Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-11-2008, 00:43   #219
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
"HiHihihiHIHIhiHIhiHIHIhihiHIhiHIHIIHIhiHIhiHIHIhi hiHIhiHIHIhiHIhiHIHIhihiHIhi"
Goniło cię. Tak jak Twój cień. Jak stąd wyjść?
- Nie da się. Nie puszczę cię! - usłyszałaś tuż za swoim uchem. - Nie odejdziesz już nigdy i nigdy i nigdy.
Odwróciłaś się, a ONA stała tuż przed tobą chichocząc. A raczej ty. Twoje odbicie.
- Nie puszczę, nie puszczę, nie puszczę - powtarzała jak małe dziecko i przytuliła się do ciebie - jesteś mną, a ja tobą. Zostaniemy tu razem na wieki. I nasze siostry też!
- Nie puścimy, nie puścimy.
- wtórowały jej kolejne "ty" wychodzące z lustra. Jak armia. Pierwsza z nich, trzymała cię zbyt mocno w objęciach, jak lalkę, a potem niespodziewanie pchnęła cię w stronę ściany. Kiedy myślałaś, że to jedyny moment, żeby uciec, przerwać ten koszmar, nagle ściana nabawiła się kilkunastu dłoni, które wciągnęły cię do jej wnętrza. Słyszałaś tylko szum ciągle wypowiadanego "nigdy nigdy nigdy" i zrobiło ci się ciemno przed oczami.

A kiedy znów je otworzyłaś, było ci tak strasznie niewygodnie. Jakoś brzuch tak ci spęczniał, a ręce jakoś wygięły się tworząc okręgi, tak zaraz koło ramion. Głowa sprawiała nieprzyjemne wrażenie osobnego elementu od reszty ciała. Ani się poruszyć, ani powiedzieć. Nawet po nosie nie mogłaś się podrapać - inna sprawa, że miałaś wrażenie jakby przybrał kształt kulki doklejonej do czubka głowy.

- Caspianie... - usłyszałaś cichy, matowy głos.
- To ty...? - Caspian wcale nie był uradowany.
Spojrzałaś w stronę rozmawiających. Wyraźnie widziałaś salonik, ten co w nim wczoraj "prawie piłaś" herbatkę. Drzwi właśnie zamykał młody blondyn, podobny do Celestina jak dwie krople wody. Caspian wstał z kanapy, porzucając niedbale książkę. Stanął do ciebie plecami, co nie pozwalało zobaczyć jego miny.
Mierzyli się chwilę wzrokiem. Jakby rozmawiali nie korzystając ze słów. Dokładnie wiedzieli, co myśli drugi. Czego pragnie. Co chce wyrazić. Ten spod drzwi zrobił dwa kroki w stronę gospodarza, który cofnął się do tyłu.

- Muszę wybrać nowy płaszcz, więc przyszedłem najpierw do ciebie. - w jego głos zrobił się ciepły i pełen napięcia, wymagający uwagi. W oczach czaiło się pragnienie. Cała jego postać zdawała się przyczajona do skoku. Jak Tygrys, osaczał najpierw swoją ofiarę, by potem...
- Nie teraz, mam gości... - Caspian cofnął się jeszcze o krok. To ostatnia deska ratunku. W jego głosie pobrzmiewała ewidentna prośba, ale wypowiedziana bez wiary w rezultat.

Pseudo-Celestin uśmiechnął się w taki bardzo źle zwiastujący sposób. Jakaś złośliwość i chęć zranienia zagościła iskrą w jego wzroku.
- W takim wypadku będziesz musiał mocniej wgryźć się w poduszkę. Nie ja jestem tym, który hałasuje.
I podszedł jeszcze bliżej. Tak blisko, aż na granicę dotyku. Jakby drażniąc się z drugim mężczyzną. Czuli swoje oddechy na twarzy. Pseudo-Celestin uchylił lekko usta, i przesunął dłonią wzdłuż swojej szyi. Kusił i dręczył. A dobrze wiedział, co najbardziej działało na Caspiana. Ten starał się nie poruszać. Zagryzł zęby i zamarł. Nie mógł przecież tak po prostu ulec. Choć było ciężko. Mimo, że wbił wzrok w drzwi, dokładnie widział, jak palce drugiego mężczyzny powoli śledzą obojczyki pod jasną skórą. Czuł jego oddech tak blisko. Ciepły ogrzewał jego własną szyję. Drażnił się z nim! Bezczelnie drażnił się, dalej stojąc tak blisko, a jednocześnie nie dotknąwszy Caspiana. Preudo-Celestin otworzył szerzej oczy i opuścił rękę, widząc że to nie działa na drugiego mężczyznę. Zagryzł wagę. Cała twardość wzroku i złośliwość gdzieś wyparowała, zastąpiona goryczą, smutkiem, prawie przerażeniem. Przed chwilą zdawał się jeszcze panować nad sytuacją, teraz prawie się rozpłakał. W akcie rozpaczy zarzucił ręce na szyi Caspiana i przywarł do niego ściśle.

- Nie opuszczaj mnie - szeptał mu prosto do ucha. - Nie opuszczaj! Słyszysz? Nie pozwalam!
- Orfeuszu... -
zauważyłaś, że Caspian uniósł ręce, aby przygarnąć blondyna do siebie, ale spojrzał w stronę drzwi pokoju gościnnego, lekko uchylonych i zrezygnował. Ofr zwykle bywał marudny i ciągle miewał zachcianki. Roszczenia. Przepełniała go zazdrość tak wielka, że niewiele osób dopuszczał bliżej do Caspiana. Ale tym razem musiało się zdarzyć coś nieprzyjemnego. Nawet na Ofra taki atak rozpaczy to było coś rzadkiego. Ale nie oznaczało to, że należy go rozpieszczać ciągle i bez przerwy.

- Nie przesadzaj. Przecież nic takiego nie robię. Tylko że goście...
- Nie chcę słów maskujących niechęć! -
rzucił głośno i rozpaczliwie Orefusz, odsunął się od Caspiana, jednym z rękawów zasłonił twarz, i jedynie widziałaś oczy pełne żałości. - Trzeba mnie było od razu...! - słowa zgubiły mu się gdzieś w drodze. Odwrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia. Teraz Caspian zasłonił lewą dłonią twarz i nie zwracając już uwagi na uchylone drzwi, rzucił się do drzwi i otwierane, zatrzasnął wyprostowaną dłonią. Po czym pocałował Orfeusza. Długo, głęboko, z pasją.

Po czym przygarnął go do siebie. Pozwoli zgubić się mu w swoich ramionach.
- Nie wiem, co się stało, ale nie słuchaj innych. - szeptał coś do ucha, kiedy tamten chciał się wyrwać. - Wierz mi. Tylko mi. Przecież wiesz, że nie mogę kłamać.
Orfeusz chciał zaprzeczyć.
- Klątwa. Nie mogę kłamać przez klątwę. Przecież wiesz.... - kolejne słowa zgubiły się w szepcie.

- No, no, no, jak mnie nie było, to widzę, że sobie nieźle folgowaliście.

W drzwiach "pokoju gościnnego" pojawiła się Margot. Jej uśmiech zdawał się być wyjęty z nocnego koszmaru. Ta słodkość i sarkazm - każdy pragnąłby ją za to uśmiercić.
Caspian westchnął, co miało znaczyć "A nie mówiłem". Orfeusz wyrwał się z jego uścisku i prawie z pięściami rzucił się w stronę monteńki, Caspian jednak twardo trzymał go za nadgarstek.
- Nie podgrzewaj i tak już trudnej sytuacji, jakbyś mogła Margot. - zwrócił się do niej twardo patrząc w drzwi.
- TY POKRAKO! - Orfeusz wyglądał jak wściekły pies na mocnej smyczy. Mięso, jakim rzucał w stronę dziewczyny, nie nadawało się nawet do słuchania.
- I jak mogłabym mu nie odpowiedzieć? - zasyczała paskudnie w odpowiedzi. - Na przykład opowiadając mu o naszych wspólnych...
- Przestań, widzisz, że to wcale nie pomaga.
- Ty głupia wiejska kozo!
- ...wieczorach spędzonych na...

I w tym momencie nagle upadłaś z łomotem na podłogę. Wszyscy spojrzeli na ciebie zaskoczeni.
- No jak zwykle wejście smoka. - skomentowała Margot niezadowolona, że Orfeusz stracił zainteresowanie w pokojowej wymianie zdań.

Spojrzał z wyrzutem na Caspiana. DWIE kobiety w jego domu. Jedna to jego największy wróg, drugiej co gorsza nie znał.
- To może ja zrobię herbaty? - gospodarz puścił dłoń blondyna, jednak ten splótł swoje palce z jego. Caspian zdał sobie sprawę, że tak łatwo nie pozbędzie się zazdrości. Westchnął i przyciągnął niespodziewanie Ofra do siebie, przywarł do jego pleców zaplatając mu dłonie na pasie. Zaznaczając jasno i wyraźnie łączącą ich relację. Po czym oparł czoło na jego łopatce.
- Mogę przynajmniej tyle zrobić? Czy chcesz sprawdzić, czy w kuchni nie ukrywa się jeszcze jakaś kobieta? - szepnął mu tak, żeby inni nie słyszeli.
- To wy się pozbierajcie, a my zrobimy herbatę. - autorytarnie zadecydował Orfeusz i pociągnął Caspiana do kuchni.
- Tylko nie róbcie tego w kuchni. Chciałabym jeszcze zjeść śniadanie zanim uraczycie mnie zestawem jasnych do rozpoznania dźwięków. - rzuciła z przekąsem Margot pomagając ci podnieść się z podłogi. Ofr wystawił jej język, prezentując koczyk w języku i znikając za drzwiami.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline