Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2008, 22:48   #322
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Mercedes

„Witaj drogi przyjacielu. Szeroko rozwartymi ramionami czekam na ciebie, wejdź do mnie... wejdź we mnie!


Mercedes z piskiem opon zaparkowała przed swoją posiadłością nie bacząc na ślady kół na trawniku, po którym zwykle nie wolno było nawet stąpać jej trzódce. To jednak nie miało znaczenia w tej chwili. Jak burza Toreadorka wparowała do domu i zrzuciwszy niechlujnie płaszcz na ziemię, popędziła schodami do swojej pracowni. Była gdzieś w połowie, gdy usłyszała na dole głos:

- Pani, zaczekaj!

- Zostaw mnie!
– odkrzyknęła z furią nie patrząc nawet kto ją woła.

- Pani, znalazłem go! Znalazłem pustelnika!

Zatrzymała się. Niechętnie obejrzała się za siebie. To Simon stał u dołu schodów i patrzył na nią rozradowanymi oczami. Niemal zapomniała, jaki był przystojny... jak na śmiertelnika oczywiście.

- No w sumie, nie znalazłem samego gościa od tego artefaktu czy co to jest... Simon zmieszał się odrobinę, jednak widząc mordercze błyski w oczach Mercedes, pospieszył z wyjaśnieniem – Sporo się jednak dowiedziałem! Starzec mieszka sam, niemal w centrum wyspy, jest pustelnikiem, bo coś tam odpokutowuje. Poznałem jednak faceta, który odbiera jego rentę i raz na miesiąc zawozi dziadkowi zapasy. Wyszło na to, że facet – Kole Uldsson będzie jechał pojutrze, można by się więc z nim zabrać...


Antoine

Podjechali pod dom, który zdawał się tonąć we wszechobecnej ciszy. Ciszy, która jednak miast uspokajać zmysły, uzmysławiała tylko wampirowi, jak wielką pustkę nosi w środku i jak niewiele ma sposobów, by ją zapełnić...

- Antoine... – nieśmiały głos Eleny wyrwał go z otępienia – Bo myśmy nie chcieli cię niepokoić, ale skoro już się zobaczyliśmy, to może poświeciłbyś chwile mojemu bratu? On już kilka dni czeka żeby coś ci zagrać... Ma za tydzień egzamin z gry na fortepianie i bardzo się denerwuje. To naprawdę nie potrwa długo... Zaraz go zawołam do salonu. Zagra co ma zagrać i już. Poczekaj proszę!

...I wbiegła do domu nie oglądając się za siebie. Lasalle’owi nie pozostało więc nic innego, jak przystać na prośbę swej podopiecznej. Bez pośpiechu zdjął płaszcz w holu i podał go kamerdynerowi, po czym skierował się do pomieszczenia z fortepianem. Młodszy brat Eleny pojawił się zaraz po tym, jak Archont usiadł w wygodnym fotelu, miał już na sobie pidżamę, co jednak nie przeszkadzało mu zachować pełnej powagi.

Olson skłonił się sztywno, widać był bardzo zdenerwowany. Zasiadłszy przy instrumencie odetchnął kilka razy głęboko, po czym zaczął grać.

[MEDIA]http://www.youtube.com/v/Y9mQmgIhx2M&hl=pl&fs=1
[/MEDIA]
Koniec prezentacji chłopak obwieścił donośnym uderzeniem w klawisze. Z rumieńcami na policzkach spojrzał teraz w stronę Antoine’a i odezwał się nieśmiało:

- Kiedy Dziadek był tu ostatnim razem, powiedział, że jeśli nauczę się koncertu Griega a-moll, pan się ucieszy. Wiem, że gram jeszcze trochę nieporadnie, ale chciałem podziękować właśnie... że nas pan zaprosił do siebie.


Karol

W oczach Marry pojawiły się znajome, zapowiadające wybuch błyski. Zeskoczyła gwałtownie z marmurowej płyty i wyprostowała się naprzeciwko Karola. Zamiast jednak uderzyć pięścią w nagrobek czy choćby rzucić garścią mięsa, wampirzyca uśmiechnęła się szeroko, drapieżnie.

- Nic już do ciebie nie mam, przyjemniaczku. Nic a nic. Ot potrzebowałam strwonić trochę czasu przed jutrzejszym piekiełkiem. Teraz jednak czas się pożegnać, może zdążę na palenie jakiegoś Malkaviana w mieście? Trzeba przyznać, że Reykiawik to bardzo rozrywkowe miejsce. Nic to. Buziaczki!

Przyłożyła dłoń do ust i posłała namiętnego całusa w kierunku Nosferatu... i już jej nie było. Chyba nawet nie wyciągnęła kamienia, a jednak zniknęła błyskawicznie tak, że Lipiński ledwo wychwycił smugę zmierzająca ku wyjściu z cmentarza.

Został sam, sam ze swoimi myślami. Musiał przygotować się do jutra, musiał się zabezpieczyć... tylko jak zapobiec temu, co nieznane?


Shizuka

Nożownik uśmiechnął się tajemniczo i tylko skinął głową, słowem nie komentując wypowiedzi Toreadorki. Co chciał jej przez to obwieścić? Jak miała interpretować ten skąpy gest?
Mówi się, że to Japończycy zwykli być oszczędni w okazywaniu uczuć, widać nikt nie przyrównywał do nich ten oto ewenement. Przy Toreadorze japoński naród zdawał się aż kipieć ekspresywnością.

Szli równym tempem, szli w milczeniu. Wydrążone w śniegu ścieżynki wiły się pod ich nogami to w jedną to w drugą stronę... Wreszcie, gdy Shizuka miała zadać najbardziej irytujące pytanie pod słońcem „Czy daleko jeszcze?”, Nożownik skręcił w jedną z mniej uczęszczanych odnóg, za zaś doprowadziła ich wprost do... kościółka.


Poza typowymi dla świątyń chrześcijańskich witrażami oraz kilkoma krzyżami, budynek nie miał żadnych ozdób. Nic w jego zewnętrznym wyglądzie nie wskazywało na „niezwykłość” wiernych, którzy tutaj uczęszczali. Co mogło być wyjątkowego w takim miejscu?

- Ja nie... – zaczęła już tłumaczyć Arakawa, chcąc wyjaśnić towarzyszowi, że to nie jest jej religia, lecz ten przerwał jej ruchem dłoni.

- Wejdź do środka. Ja poczekam tutaj. Jeśli nie znajdziesz tam nic ciekawego dla siebie to po prostu wejdziesz i wyjdziesz, dobrze?

Co miała powiedzieć? Przeszli taki kawał drogi, więc w sumie mogła zobaczyć wnętrze świątyni. Ukłoniła się lekko, po czym podeszła do wejścia.

Zewsząd otaczała ją błoga cisza, niezmącona nawet przez odgłosy miasta. Tylko drewniane drzwi skrzypnęły, gdy przekraczała próg świątyni. Rozejrzała się niepewnie poszukując wzrokiem czegoś, co mogłoby ją zaciekawić.

Wnętrze kościoła nie było jednakże ani dziwaczne, ani specjalnie zdobne. Było jednak niezwykle ciepłe. Miejsce to stanowiło prawdziwy pomnik wiary i nie trzeba tu było ani strojnego ołtarza, ani pięknych obrazów, by czuć, że jest się blisko boga, który kocha wszystkie swoje dzieci...

W środku były dwie osoby: jakiś wierny modlący się w pierwszym rzędzie oraz przysłaniający jego sylwetkę, stojący pośrodku świątyni ksiądz. Starszy już duchowny rozjaśnił się na widok Shizuki i podszedł doń bliżej, dzięki czemu mogła lepiej zobaczyć sylwetkę modlącej się osoby. Biały kolor szat, jakby postać ubrana tylko w koszulę nocną, chwila... to przecież był jeden z Dżejów, jeden z Malkavian!

- Witaj dziecko. – uwagę jej przekłuł stojący teraz blisko duchowny – Jestem ojciec Munk, a ty... zbłądziłaś, prawda?

Człowiek uśmiechnął się smutno, a w jego oczach Shizuka dostrzegła prawdziwie rodzicielską troskę.


Alex

To był genialny plan z tymi Nazistami! Jeśli dodatkowo Portman zrobił swoje, to nie trzeba było się martwic mediami. Dziennikarze będą mieli wyżerkę przez dobry tydzień.

Nie był to jednak jedyny plan, który tej nocy zrodził się w głowie Brujaha.
Właściwie poczuł się dużo pewniej. Został przedstawiony księciu, dostał od niego zadanie i spisał się na medal. Teraz nikt nie miał prawa go olewać. Zresztą... niech tylko ktoś spróbuje!

Pełen werwy Donovan wrócił do meliny „Wampirów”. Czas zrealizować jeszcze jeden pomysł... czas się zabawić!


Artur

Jechał swoim samochodem opustoszałymi ulicami. No tak, zimno, mokro, noc... komu chciałoby się wychodzić o tej porze? Właśnie miał zjechać z głównej drogi, by skierować się w stronę Elizjum, gdy dostrzegł opartą o futrynę sklepową kobietę z papierosem.


Choć nie patrzyła w jego kierunku, zatrzymał się początkowo sam nie wiedząc czemu. Wpatrywał się uważnie, szukając w kobiecie przyczyny swego zainteresowania. Było zimno, a ona... nie miała szalika. Tak właśnie, jej szyja była odsłonięta... Naga szyja...

Artur poczuł jak coś ściska go w środku. Wreszcie pojął.
Czuł... Głód.

Nagle odezwał się dźwięk jego telefonu komórkowego, budząc go z dziwnego otępienia. Co chciał zrobić? Co przed chwilą czuł?
Wciąż nie umiejąc pozbierać myśli, przyłożył słuchawkę do ucha.

- Witam, sir. Tu Sing z tej strony Artur nawet bez przedstawienia się poznałby dziwny akcent kamerdynera księcia – Książę Aligarii pragnie, by zjawił się pan w jego posiadłości i odebrał pewną wiadomość dla niego. Niestety, priorytet nie został określony, choć przypuszczam, że to sprawa raczej pilna.



Robert

W rozmyślania Aligariego, w mary jego przeszłości, o której nieraz tak bardzo pragnął zapomnieć, wdarło się pukanie do drzwi.

- Sir, czy mogę? – usłyszał głos swego kamerdynera.

- Tak, wejdź.

Sing ukłonił się przekroczywszy próg gabinetu, po czym z kamienną twarzą rzekł:

- Przekazałem wiadomość telefonicznie panu Portmanowi, niestety z panem Lipińskim nie byłem w stanie się skontaktować. Chciałem dowiedzieć się, co wobec tego mam czynić. Niestety, miejsce pobytu pana Karola nie jest mi znane. Poza tym mam wezwanie dla pana.

- Wezwanie?

- Tak, sir Roland, kazał mi, tutaj zacytuję: „wezwać do siebie księcia na dywanik”.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline