Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 22-11-2008, 00:10   #131
 
Rainrir's Avatar
 
Reputacja: 1 Rainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputacjęRainrir ma wspaniałą reputację
Dostali troszkę czasu, w związku z „wysokim” wyszkoleniem czarnuchów w używaniu broni.
To tak jakby dziecko posadzić przed ster. I na tym musieli się teraz skupić. Albo na obronie łodzi, albo na szybkiej naprawie ile w ich mocy i ucieczce. W kilku większych szans nie mieli, tym bardziej że zabrakło im już dwóch ludzi. Nikt też nie wiedział, ile czasu postanowili im dać Simba, być może dwadzieścia, być może za chwilę znów rozpoczną szturm.

Piotr sprawdził stan amunicji, i stwierdził, że jak tak dalej pójdzie, wystrzela to co mu zostało na kilkunastu Simba. Szukał sobie dogodnej pozycji strzeleckiej, ale postanowił nie oddalać się zbytnio, i osłaniać łódź.

Nie zaskoczyło go działanie Haldera, Wilk od samego początku widział w nim szaleńca, lub narwańca, choć tego widać po nim nie było, sam podbiegł do skorupy, którą mieli się ewakuować, ściągnął ze swojej szyi nieśmiertelnik, spojrzał nań po raz ostatni, i rzucając go do panny Torecci dodał krótkie „Na przechowanie... lub pamiątkę” i wrócił na swoją wcześniejszą pozycję.

Starannie przygotował się do defensywy, po czym w bezruchu patrolował wzrokiem okolice.
 
Rainrir jest offline  
Stary 02-12-2008, 17:36   #132
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Misja 5.45 - 6.15

- Gdzie Dzik i Podkarpacki ?
- Podkarpacki ? -
wzruszył ktoś ramionami - a Dzik oberwał przed kościołem.
Porucznik tylko skinął głową.

Mieli za mało amunicji i wiedzieli o tym.
Wypadało na każdego po półtora magazynka, 30 naboi. Granatów też zostało niewiele po 2, ale kolejny atak Simba byłby zapewne dla nich ostatnim gdyby bronili się w ledwo trzymających się kupy chatkach.

De Werwe popatrzył na zegarek. Byla prawie równo 6.00
- Ruszamy. Pierwszy ja i Halder, potem Silva i Egon. Wilk nas osłania.

Poprawili pasy, sprawdzili sznurowadła i ruszyli przygięci do linii małych domków. szczęśliwie udało im się to bez reakcji rewolucjonistów Następnym tez się powiodło.
Teraz szybki skok przez murek i zapadli wśród krzaków. Jak na razie było spokojnie. Zaczęli pełznąc od jednego rzędu do następnego szeroko linią.
Pot zlewał im twarze i pokrywał je suchym kurzem, bluzy można było wyżymać.

Byli mniej więcej w połowie drogi gdy sypnęła się zza ich pleców seria z Kałasznikowa chłoszcząc krzaki. Jakiś napalony jeszcze chyba haszyszem Simba wyskoczył zza murku przed misją i pędził w ich stronę siejąc na szczęście niecelnie seriami.
Nikt nie słyszał pojedynczego strzału z FN FAL, ale po sekundzie rebeliant jakby potknął się o rozciągnięty nad ziemia sznurek i teatralnie rozkładając ręce upadł. Jego strzały rozpętały istna kanonadę przyciskając pełznących do ziemi. Pociski ogałacały po prostu z gałęzi krzaki, łamały ich pnie, zasypywały leżącym oczy, grożąc że kazdy następny trafi ich.

Celność Simba w dzień była dziwna dobra. Mogły być tego dwa powody, albo po prostu nie walczyli dotychczas w nocy, albo zabrakło im haszyszu. Odezwał się tez moździerz co prawda tak jak i wcześniej wysyłając niecelnie jeden z pocisków, który zapalił kilka kawowców nad rzeką. Tłusty dym zaczął powoli pełznąc w stronę misji.

Poderwali się bez bez rozkazu ku zbawczej lini drzew poganiani świszczącymi im kolo głów kulami. Dotarli do niej i padli na ziemie ciężko dysząc pożegnani jeszcze wybuchającym im nad głową wysoko nad koronami drzew pociskiem z moździerza.
Sądząc z z natężenia ognia pozostało jeszcze kilkunastu Simba rozrzuconych szeroko ławą przed misja w dżungli



Wilk nacisnął spust i oszalały Simba runął na ziemię.
Kolejna kreska - pomyślał.
Przekrzywił glowę. Z dołu rzeki dobiegał intrygujący dźwięk. Bardzo nawet intrygujący jak na jego gust.
Busz eksplodował seriami wystrzeliwanych przez rebeliantów pocisków karczujących poletko krzaczków.



Torecci i Anna bez słowa odbierały kolejne rzeczy od najemników. Brakowało tego wśród nich tego sierżanta, który miał przygodę z małpą, ale nie śmiały pytać co się z nim stało.
Mimowolnie przytuliły dzieci, Anna wbiła w Sterlinga nowy magazynek, przedostatni uświadamiając sobie, że jeśli żołnierzom się nie powiedzie akcja pozostanie im tylko albo ucieczka w dół rzeki na wpoł zatopiona krypą, albo pożal się Boże obrona.

Simba albo krokodyle - niezbyt wesołe perspektywy.

Anna z determinacją załadowała dwa z pozostałych jej czterech naboi do dubeltówki. Widząc jej zacięta minę można było być pewnym że nie pozwoli póki żyje tknąć żadnego z dzieci.

Z napięciem obserwowały jak najemnicy parami dopadają zbawczej ściany małego domku, przeskakują mur i znikają wśród krzaków. Chwilę trwała cisza, potem wyskoczył jeden rebeliant siejąc kulami. Co prawda zaraz zginał, ale chyba połowa rebelianckiej armii jak im się zdawało zaczęła teraz kulami pustoszyć rzędy krzaków.
Mimowolnie zacisnęły pięści, gdy czwórka najemników po kilku sekundach podniosła się zaczęła biec do lasu. jeden z nich, ten najbliżej rzeki po kilku krokach zwalił się na ziemię - ranny bądź martwy. Patrzyły z napięciem czy może się nie podniesie, ale nie, pozostał na ziemi. Pozostała trójka dotarła szczęśliwie do buszu.

Do ich uszu dotarł niesiony nad woda dziwny dźwięk. Był tak absurdalny w tej sytuacji, ze zapomniały na chwile co się dzieje wokół i popatrzyły zdumione na siebie. Dobiegał z dołu rzeki, tam gdzie miały płynąc gdy łódź była jeszcze cała.
Zaczął do nich powoli docierać dym z palących się w poblizu kawowców.



Podkarpacki ponowił probe tym razem trafiając kamieniem w skrzynię. Ta nie wybuchła, uznał więc, że można ja bezpiecznie spenetrować. Tylko jak to zrobić mając związane z tyłu ?
Czekało go następne wyzwanie.
Przez chwile myślał, że może zwariował, ale po chwili uznał ze jednak nie.
Naprawdę coś słyszał !! Bylo to bardzo bardzo dziwne.
 
Arango jest offline  
Stary 03-12-2008, 18:48   #133
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ernesto Silva

Pietrolenko nie wdawał się w dyskusje. Podzielili ich na stopnie, biorąc je całkiem z dupy, a teraz ich dowódcą został koleś, któremu trzeba mówić co robić, by na coś się zdecydował. Trudno, Jurij i tak wolał działać sam. Chociaż pewne sytuacje, na przykład ta obecna, wymagały pewnej współpracy, współpracy, na którą szanse były na prawdę minimalne. Ruszył jednak, sprawdzając broń. Dzięki używaniu zdobycznych i uzupełnieniu z samolotu i skrzyni, jego zapas amunicji i granatów był znacznie większy niż u pozostałych. Dzielić się jednak nie miał zamiaru, przynajmniej na razie. Z tego co tu widział to warto było się trzymać tylko Haldera, ale nie on tu rozkazywał. Spojrzał więc twardo na Egona i wykrzywiając twarz w niemiłym grymasie, pobiegł za pierwszą dwójką.

Niestety Simba nie byli ślepi i po chwili musieli leżeć na ziemi, słuchając terkotu AK-47 i licząc kule, które latały tuż nad nimi. Pietrolenko krótkim strzałem pozbył się tego, który zaczął tą strzelaninę, ale zabawę podchwycili już kolejni, więc został tylko bieg do drzew. Szczęściem czarnuch plus niecelne AK przedłużało życie. Jurij przypadł do ziemi, gdy tylko zasłoniły ich krzaki i wrzasnął do "porucznika" czy jaki tam on miał stopień, wskazując na miejsce, w którym zostawił skrzynię.

-Tam jest więcej amunicji i grantów! Moździerz jest mój, wy zajmijcie się Simba!

Skinął mu głową, tym razem całkowicie olewając to co miał do powiedzenia. W końcu jak sam mówił, był lotnikiem. A tego całego Egona Pietrolenko od samego początku miał w dupie i wcale się z tym nie krył. Wstał i lekko pochylając się, ruszył na obieg, przez chwilę idąc skrajem lasu. Moździerz znów wystrzelił, przyciągając wzrok Jurija. Tak, teraz wiedział w miarę dobrze, skąd tamci strzelają. A wątpił, by mieli obstawę. Wszedł głębiej w las i ruszył tam truchtem, strzelaninę pozostawiając pozostałym.
 
Sekal jest offline  
Stary 05-12-2008, 01:23   #134
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację
"Wy zajmijcie sie Simba" - dowcipniś zagłębił się w las zostawiając ich naprzeciw walących z Kałasznikowów rebeliantów. Kapral wybrał bezpieczniejszą formę ataku w celu eliminacji bijących z moździerza i zapewne nie spodziewających się ataku Simba, bo łatwiej? Bo bezpieczniej?
Być może dekownik, być może żołnierz naprawdę myślący o doniosłości swojej misji i tym, że jest ona trudniejsza.

De Werve zerknął szybko na Haldera i [w]Wilka[/b], pistolet lekko ślizgał się w spoconej dłoni. Na Boga!, od dwudziestu lat jego kontakt z bronią ograniczał się do strzelnicy. Celnie strzelać i nie wachać się by zabić - to jedno, nie mieć nic wspólnego z prawdziwa walka przez tak długi czas - to całkiem inna sprawa.
Przez chwile myślał o tym by pobiecwe wskazanym kierunku chocby po granaty, lecz i tak ich trzech było to niewiele jak na siły przeciwnika.
Belg przykurczony skoczył za jedno z drzew, po tym za nastepne. Krzewy litościwie osłaniały ich przed wzrokiem Simba, gdy już znaleźli się w lesie.

Przesuwając się ostrożnie wśród listowia, w pewnym momencie Lambert ujrzał jednego z przeciwników z napięciem wpatrującego się w zielona załonę ograniczająca wzrok. Tamten tez zauważył Belga, liczyła się tylko szybkość.

Lekki Browning wygrał pojedynek z radziecka konstrukcją poręcznego, acz cięższego karabinu. Dwa strzały trafiły murzyna w pierś, palec trafionego zacisnął się na spuście lecz seria wystrzelona w niebo nie odznaczyła się specjalnie wobec ciągłej palby wystrzałów.
Niestety najbliższy z kolejnych przeciwników zauważył padajacego na ziemię kompana i skoczył do niego prując z karabinu ogniem ciągłym.
De Werve skoczył za pień grubego drzewa leżący w poszyciu wyrwanego przez jedna z burz często nawiedzających te tereny. Nie uszło to uwagi Simba który przeniósł ogień na ta kryjówkę masakrując gruby konar pociskami. trzypociskowe serie odłupywały korę i kawałki drewna oraz ziemię przy korzeniu.


Lambert poczuł pieczenie w oczach tracąc na chwile wzrok. Lewą ręką zaczął przecierać oczy i chronić je od drobin piachu pyłu próchnicy i odłamków drewna. Serie ucichły najwidoczniej rebeliant zużył amunicje i przerwał by przeładować magazynek. Belg przyciśnięty do korzeni drzewa wystawił rękę z Browningiem i wypruł cały magazynek na ślepo tam gdzie stał przeciwnik i skąd dochodziły wcześniejsze strzały. Dość bliska odległość dawała nadzieje na trafienie, jęki o stłumione okrzyki bólu mogły świadczyć o trafieniu sukinsyna, choć z drugiej strony mógł wydać je ten pierwszy.

De Werve nie zastanawiał się nad tym zbyt długo. Drżącą od adrenaliny ręką wymienił magazynek i otworzył załazawione oczy.

Los Dzika zastrzelonego przed kościołem i Egona trafionego w trakcie biegu do lasu wzdrygnął nim. Było źle, a mogło zaraz być jeszcze gorzej.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 05-12-2008, 08:32   #135
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
To był moment. Plan w jednej chwili stracił na znaczeniu. Nie powiodła się próba skrytego dojścia do dżungli i manewr został zbyt wcześnie wykryty. Jednak dzięki kanonadzie mogli się przekonać jaką pozycję zajmują Simba.
Egon został w polu, Silva poszedł na samowolkę, a de Werve wyrwał do przodu.
Halder zmełł w ustach przekleństwo. Nie pozostawało nic innego jak improwizować. W tej sytuacji kluczową sprawą było nie dać się okrążyć. Pobiegł za Belgiem oddalając się w bok po lewej od tegoż.
Nie za daleko, na tyle, by widzieć Lukasa. Gdy porucznik nawiązał kontakt z przeciwnikiem bezsensownie tracąc amunicję Marcus z flanki wysforował się na przód zachodząc Simba z boku. Przekradając się między drzewami i pełznąc przez zarośla przyczaił się przykucnięty nieopodal. Tak jak podejrzewał już po chwili w stronę strzałów podążyło dwóch Simba na pomoc kolegom, a zapewne następni już szli im w sukurs. Niedostrzeżony wyskoczył za ich plecami. Strzał w plecy na wysokości serca i murzyn pada. Drugi już obraca się w stronę Haldera. Palec na cynglu, ale Marcus już jest na odległość ramienia. Odbicie lufą FN-Fala lufę kałacha i seria idzie w niebo. Szybki cios bagnetem w pierś i drugi przeciwnik pada do tyłu. Halder dobija przeciwnika wbijając jeszcze raz ostrze w serce i pospiesznie robi to samo z pierwszym. Mało czasu shiesse. Chwyta karabin Simba i rzuca go w stronę porucznika. Sam bierze drugi i szuka przy ciele magazynków. Dźwięk serii i odłupywanie drzazg od pnia w pobliżu oznajmia, że czas się skończył. Rzuca się za osłonę drzewa. Nie ma czasu na wymianę ognia. Granat, zawleczka, rzut w kierunku skąd strzały, eksplozja, poderwać się, bieg. Jęczą i krwawią, strzela, dobić zanim się pozbierają. Następni już biegną i strzelają. Puścić serię by schowali się za drzewami, bieg, świst kul, coś otarło mu się o ramię, nie ma czasu, za pniem Simba, strzelić przed nim, już jest w zasięgu, wyrzut ramion w przód i bagnet na lufie karabinu zagłębia się pod okiem wroga. Szybko za nim pozbierają się i przygniotą ich ogniem do ziemi, a nawet jeśli to granatem przełamać obronę i atakować. Nie mogą dać się zatrzymać w miejscu, bo to oznacza śmierć. Nie wie gdzie jest Belg. Nie widzi. Nie ma czasu sprawdzić. Już idą. Halder rzuca się do biegu. Seria. Padają. Już nie sprawdza, czy żyją. Niech ich dobije Belg, jeśli jeszcze żyje. Biegnie do przodu. Krótkie serie, byle nie dać się zatrzymać. Byle nie ...
 
Tom Atos jest offline  
Stary 05-12-2008, 22:44   #136
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Odbierała rzeczy może i bez słowa. Ale z dziwną miną. Nie wiedziała czy ma zrobić nad każdym znak krzyża, czy oczekują jakiegoś pocieszenia, zapewnienia, że są bohaterami. Więc nie robiła nic. Patrzyła na twarze, które mówiły zwyciężymy albo zginiemy. W młodej Polce wzbierała głucha pustka. Oni zginą, one, jeśli rzecz się nie powiedzie, a łódź zamiast płynąć będzie się topić, będą musiały zastrzelić się same, zostawiając dzieci na pastwę naćpanych rebeliantów. Życie mężczyzn oszczędza, dziwne, że tak niewielu z nich zdaje sobie z tego sprawę.
Patrzyły za biegnącymi żołnierzami, widziały jak jeden padł. Pustka pogłębiała się.

Reszta zniknęła im z oczu i zostały same. Trzy kobiety i szóstka dzieci na dziurawej łodzi. Wtedy usłyszały niesioną przez rzekę muzykę.
- Niemiecki marsz wojskowy. –słowa Anki zabrzmiały prawie wesoło, tak jak ta absurdalna muzyka, pewnie z czasów Trzeciej Rzeszy - Rebelianci, nasi czy przemytnicy? – pytanie zawisło w próżni
Potem w rozległy się strzały.
Dzieci płakały już wszystkie, Maria modliła się w rodzinnym narzeczu.
Anka mówiła chyba do siebie.
- Cudów nie ma muszą nas usłyszeć. Byle szybko. Byle wszystko stało się szybko.
 
Hellian jest offline  
Stary 06-12-2008, 19:24   #137
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Misja 6.15 - 6.45


Pietrolenko
dość szczęśliwie ominął główne ognisko strzelaniny i brnął teraz przez zielone piekło, pełne kolczastych liści, kwiatów, z których skapywała trucizna i różnorakiego paskudztwa. Choć w latach wcześniejszych nie raz i dwa zdarzało mu się przemierzać południowoamerykańska dżungle, to jednak nie mogla ona równać się z afrykańskim buszem.

W pewnym momencie zabrnął za daleko i gdy spróbował się cofnąć znalazł się twarz w twarz z zieloną ścianą. Dosłownie. Nie było możliwości przebić się przez nią nawet maczeta. A wszystko to około 300 metrów od misji.
Powoli, po własnych śladach wycofał się w okolicę, gdzie roślinność nie była tak gęsta. Tu uśmiechnęło się do niego szczęście. Napotkał wąski strumień.




Jeśli Simba mieli choć trochę rozumu właśnie nad nim powinni rozbić obóz. Posuwał się wolno, a woda chlupotała w wysokich spadochroniarskich butach. Drogę zagrodziła mu znowu zbita ściana zielonego filcu. Klnąc na czy świat stoi opadł na kolana i w tej pozycji posuwał się dobre 20 metrów. Jego wysiłki zostały jednak nagrodzone, Gdy już mógł się wyprostować usłyszał charakterystyczne "sssufff". To kolejny pocisk opuścił lufę moździerza.



Lambert wbił ostatni magazynek w Browninga. Co będzie potem wolał nie myśleć. Co prawda Marcus rzucił mu AK, ale leżał dobre półtora metra od niego. Skulony za pniem dającym mu przynajmniej chwilową osłonę ciężko oddychał chcąc odzyskać siły.

Policzył do pięciu i wysunął głowę nad leżącym konarem. Szybki rzut oka i jeszcze szybsze potwierdzenie jego obaw. Seria z Kałasznikowa poszła górą dosłownie o kilkanaście centymetrów. Błyskawicznie schował się.

Póki co ten drań trzymał go w szachu. Słyszał gdzieś z przodu szalejącego Haldera, ale po chwili jego FN zamilkł. Dalej słychać już było tylko AK 47. Albo go rozwalili, albo skończyła mu się amunicja i wyrzucił belgijskiego szturmowca.

Jednak obojętnie ile wywołałby hałasu i zamieszania Niemiec, ani na jotę nie polepszało to położenia Belga. Wystarczyło by dołączył drugi "towarzysz" i mieli go jak na talerzu. Jeden będzie go absorbował ogniem, a drugi powoli okrąży. Pieprzona sytuacja...





Halder szarżował niczym "Tiger" przez formację "Shermanów" pozostawiając za sobą trupy i zniszczenie. W końcu przedarł się przez linię Simba, dżunglę, poślizgnął i przejechawszy na tyłku po łagodnie nachylonym zboczu wylądował z pluskiem w wąskim strumieniu.

Wygramolił się na brzeg i chwilę nasłuchiwał czujnie. Udało mu się nawet złapać jeden czy dwa głębsze oddechy, choć jego płuca sygnalizowały mu, że parę minut temu rozwiązały z nim umowę o współpracy.

Strzały słychać było dookoła, ale na szczęście nie w bezpośredniej odległości. Miał więc chwile czasu by sprawdzić w jakiej jest kondycji.
Płytkie pchniecie bagnetem, bądź końcem maczety w żebra, głupstwo. Postrzał, który wyżłobił mu płytką raną na ramieniu.
Oddany z tak bliskiej odległości, że gorąca kula kauteryzowała ją jednocześnie. Nawet nie krwawi.

Teraz amunicja, Tu gorzej. Jakieś pół magazynka i jeden w kieszeni.
Zaczął zastanawiać się ilu zabił bądź ranił ? Czterech, może pięciu...
Nie wiedział, czy Belg przedarł się również, zresztą jeśli nawet, to co z tego ? Simba zostali zaskoczeni, jego szarża, ponieśli straty, ale nie udało mu się zasiać paniki.


Anna i Sophie popatrzyły po sobie.
Cokolwiek się zbliżało, nie mogło być gorsze od tego co ich spotka gdy wpadną w ręce Simba. Pierwsza przypomniała sobie co opisywano w gazetach i poczuła jak fala żółci spowodowanej strachem gryzie ją w gardle.

Odkaszlnęła, nieco pomogło.

Obydwie nagle zdrętwiały. Z miejsca gdzie leżał postrzelony najemnik dobiegł je potworny krzyk. Tak nie może krzyczeć człowiek, to niemożliwe by istota ludzka wydobyła z siebie tak potworny skowyt - pomyślała Polka.

Zza zakrętu rzeki dochodziły coraz głośniejsze dźwięki "Parademarscha".

Głośnychrzest i i fontanna wykwitłej obok łodzi wody oznajmiła im, że końcówka pomostu definitywnie wzięła rozbrat z resztą. Łódź zaczął powoli popychać nurt wody, a ta przechylona na lewą burtę najwyraźniej zaczynała dryfować.

Na szczęście nie widziała jak z przeciwległego brzegu podniosły się wygrzewające dotad na słońcu groteskowe kształty i ciężko zsunęły w wodę.





Wilk odetchnął "ściągnąwszy" wrzeszczacego Simbe, ale zrobił to o sekundę za późno. Widział jak pole krzewów zostaje obłożone ogniem, jak w rozpaczliwej probie dobrnięcia do drzew podrywają się najemnicy i pada trafiony sierżant.

Teraz czyjś upiorny wrzask nie pozwalał się na chwile skupić. Wilk zarzucił FNa na plecy i biegiem rzucił się do rzędu małych domków. Tak jak i poprzednikom dotarł do nich bez przeszkód.


Podkarpacki wsłuchiwał się w muzykę niesioną falami rzeki. Nie wiedział, że zachowuje się jak ptak, który patrzy zauroczony w oczy węża.
 
Arango jest offline  
Stary 06-12-2008, 20:13   #138
 
Gruby95's Avatar
 
Reputacja: 1 Gruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemuGruby95 to imię znane każdemu
Mariusz Próbował rzucać kamieniami w stronę skrzynki, co za pierwszym razem nie wyszło, więc próbował dalej. Mariuszowi w końcu się udało żucić w skrzynkę kamieniem, ale nic się nie stało. – No cóż. Nie ma w niej nic dziwnego, a przynajmniej tak się wydaje. – Mariusz już zbliżył się do skrzynki gdy nagle usłyszał coś. – Mm? Czy to... Muzyka? – Podkarpacki wsłuchał się dłużej, aż w końcu dobrze słyszał melodie, słowa trochę mniej. – Dziwne... Muzyka w dżungli? – Kapral był zaskoczony, ale trochę poczuł się nie pewnie, może nawet przestraszył się lekko. – Dobra, muszę iść dalej... Tylko te ręce... – Wtedy Mariusz zaczął szukać czegoś na ziemi czym przetnie ręce, wsłuchując się przy okazji skąd płynie muzyka.
 
Gruby95 jest offline  
Stary 09-12-2008, 13:26   #139
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Chwila oddechu, to wbrew pozorom było za wiele. Póki ruszał się, biegał, walczył jakoś się trzymał, ale gdy tylko przysiadł na brzegu rzeki zaatakował go najbardziej podstępny wróg. Zmęczenie. Halder nie spał ostatniej nocy, a od awaryjnego lądowania prawie cały czas był w ruchu. Ostatnie zaś harce po dżungli wyczerpały go doszczętnie. Z trudem oddychał wciągając w płuca wilgotne powietrze. Właściwie dusił się od wilgoci, bo tlenu było tylko odrobinę. Dokładnie tyle, żeby nie zdechnąć.
Senność odrętwiła jego członki, a całe ciało wyło o odpoczynek. Pospać tylko 5 minut … minutę … choć kilka sekund … posiedzieć tylko.
Z każdą chwilą pozbieranie się i wstanie na nogi stawało się coraz trudniejsze. Gdzieś niedaleko usłyszał serię z AK i zaraz potem charakterystyczny odgłos moździerza. Wstał z trudem podpierając się ręką.
- Przeklęty kraj. W tym klimacie tylko czarnuchy mogą wytrzymać. Już wolę pustynię. – mruknął spoglądając na przedzierającą się przez dżunglę rzeczkę.
Mimo zmęczenie uśmiechnął się w duchu. To że na nią trafił było nieomylnym dowodem że Bóg jest Niemcem. Dostał w prezencie drogę przez zarośla prowadzącą najpewniej do rzeki Kongo. Problem w tym, że w zaroślach mogli się czaić Simba, którzy mogli nad rzeczką rozbić obóz i także korzystać z tej naturalnej drogi.
Na wszelki wypadek zaczął poruszać się z nurtem. Nie środkiem jednak, a przy brzegu, z którego spadł. Wyciągnął kompas i sprawdził kierunki, na razie poruszał się w stronę miejsca gdzie miała wylądować łódź. Jednak rzeczka mogła kluczyć i nie wiadomo było gdzie go wyprowadzi. Co jakiś czas zatrzymywał się i nasłuchiwał. Zdążył już się przekonać, że walcząc w dżungli słuch jest nie mniej ważny jak wzrok.
Miał czas zastanowić się nad całą sytuacją. Belg nie przedarł się za nim. Co oznaczało, ze już go wykończyli, albo zrobią to niedługo. Nie mógł mu pomóc. Zawrócenie byłoby samobójstwem. Silva był nie wiadomo gdzie. Jeśli sobie poradzi dotrze do łodzi, o ile dziewczynom starczyło zdrowego rozsądku, by odpłynąć. Nie udało się rozbić Simba i pozostawało pomyśleć o odwrocie.
Nie liczył na to, że uda mu się odnaleźć moździerz, ale miał nadzieję, że dotrze do rzeki, a potem do łodzi. Przyłapał się na myśli, że chciałby jeszcze zobaczyć Ankę.
Oto właśnie w tym wszystkim chodziło. By było do kogo wracać. Po to walczył i o to lubił walczyć. Rasa, ojczyzna, honor. Tego należało bronić. Anka i Sophie były jak te idee. Ratując je ratował wszystko w co wierzył.
Ścisnął mocniej karabin. Skupił się na celu. Musiał przeżyć, by je ocalić.
Gdzieś w oddali usłyszał coś jakby muzykę. Nie. Niemożliwe. Musiał się przesłyszeć.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 10-12-2008, 18:41   #140
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Trafiony najemnik krzyczał, ale nie była w stanie rozpoznać, który to z żegnających się zaledwie przed chwilą mężczyzn właśnie ginie. Dobrze, że zastrzelone dzieci umarły szybko, bez tego skowytu. Dobry Boże, czy to już czas modlić się o szybką śmierć?
U nogi miała uczepione jedno dziecko, na rękach, od nieuchwytnego momentu z powrotem trzymała rannego chłopca.
Siostra Maria trwała w modlitewnej ekstazie, która zresztą miała swoje zalety, bo dwójka dzieci przyłączyła się do modlitwy w języku, w którym Anka, również balansująca na granicy histerii, wreszcie rozpoznała tshiluba. Musiała bardzo się pilnować by nie strącić wiszącego jej u szyi dziecka, bo wydawało jej się, że walczy o każdy oddech z duszącym ją ze strachu malcem.

Dopiero, gdy runęła końcówka pomostu, odzyskała resztki panowania nad sobą. Mogły jeszcze spróbować przycumować. Na tej przechylonej łajbie znajdowały się jakieś drągi, którymi można było przysunąć łódź do pozostałości przystani, ale Anka dając dowód prawdziwie czarnego humoru pomyślała, że woli zostać zjedzona przez krokodyle niż przez Simba.
Niemniej nie mogły pozwolić dryfować łodzi zupełnie swobodnie, bo zepchnęłoby je na środek Rzeki. Anka delikatnie postawiła stawiające opór dziecko na deskach pokładu i podeszła do Marii.
- Wstawaj – powiedziała
- Wstawaj do cholery! - Wrzasnęła, gdy zakonnica nie zareagowała na pierwszy okrzyk. Z siłą, której sama się po sobie nie spodziewała podniosła oszołomioną kobietę z klęczek. –Idź do steru. Natychmiast! Spróbuj utrzymać nas blisko brzegu.
- Już!!! - Maria zaczęła wykonywać polecenie, ale Anka już na nią nie patrzyła.
-Ty i ty. – Pokazała na dwoje najstarszych dzieci – Bierzcie ten drąg i róbcie to, co ja. Spróbujemy pomóc Marii. Utrzymamy łódź w pobliżu brzegu. – Zaczęła tłumaczyć nic nierozumiejącym dzieciom – Nie płacz! Do roboty! –znowu krzyknęła i to nie tylko dlatego, że w huku wystrzałów tak najłatwiej było do dzieci dotrzeć. Krzyk pomagał. Dzieci przestały płakać.
- Sophie, wy wylewajcie wodę. Może jakimiś ubraniami da się zapchać dziury. Jak się nie natychmiast nie pozbieramy, to zaraz spotkamy się w niebie.

Drągi były za ciężkie dla niej i dla dzieci, nie wiedziała czy Maria umie sterować, ani jak dużą dziurę mają w kadłubie. Wiele by dała, żeby był tu Halder i znów zdjął z niej ciężar podejmowania decyzji. Czekała, co wyłoni się zza zakrętu i po raz pierwszy w życiu naprawdę zrozumiała dlaczego wszystkie nadkongijskie plemiona modlą się do Rzeki - leniwej, kapryśnej, nieprzewidywalnej i groźnej Bogini, której władzy właśnie się oddały.
 
Hellian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172