| - Cóże ci, Dmitrij? - zmarszczyła się Tatarzynka. - Zali ty...
Nie skończyła, gdyż Bończa podszedł do nich i rzutu Kozakowi pogratulował.
Obaczył, kto nożem cisnął - pomyślała, ale nie zdało się jej, aby Litwin miał jej mały figielek imć Głodowskiemu wykręcony popsować. - Myśmy się gdzieś już nie widzieli ? Pod Ochmatowem może ? A może za Pawluka czy pod Perejesławiem za Fedorowicza ? Tak mi się waszeć z gęby do kogoś bardzo podobny wydajesz, jeno jakbyś za młody trochę. - zagadnął Zaporożca mości Bończa, twarz Dmitrija bacznie lustrując.
Tatarzynka klepnęła Litwina w ramię i poratowała jego dziurawą pamięć. - A mówią, że i podobny, toć to Dmitrij Czornyj, Hryćkowy syn, ociec jego atamanem był...
I złą miał śmierć - pomyślała, ale nie dokończyła. - Dmitrij, poznaj mości Jacka Bończę, żołnierza zawołanego i zacnego szlachcica, krajana mojego, bo i on takoż z Litwy ród wiedzie. Mości Jacek w potrzebie, o której już ci rzekłam, uczestniczy i... ale co tak gwarzyć będziemy na sucho pode karczmą jak pachoły, pod dach chodźmy.
W karczmie Nuszyk rozparła się wygodnie na ławie i krzykiem popędziła Żyda do usługiwania. Kiedy Żydzina, łapiąc się za brodę i pejsy, bo pora już była późna i znać, że już go za nie poszarpano, pomknął hyżo, Tatarzynka nachyliła się do Bończy i wyszeptała: - A gdzież to nasz bohatyr, mości Głodowski?
- A nie wiem. Może owoce zwycięstwa gdzie zbiera - uśmiechnął się Litwin pod wąsem. - A frater ka?
- Znikł gdzie... ale pewnikiem jako i w karczmie ostatnie, dziewkę jakowąś zdybał nasz świątobliwy. Martwić się nie ma o co.
- A jużci. Martwić się będziemy dopiero, jak z tych amorów wyciągać go będzie trzeba.
- Wypominać ja waćpannie nie będę, przez kogo z karczmy ostatniej chyłkiem wyjechaliśmy.
- To nie wypominajcie, panie Jacku! - warknęła Nuszyk, ale rozpogodziła się zaraz, jakby słoneczko zza chmur wyjrzało. - Ooooo, miodek!
Nuszyk powąchała złocisty napój i stoczyła krótką walkę z samą sobą. Jako prawosławna mogła pić, ale stare przyzwyczajenia brały często górę i po każdym wzniesionym kielichu obawy ją dręczyły, że Bóg gniewny jest za jej rozpasanie.
Jeden wszak nie zaszkodzi. Dla zdrowotności to ino - wytłumaczyła sama sobie i miodku posmakowała. - Zacny napitek... Dmitrij, my za Kreczyńskich córą porwaną gonimy. Tydzień temu zjechali my z Ostapem do Andrzeja Kreczyńskiego w gościnę, znasz ty historię, imć Kreczyński, niech spoczywa w spokoju, Ostapa w sądzie wybronił i dobrodziej to był nasz. Zgliszcza jeno zastali. Rezuny jakoweś, czerń zbuntowana, co to pono wcześniej klasztor łubieński złupili i dziewkę jeszcze jedną po drodze porwali, dwór oblegli i zdobyli. Zacnego pana Andrzeja na śmierć zamęczyli, smyków jego potopili w studni, a córkę ze sobą hen powiedli. Jarema już uniwersały wydał, żeby hultajstwo łapać, wdzięczność swoją obiecując.
Ostap za rozkazami poszedł, a ja się z mości Jackiem i fratrem naszym, co tam się gdzieś zapałętał, za rezunami gonimy.
Nuszyk urwała i po chwili wahania nalała sobie jeszcze jeden kielich. Naczynie w dłoni obracała i wahała się, czy prawdę całą rzec, o tym jak dworek zdobyto, o zdradzie Wierchuckiego, o księgach nieszczęsnych. - Idź ty z nami, Dmitrij - rzekła nagle. - Mało nas, a twoja szabla wielce by nam pomocną była. Jeślić ci moja i Ostapa wdzięczność za mało, Jarema cię ozłoci, że jako magnat będziesz paradował. |