Satanael porzucił smutek gdzieś dalej i spikował w dół stając przed Twym obliczę. Zlustrował Cię oczyma pełnymi nieznanego blasku. -Czeku szukasz tutaj bracie? Nie mamy ani sądu, ani ukojenia.
Odwrócił głowę w stronę Doumy wchodzącego do miejsca pobytu Boga. Niebyła Serafinow, tylko ta sama cisza która tak umiłował anioł. Stanael ścisną mocno twa prawicę, potem chwycił ją jeszcze jedna ręką. Patrzał w oczy, a ostatnia kruszyna światła jutrzenki. -Masz odemnie dar światła które jest mi już obce, Upadłeś, przybyłeś z Asmodeuszem, tak? Plan idzie dobrze?
Dreszcz przeszedł Twe ciało, impuls miliardów igieł od ręki do serca i dalej, by zniknąć.
Kawałek potęgi, dobra i bliskości Jahwe. Satanael przygotował się, aby się wzbić wyżej. -Znajdź Asmodeusza i powiedz mu, że już zbliża się bacz. Nie bacz na inny, oni będą ze mną. Idź bracie za sprawę buntu.
Chciał wzlecieć lecz sama ciemność ściągała go w dół kiedy zaprzedał w Ciebie ostatnie promyki światła. Opuścił głowę na dół, rzucił spojrzenie zbitego psa w kierunku głosu Metatrona i odszedł na piechotę.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |