Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-11-2008, 21:09   #24
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
Jakby tu…
Skonfundowana Galia siedziała w fotelu nie spuszczając wzroku z Nosferatu. ~~Piękna i Bestia~~ przemknęło jej przed głowę. Po raz stutysięczny ósmy strzepnęła z futrzanej etoli niewidzialny pyłek. Wszystko to razem stanowiło nieco niepokojący scenariusz. W wyjątkowym jak na nią skupieniu wsłuchiwała się w głos starego wampira.
Koteria, morderca, Rei, jutro, wieczór, Golden Gate.
Młode, piękne umysły.
Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że jest w tym wszystkim coś więcej. Że Thobias być może niechcący, a może i celowo, nie podzielił się z nią wszystkimi z posiadanych informacji.

-Naprawdę przyjemnie by mi było podziwiać pani nogi, niestety mam masę obowiązków. Niech pani nie pozwoli się zatrzymywać takiemu staremu Nosferatu jak ja.

Spławił ją?!
Gdyby miał choćby kilka lat mniej, gdyby był choćby mnie ważny. Albo chociaż był odrobinę mniej Nosferatu, byłaby mu powiedziała, co myśli o jego zachowaniu. Jednakże Bartholomeo Thobias był dokładnie tym, kim był, nie pozostało jej nic innego, jak pożegnać się chłodno i zachowując resztki godności pozwolić odwieźć się do domu dyniowym autem.

*

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=uYSULkXcVYw[/MEDIA]

Samochód Thobiasa odjechał dobrych kilka chwil temu, lecz Galia ani drgnąwszy stała ja skraju chodnika i urzeczona przypatrywała się imponującemu neonowi reklamującemu The Burlesque. Długowłosa, wymachująca nogami dziewczyna i migoczące, tworzące napis lampki. Zupełnie w starym stylu. Nie był on może tak zapierający dech w piersiach jak oświetlone skrzydła reklamującego Czerwony Młyn wiatraka, ale… cóż w dzisiejszych czasach mogło się równać z tamtym przepychem? Ostatni kilkadziesiąt lat pozbawiło Velvet większości najważniejszych dla niej kiedyś rzeczy. Dawne suknie nie wytrzymały próby czasu i niezliczonych podróży z jednego końca świata w drugi. Ba, upływ czasu pozbawił ją nawet dawnego imienia, które niegdyś w Paryżu wywoływało drżenie męskich serc i wściekłą zazdrość kobiet. Imię – znak firmowy, bezpośrednio kojarzący się ze spływającą spod sklepienia huśtawką. Z brylantami. Z podziwiającym ją tłumem.
Westchnęła.
Kolejna noc we Frisco miała się ku schyłkowi.


Gdy weszła do Burleski, Amanta Palmer właśnie kończyła swój występ. Świetnie pasowała do profilu klubu. A zwłaszcza do stojącego piętro wyżej łoża, jak zwykła podkreślać Velvet. Hermafrodytyczna szansonistka, a zwłaszcza jej pełna chemicznych „udoskonaleń” krew, idealnie wpasowywała się w gusta właścicielki The Burlesque. Tak przynajmniej sądziła do chwili, gdy następnego wieczora nie wiadomo który raz zbudziła się w stanie, który śmiertelni zwykli określać kacem.
Czym jednak był ów fakt wobec majaczącej na horyzoncie przygody?
To właśnie powtarzała sobie, gdy prowadzony przez Myersa czarny, do złudzenia przypominający karawan, chrysler cruiser zbliżał się do wjazdy na Golden Gate. Miejsca, gdzie wszystko miało się zacząć.
 
hija jest offline