Wysłał Paddy’ego i Padewsky’ego. Och, jak miło, cisza, spokój. Względny, rzecz jasna, bo dookoła kryła się niebezpieczna, afrykańska ciemność, w której czaił się ktoś.
Nie palił, nie cierpiał papierosów, ale pomysł Tima był dobry, dlatego rzucił kilka obojętnych słów przyłączając się do gry Angola.
Skok Tima i bieg kogoś nieznanego przez obóz. Murzyn w nocy to ciemność kompletna. Simba bawiący się w berka w ich obozie? Bez sensu. Któż więc? Nieważne. Zbliżał się cień. Biegł. Drobny dosyć. Nie jak wojownik Simba, czy innego plemienia. Ale wysoki, czy niski, będzie dobrym językiem, jeżeli tylko zna kulturalny język. Miał nadzieję, że wspólnie znajdą jakąś możliwość porozumienia. Zwłaszcza, jeżeli odpowiednio się taka osobę zachęci. Obcy pędził. Wystawiona noga Eryka i … biegnący nieznajomy poleciał podcięty na trawę, a Eryk już na nim siedział próbując przycisnąć oszołomionego upadkiem Murzyna do gleby i przyłożyć mu maczetę do szyi. Złapał, docisnął i … poczuł coś miękkiego, wypukłego … na wysokości klatki piersiowej.
- Niech mi ktoś poświeci – stwierdził zaczynając podejrzewać, że ktoś tu robi go w zdrowego konia. |