Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2008, 13:07   #16
Nimue
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Zaiste paradne widowisko rozgrywało się przed jej wiecznie smutnymi oczami. Patrzyła na walkę jaka odbywała się w tle wymuszonych uprzejmości, pętanych wybuchów gniewu i krępowanych odruchów dumy. Walka była zacięta, bo o nie lada stawkę chodziło. I choć tak naprawdę każdy w głębi ducha uważał, że sam dałby radę, to jednak wmawiał sobie, że w grupie siła. Rozsądek zaczerpnięty ze swojej lub cudzej głowy, nakazywał zmusić się do współpracy. Skąd to wynikało? Czy zawsze działali w pojedynkę? A może przywództwo było dla nich chlebem powszednim?

Spojrzała na ogień w kominku i migocące w lekkim przeciągu świece. Płomienie tańczyły swój niezmienny od tysięcy lat taniec. Cień Detlefa nie drgał wcale. Niski, szeroki kształt był pewny swego miejsca. Może nie był miły i serdeczny, ale chyba najbardziej przewidywalny w swych czynach. Nie sądziła, by mógł trzymać coś w zanadrzu. Choć, kto wie? Grajek? Jego cień wydawał się spokojny, lecz czuła, że to unieruchomienie spowodowane zapewne zawartością flaszki schowanej do tornistra, jest tylko maską, która odgradza go od czegoś, pozwala zapomnieć być może. Bo czy ktoś normalny i mający zdrową duszę, udając się na wyprawę, zaczyna ją od złożenia pijacką niemocą? Cień Ronhaara był dokładnie taki jak on – nieprzenikniony, kiedy się weń wpatrzyła, miała wrażenie, że drgnął , jakby chciał ostrzec – nie wnikaj! Następny cień od razu krzyczał do niej swoją nieczłowieczością. To był Quarsi. Zaciekawił ją. Jednak były jeszcze rzeczy w jej życiu, których nie widziała. Jest jakaś osłoda tego nędznego żywota – poznanie. Spojrzała na alkierz i zgromadzonych w nim biesiadników jakby przez mgłę - wszędzie ciemne, szare istoty, nie mogące żyć bez swych panów i żółtawo-czerwoni tancerze .... Ogień... Może to jest myśl?! Poruszyła się lekko, jej pełne usta rozchyliły się lekko, chcąc podzielić się pomysłem. Zamknęła je spiesznie, gdy głos zabrał Alemir – ten którego cień zmienił się w trakcie spotkania. Na początku zimny, ostry, wyniosły wygładził nieco kształty i zdawał się nie uciekać już tak od pozostałych cieni. Jak długo jednak utrzyma się w ryzach? - Uśmiechnęła się do swoich myśli. Słuchała uważnie. Jak zawsze. Umiała słuchać jak nikt inny. Chciwie chłonęła słowa, szczególnie tych, którzy umierali przed nią. Z nabożnością wręcz przykładała ucho do ust tych, którzy ginęli z jej „ręki”. Miała nadzieję, że zdradzą jej tajemnicę, że odchodząc podpowiedzą jak...

O mało nie parsknęła, gdy dziewka przyniosła czarnowłosemu wodę w kuflu. Kilka dni pracowała w karczmie i wiedziała dokładnie jak traktowano w niej wodę. Naprawdę lepiej by zrobił, gdyby przerzucił się na piwo lub ewentualnie zrobił zapasy w jakimś strumyku za miastem. Może kiedyś mu powie, teraz nie jest chyba odpowiednia chwila. Alemir miał konkretny plan. Iluzja? Chyba czas im coś wyjaśnić.
- Mam na imię Absynth – chyba zapomniała się przedstawić – i... nie jestem magiem. - Wszystkie oczy zwróciły się ku niej. Usłyszała kilka westchnień zniecierpliwienia zmieszanego z pogardą. Niewzruszona ciągnęła dalej:
- Przędę z ciemności to czego zapragnę. Tak, dokłądnie, ZAPRAGNĘ. Nie rzucam czaru, nie wypowiadam zaklęcia. To, czym was łaskotałam, to był włos upleciony z cienia rzucanego przez ten dzbanek – wskazała ręką na naczynie. - Mogę prząść nitki, sznury, liny, zużywając więcej mojego życia, bo inaczej nie da się tego nazwać – siłę i enrgię czerpię właśnie z mojego ciała – mogłabym utkać zasłonę, która przysłoniłaby kogoś w mrocznym miejscu. Obawiam się jednak, że po zrobieniu i utrzymywaniu tego przez dłuższy czas, byłabym przez jakiś czas niczym przeżuty przez krowę mlecz. Przynajmniej ostatnim razem tak było. - Zrobiła przerwę na łyk piwa, jednocześnie zlustrowała wpatrzone w nią oczy i zakodowała te, które z pozoru nie zainteresowały się jej wypowiedzią. - Tak więc nie wyczuję magii i nie sprawdzę magicznych zabezpieczeń. Przykro mi. Mogę za to, otoczyć siebie cieniami czy ciemnością i wejść gdzieś niepostrzeżenie, ale do tego musiałabym znać wnętrze wieży, wiedzieć jak wygląda do niej wejście, gdzie znajdują się lochy... i przede wszystkim, czy jest tam półmrok – to jest kluczowe. Mogę też... Wyobraźcie sobie, że nagle znika wasz cień, a ktoś dostarcza wam wiadomość, że rzucił na was straszną klątwę w wyniku , której stanie się coś drastycznego... W zamian za zwrócenie cienia wystarczy oddać mu tylko malutką przysługę. Nie wierzę, że to nie zadziała. Wieży nie mogą obsługiwać przecież sami mocarze o niezłomnym duchu czy magowie o wszystkowiedzących umysłach. Nie zapominajmy, że miasto ma się kiepsko, jakaś zaraza się szerzy – Alemirze – szczerze odradzałabym ci spożywanie wody w tym mieście – nie wytrzymała jednak i ostrzegła zabójcę. - Ludzie podatni są na wszelkie sugestie – od euforii, po totalną trwogę. Możemy z pewnością to wykorzystać. - Kolejny łyk piwa. - Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz... Miasto Ośmiu Węży... Mamy dwie wieże, nie znam się zbytnio na architekturze, ale czy ktoś kto je zaplanował, nie pomyślałby przypadkiem o jakimś połączeniu między nimi? - Tu popatrzyła znacząco na krasnoluda. - Jeśli tak, może jest gdzieś jakieś wejście do podziemnego tunelu, który je łączy? Nie wiem, nie znam się. Ale wiem, że jest w mieście biblioteka. Nie wiem tylko czy mamy czas na zgłębianie ksiąg z historią miasta i szukanie jego planów... No i nie wiem czy wszyscy umiemy czytać.- dodała z cynicznym uśmiechem. - W każdym razie pomysł naszego szefa – pozwolę sobie wyrazić swoje zdanie, choć ono go i tak pewnie nie interesuje - wydaje się być odpowiedni – dzisiejszy dzień powinniśmy poświęcić na zdobycie informacji. - Miała już zakończyć tę przydługą wypowiedź– ale jakby coś sobie przypomniała – i odsunęła kufel spod ust, nie uszczknąwszy z niego ni kropli. - Jeszcze jedno. - Spoważniała nagle, a jej oczy nabrały dużo smutniejszego, ale i mroczniejszego wyrazu. Gdyby ktoś w nie zajrzał, zobaczyłby w nich coś zgoła innego, niż beztroską duszę piętnastolatki. Jej głos wibrował pośród ciszy okraszanej trzaskającymi w płomieniach drwami. - Nie szukam poklasku. Nie potrzebuję was zachwycać. Nie będę też na siłę wzbudzać w was szacunku do mnie. Mogę pomóc, mój arsenał przedstawiłam chyba dość klarownie. Jak go wykorzystamy? - Uśmiechnęła się lekko. - Oby skutecznie. – odpowiedziała sama sobie pewnym i dojrzałym głosem, który... tak... teraz uderzyć mogło to co bardziej spostrzegawczych – pozostawał w pełnym dysonansie z jej młodym wyglądem. Czy się zmienił? Ani na chwilę. Od początku był taki...
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?

Ostatnio edytowane przez Nimue : 25-11-2008 o 13:17.
Nimue jest offline