Trzeba było przyznać, że propozycja
Patricka była całkiem rozsądna. Chociaż patrząc z drugiej strony...
Irlandczyk wydawał się nieco zachłanny.
-
Chcesz mieć więcej przyjemności - skomentował Kit. -
Ale się poświęcę. W zamian zostaw mi jednego strażnika. Tego z prawej. Naszej prawej...
-
I daj mi parę minut - dodał. -
Siedem. To szczęśliwa liczba - dodał z kpiną w głosie.
Wzrok
Patricka zawierał jakby cień wątpliwości, ale
Irlandczyk nie zaprotestował.
Kit rzucił okiem na zegarek a potem, nie zwracając już uwagi na
Patricka, zsunął się na dno parowu, jak cień przemknął na drugą stronę i wspiął się do góry.
Zarośla nie były gęste i przemykanie wśród nich bez szmeru nie było trudne. W dodatku płynący niedaleko strumyk hałasował w najlepsze, zagłuszając większość odgłosów. Tylko krzyków dziewczyny zagłuszyć nie zdołał... A jej głos tym bardziej zachęcał, wprost zmuszał do pospiechu...
Światło ognisk pozostawało z boku, a dziewczyna była coraz bliżej... Nagle jej głos umilkł.
Cholera jasna... - pomyślał, przyspieszając nieco i sięgając po Bowie. - Chyba jej nie zabili...
Całą trójkę zobaczył po paru sekundach.
Opis przeznaczony dla czytelników pełnoletnich (czyli powyżej 18 lat... http://m_ar.republika.pl/Sceny.jpg Kit stracił parę sekund na wytarcie i schowanie noża, potem z karabinem w dłoni zapadł w krzewach odgradzających go od potoczku. I od strażników pilnujących rybaków. Fosforyzujące wskazówki zegarka poinformowały go, że zostało jeszcze ponad pół minuty.
W tym momencie uzmysłowił sobie, jaki popełnił błąd.
Patrickowi było obojętnie, którego strażnika zastrzeli, natomiast
Kit... Do swego celu, tego stojącego po "ich prawej", miał nieco dalej...
I mógł tylko żywić nadzieję, że gdy padnie pierwszy strzał to żaden z jeńców nie zerwie się z ziemi i nie oddzieli Kita żywą tarczą od strażnika...
Rozlokował się jak na strzelnicy i wziął na cel strażnika. Teraz tylko pozostawało cierpliwie czekać...
Pierwsze strzały z karabinu
Patricka zlały się niemal w jeden.
Bliższy ze strażników padał już na ziemię, gdy
Kit nacisnął spust. Z zadowoleniem ujrzał, jak jego cel wypuszcza z ręki kałasznikowa i osuwa się na trawę porastającą polanę. Wycelował w kolejnego Simbę, gdy nagle poczuł, jak ktoś ląduje mu na plecach i zaczyna go dusić.
Kula poszła Panu Bogu w okno...
Gdzieś w podświadomości
Kita pojawiła się myśl, że żaden Simba nie może być taki lekki i słaby, ale odruchy warunkowe zwyciężyły...
Nie zwracając uwagi na nieprzytomną dziewczynę
Kit zwrócił lufę karabinu w stronę polanki, na której zapanowało istne pandemonium, jako że przez te kilkanaście sekund potrzebnych na rozprawienie się z napastniczką sytuacja na polance zmieniła się diametralnie.