Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-11-2008, 23:05   #15
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Czekał na Janę. Wszyscy na nią czekali. Była ładna, ba, niezwykle ładna. Piękna. Jako Toreador całą swoją rzemieślniczą jaźnią pragnął piękna. Pięknej kobiety, pięknego dzbana, pięknej gwiazdy. Jakże tego radującego eliksiru było mało! Jeszcze ludzie zaś, pospołu z wampirami, niszczyli te okruchy, które dawały coś więcej niż tylko błyszczącą w oku iskrę.

Wreszcie przyszła pokazując dobitnie, że prawdziwe piękno jaśnieje tym większym blaskiem, im mniej jest osłonięte. Edward widział, jak Krystynkę trafiał szlag i jeżeli czegoś żałował w tym zakresie, to jej skopanego pieska. Nawet taka ohyda nie zasługiwała na wściekłego kopniaka od Krystyny, po którym znalazł się otumaniony pod ścianą. Jana. Kiedy Jana usiadła przy nim czuł się, jak sam mistrz Fidiasz przy posagu Pallas Ateny, o którym mówili mu profesorowie Uniwersytetu Neapolitańskiego. Przynajmniej tak sobie wyobrażał szczęście artysty na widok cudownego dzieła. Pomyślał, ze nie miałby nic przeciwko temu, żeby przypadkiem poluzowało się skromne ramiączko od jej kusej sukni. Krystynę pewnie strzeliłby piorun zazdrości, a cala reszta, z nim samym na czele, miałaby jeszcze większe pole do podziwu.

- Wypijmy! – Książę wznosił toast.
Kielich napełniony serdecznym napojem prosto z piersi ofiary rozgrzewał żyły.
- Tak, Vita, poezjo wampirów, owocu przynoszący kolejne dni istnienia. Jekżeś słodki oraz gorzki zarazem. Kocham cię, nienawidzę cię, potrzebuję cię. Jak my wszyscy.

- Częstujcie się ! - W zapraszającym uśmiechu wojewoda odsłonił okrwawione kły. - Szanowny Edwardzie zapewne słyszałeś o drobnych problemach nękających ma ziemię - zwrócił się jowialnie do siedzącego na przeciwko Toreadora. - Dzisiejszej nocy z zamku na łowy wyruszy mój syn wraz z moimi zaufanymi sługami, myślę, że dobrze Ci zrobi takie małe polowanie. Zrobisz coś co bardziej przystoi mężowi, niż smętne wpatrywanie się w gwiazdy.

- Księciu się nie odmawia – myślał melancholijnie przypominając sobie gwiazdy. - Pijemy. Do dna, dopóki każda kropla purpurowej barwy nie zostanie wysączona. Książę wznosi, wszyscy piją. Książę mówi, wszyscy słuchają. Petrowi się nie odmawia. Nawet dumna Krystyna jakby kurczyła się pod jego władczym spojrzeniem.
- Pij książę, zapraszam – usłyszał. – Częstuj się. Nikt nigdy nie wyszedł niezaspokojony po uczcie wydanej przez pana na Strachowie.
-Juści – zastanawiał się patrząc w czoło wojewody. Źrenice pana zamku były zbyt silne, zawierające za potężny ładunek energii, by mógł spojrzeć w nie wprost. Ale gdy patrzył w czoło, jego oponentowi wydawało się, że skupia się na oczach. Prosty trick, potrafił zaś przynieść wiele pożytku i zaskarbić trochę szacunku. Zaraz jednak odwrócił się w bok sięgając do ręki stojącej obok służącej w czerwonej sukni. Przerażona twarz kobiety oraz nacięty nadgarstek, z którego popłynęła czerwień.


Edward wzniósł kielich:
- Za naszego gospodarza – wypił, po chwili jednak szybko zalizał ranę na ręce kobiety, która oddychając drżąco odsunęła się w kąt.
- Dziękuje, książę, to miło z twej strony – Peter skrzywił nieco wargi. Złośliwie, ironicznie? Któż to może wiedzieć.
- Jestem ci niezwykle zobowiązany za propozycję wyruszenia na ową wyprawę. Rzeczywiście gwiezdne szlaki są piękne, ale nawet my, Rzemieślnicy, nie potrafilibyśmy zastąpić patrzeniem w nie wszystkich innych spraw. Wyczułeś to z godną podziwu intuicją, jak na wielkiego włodarza przystało, który chce zapewnić właściwą gościnę przybyszowi – grunt to zachowanie pewności siebie oraz nieustąpienie nawet na trochę. Grali obydwaj. Pan na Strachovie miał atuty, Edward blotki, ale sama gra także była coś warta. Może dlatego wojewoda przyjął zbiegłego księcia w gościnę, żeby móc z kimś porozmawiać, kto kiedyś rządził wampirzą dziedziną. Okazanie się lepszym od byłego księcia mogło być dla Petera ekscytujące i po prostu przyjemne, a wykorzystanie go w swoich sprawkach dodawało niezbędnego smaku. Przynajmniej Toreador tak myślał, choć któż mógłby ogarnąć myśli Petera. – Chętnie wyruszę z pańskim synem, choć, może by zwiększyć nieco szanse powodzenia naszego polowania?
- Masz, książę, jakieś propozycje
? – Uprzejmie zainteresował się Peter.
- To tylko drobne sugestie, które pan na tych włościach zawsze może zawsze odrzucić.
- Owszem, ale zawsze to miło usłyszeć zdanie kogoś, kto nie skupia się wyłącznie na bezmyślnym potakiwaniu.
- Czy nie uważasz wojewodo, że to miły widok
? – Wskazał na Janę rozmawiającą właśnie obok z Krzywonosem.
- Cóż więc, jeśli nawet?
- Wspomniałeś, ze oprócz mnie w likwidacji owych drobnych niedogodności, wziąłby udział twój syn i kilkoro służby. Co powiedziałbyś także na udział Jany? Biorąc pod uwagę dzisiejszy nastrój Krystyny można się obawiać, że chciałaby wyrządzić Janie jakiegoś psikusa. Z tego co mi wspominano, panna Vitova jest gościem niejako gwarantującym pokój. Może na wszelki wypadek wyjąć Janę z dość bezwzględnych rąk wojewodzianki? Dodatkowo, jeżeli wojewodzie Krzywonos sprawowałby nad nią nadzór, byłaby to nie tylko dla niego dobra lekcja, ale uniemożliwiłby jej ewentualna próbę rezygnacji z gościny na zamku Strachov. Dodajmy, że jej obecność mogłaby wzmocnić siłę grupy.
- Co prawda książę nie wiem co ta Rzemieślniczka mogła by wnieść do drużyny, oprócz swej niezaprzeczalnie ładnej buzi, ale jestem dzisiaj hojny niech tak będzie
.
Petr zniżył głos
- Masz racje drogi Edwardzie, iż, jak to nazwałeś, imć Vitova jest gwarantem pokoju z moim ,jakże uciążliwym, sąsiadem, dlatego tez, jeśli choć włos spadnie z jej pięknej główki, ty za to zapłacisz ...całą głową - po czym uśmiechnął się jowialnie. - Nigdy nie zrozumiem Was Rzemieślników ...
Upiwszy kolejny łyk vitae z kielicha:
- Skoro nasza nadobna Jana tak przypadła Ci do gustu, mam propozycję. Jeśli wasza wyprawa się powiedzie, otrzymasz ode mnie to piękne dziewczę w prezencie. Co z nią zrobisz, to już Twoja sprawa.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 03-12-2008 o 13:26.
Kelly jest offline