Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2008, 17:36   #132
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Misja 5.45 - 6.15

- Gdzie Dzik i Podkarpacki ?
- Podkarpacki ? -
wzruszył ktoś ramionami - a Dzik oberwał przed kościołem.
Porucznik tylko skinął głową.

Mieli za mało amunicji i wiedzieli o tym.
Wypadało na każdego po półtora magazynka, 30 naboi. Granatów też zostało niewiele po 2, ale kolejny atak Simba byłby zapewne dla nich ostatnim gdyby bronili się w ledwo trzymających się kupy chatkach.

De Werwe popatrzył na zegarek. Byla prawie równo 6.00
- Ruszamy. Pierwszy ja i Halder, potem Silva i Egon. Wilk nas osłania.

Poprawili pasy, sprawdzili sznurowadła i ruszyli przygięci do linii małych domków. szczęśliwie udało im się to bez reakcji rewolucjonistów Następnym tez się powiodło.
Teraz szybki skok przez murek i zapadli wśród krzaków. Jak na razie było spokojnie. Zaczęli pełznąc od jednego rzędu do następnego szeroko linią.
Pot zlewał im twarze i pokrywał je suchym kurzem, bluzy można było wyżymać.

Byli mniej więcej w połowie drogi gdy sypnęła się zza ich pleców seria z Kałasznikowa chłoszcząc krzaki. Jakiś napalony jeszcze chyba haszyszem Simba wyskoczył zza murku przed misją i pędził w ich stronę siejąc na szczęście niecelnie seriami.
Nikt nie słyszał pojedynczego strzału z FN FAL, ale po sekundzie rebeliant jakby potknął się o rozciągnięty nad ziemia sznurek i teatralnie rozkładając ręce upadł. Jego strzały rozpętały istna kanonadę przyciskając pełznących do ziemi. Pociski ogałacały po prostu z gałęzi krzaki, łamały ich pnie, zasypywały leżącym oczy, grożąc że kazdy następny trafi ich.

Celność Simba w dzień była dziwna dobra. Mogły być tego dwa powody, albo po prostu nie walczyli dotychczas w nocy, albo zabrakło im haszyszu. Odezwał się tez moździerz co prawda tak jak i wcześniej wysyłając niecelnie jeden z pocisków, który zapalił kilka kawowców nad rzeką. Tłusty dym zaczął powoli pełznąc w stronę misji.

Poderwali się bez bez rozkazu ku zbawczej lini drzew poganiani świszczącymi im kolo głów kulami. Dotarli do niej i padli na ziemie ciężko dysząc pożegnani jeszcze wybuchającym im nad głową wysoko nad koronami drzew pociskiem z moździerza.
Sądząc z z natężenia ognia pozostało jeszcze kilkunastu Simba rozrzuconych szeroko ławą przed misja w dżungli



Wilk nacisnął spust i oszalały Simba runął na ziemię.
Kolejna kreska - pomyślał.
Przekrzywił glowę. Z dołu rzeki dobiegał intrygujący dźwięk. Bardzo nawet intrygujący jak na jego gust.
Busz eksplodował seriami wystrzeliwanych przez rebeliantów pocisków karczujących poletko krzaczków.



Torecci i Anna bez słowa odbierały kolejne rzeczy od najemników. Brakowało tego wśród nich tego sierżanta, który miał przygodę z małpą, ale nie śmiały pytać co się z nim stało.
Mimowolnie przytuliły dzieci, Anna wbiła w Sterlinga nowy magazynek, przedostatni uświadamiając sobie, że jeśli żołnierzom się nie powiedzie akcja pozostanie im tylko albo ucieczka w dół rzeki na wpoł zatopiona krypą, albo pożal się Boże obrona.

Simba albo krokodyle - niezbyt wesołe perspektywy.

Anna z determinacją załadowała dwa z pozostałych jej czterech naboi do dubeltówki. Widząc jej zacięta minę można było być pewnym że nie pozwoli póki żyje tknąć żadnego z dzieci.

Z napięciem obserwowały jak najemnicy parami dopadają zbawczej ściany małego domku, przeskakują mur i znikają wśród krzaków. Chwilę trwała cisza, potem wyskoczył jeden rebeliant siejąc kulami. Co prawda zaraz zginał, ale chyba połowa rebelianckiej armii jak im się zdawało zaczęła teraz kulami pustoszyć rzędy krzaków.
Mimowolnie zacisnęły pięści, gdy czwórka najemników po kilku sekundach podniosła się zaczęła biec do lasu. jeden z nich, ten najbliżej rzeki po kilku krokach zwalił się na ziemię - ranny bądź martwy. Patrzyły z napięciem czy może się nie podniesie, ale nie, pozostał na ziemi. Pozostała trójka dotarła szczęśliwie do buszu.

Do ich uszu dotarł niesiony nad woda dziwny dźwięk. Był tak absurdalny w tej sytuacji, ze zapomniały na chwile co się dzieje wokół i popatrzyły zdumione na siebie. Dobiegał z dołu rzeki, tam gdzie miały płynąc gdy łódź była jeszcze cała.
Zaczął do nich powoli docierać dym z palących się w poblizu kawowców.



Podkarpacki ponowił probe tym razem trafiając kamieniem w skrzynię. Ta nie wybuchła, uznał więc, że można ja bezpiecznie spenetrować. Tylko jak to zrobić mając związane z tyłu ?
Czekało go następne wyzwanie.
Przez chwile myślał, że może zwariował, ale po chwili uznał ze jednak nie.
Naprawdę coś słyszał !! Bylo to bardzo bardzo dziwne.
 
Arango jest offline