz dla wszystkich pokoje, lub chociaż wspólną izbę, jeśli miejsc brakuje.

- Ten lokal jest równie dobry na miejce spotkań, jak każdy inny. Wszyscy wiedzą, gdzie jest, poza tym jeśli Serafin postanowi coś jeszcze przekazać, też będzie mogła nas tutaj znaleźć, co raczej nie będzie możliwe, gdy stąd znikniemy. No i żarcie przyzwoite, co zdaje się być rzadkością w tym mieście - mruknął na koniec sympatycznie, uciekając myślami do pieczystego ze smażonymi ziemniakami i kapustą ze skwarkami. Głodny się robił.

- Dobra. Jeżeli nikt nie zamierza rościć pierwszeństwa do liderowania, to proponuję zacząć zbierać informacje - spojrzał jeszcze po obecnych.
- Serafin twierdzi, że Wyszemir siedzi w Wieży Czterech Węży. I za dwa dni zapozna się bliżej z mistrzem małodobrym. Ciekawe jest to, jak ktoś, kto posiada możliwości, by dotrzeć do Krainy Bogów dał się w ogóle wtrącić do lochu, ale to temat na później.
- Jeżeli to jest loch Straży Miejskiej, to na pewno jest przyzwoicie strzeżony. Inaczej Serafin spróbowała by odbić go sama, jak mniemam. Mam nadzieję, że wieża nie jest przy okazji koszarami Straży, bo to skomplikuje sprawę.
- Musimy wiedzieć, czy wieża jest magicznie strzeżona. Liczę w tej sprawie na naszych uzdolnionych czarowników - spojrzał na dziewczynę i Ronhaara.
- Dobrze byłoby też posłuchać, o czym się gada w szynkach w okolicy wieży. Z pewnością wielu strażników chodzi tam po służbie. Jeżeli mają sprawić więźnia, to będą o tym gadać. I tu może się nawet przydać talent naszego grajka. O ile tylko nie upije się za bardzo, by zapamiętać jakiekolwiek informacje.

- Mam jeden..., dwa..., a nawet trzy pomysły, co możemy zrobić. Z otwartym szturmem na wieżę, to nawet cztery. Jeśli macie jakieś idee, w co nie wątpię, to raczcie się podzielić z naszą zacną kompanią. W końcu nikt nie chce ryzykować karku, za jakieś niedorzeczne pomysły. Najpierw obgadamy szczegóły, później wykonamy. A przynajmniej spróbujemy.

Detlefowi zaschło w gardle. Chyba jeszcze nigdy nie powiedział tyle na raz. "Krasomówca utajony, psia mać..." - podsumował zgryźliwie swoje wysiłki, mające na celu zmotywowanie ekipy do działania. "Pić!"

- Wracam za chwilę - powiedział do reszty i wstał od stołu. Wyszedł za próg alkowy i donośnym głosem, przekrzykując gwar pełnej gospody, zwrócił uwagę karczemnej dziewki. Pokazał dwa paluchy. Dziewczyna zrozumiała znaki krasnoluda i ruszyła do baru po dwa dzbanki piwa. Detlef czekał na nią w progu. Odebrał cenny ładunek i postawił z hukiem na stole, aż z wnętrza chlusnęła biała, gęsta i aromatyczna piana.
- Częstujcie się - rzekł i nie czekając na reakcję napełnił swój kufel. Przez następne dziesięć, może piętnaście uderzeń serca w pomieszczeniu słychać było przełykanie brodacza. Z westchnieniem odstawił naczynie od ust, otarł pianę z wąsów i brody, po czym beknął potężnie.
- Na kły trolla - dobre! - pochwalił trunek.
Nalał sobie raz jeszcze i dopiero wtedy usiadł na ławie. Na spojrzenia towarzystwa odparł
- Od gadania pić się chce jak zaraza...
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 27-11-2008 o 07:27.
Gob1in jest offline