Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2008, 00:48   #13
Mira
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Chuaua

- Czy wszystko w porządku, może wyjdziemy na zewnątrz się przewietrzyć.

"Co to za człowiek?"



"Czy ja wciąż żyję? Co się wydarzyło przed chwilą? A może po prostu zajarałam coś podejrzanego? Ostatnie, co pamiętam..."

- Ej, mała... –
mężczyzna wyciągnął w jej stronę rękę.

Silna, duża dłoń zbliżała się do jej policzka... Nagle Chuaua odskoczyła gwałtownie wywracając przy tym krzesło.

- Zostaw mnie! – krzyknęła panicznie, zwracając tym uwagę osób z pobliża.

Paru osiłków szykowało się już do ruszenia na pomoc zgrabnej panience w gorsecie i kabaretkach, której usta i długie włosy przyzywały wręcz intensywnością czerwieni. Widząc, jednak, że sam „napastnik” jest niemniej zdziwiony niż otoczenie, a lasencja wyraźnie zmieszała się swoim wybuchem, niedoszli wybawcy zajęli się swoimi sprawami. Nie od dziś przecież wiadomo, że te najładniejsze kobitki, maja zwykle mocno posrane w główkach – w końcu coś musi wypełnić taką przestrzeń.

Tymczasem Chuaua naprawdę się zawstydziła. Przez chwilę wydawało jej się, że to Żyleta chce przycisnąć jej głowę do lustra po to by... po to by... zabić.

Dziewczyna już miała przepraszać mężczyznę, który bądź co bądź był dla niej nadzwyczaj miły i wydawało się, że nie chodzi mu tylko o zgrabne ciacho do wyrwania, ale faktycznie chciał jej pomóc, gdy nagle dostrzegła niewielki cień przy wejściu do klubu.

To był kot, czarny, najprawdziwszy w świecie kot, który zupełnie ignorując otaczającą go gawiedź (podobnie jak ludzie ignorowali jego) wpatrywał się złotymi oczami w sylwetkę Chuauy. Teraz dopiero zaczynała rozumieć.

Więc to nie były zwidy? Jestem...posłańcem śmierci.” – kot mrugnął – „ umarłam... tutaj i... odżyłam. Żyję. Jestem posłańcem śmierci i...” – nerwowo zaczęła grzebać kieszonce swych prawie niewidocznych spodenek. Wreszcie wyjęła zeń dość nietypowo wyglądające podręczne lusterko.


„... I MAM SUPER MOCE! Juhu, zawsze wiedziałam, że jestem zajebista. Tak, tak, teraz będę musiała sobie uszyć kostium i będę walczyć ze złem... złymi duszami... i w ogóle wszelkim ciaciarajstwem! Musze tylko sobie jakieś chwytliwe hasełko wymyślić...”

- Ej, dziewczyno, co się z tobą dzieje? Nie chciałem ci nic zrobić przecież
! – mężczyzna także wstał i patrzył na nią z pretensją. To przywróciło Chuauie nieco poczucia rzeczywistości.
- Ja wiem... przepraszam. To tak samo, wiesz... złe wspomnienie, może za dużo alkoholu. Pójdę już do domu. – dodała ostatnie zdanie patrząc na kota i w myślach prosząc by jeszcze moment zaczekał.
- Odwieźć cię czy coś?
- Nie, nie mieszkam blisko. Dzięki.
- Aha, ok. Nie narzucam się.
– gościu widać jednak nie chciał tracić z nią kontaktu – Jestem Emil, zwą mnie „Drizz”, a ty mi zdradzisz swoje imię na do widzenia?
- Wiesz, imienia to już sama prawie nie pamiętam, bo wszyscy wołają na mnie Chuaua.
- Jak?!
- Chuaua. Tak jak w reklamie Coca-Coli.


[media]http://www.youtube.com/v/7GPZHsFACXs&hl=pl&fs=1[/media]

- Hehe fajnie. To do zobaczenia Chu-au-o.
- Trzym się!

Puściła mu w powietrzu buziaka, po czym już szybkim krokiem – na ile pozwalał jej ściśnięty tłum – przepchała się do wyjścia. Nie chciała już dłużej kazać czekać kotu, jednak... zatrzymała się przy toaletach.

To tutaj Żyleta... zrobił mi to. Ciekawe ile czasu minęło... może jeszcze tam jest... Najchętniej sama bym mu teraz wpakowała kulkę w łeb, ale... nie teraz. Kot czeka i... nie chcę zobaczyć tam na lustrze... nie chcę zobaczyć mojej krwi, ani tego pęknięcia. Tak, muszę iść!”

Odebrawszy swój płaszcz od bramkarza , który zawsze zgadzał się pilnować rzeczy V.I.P.-ów, wreszcie wybiegła na świeże powietrze. Kot miauknął zniecierpliwiony.

- Przepraszam. – powiedziała szczerze, pochylając się i głaszcząc zwierze po grzbiecie.

Ciche mruczenie było znakiem łaskawego zaaprobowania przeprosin. Czekając jeszcze chwilę, by kobieta się ubrała, wreszcie oboje pomknęli przed siebie. Mimo wysokich koturn Chuaua nie czuła dyskomfortu, była przyzwyczajona, w końcu nie raz przyszło jej po imprezie spylać, gdy dresy zrobiły nalot, lub doczepiły się do niej.

- Kurde, pamiętasz adres? – spytała kota, lecz ten tylko spojrzał na nią przelotnie. Z wiadomych względów nie odpowiedział – Chyba Cmentarna 5 albo 10... stara chata. Ciekawe, czemu zawsze to musi straszyć w starych opuszczonych budynkach, nie? Ja bym chętnie powypędzała duchy z jakiejś rezydencji milionera. Zresztą może sam milioner poczułby się wtedy nawiedzony... byłabym ustawiona na całe życie!
- Miaaau!
- A, tak, wiem. Skupić się. O, autobus!
– dziewczyna wskazała przystanek, gdzie faktycznie podjechał akurat bus – Piętnastka, jedzie na Cmentarną, wsiadamy!
- Miaaau!
– zwierze posłusznie pomknęło za nią, więc jednak doskonale rozumiało jej słowa.

Autobus, jak zwykle o tej porze był pusty, nie licząc pijaczka na tylnym siedzeniu, który wyraźnie walczył z niestrawnością. Chuaua ze swoim czworonożnym towarzyszem usiedli zaraz za kierowcą, dzięki czemu ten z powodu swojej gabloty nie mógł zobaczyć zwierzęcia, które nie miało żadnej smyczy czy nawet obroży.

- Muszę opatentować sobie jakieś hasełko. – rzekła cicho dziewczyna do kotaCoś pomiędzy tradycyjnym „Zgiń, przepadnij siło nieczysta”, a badziewnym „ Ja wojowniczka o miłość i sprawiedliwość ukażę cię w imieniu księżyca”. To musi być coś z pazurem, żeby te zmorki-muchomorki sikały pod siebie ze strachu, jak to usłyszą.
- Pfffhhh.
- Fakt, duchy nie sikają. Ale wiesz, o co chodzi. Może... „Oto nastał twój Dzień Sądu Bożego!” – zbyt patetyczne, nie? No i zjawa mogła być za życia ateistą albo buddystą. Kurka... to może jak terminator: asta la vista baby?
- Miaaauuu.
- Taa, stać mnie na oryginalność. A niech to, już przystanek - Cmentarna, wysiadamy!


Wysiadłszy wraz z kotem na spokojnej, cichej ulicy, tuż obok cmentarza komunalnego, Chuaua rozejrzała się nerwowo.

Żadnej zjawy na przystanku – plus. Teraz, który to był numer domu? 5 czy 10, a może 7? Zaraz, zaraz, jaki tutaj mamy numer? Cmentarz to 1. Ok., to przejdziemy się kawałek.”

Dziewczyna szła wolnym krokiem, czarny kot zaś dreptał tuż przy jej koturnach. Sierść na jego karku była zjeżona.

Czując jakiś dziwny ruch gdzieś w pobliżu, lecz nie widząc niczego podejrzanego, Chuaua stanęła i wytężywszy wzrok spojrzała na kamienice. Od numeru 5 do 10. Nagle perspektywa jej widzenia załamała się, a zamiast tego przed jej oczami otworzył się inny obraz...
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline