Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-12-2008, 15:37   #456
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Jak na kogoś, kto dotychczas nie brudził sobie rąk walką, Levin okazał się zaskakująco skuteczny. Mógł mieć oczywiście na to wpływ artefakt jakim się posługiwał... jednak i tak chudy amator kapusty, kalafiora, brukselek i inszej zieleni, poradził sobie całkiem sprawnie. Szkoda, ze tak efektowne starcie zepsuł szpanerskim młynkiem (w dodatku rozbrajając się), ale co tam, nikt nie jest doskonały.
– Obracaj szybciej palcami, to kij Ci nie wypadnie. Ork szepnął druidowi. Gdy ten spojrzał na niego swymi niewidzącymi oczyma ork raz jeszcze pokazał mu uniesiony kciuk. Następnie wskazał na leżące jaszczury, uniesiony kciuk, uśmiechnął się, wskazał kolejnego przeciwnika. Ten był dużo większy, dużo agresywniejszy, groźniejszy, brzydszy... a Levin postanowił z nim rozmawiać. ROZMAWIAĆ?!?&^$ (uniesiony kciuk, ale już raczej jakoś tak... niepewnie)
Efekt był oczywiście taki, że stwór zaszarżował z dzikim wrzaskiem. Chłe chłe chłe. Nie znał się na dzikich wrzaskach. Barbak mógł z dumą przyznać, że jego znajomość dzikich wrzasków była dużo większa.
Problem polegał na tym, że celem szarży nie był Levin a Barbak (kciuk opuszczony)

[sztrrrr]

[brzdęk]

Strzała wypuszczona w mgnieniu oka, odbiła się od tarczy reptiliona. Barbak zgrzytnął i zamierzał już nałożyć na cięciwę kolejny pocisk gdy Druid po raz kolejny go zaskoczył. Oddał mu Żywy Ogień. Znaczy się kawałek kijka. Z początku Barbak nie wiedział czy winien sobie nim pogrzebać w zębach, czy podrapać w... gdzie indziej. Patyczek jednak (za sprawą zapewne jakiejś sztuki magicznej) zmienił się w pokaźnych rozmiarów miecz. Wielki Miecz, Magiczny Miecz, Wspaniały Miecz.
Takie miecze, miewali zazwyczaj Wielcy Wojownicy, Wspaniali Wojownicy, czasem też Magiczni Wojownicy. Ork cieszył się, że nie był jednym z nich bowiem wyżej wymienieni zazwyczaj bardzo szybko kończyli swoje żywota, a głównym tego powodem był przypadłość znana jako zatrucie metalem. Innymi słowy zanim taki Wielki Wojownik stanął na polu Chwały i całemu światu obwieścił jaki to jest Wielki i Wspaniały, kończył ze skrytobójczo wbitą strzałą, sztyletem etc.

Tak czy inaczej, Barbak miał teraz miecz. Miecz? Ostatni raz używał broni siecznej w czasie walki z Bladolicym i miał pewne obawy co do swoich umiejętności. Cóż było jednak robić? Dostał miecz i jego przyjaciele pokładali w nim pewne nadzieje... zapewne łączące się z tym, że Ork winien wytrzymać dostatecznie długo dając im czas na ulotnienie się z groty. Ork kątem oka poszukał pyłu jaki już pewnie wznosił się za umykającym Levinem.

W tym czasie jednak jaszczur natarł, a orkowi nie zostało nic innego, jak tylko szybko przypomnieć sobie jak wywija się brzytwą.
Miecz półtoraroczny, bowiem kształt takiego przyjął w orczych dłoniach Żywy Ogień ma tę zaletę... że jest półtoraręczny. Można nim swobodnie operować tak jedną jak i dwoma rączkami. Pozostawała zatem pewna nadzieja, ze Barbak będzie mógł wykorzystać w walce swoją wredotę.
CHŁa! Błysnął jednym ze swych głęboko skrywanych talentów i przyjął pierwsze cięcie. Postawił sobie za zadanie powstrzymywać jaszczura tak długo, jak długo jego przyjaciele będą się wycofywać. Coś niematerialnego, co w obliczu znikniętego rakaszy było zapewne właśnie nim, taszczyło kości wraz z szablą na zewnątrz groty. Levin winien doskonale odnaleźć się w roli wycofującego się, więc o niego Barbak się nie obawiał. Martwił się natomiast, iż Fungrimm może wybudzić się z odrętwienia (w jakie ostatnimi czasy zwykł wpadać) i wpaść na genialny pomysł znalezienia swej chwalebnej zagłady w tej grocie.
Ponoć już raz tu zginął. Babrak miał nadzieje, że karzeł odłoży swe plany na później.
UCH! Kolejna zastawa okazała się być skuteczna. Barbak Zamłynkował i kontynuował walkę, utrzymując ją w klimacie filozofii „nie umierania” i „bycia tam, gdzie nie ma ostrza przeciwnika”.

W końcu przyjaciele wyszli z groty, a on mógł się bezpiecznie ewakuować. Mógł też raz jeszcze zabłysnąć swym talentem oratorskim.

Zdolność polimorfii pozwalała mu nie tylko przybierać dowolne kształty, ale także wydobywać z siebie dowolne odgłosy nie koniecznie przy tym zmieniając samego siebie. Gdy po raz kolejny ostrze topora spotkało się z ostrzem Żywego Ognia, Ork naparł na przeciwnika z całych sił, i wydobył z głębi siebie prawdziwy ryk. W połączeniu z talentem i darem Wojownika Światła wydobył z gardła prawdziwy smoczy skowyt. Miał on na celu odwrócenie uwagi przeciwnika, by on mógł dokończyć działa i ściąć do jednym płynnym cięciem.

Bez względu na to czy mu się uda czy też nie, Barbak postara się ewakuować z jaskini możliwie szybko.

****

Gdy udało im się wydostać z groty, Ork podszedł do druida.
– Bierz Majcher. Dzięki. Następnym razem to Ty grasz rolę Rozpruwacza a ja Mediatora. Ork spojrzał w górę. Nad ich głowami rozgrywała się piękna, powietrzna walka. Kejsi najwyraźniej była nią oczarowana... i Barbak się temu nie dziwił. Jednak dwa walczące smoki nad głowami i kohorty jaszczurek za plecami, nie stawiały ich w komfortowej pozycji.

– Zwróćmy Ast’owi jego szabelke. Powiedzmy mu, że śpi snem sprawiedliwych pod jakąś samotną osiką. I bierzmy się do roboty! Mamy kilka co poważniejszych demonów do zaciukania, a czas nagli..!
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline