Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2008, 09:46   #114
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Trzeba było przyznać, że propozycja Patricka była całkiem rozsądna. Chociaż patrząc z drugiej strony... Irlandczyk wydawał się nieco zachłanny.

- Chcesz mieć więcej przyjemności - skomentował Kit. - Ale się poświęcę. W zamian zostaw mi jednego strażnika. Tego z prawej. Naszej prawej...

- I daj mi parę minut - dodał. - Siedem. To szczęśliwa liczba - dodał z kpiną w głosie.

Wzrok Patricka zawierał jakby cień wątpliwości, ale Irlandczyk nie zaprotestował.

Kit rzucił okiem na zegarek a potem, nie zwracając już uwagi na Patricka, zsunął się na dno parowu, jak cień przemknął na drugą stronę i wspiął się do góry.
Zarośla nie były gęste i przemykanie wśród nich bez szmeru nie było trudne. W dodatku płynący niedaleko strumyk hałasował w najlepsze, zagłuszając większość odgłosów. Tylko krzyków dziewczyny zagłuszyć nie zdołał... A jej głos tym bardziej zachęcał, wprost zmuszał do pospiechu...

Światło ognisk pozostawało z boku, a dziewczyna była coraz bliżej... Nagle jej głos umilkł.

Cholera jasna... - pomyślał, przyspieszając nieco i sięgając po Bowie. - Chyba jej nie zabili...

Całą trójkę zobaczył po paru sekundach.

Opis przeznaczony dla czytelników pełnoletnich (czyli powyżej 18 lat...

http://m_ar.republika.pl/Sceny.jpg

Kit stracił parę sekund na wytarcie i schowanie noża, potem z karabinem w dłoni zapadł w krzewach odgradzających go od potoczku. I od strażników pilnujących rybaków. Fosforyzujące wskazówki zegarka poinformowały go, że zostało jeszcze ponad pół minuty.

W tym momencie uzmysłowił sobie, jaki popełnił błąd. Patrickowi było obojętnie, którego strażnika zastrzeli, natomiast Kit... Do swego celu, tego stojącego po "ich prawej", miał nieco dalej...
I mógł tylko żywić nadzieję, że gdy padnie pierwszy strzał to żaden z jeńców nie zerwie się z ziemi i nie oddzieli Kita żywą tarczą od strażnika...

Rozlokował się jak na strzelnicy i wziął na cel strażnika. Teraz tylko pozostawało cierpliwie czekać...


Pierwsze strzały z karabinu Patricka zlały się niemal w jeden.
Bliższy ze strażników padał już na ziemię, gdy Kit nacisnął spust. Z zadowoleniem ujrzał, jak jego cel wypuszcza z ręki kałasznikowa i osuwa się na trawę porastającą polanę. Wycelował w kolejnego Simbę, gdy nagle poczuł, jak ktoś ląduje mu na plecach i zaczyna go dusić.
Kula poszła Panu Bogu w okno...

Gdzieś w podświadomości Kita pojawiła się myśl, że żaden Simba nie może być taki lekki i słaby, ale odruchy warunkowe zwyciężyły...


Nie zwracając uwagi na nieprzytomną dziewczynę Kit zwrócił lufę karabinu w stronę polanki, na której zapanowało istne pandemonium, jako że przez te kilkanaście sekund potrzebnych na rozprawienie się z napastniczką sytuacja na polance zmieniła się diametralnie.
 
Kerm jest offline