Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-11-2008, 16:58   #17
Fabiano
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Pierwszy siedział na przeciwko ich rzekomego przywódcy. Po prawicy miał brata a po lewej kogoś tam. Nie znał jeszcze kim są jego kompani ale od razu nie podobało się mu podejście Anthela. Osoby która od tak dostała zwierzchnictwo. Przyjrzał się mu dokładnie. Niczego sobie. Zresztą nikt tu nie grzeszył zapewne pełną sakiewką. Nawet ten mości wampir. Chcący chyba wyglądać jak szlachcic ale mu się to nie udaję. Może to wina rdzy na koszyku jego broni a może poplamionej koszuli. Zresztą nie ważne, bo przecież róża chodź urodziwa to i w kolce uzbrojona. Po krótkiej chwili, Ben, doszedł do wniosku, że do tej zgrai trochę nie pasują.

Pierwszy wyglądem może nie odbiegał za bardzo od całej innej ludności. Ale już rzadko widuję się skórzane płaszcze. No ale niebywałą rzadkością są skórzaną rękawiczki, czyż nie? No jasne, że nie. Wystarczy wyjść na pierwszą lepszą ulicę na tej zamarzniętej kupie łajna (którą tubylcy zwą miastem), a co najmniej tuzin wsioków, będzie tak samo ubranych. Na nic innego go nie stać, a swoją funkcję spełnia.
Na jego kolanach leżało złożone czarne ponczo, bo nikt chyba nie wie jakiej zimy się spodziewać. Natomiast w dłoniach trzymał długi sztylet i strugał kawałek drewna. Nie z nudów ale i dobrze jak tak se reszta pomyśli. To go relaksuje. Twarz nie wyrażała za wiele. Mina ni to zaciekawionego ni to znudzonego. Policzek był oszpecony blizną, od oka aż prawie po brodę. Bardzo widoczną nad czym Ben ubolewał strasznie. Przez tą cholerną szramę musi więcej płacić za dziewki niż Drugi.
Obiecał bratu, że nie spieprzy tego zlecenia. I obiecał, że wysłucha pracodawcę w ciszy, a komentowanie zostawi jemu. Uff.. udało się, Pierwszy nie odezwał się ani słowem. Nic tylko świętować. Nawet nie zaczął protestować jak to ten cwaniak/kuglarz dostał jakiś pierścionek nadający mu zwierzchnictwo. Czemu właśnie jemu? Niech ma, co mu po pierścieniu?
Nagle jakimś sposobem piwo wyleciało w powietrze. A raczej eksplodowało. Przyczyną tego była pani w popalonych włosach.
- Cholera by Cie paniusiu... - wyrwało się głośno Benemu, po czym wytarł cieknącego krwią kciuka o koszulę. Miał ostry sztylet, to bez wątpienia.
Natomiast pani "och jaka jestem bombowa" nie dała śladu wątpliwości, że łatwo skóry nie sprzeda i zaczęła na dokładkę się przekomarzać z panem "bladym". Wampirem bodajże.
- Czy to nie komiczne? - cicho skomentował w stronę brata Beny - myślisz, że skończą przed zmrokiem? - dodał z uśmiechem na twarzy i oparł się wygodnie oglądając przedstawienie.
Ciekawą postacią natomiast był krótkonogi. Ledwo wystawał ponad stół. A jak karczmarz postawił przed gnomem piwo, to już w ogóle było tylko go słychać i czuć, jakimiś ziłami chyba. Jeszcze ciekawszą, może się zdawać, jego torba. Wiele może skrywać sekretów.
- To mamy już dwóch co z zamkami se radzą. - skomentował cichaczem do brata zaraz po tym jak jegomość gnom i jegomość wampir się przedstawili - myślę zatem, że ja potrzebny nie będę. W tej materii oczywiście. - po czym mrugnął do brata i się uśmiechnął.

Przy końcu monologu Anthela odezwał się Ben.
- Zwą mnie Pierwszym, a na imię mi Beniamin. - mówiąc to wstał i co chwila łypał na brata. Poprawił płaszcz i wbił swój sztylet w stół. - oto moja profesja, nie mam zamiaru demonstrować tego co umiem, jak koleżanka - spojrzał na Sarę. - ale wyjdzie w praniu. To raz.
Podrapał się po słabo ogolonej brodzie.
- A dwa, nie podoba mi się jakiekolwiek zwierzchnictwo. Pierw paniusia co chce jej się w gierki grać. - wspomina słowa białowłosej na temat innej drużyny. - a teraz jakiś kuglarz, albo i nie, wymyśla rewolucję październikową pod koniec, bodajże... listopada.
Wyją wbitego daggera, usiadł i zaczął strugać dalej.
- Nie mam zamiaru uczestniczyć w takim poruszeniu. A tym bardziej bez jakiegokolwiek przygotowania. A jeszcze tym bardziej skoro nikt z nas nie ma o tym mieście większego pojęcia.
Spojrzał na brata.
- No. A ma ktoś pojęcie co to za wieża, w ogolę? Przez kogo strzeżona? Strażnicy, gwardziści, może jacyś zwyczajni opryszkowie... - zastanowił się i dodał po chwili - a może najemnicy? A może wiecie ilu ich jest? A może czy na pewno tam jest? Hmmm... To może wiecie przynajmniej jak tam dojść?
Rozejrzał się po wspólnikach.
- Nie wiecie. A chcecie iść na całego. - stwierdził bez wątpienia. - Trzeba dobrego planu. Na spontaniczną akcje jestem za stary. A cel też jest nie łatwy.
- To Dwa, jak już mówiłem.

Tym razem rozejrzał się po karczmie. Trzech gości oprócz nich. I Karczmarz, który tylko szuka sposobności, żeby podejść i zapytać co jeszcze podać.
- A trzy to, to, że gadacie tu jawnie o wszystkim jak byście byli na odludziu. A Ty... - wskazał nożem Anthela.. - A Ty, wygłaszasz plan, który powinien być bądź co bądź tajny, tak głośno, że przechadzający się pies mógł go słyszeć.
Patrzył dalej wprost na zwierzchnika.
- I tak, ślij barmana po plan miasta. A potem co? Skorzystasz z niego nie wiedząc czy jest nawet podobny? Bzdura człowieku. Lepiej od razu idźmy i powiedzmy strażnikom, wtedy faktycznie szybko trafimy do wieży. O ile nas na miejscu nie powieszą.
Widać było lekkie zdenerwowanie Bena.
- Powinniśmy udać się gdzieś na rozmowę o poważnych sprawach. Jakiś alkierz ewentualnie piwniczka. Pięcioro osób się radzi co i jak, jedna pilnuje żeby nikt nie podsłuchiwał. Takie moje zdanie.

Czekał na reakcję kamratów.
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline