Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2008, 22:49   #67
Thanthien Deadwhite
 
Thanthien Deadwhite's Avatar
 
Reputacja: 1 Thanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumnyThanthien Deadwhite ma z czego być dumny
Razem z Seiko Adnan podniósł nieznajomego. Po chwili zaczęli rozmowę. Okazało się, iż mężczyzna ma na imię Robert. Oczywiście także był obdarzony i to naprawdę ciekawą mocą. Z tego, co mówił, potrafił stworzyć "coś z niczego". Jednak sam się przyznał, że słabo mu z tym idzie. Adnan z własnego doświadczenia wiedział jak trudne jest kontrolowanie swej Łaski.

***

Ile razy, gdy potrzebował otworzyć jakiś zamek czy kłódkę, bądź zamknąć je, by na przykład ścigający go pies nie mógł go dogonić i ugryźć za tyłek, jego moc albo nie dawała w ogóle o sobie znać, albo "żyła własnym życiem". Pamiętał doskonale taką sytuację, gdy był jeszcze młodziutki. Dopiero, co zamknęli jego sierociniec i chłopak musiał żyć na ulicach Port Said. Gdyby miał przeżyć sam, to nie byłby żaden problem. Był złodziejem i to doskonałym. Zawsze udałoby mu się ukraść jakieś jedzenie ze sklepu czy z bazaru. Niestety nie tylko on był zmuszony przenieść się z ciepłych murów sierocińca na bruk. Wraz z nim na ulicy wylądowało siedem dzieciaków. I tak jak Adnan miał wtedy 11 lat tak inne dzieci miały po sześć i pięć. Ale to oni byli jedyną rodziną, jaką miał. Byli jego braćmi i siostrami. Był najstarszy, więc to na nim spoczywał obowiązek opieki Mazuf musiał, więc co jakiś czas podejmować się "większych akcji" by wyżywić swą małoletnią rodzinę. Postanowił okraść sklep z pamiątkami. Właściciel owego przybytku mieszkał w tym samym budynku, dokładnie piętro wyżej. Adnan przypuszczał, więc, że jest spora szansa na to, że pieniądze są dalej w kasie. W końcu, kto będzie na tyle zuchwały, żeby włamać się do takiego sklepu? Taki pomysł mógł wpaść tylko do głowy jedenastolatka. Drzwi do sklepu otworzył bez problemu za pomocą paru drutów. Miał przed sobą otwarty sklep, z mnóstwem drogich pamiątek, takich jak obrazy, figurki przedstawiające piramidy czy sfinksa. I gdyby na tym młody złodziej poprzestał obłowiłby się pewnie naprawdę dobrze. Jednak Andan, był jeszcze dzieckiem i stwierdził, że skoro to mu się udało, to, dlaczego nie miałoby udać mu się z kasą? Podszedł do niej ostrożnie. Kompletnie nie znał się na kasach fiskalnych, bo i skąd, więc zaczął naciskać pierwsze lepsze guziki. To jednak także nic nie dało. Wtedy to usłyszał skrzypnięcie pobliskich drzwi. Spojrzał w ich kierunku i zobaczył bestię. Miał wielkie kły, czerwone ślepia, grubą sierść i była ogromna. Tak przynajmniej odebrał to chłopak. Tak naprawdę był to zwykły kundel, wcale nie za wielki. Jednak fakt faktem, że wyszczerzył kły i zaczął warczeć, na Adnana. Ten nie wiele myśląc wyciągnął rękę nad kasę i odwołał się do tego, co zawsze w sobie czuł, do łaski. Bestia jednak zdążyła doskoczyć do chłopaka i ugryźć go mocno w nogę jeszcze za nim, Adnan dał radę w pełni zapanować nad mocą. Jednak to, o co prosił Mazuf udało się. Łaska zadziałała i kasa się otworzyła. Problem w tym, że nie tylko ona. Nagle otworzyło się wszystko, co otworzyć się dało, a nie wydarzyło się to cicho. Drzwi od sklepu, zaplecza i te, z których wyszedł pies zaczęły się otwierać i zamykać trzaskając za równo w ściany jak i framugi, drzwiczki od wszelkich szafek, szafeczek, schowków, i gablotek nie dość, że same się odkluczyły, to jeszcze otwierały się z wielkim hukiem i w przypadku szklanych gablot, kończyło się to zbijaniem szyb i naprawdę niesamowitym hałasem, zresztą to samo robiły wszystkie okna. Wyglądało to tak, jakby w środku sklepu było tornado. Szuflady wyleciały ze swoich miejsc wyrzucając po całym sklepie, wszystko, co w nich było. Dzwoneczek przy drzwiach wejściowych, który normalnie powiadamiał o nowym kliencie, teraz dzwonił jak szalony, gdyż drzwi otwierały się i zamykały z niesamowitą prędkością. Do tego wszystkiego rozległ się alarm, zapiszczał pies, dla którego taki hałas to było za wiele. Istne pandemonium. Kulejący Adnan wziął przykład z uciekającego psa, przy czym nie zapomniał o wzięciu ze sobą gotówki.

***

Wspominając tamten incydent, chłopak przyglądał się jak Robert skupia swoje myśli i próbuje stworzyć jakiś przedmiot. Po chwili na trawie coś zaczęło się pojawiać, Adnan szerzej otworzył oczy, to było naprawdę fascynujące. Oto z niczego zaczęła tworzyć się materia, istny cud tworzenia, cząstka Boża. Dotychczas dla Adnana tylko jego Pan i Stwórca całej ziemi, tylko Bóg, był zdolny tworzyć coś z niczego. Robert miał w sobie jednak Jego łaskę. Już za chwilę na trawie mogło się pojawić coś niezwykle pomocnego, coś, co być może pomoże im się stąd wydostać. I pojawiło się. A właściwie to "pojawiły" się. Trzy niezwykle ładne i eleganckie...kije. Adnan zdumiał się niepomiernie. To miała być ta "cząstka Boża" - pomyślał, po czym usłyszał parsknięcie Azjatki i sam nie wytrzymał. Wybuchnął śmiechem. Po chwili wszyscy się już śmiali, tak jakby przed chwilą nie groziła im śmierć. W pewnym momencie Robert spoważniał i powiedział do Adnana

-Słuchaj... chłopaku! Czy ty przypadkiem nie sprawiłeś, że te drzwi przeniosły nas tutaj? Potrzebujesz jakiś specjalnych drzwi czy wystarczą ci takie zwykłe? Bo jeśli tak, to mogę coś na to poradzić, stworzyć jakieś drzwi... Jeśli mi się uda – dodał, odrzucając jeden z podniesionych przed chwilą kijów.
- Adnan. Mam na imię Andan. Tak to ja nas przeniosłem, ale to mi prawie nigdy nie wychodzi. Widzisz potrafię otwierać zamki, drzwi, tworzyć do nich klucze, jednak to, co zrobiłem w domu Seiko, było spowodowane pewnym specyfikiem. A nawet z nim nie udało mi się przenieść nas tam gdzie chciałem. Mogę oczywiście spróbować jednak - mówił jednym tchem Adnan i nagle przerwał gdyż usłyszał krzyk. Był to krzyk Azjatki. Spojrzał w jej kierunku i zamarł. Mrówki oblazły dziewczynę, a ta wpadła w panikę. Zaczęła krzyczeć i kręcić się w kółko. Chłopacy stali za to ja zamurowani, nie wiedząc, co czynić. W pewnym momencie dziewczyna zaczęła gdzieś biec, Adnan już chciał ruszyć za nią, gdy nagle poderwał się silny wiatr, dokładnie od strony Seiko, tak jakby to ona go przywołała. I chyba tak faktycznie było, gdyż wiatr zmiótł z niej wszystkie mrówki, a dziewczyna się uspokoiła.

- Wszystko w porządku? - zapytał ją Adnan, a gdy upewnił się, że tak spojrzał na Roberta i coś mu przyszło do głowy.
- Wiecie, co? Nie używajcie już swojego daru. Ja was to wciągnąłem, więc ja postaram się wyciągnąć. - powiedział, po czym podszedł do jednego z wyczarowanych kijków Roberta, chwycił go w dłoń i podszedł do dużego i grubego drzewa w pobliżu. Uklęknął przed nim i zaczął się cicho modlić.

Credo in Deum, Patrem omnipotentem
Creatorem caeli et terrae
Et in Iesum Christum
Filium eius unicum, Dominum nostrum
qui conceptus est de Spiritu Sancto
natus ex Maria Virgine
passus sub Pontio Pilato
crucifixus, mortuus, et sepultus
descendit ad inferos
tertia die resurrexit a mortuis
ascendit ad caelos
sedet ad dexteram Dei
Patris omnipotentis
inde venturus est
iudicare vivos ad mortuos
(Credo) In Spiritum Sanctum
sanctam Ecclesiam catholicam
Sanctorum communionem
remissionem peccatorum
carnis resurrectionem
vitam aeternam

Szukał w sobie Łaski Pani. Miał nadzieję, że ją odnajdzie, i że Pan mu pobłogosławi, sprawiając, że będzie w stanie nad nią zapanować. W pewnym momencie wstał i zaczął rysować kijem na drzewie duży prostokąt, jednocześnie kończąc modlitwę. Po chwili kora zaczęła się odrywać od drzewa, a gdy opadła można było zobaczyć coś dziwnego. Były tam drzwi. Wyglądały jak drzwi od jakiejś starej, rozpadającej się szopy do tego miały kształt...

- Butelka Coli! - krzyknął Robert, co zapoczątkowało kolejną nieprzewidzianą salwę śmiechu. Faktycznie twór, Adnana przypominał jakąś koślawą butelkę, ale ważne, że były. Teraz trudniejsza część zadania. Trzeba było przenieść się do Genewy, czyli za pewne setki kilometrów stąd. A taka sztuczka udała się chłopakowi tylko kilka razy w życiu. Ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Droga Pana zawsze była trudna, a właśnie tą Drogą kroczył młody Egipcjanin.

Znowu zaczął się modlić, tym razem jednak zaczął cichutko śpiewać. Po każdym krótkim zaśpiewie następowała modlitwa do Maryi, Matki przenajświętszej. Tak oto w samy środku tropikalnej dżungli młody chłopak odśpiewał "Anioła Pańskiego". I najwyraźniej Niepokalana dała mu sił, a Duch Święty na nim spoczął, gdyż ten poczuł Łaskę mocniej niż kiedykolwiek. Pchnął drzwi spokojnie, gdyż wiedział, że mu się udało.

Jezusie z Nazaretu, udało mi się!! - Tryumfował chłopak w myślach. Nagle jednak poczuł lęk, zobaczył, bowiem, że drzwi nie prowadzą do Genewy, ale do tej samej dżungli, a nawet w dokładnie to samo miejsce dżungli. Coś było nie tak. I wtedy coś sobie skojarzył. Zaczął coś rozumieć, a wiedza ta spadła na niego jak piorun z jasnego nieba.

- Boże, to niemożliwe... - szepnął cicho.

Gdy przenosił się za pomocą swej Łaski w różne miejsca zawsze towarzyszyły temu te same uczucia i podobne obrazy. Miał wrażenie, że zgina świat na pół, że przemierza przez świat z prędkością światła. Widział zarysy budynków, lasów, ludzi. Gdy przenosił się z Genewy do domu, Seiko, widział wszystko to, co jest nie jako po drodze z jednego punktu do drugiego. Widział po prostu drogę, jaką musiały pokonać jego drzwi, albo on sam przechodząc przez drzwi. Wszystkie te obrazy pojawiały się w głowie chłopaka bardzo szybko, jednak pamiętał je dość dobrze. Miał tez pewność, że znajduje się bądź nie w miejscu gdzie znaleźć się chciał. I to było jedyne podobieństwo tego użycia Łaski oraz tego, które przeniosło ich z domu Hayato, do wszystkich poprzednich. Teraz też Adnan był pewien, że jest w miejscu docelowym, czyli w Genewie. Jednak nie wyglądało to na Genewę. Co gorsza, młodzieniec chyba domyślał się, dlaczego. Gdy przenieśli się do tego lasu tropikalnego, chłopak miał inne wizje. Widział stary kościół, który zaczął robić się ładniejszy i czystszy, jakby nowszy, po czym zobaczył jak, jak jest budowany. Widział ludzi, którzy robią się coraz młodsi, by w końcu stać się niemowlakiem, widział jak Genewa staje się coraz bardziej staroświecka, jak budynki robią się młodsze a jednak, jakby z innej epoki, widział ludzi ubranych w dziwne stroje, widział jak miasto cofa się do średniowiecza, do starożytności i jeszcze dalej. Widział jak w miejscu, gdzie jest miasto rośnie wielki, tropikalny las. Wszystko to wyglądało jak trwający siedem tysięcy lat film, który ktoś zaczyna bardzo szybko cofać do tyłu.

- O Boże... - powtórzył chłopak. Zakręciło mu się w głowie i upadł. Po chwili otworzył oczy i zobaczył pochylającą się nad nim dwójkę ludzi. Leżąc na ziemi powiedział bardzo cicho i spokojnie.
- Właśnie się zorientowałem, że jesteśmy w Genewie we Francji. Tylko, że nie jesteśmy w naszym czasie. Tutaj Francja jeszcze nie istnieje. Chyba przeniosłem nas w czasie. - rzekł, po czym wybuchnął płaczem. Takie były fakty. Seiko, Robert i Adnan cofnęli się w czasie o wiele setek lat.

***
Post omówiony z Kabaszem
 
__________________
"Stajesz się odpowiedzialny za to co oswoiłeś" xD

"Boleść jest kamieniem szlifierskim dla silnego ducha."
Thanthien Deadwhite jest offline