Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-11-2008, 15:28   #11
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
Podczas marszu do mieszkania dziewczynka, podobnie jak sytuacja, zaczęła się minimalnie uspokajać. Niestety. Bo teraz Janek miał czas się zastanowić nad tym wszystkim.

Nie miałem serca załatwić tej małej. Mimo, że tak naprawdę ona już nie żyje. Dam sobie z tym radę jak mała zobaczy swojego ojca? Może następnym razem trafi mi się seryjny morderca? Albo chociaż samobójca? Byłby łatwiej.
Rany, prowadzę za rączkę duszę! Wygląda na małą, zadowoloną z siebie (co za miła odmiana) dziewczynkę, ale to nadal dusza, na litość boską! Na pohybel wszystkim ateistom, jest życie pozagrobowe. Nie mam pojęcia, jak wygląda, ale jest. To się nazywa praca z możliwością uczenia się. „Widzę martwych ludzi”. Jak w Szóstym Zmyśle, w mordę. Chociaż ona nie wygląda jak Bruce Willis”- spojrzał na dziewczynkę- „Jak Ty się właściwie nazywasz? Ech, lepiej nie wiedzieć, po co się przywiązywać?”

Gdy dotarli do mieszkania, bieg spraw nabrał nagle dużo większego tempa. Milniewicz stał przez chwilę lekko skołowany w drzwiach, podczas gdy dziewczynka pogalopowała do wnętrza mieszkania. A on został sam na sam z tatusiem. No, z dokładnością do tego, że tatuś go nie widział.
„A więc to o to chodziło. Mała boi się o swoją mamę. Faktycznie, kobieta nie ma życia. To teraz dużo się tu zmieni. Jeśli nasza duszyczka o to nie zadba, będę musiał jej pomóc!”

- Wstawaj, ty świnio! Zaraz ci pokażę, jak to fajnie mieć w domu boksera! Córkę już załatwiłeś, ale spróbuj....

Facet ciągle siedział na podłodze lekko oszołomiony, z wyrazem pijackiego zdziwienia na twarzy. Nie widział Janka, nie słyszał go, zastanawiał się, jaka ciężarówka go potrąciła.
„No jasne, przecież jestem niewidoczny. Może to i dobrze. Bójka z tym typem nie jest najlepszym pomysłem. Znaczy, nie, żebym się bał tego pijanego spaślaka, ale tak przy dziecku? Zły pomysł. Więc spokojnie, co zrobić? Muszę...”

Jego rozmyślania przerwał zduszony jęk dobiegający z drugiego pokoju. Ciężko było określić, co mogło się za nim kryć, ale człowiek, który go wydał, musiał cierpieć. Janek postanowił się pospieszyć. Odwołał swoją moc niewidoczności, a gdy pijany, tak zwany, ojciec go zobaczył i zaczął się podnosić z ziemi, bełkocząc coś niewyraźnie, młody dziennikarz wyciągnął swoją szablę przed siebie i dotknął jej płazem ramienia pijaka. Ruch był odruchowy, a słowa które po nim nastąpiły, były jakby ktoś inny włożył je w jego usta.
- Za mną, chamie! Bądź posłuszny!- przez chwilę wydawało mu się, że jest szlachcicem- ziemianinem, przywołującym do porządku jednego ze swoich chłopów. I faktycznie, mężczyzna wyprostował się, twarz jego przybrała zdziwiony wyraz, a z ust przestał wydobywać się potok bzdur.
- Eee?- wyjęczał jeszcze.
- Będziesz tutaj spokojnie czekał, aż wrócę- Janek zaczął mówić trochę przyjaźniej, choć nadal patrzył na niego z góry- i zamknij drzwi, z łaski swojej. I jak ty właściwie masz na imię?
- Karol, panie.

Ostatnie słowa Milniewicz usłyszał, będąc już w drzwiach do sypialni. Tam, na podłodze, opierając się plecami o łóżko, siedziała zapłakana, pobita kobieta. Scena przedstawiała się naprawdę tragicznie: mała dziewczynka, duszyczka, tuliła się do mamy, pytając, jak może jej pomóc, a matka, nie mogąca zobaczyć swojej córki, a jednak, za pomocą jakiegoś instynktu macierzyńskiego, trzymająca ją w delikatnym, słabym uścisku. Wodziła przy tym zaczerwienionymi i mokrymi od łez oczyma, jakby szukając w pokoju czegoś.. kogoś, kogo czuło jej serce.
Gdy Janek stanął w drzwiach, obie jak na wezwanie spojrzały na niego. Chłopak zawstydził się swojej roli w tym wszystkim, ale nie było czasu na wyrzuty sumienia. Matka otarła ręką twarz, krzywiąc się, gdy dotknęła świeżego siniaka i zaczęła się podnosić z ziemi, ale skutecznie uniemożliwiła jej to dziewczynka, która dalej trzymała ją w eterycznych objęciach i skierowała swoje niewinne oczka na Janka.
- Proszę pana, jak mogę pomóc mojej mamie? Muszę ją obronić przed tatą.
- Proszę pana, kim pan jest? Co pan robi w nasz- kobieta próbowała powiedzieć więcej, ale głos jej się załamał. Zachlipała cicho, ale po chwili opanowała się- Co pan robi w naszym mieszkaniu?
- Em, ja- Janek nie wiedział co powiedzieć. Improwizował- Ja usłyszałem krzyki i przyszedłem zobaczyć co się dzieje. Droga pani, czy powinienem zawiadomić policję? Mąż panią bije, prawda?
- Policję? Co pan opowiada!- wydawała się przestraszona. Policją, nie swoim mężem- Co by się stało z naszą córką?
„Boże, kobieto, trafiłaś w samo sedno. I co ja mam Ci teraz powiedzieć. I to przy małej? Przecież ona chyba sama jeszcze nie rozumie, co się dzieje. Nie mogę.”

- No dobrze, skoro pani nie chce. Ale jako pani sąsiad, nie mogę tej sprawy zostawić. Może porozmawiam z pani mężem, dobrze?- mówiąc to zdanie, spojrzał na dziewczynkę- Spróbuję pomóc. Niech się pani nie martwi, nie zdenerwuję go.

Kobieta przytaknęła niepewnie. W telewizji można usłyszeć, że bite kobiety nadal kochają swoich mężów i tym podobne rzeczy, ale po pierwsze, Janek był dziennikarzem i wiedział, że telewizja kłamie, a po drugie, w głębi duszy, musiała liczyć na to, że ktoś wreszcie jej pomoże. Tak jak teraz.

-No dobrze. Proszę tu poczekać, pogadam z nim- spojrzał przy tym znacząco na dziewczynkę. Nie potrzebuje jej niewidzialnej asysty. Zwłaszcza, że nie zamierzał być miły. Doświadczenie uczy..., no dobra, logiczne wydawało mu się, że wystarczy, żeby ktoś się postawił, zwrócił uwagę, a powinno zadziałać. Musi.
Wrócił do pierwszego pokoju, zamykając za sobą drzwi. Karol siedział spokojnie w fotelu, pijąc piwo z puszki. Spojrzał na Janka rozmytym wzrokiem.
No dobrze, jeśli chcę się z nim rozmówić, to musi być faktycznie on. Trzeba zdjąć z niego... czar
Jak pomyślał, tak zrobił. Pijak nagle spojrzał na niego bardziej skupionym wzrokiem, po czym poderwał się z krzesła. Ale Janek już był przy nim. W końcu to on z nich dwóch był młody i zdrowy. I trzeźwy. Jak świnia. Popchnął mężczyznę z powrotem na fotel, wytrącił mu puszkę z dłoni i krzyknął.
- Posłuchaj mnie, skur***! Jeśli jeszcze raz tkniesz swoją żonę, to tak Cię załatwię, że rodzona mamusia Cię nie pozna. A możesz być pewien, że się dowiem. Wrócę tu jutro i pojutrze i każdego kolejnego dnia. A jak się dowiem, że coś było nie tak, a się dowiem, to popamiętasz. Zrozumiano? Będę jak cholerny kurator, łatwo się mnie nie pozbędziesz!- starał się nie krzyczeć, żeby nie było go słychać w drugim pokoju, ale nie było to łatwe.
Mężczyzna był najpierw zły, potem zszokowany, w końcu chyba się przestraszył. Na koniec tylko kiwnął głową. Był przyzwyczajony do tego, że jego żona ulegała mu we wszystkim, a wszyscy inni ludzie starannie nie zauważali tego, co robił. Od dawna nikt nie był wobec niego stanowczy. Naprawdę się bał.
- No, ja myślę. A teraz wychodzę. Ale będę jeszcze chwilę w pobliżu, gdybyś czegoś próbował- po tych słowach skierował się do sypialni.
- Porozmawialiśmy sobie. Powinien by grzeczny, ale gdyby coś się działo, ma pani mój numer- podał jej swoją wizytówkę. Zrobił sobie kilka takich po przyjęciu do nowej pracy. To była pierwsza, która się przydała- Postaram się zajrzeć jutro i zobaczyć, co u pani słychać. Ale naprawdę radzę, żeby pani zawiadomiła policję. A teraz idę- skinął ręką na małą, żeby poszła za nim. O dziwo, posłuchała. Matka gorąco mu podziękowała, chociaż chyba nie do końca wierzyła, że może jej pomóc. A już na pewno nie w to, że wróci. Chociaż naprawdę miał taki zamiar.

W końcu znalazł się z dziewczynką na klatce schodowej. Odetchnął ciężko- nadszedł czas na poważną rozmowę.
- Dziękuje panu, że pocieszył pan moją mamę. Myśli pan, że tata faktycznie będzie już grzeczny?- zaczęła mała, zanim zdążył coś powiedzieć.
- Tak myślę. I przypilnuję go. Teraz muszę jeszcze z Tobą porozmawiać. Możemy z tej klatki wyjść na dach?- poczuł, że konwencja wymaga, żeby ta rozmowa toczyła się w jakimś wyjątkowym miejscu. Poza tym znowu miał wrażenie, że zbliża się coś złego. Wcześniej też to czuł, ale nie miał czasu o tym myśleć. Zatem na dach.
- Tak, proszę pana. Niech pan idzie za mną.

Jak to powiedzieć? Przede wszystkim, zapytać, jak ona się nazywa. Hmm. Pamiętasz, jak spotkałaś dzisiaj pana policjanta? Potem pobiegłaś dalej, prawda? Muszę Ci powiedzieć, że wtedy wpadłaś pod tramwaj. Nie, litości, tak nie można. Może zauważyłaś, że Twoi rodzice dziwnie się zachowywali w stosunku do Ciebie? Jakby Cię nie widzieli? To dlatego, że dzisiaj zostałaś aniołkiem. Przykro mi to mówić, ale nie należysz już do tego świata. Nie, aniołek dobry, ale drugie zdanie za mądre. Jesteś już w drodze do nieba. Nie żyjesz. A ja muszę Cię wysłać w dalszą część drogi. Ale nie martw się, zajmę się Twoją mamą. O matko, już widzę wyjście na dach. I czemu mam ciągle takie złe przeczucie?”
 
Wojnar jest offline  
Stary 30-11-2008, 00:48   #12
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Jan Milniewicz

Odesłanie małej niewinnej duszyczki okazało się nie być prostym zadaniem…a może jednak?

Milniewicz ostro główkując nad najmniej dotkliwym sposobem wyjaśniania dziewczynce, jej obecnego położenia, nie zauważył początkowo, jak ciało małej z każdym krokiem jaśniało. Dopiero, gdy ta pociągnęła go mocniej za rękę dostrzegł niesamowitą przemianę i jak nie jeden raz tego wieczoru szeroko otworzył oczy ze zdumienia.

- Ale piękna pani…- westchnęła głośno dziewczynka, a niezwykle mocne światło wprost z otworzonych na oścież drzwi prowadzących na dach, oślepiło przez chwilę Jana. Takie światło o tej porze? Było to niemożliwe, jednak dziennikarz nie zwolnił kroku. Poczuł niesamowite ciepło przenikające do jego wnętrza i dziwne przeświadczenie o słuszności swojego postępowania.

Stanęli dopiero tuż przed progiem. Za nim nie było już dachu, a jedynie nieogarniona, ciepła jasność. Ta „zwykła” biała plama, wprawiała Milniewicza w zachwyt graniczący z obłędem. Chciał przestąpić ten przeklęty próg, przejść przez granicę, lecz jednocześnie czuł, że to nie dla niego otworzyła się droga do nieba. On swoją szansę zaprzepaścił, możliwe, że już bezpowrotnie…

- Chciałam panu jeszcze raz podziękować za pomoc mamusi. – powiedziała dziewczynka i wyswobodziła się z uścisku Żniwiarza. – Będę pana obserwowała z góry.

Duszyczką wyciągnęła rączkę w kierunku światła i niemal natychmiast delikatna kobieca dłoń z drugiej strony, ujęła ją delikatnie. Janusz z trudem dostrzegał tajemniczą postać otoczoną przez śnieżną poświatę, przypominającą miliony wirujących w powietrzu małych piórek.


Dziewczynka uśmiechnęła się i zrobiła swój ostatni krok na tym świecie wprost do nieba.

Jej sylwetka niemal zatonęła pośród białej zawieruchy. Wygląda zupełnie inaczej niż na początku. Była opatulona białym puchowym płaszczem i przede wszystkim epatowała radością, której Jan nie był w stanie opisać.


Uśmiechnęła się figlarnie i posłała jeszcze całusa mężczyźnie po czy, jak gdyby nigdy nic odwróciła się i pobiegła znikając Milniewiczowi z oczu.

Dziennikarz nagle usłyszał w swojej głowie miękki kobiecy głos. Wiedział doskonale do kogo należał. Biała pani ciągle wbijała w niego swoje nieprzeniknione niebieskie oczy.

- Postąpiłeś słusznie Żniwiarzu, pomagając tej duszyczce, ochraniając ją przed ogromnym złem. Pamiętaj jednak, abyś nie zerwał swojej obietnicy ochraniana jej matki. Teraz żegnaj i uważaj na siebie. Słudzy dawno zapomnianych mocy idą tutaj.

Głos znikł błyskawicznie a wraz z nim jasność.

Jan stał samotnie wpatrując się w pusty dach lekko zamroczony. Chłodne powietrze pomogło mu oprzytomnieć.

"Co się właściwie stało przed chwilą? Kim była ta piękna kobieta, czyżby aniołem?"

Pełno pytań kotłowało się w głowie mężczyzny, ale los nie obdarzył go takim przywilejem, jakim jest chwila wytchnienia. Przyjemne ciepło rozwiało się i ponownie poczuł zbliżającą się złą aurę.

- Oddaj nam ją, oddaj nam jej duszę. – usłyszał, bulgoczący, nieludzki głos i spojrzał w dół schodów.

Mniej więcej dwa piętra niżej sunęło w górę kilka par zakapturzonych postaci. Droga ucieczki została odcięta.


Sofiè Rome

Nie zamierzała podejmować większego ryzyka niż było to konieczne. Rozmowa z zakapturzonymi postaciami nie miała sensu, na szczęście widziała jak to się skończyło w przypadku jej szefa Adama. Ona nie popełniła tego samego błędu…

Zakapturzona postać zaryczała ukazując rząd zakrzywionych zębów i z wyciągniętymi przed siebie szponiastymi dłońmi rzuciła się na kobietę. Dla Sofiè czas się zatrzymał. Zamknęła oczy i zaczęła niczym w transie ciąć co popadnie przed sobą. Cios za ciosem orał jedynie powietrze, lecz nie miało to znaczenia. Ważne żeby tylko to szaleństwo wreszcie się skończyło.

Poczuła jak klinga jej rapiera napotyka wreszcie upragnioną przeszkodę i nie zwalniając uderzenia naparła ze wszystkich sił.


Otworzyła szeroko oczy gapiąc się jak jej ostrze, kierowane przez jej własne ręce rozcinało groteskową postać niemal na pół. Nie było krwi, nie było fruwających wnętrzności…jedynie czerwone smugi dymu, szybujące we wszystkie strony. Nie mogła być to materialna postać, a więc właśnie skosiła swoją pierwszą duszę. Kobieta poczuła przerażającą dziką satysfakcję…

Czas przyśpieszył jak oszalały. Widmowe ciało nim upadło na chodnik rozpłynęło się w powietrzu. Ktoś krzyczał za nią i próbował złapać ją za ręce. Odepchnęła go, skupiona na drugim celu. Była pomocnicą śmierci, nie…ona sama była ŚMIERCIĄ.

Zakapturzona bestia naparła, odsłaniając się całkowicie. Nie miała szans. Nadziała się na rapier jak świnia na rożen, po czym swymi odrażającymi dłońmi złapała Sofie za ramiona. Zapiekło. Monstrum pogrążone w konwulsyjnych drgawkach, uśmiechnęło się paskudnie i brutalnie wniknęło w kobietę…


..
.

„NIE DAJ SIĘ DZIEWCZYNO!”

Sofie obudziła się, cała zlana potem, następnie zdezorientowana rozejrzała się dookoła. Była w swoim mieszkaniu…w swoim łóżku. Obok niej leżał śpiący spokojnie Mark. Budzik wskazywał 7.00, lecz data się nie zgadzała, była o całe siedem dni spóźniona.

„Czyli to był zwykły koszmar? Kłopoty w pracy, choroba, zdrada ukochanego były jedynie nocnymi marami.”

Kobieta uśmiechnęła się mimowolnie a po policzku pociekła jej malutka, pojedyncza łezka.
Wzięła głęboki wdech powietrza i rozkoszując się tą chwilą ułożyła się obok ukochanego nie wiedząc jak bardzo się myli.

Czy będzie chciała pozostać w tym jakże pięknym świecie iluzji?

Czy może zacznie walczyć i pokona pasożyta?




Chuaua



Parkiet trząsł się od pogującego tłumu niesionego ciężkimi riffami jakie zapodawał gitarzysta studenckiego zespołu o wdzięcznej nazwie „Martwy Kotlet Wieprzowy”. Muzyka krótko mówiąc była wyjątkowo podła tego wieczora, lecz nikt najwyraźniej nie zamierzał się tym przejmować. Rzesza ludzi ubrana na czarno bawiła się mimo tego w najlepsze skacząc niezależnie od rytmu.

Ludzie wpadali na siebie depczą sobie stopy, wbijając łokcie pod żebra i popychając się na innych. Właściwym słowem którym można by opisać tą całą zbieraninę byłaby „dzicz”.

Był jeden wyjątek.


Swym odważnym ubiorem wyróżniała się nawet spośród tłumu mrocznych lolitek. Zgrabna i mimo swego groteskowego stroju piękna. Poruszała się zmysłowo w środku szalejącej tłuszczy skupiając na sobie lubieżne spojrzenia mężczyzn i niektórych kobiet. Nikt jej nie szturchał, nikt się na nią nie rzucał…była wyjątkowa i zjawiskowa.

Chuaua bo taką miała ksywkę, zdawała sobie doskonalę sprawę ze swoich atutów i wykorzystywała je z pełną premedytacją, kusząc swoim zachowaniem. Teraz gdy Żyleta nie był już dla niej zagrożeniem, mogła pozwolić sobie na wiele. Poza tym od minionego wieczoru, kiedy dostała kulkę w głowę coś się z nią zaczęło dziać. Widziała dziwne obrazy gdy zbyt mocno się koncentrowała, lecz to był zaledwie czubek góry lodowej. Rzeczywiście teraz była wyjątkowa

- Hej mroczna, jak masz na imię? – jakiś wykolczykowany facet o typowym wyglądzie jak na tą spelunę zagadał do niej. Musiał mieć tupet, skoro tak po prostu myślał, że ją poderwie.

Już kobieta, miała rzucić jakąś krótką, ciętą ripostą, lecz nagle zakręciło się jej w głowie, a dziwne znamię jakie dostała na prawym pośladku mocno zapiekło.

- Ożesz kurw…

Naiwny zalotnik zdążył ją złapać zanim ta wylądowała na rozbitym na posadzce szkle.


Wszystko wyglądało na lekko przydymione. Była w jakimś starym budynku… Śmierdziało tu paskudnie pleśnią, a ściany były mocno rozdrapane…Na środku pomieszczenia leżała na drewnianym stole jakaś nieprzytomna, majacząca kobieta a wokół niej krzątała się ta mała czarna cizia co to się za śmierć poddawała. Ta niespodziewanie podniosła wzrok na Chuauę i z wściekłą miną krzyknęła.

- Co się tak gapisz, ruszaj ten swój zapakowany w tonę lateksu tyłek. Jesteś mi pilnie potrzebna, NATYCHMIAST. Ulica cmentarna 5, stara opuszczona kamienica. Ruchy!

Głos zadudnił potężnie pod czaszką kobiety, jeszcze bardziej wprawiając ją w istną karuzelą, typową dla przepicia.

- Nie zapomnij swojego przeklętego lustereczka…



Cóż jaki adresat, taka wizja. Ta nie zostawiała żadnych wątpliwości…prawdopodobnie.

Chuaua znów wróciła do klubu, gdzie jej niedoszły adorator trzymał już przed nią szklankę wody. Jej kumpele najwyraźniej nie zauważyły tego co się z nią działo, bądź o czym wolała nie myśleć nie chciały reagować.

- Czy wszystko w porządku, może wyjdziemy na zewnątrz się przewietrzyć. – mężczyzna, może nie oryginalny, lecz na swoim poziomie, to nawet ona musiała przyznać.

Otworzyła oczy ze zdziwienia, ponieważ u dołu schodów siedział czarny kot, gapiący się wprost na nią. Nikt nie zwracał na niego uwagi…czyżby był to ten sam kot?!


Co zrobi tak nieobliczalna osoba jak Chuaua? Spełni ewidentny rozkaz przełożonej, czy może oleje ją i wróci się bawić?

Cokolwiek nie wybierze, jej życie wkrótce ulegnie ogromnej zmianie.
 
mataichi jest offline  
Stary 03-12-2008, 00:48   #13
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Chuaua

- Czy wszystko w porządku, może wyjdziemy na zewnątrz się przewietrzyć.

"Co to za człowiek?"



"Czy ja wciąż żyję? Co się wydarzyło przed chwilą? A może po prostu zajarałam coś podejrzanego? Ostatnie, co pamiętam..."

- Ej, mała... –
mężczyzna wyciągnął w jej stronę rękę.

Silna, duża dłoń zbliżała się do jej policzka... Nagle Chuaua odskoczyła gwałtownie wywracając przy tym krzesło.

- Zostaw mnie! – krzyknęła panicznie, zwracając tym uwagę osób z pobliża.

Paru osiłków szykowało się już do ruszenia na pomoc zgrabnej panience w gorsecie i kabaretkach, której usta i długie włosy przyzywały wręcz intensywnością czerwieni. Widząc, jednak, że sam „napastnik” jest niemniej zdziwiony niż otoczenie, a lasencja wyraźnie zmieszała się swoim wybuchem, niedoszli wybawcy zajęli się swoimi sprawami. Nie od dziś przecież wiadomo, że te najładniejsze kobitki, maja zwykle mocno posrane w główkach – w końcu coś musi wypełnić taką przestrzeń.

Tymczasem Chuaua naprawdę się zawstydziła. Przez chwilę wydawało jej się, że to Żyleta chce przycisnąć jej głowę do lustra po to by... po to by... zabić.

Dziewczyna już miała przepraszać mężczyznę, który bądź co bądź był dla niej nadzwyczaj miły i wydawało się, że nie chodzi mu tylko o zgrabne ciacho do wyrwania, ale faktycznie chciał jej pomóc, gdy nagle dostrzegła niewielki cień przy wejściu do klubu.

To był kot, czarny, najprawdziwszy w świecie kot, który zupełnie ignorując otaczającą go gawiedź (podobnie jak ludzie ignorowali jego) wpatrywał się złotymi oczami w sylwetkę Chuauy. Teraz dopiero zaczynała rozumieć.

Więc to nie były zwidy? Jestem...posłańcem śmierci.” – kot mrugnął – „ umarłam... tutaj i... odżyłam. Żyję. Jestem posłańcem śmierci i...” – nerwowo zaczęła grzebać kieszonce swych prawie niewidocznych spodenek. Wreszcie wyjęła zeń dość nietypowo wyglądające podręczne lusterko.


„... I MAM SUPER MOCE! Juhu, zawsze wiedziałam, że jestem zajebista. Tak, tak, teraz będę musiała sobie uszyć kostium i będę walczyć ze złem... złymi duszami... i w ogóle wszelkim ciaciarajstwem! Musze tylko sobie jakieś chwytliwe hasełko wymyślić...”

- Ej, dziewczyno, co się z tobą dzieje? Nie chciałem ci nic zrobić przecież
! – mężczyzna także wstał i patrzył na nią z pretensją. To przywróciło Chuauie nieco poczucia rzeczywistości.
- Ja wiem... przepraszam. To tak samo, wiesz... złe wspomnienie, może za dużo alkoholu. Pójdę już do domu. – dodała ostatnie zdanie patrząc na kota i w myślach prosząc by jeszcze moment zaczekał.
- Odwieźć cię czy coś?
- Nie, nie mieszkam blisko. Dzięki.
- Aha, ok. Nie narzucam się.
– gościu widać jednak nie chciał tracić z nią kontaktu – Jestem Emil, zwą mnie „Drizz”, a ty mi zdradzisz swoje imię na do widzenia?
- Wiesz, imienia to już sama prawie nie pamiętam, bo wszyscy wołają na mnie Chuaua.
- Jak?!
- Chuaua. Tak jak w reklamie Coca-Coli.


[media]http://www.youtube.com/v/7GPZHsFACXs&hl=pl&fs=1[/media]

- Hehe fajnie. To do zobaczenia Chu-au-o.
- Trzym się!

Puściła mu w powietrzu buziaka, po czym już szybkim krokiem – na ile pozwalał jej ściśnięty tłum – przepchała się do wyjścia. Nie chciała już dłużej kazać czekać kotu, jednak... zatrzymała się przy toaletach.

To tutaj Żyleta... zrobił mi to. Ciekawe ile czasu minęło... może jeszcze tam jest... Najchętniej sama bym mu teraz wpakowała kulkę w łeb, ale... nie teraz. Kot czeka i... nie chcę zobaczyć tam na lustrze... nie chcę zobaczyć mojej krwi, ani tego pęknięcia. Tak, muszę iść!”

Odebrawszy swój płaszcz od bramkarza , który zawsze zgadzał się pilnować rzeczy V.I.P.-ów, wreszcie wybiegła na świeże powietrze. Kot miauknął zniecierpliwiony.

- Przepraszam. – powiedziała szczerze, pochylając się i głaszcząc zwierze po grzbiecie.

Ciche mruczenie było znakiem łaskawego zaaprobowania przeprosin. Czekając jeszcze chwilę, by kobieta się ubrała, wreszcie oboje pomknęli przed siebie. Mimo wysokich koturn Chuaua nie czuła dyskomfortu, była przyzwyczajona, w końcu nie raz przyszło jej po imprezie spylać, gdy dresy zrobiły nalot, lub doczepiły się do niej.

- Kurde, pamiętasz adres? – spytała kota, lecz ten tylko spojrzał na nią przelotnie. Z wiadomych względów nie odpowiedział – Chyba Cmentarna 5 albo 10... stara chata. Ciekawe, czemu zawsze to musi straszyć w starych opuszczonych budynkach, nie? Ja bym chętnie powypędzała duchy z jakiejś rezydencji milionera. Zresztą może sam milioner poczułby się wtedy nawiedzony... byłabym ustawiona na całe życie!
- Miaaau!
- A, tak, wiem. Skupić się. O, autobus!
– dziewczyna wskazała przystanek, gdzie faktycznie podjechał akurat bus – Piętnastka, jedzie na Cmentarną, wsiadamy!
- Miaaau!
– zwierze posłusznie pomknęło za nią, więc jednak doskonale rozumiało jej słowa.

Autobus, jak zwykle o tej porze był pusty, nie licząc pijaczka na tylnym siedzeniu, który wyraźnie walczył z niestrawnością. Chuaua ze swoim czworonożnym towarzyszem usiedli zaraz za kierowcą, dzięki czemu ten z powodu swojej gabloty nie mógł zobaczyć zwierzęcia, które nie miało żadnej smyczy czy nawet obroży.

- Muszę opatentować sobie jakieś hasełko. – rzekła cicho dziewczyna do kotaCoś pomiędzy tradycyjnym „Zgiń, przepadnij siło nieczysta”, a badziewnym „ Ja wojowniczka o miłość i sprawiedliwość ukażę cię w imieniu księżyca”. To musi być coś z pazurem, żeby te zmorki-muchomorki sikały pod siebie ze strachu, jak to usłyszą.
- Pfffhhh.
- Fakt, duchy nie sikają. Ale wiesz, o co chodzi. Może... „Oto nastał twój Dzień Sądu Bożego!” – zbyt patetyczne, nie? No i zjawa mogła być za życia ateistą albo buddystą. Kurka... to może jak terminator: asta la vista baby?
- Miaaauuu.
- Taa, stać mnie na oryginalność. A niech to, już przystanek - Cmentarna, wysiadamy!


Wysiadłszy wraz z kotem na spokojnej, cichej ulicy, tuż obok cmentarza komunalnego, Chuaua rozejrzała się nerwowo.

Żadnej zjawy na przystanku – plus. Teraz, który to był numer domu? 5 czy 10, a może 7? Zaraz, zaraz, jaki tutaj mamy numer? Cmentarz to 1. Ok., to przejdziemy się kawałek.”

Dziewczyna szła wolnym krokiem, czarny kot zaś dreptał tuż przy jej koturnach. Sierść na jego karku była zjeżona.

Czując jakiś dziwny ruch gdzieś w pobliżu, lecz nie widząc niczego podejrzanego, Chuaua stanęła i wytężywszy wzrok spojrzała na kamienice. Od numeru 5 do 10. Nagle perspektywa jej widzenia załamała się, a zamiast tego przed jej oczami otworzył się inny obraz...
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 03-12-2008, 17:26   #14
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
„Odeszła. Mała dziewczynka odeszła do Nieba, razem z piękną kobietą, która po nią przyszła. I co ona mówiła? Dawno zapomniane moce? Idą tutaj? Co znowu?”
Janek westchnął ciężko, patrząc w drzwi, które przez chwilę były bramą do lepszego świata. Teraz za nimi widać było jedynie nocne nieba nad metropolią. Łuna miasta zagłuszała prawie wszystkie gwiazdy, widać było tylko te najjaśniejsze. Żniwiarz poszukał odruchowo Wielkiego Wozu. Był tam, jak zawsze. Przynajmniej to się nie zmieniło, w odróżnieniu od tylu rzeczy w jego życiu. Bo ani to nie było do końca życie, ani nie było do końca jego. Czuł w głowie mętlik.

„Z jednej strony, powinienem się cieszyć. Wydaje się, że uratowałem duszę przed straszeniem w mieszkaniu swoich rodziców. Zrobiłem coś dobrego. Ha! Bohater ze mnie, w mordę jeża! Tylko teraz muszę faktycznie tam zaglądać. Skoro już nawet anioł mnie do tego zobowiązał. I obeszło się bez używania tego”- spojrzał na szablę, którą cały czas trzymał w ręce - „Całkiem nieźle”

Z drugiej strony czuł jakąś tęsknotę za tym, czego był świadkiem. Przez chwilę czuł w tym miejscu jakby dobro i radość bijące z drzwi. To było... wspaniałe. A teraz już tego nie było. Czuł, jakby stracił coś ważnego. Poza tym, zastanawiał się, czy jest teraz skazany na takie przelotne spotkania, czy może kiedyś jednak zasłuży, żeby przejść przez takie drzwi.

„A tak w ogóle, wykonałem swoje pierwsze zlecenie. Panie prezesie, zadanie wykonane! I było całkiem w porządku. I nazwała mnie Żniwiarzem. Jestem już całkiem profesjonalnym Śmiercią. Super.”

Nagle koszmarnie zaburczało mu w brzuchu. Przypomniał sobie, że nie jadł nic od wielu, wielu godzin. No i było już późno, a on od rana był na nogach. Czas było wracać do domu, do lodówki i łóżka. Jednak, jak się miało zaraz okazać, jego służba na dzisiaj się jeszcze nie skończyła.

- Oddaj nam ją, oddaj nam jej duszę. – usłyszał, bulgoczący, nieludzki głos i spojrzał w dół schodów.

O cholera! A co to za jedni? Dawno zapomniane moce? Ale jeśli tamta kobieta była przysłana z Nieba, to tutaj mamy oddział diabłów? Shit!”
Byli jeszcze dwa piętra pod nim, miał chwilę czasu. Rozejrzał się. Odcięli go od wyjścia, a nikt mu o tej porze nie otworzy drzwi. Nie dość szybko. Rzucił się przez wyjście na dach i zatrzasnął za sobą drzwi. Tutaj też nie było gdzie uciec. Tylko on, dach i nieliczne gwiazdy. Może gdzieś tam było drabina przeciwpożarowa, jak w każdym porządnym amerykańskim, ale nie był pewien, czy ma czas jej szukać. Słyszał już nadchodzące postaci, nawet mimo zamkniętych drzwi. Podjął decyzję. Biegiem wrócił na klatkę i z wyciągniętą szablą stanął na szczycie schodów.

- Spóźniliście się, dranie! Jej już tu nie ma, odeszła tam, gdzie było jej pisane! - chciał jeszcze coś krzyknąć, ale głos mu się załamał. Nie wiedział, z kim będzie musiał walczyć, ale był pewien, że w tym miejscu będą musieli do niego podchodzić pojedynczo, żeby sobie nawzajem nie przeszkadzać. Miał szansę.

Stanął w klasycznej pozycji szermierczej, kręcąc czubkiem szabli małe kółka i klnąc cicho pod nosem na swój los.
 
Wojnar jest offline  
Stary 03-12-2008, 21:09   #15
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Przytuliła się do Marka, a ten jak zwykle spał twardo. Przez chwilę nie dopuszczała do siebie żadnej myśli rozkoszując się tą zwyczajną i prostą chwilą. Lecz nie wytrzymałą tak długo. Raptownie wstała i żeby nie obudzić Marka poszła do łazienki. Bała się, ze zobaczy krew, żyletki... Łazienka byłą taka jak dawniej, Mark zapomniał opuścić deski klozetowej, nie chcący porozrzucał jej kosmetyki. Spojrzała w lustro, wzięła głęboki oddech i umyła zimną wodą twarz.
„Wszystko było tak jak kiedyś, lecz z jednej strony było takie nieprzyjazne...czas jest wcześniejszy...nie chcę znowu przez to przechodzić... nie miałabym sił...”
Usiadła na puchatym łazienkowym dywaniku nie wiedząc co z sobą zrobić, i przyszedł Mark

- Co tu robisz? Czy coś się stało? -usiadł obok niej i obiją ja
- Nie wiem... – ukryła twarz w dłoniach – naprawdę nie wiem
- Ale coś w pracy? Znowu faceci się ciebie czepiają?
- Nie...
- Coś zrobiłem? Trzeba wymyślić jaką półeczkę na twoje kosmetyki, bo zawsze jak chce coś wziąć to wszystko spada... – Sofie zaczęła się śmiać, Mark z każdej chwili mógł ją rozśmieszyć, nawet teraz gdy jej życie tak diametralnie się zmieniło, przytuliła go.
- Czy ty mnie zdradzasz? – zapytała po chwili, Mark popatrzył jej w oczy
- Skąd Ci to przyszło do głowy kochanie?
- Odpowiedz
- Nie, nie zdradzam Cię zadowolona? – wstał i poszedł do pokoju
- Już 7. 30. Na która idziesz do pracy? – usłyszała z drugiego pokoju
- Nie idę
- Ubieraj się to pojedziemy razem – nic się nie zmieniło, jak zwykle jej nie słuchał
- Pojadę swoim...
- Jak chcesz, wrócę koło 21, muszę spotkać się z dyrektorem i powiedzieć mu swoje uwagi dotyczące tego projektu – wszedł do łazienki , szamocząc się z krawatem
- Mogłabyś? – Sofie wstała i zawiązała mu go jak należy
- Mówiłem ci, to kompletna porażka, nie wiem jak sobie to wyobrażają... – Sofie słuchała znudzona, wydawało jej się, ze wszystko przyspieszyło, a ona siedziała pośród czasu i obserwowała jego szalony bieg. – nie znajdą dofinansowania u ministerstwa to jasne znam tych gości już kilka razy z nimi miałem do czynienia – Wszystko kręciło się i wirowało kolory co chwila mieszały się ze sobą, czułą się jakby za dużo wypiła, jakby była pod wpływem narkotycznego uniesienia
- Dobra ja lecę, śniadanie zjem w pracy, już się o to nie martw...
- Mark...
- Też Cię kocham. Pa – drzwi zamknęły się, Sofie znowu została sama, zrobiło jej się ciemno przed oczami.


Znowu się obudziła, zobaczyła swoja, mamę, taka uśmiechnięta i taka MŁODA!

- Wstawaj już kruszynko, masz pomóc mi dzisiaj pamiętasz?
- Tak Mamusiu – usłyszała swój piskliwy dziecięcy głosik, zamilkła
- Co się stało kruszynko? Źle się czujesz?
- Mamo podaj mi lusterko
- A po co Ci lusterko dziecko?
- Podaj proszę
Widziała jak jej mama przechyliła głowę i uśmiechnęła się łagodnie, zaraz przyniosła małe lusterko. Sofie zerknęła, znowu była małą dziewczynką, wielkie szmaragdowe oczy, długie włosy splecione w małe warkoczyku, częściowy brak uzębienia.

- Mama a gdzie tata? –powiedziała oddając jej lusterko, uśmiech nagle znikną z ust jej mamy, a jasna radosna twarz jakby poszarzała
- Mówiłam Ci już... choć zjeść śniadanie

Bała się tych słów tak bardzo się ich bała... strach wręcz zamroził jej ciał, nie mogła się ruszyć aż zobaczyła ciemność


Otworzyła oczy, głowę miała ciężką, a każdy nawet najmniejszy szmer wywoływał pulsujący ból. Była w swoim pokoju, gdzie jak zwykle tu i tam leżały porozwalane ciuchy. Leżała na łóżku w brudnych ubraniach, gdy wstała natychmiast zrobiło jej się niedobrze.
- Czy ja musze wszystko spieprzyć...- zapytała samą siebie podtrzymując ciążącą głowę dłońmi. Znowu coś było nie tak, czuła jak coś ciąży jej na sercu, jakaś myśl ciągle nie dawała jej spokoju.

„Co ona właściwie tutaj robi!? Przecież nie chce tu być... dopiero teraz zdała sobie sprawę. Nie chcę już wracać do normalnego życia, teraz zaczęła się w jakiś sposób liczyć dla tego świata, teraz została dostrzeżona! Przez urodę nigdy nie była traktowana przez nikogo poważnie, dużo rzeczy jej przychodziło łatwiej. Ale ona nie chce tak dłużej, chce pokazać, ze potrafi. Nie chciała chować głowy w piasek i zamykać się przed światem przenikając do szarej codzienności...ona przecież potrafi!”

Sofie wstała zaciskając pieści, zakręciło jej się w głowie znowu ujrzała ciemność...
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 15-12-2008, 22:21   #16
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Jan Milniewicz 11.40

Zakapturzone postacie były coraz bliżej, Żniwiarz mógł już dostrzec ich blade, wykrzywione w grymasie wściekłości twarze, pokryte dziwnymi tatuażami. Kimkolwiek lub czymkolwiek byli, Milniewicz czuł, że powinien ich powstrzymać…teraz już nie miał zresztą innego wyboru.

Niczym samobójcy rzucili się z wyciągniętymi dłońmi w kierunku dziennikarza, nie bacząc na niebezpieczeństwo. Nie było czasu na litość czy rozwagę. Trzeba było działać. Jan wprawnym ruchem szabli posłał dwóch pierwszych napastników prosto do piekła. Jego szabla świsnęła w powietrzu ponownie i kolejna zjawa pożegnała się ze światem żywych rozpływając się w powietrzu.

Choć przeciwnicy atakowali bezmyślnie Milniewicz po ich naporem musiał się wycofać na dach, choć zdawał sobie sprawę, że to tylko pogorszy jego sytuację.

Osaczyli go z wielu stron. Bestie o ludzkich twarzach, spoglądały na niego wygłodniałym wzrokiem..

- Co za wieczór, dwóch Żniwiarzy wpadnie w moje łapy. – za pleców postaci przemówił mężczyzna, jeden z napastników, lecz nie zachowujący się tak dziko jak pozostali. Jego włosy przypominały plątaninę węży. – Gdybyś oddał nam tą duszyczkę ocaliłbyś swoją. Jest wasz!

Wszyscy czekali tylko na sygnał i rzucili się jednocześnie jak psy spuszczone z łańcucha. Było ich za dużo. Jedno cięcie, jeden padł. Dwóch złapało Jana za ręce, a ten poczuł jak przejmujący chłód zaczął wnikać do jego ciała. Zamknął oczy.

Mężczyzna usłyszał przygaszony dźwięk gromu i gdy otworzył wreszcie oczy zauważył, że wszyscy znieruchomieli…a właściwie poruszali się w niesamowicie zwolnionym tempie. Cały gąszcz zakapturzonych postaci chcących rozerwać go na kawałeczki. Był uratowany! Wystarczyło tylko to wykorzystać…

Ku swojej rozpaczy dziennikarz zrozumiał, że i on nie był w stanie się poruszyć. Jego ciało odmawiało mu posłuszeństwa. Czekał cierpliwie, aż w wejściu prowadzącym na dach stanęła ciemnowłosa kobieta. Pewnie to ona była za to odpowiedzialna?

Swobodnie minęła wężowłosego i przecisnęła się przez pozostałe zjawy, stanąwszy wreszcie przed Milniewiczem. Uśmiechnęła się wyraźnie zmęczona i szybkim ruchem walnęła Jana prosto w podbródek pozbawiając go przytomności.


Adam Wysocki 11.30

Ktoś mocno nim szarpnął.

Zamroczona świadomość Wysockiego powoli wypływała na powierzchnię. Jednak czy tego chciała tak naprawdę? Było tu przecież tak spokojnie. Unosił się pośród czarnych wód obojętności i dzięki temu nie przejmował się niczym. Wszystkie smutki, wszystkie problemy, cały ten szalony świat jednak zapragnął się upomnieć o niego.

Kolejne szarpnięcie wyrwało go z transu.

Adam był w lekkim szoku spowodowanym mocą, która go zniewoliła i ogłupiła jego umysł. Łapczywie łapał oddech mrużąc oczy. To jakaś czarna kobieta go z tego wyciągnęła. Trzymała pod ramię, jego podwładną! Ale jak?!

- Słuchaj uważnie. – złapała za jego dłoń wolną ręką. – Zostałeś zahipnotyzowany, ale pomogłam Ci odzyskać świadomość i zaraz poczujesz się już normalnie. Życie tej kobiety zależy od tego co teraz zrobisz. Próbowała cię ratować i została opętana. Jej samochód stoi tam. – kiwnęła głową na pojazd – Zabierz ją i podjedź przed bramę kamienicy tej dziewczynki która zginęła. Tam do was dołączę tylko ocalę jeszcze jednego nowicjusza. Nie patrz tak na mnie, tylko się ruszaj… - za nim skończyła zdanie przekazała bezwiedne ciało Sofie, Adamowi i pobiegła w jedną z uliczek.

Dopiero teraz Żniwiarz zauważył, że wszyscy wokół niego poruszali się w okropnie wolnym tempie, jak w Matrixie. To było za duże szaleństwo, ale nie miał innego wyjścia tylko brnąć w nie głębiej.

Nie oddalił się zanadto od miejsca, w którym próbował powstrzymać mężczyznę o wężowych włosach, więc czasu również niewiele musiało minąć. Przeszukał Sofie znajdując upragnione kluczyki, po czym wpakował ją na tylne siedzenie samochodu. Ciałem kobiety targały lekkie drgawki, mówiła coś, lecz był to niewyraźny, ledwie słyszalny bełkot.

Przekręcił kluczyki w stacyjce i usłyszał warczenie silnika. Adam jeszcze przez sekundę podziwiał jak cały świat poruszał się w żółwim tempie i musiał przyznać, że czymkolwiek była ta moc, przerażała go.

Chwilę później czekał już pod umówioną kamienicą. Znał doskonale tą drogę, ale coś mu podpowiadało, że sama wizja wystarczyła żeby wyryć mu w pamięci tą trasę. Czuł dziwne niepokojące uczucie, takie samo, jakie towarzyszyło zakapturzonym osobom.

Wreszcie z bramy wyszła czarnowłosa kobieta, trzymająca pod ramiona nieprzytomnego mężczyznę. Zmęczonym spojrzeniem omiotła zaparkowane samochody i niemalże od razu dostrzegła ten właściwy. Nieruchome ciało wrzuciła również na tył samochodu a sama usiadła w fotelu pasażera.

- Ruszaj, pokieruje cię. – jej głos był bardzo słaby a sama wyglądała na wycieńczoną. – Dłużej tego nie utrzymam…

Nagle świat przyśpieszył, a Adam ruszył z piskiem opon.


Chuaua


…obraz świata duchów, którego nie powinien oglądać żaden śmiertelnik. Wszystko otaczała nieprzenikniona ciemność, rozstępująca się przed kobietą. Mrok nie tylko ją otaczał, lecz również mówił do niej, a przynajmniej tak się jej wydawało.

Niedaleko dostrzegła cztery białe plamy, wyrwy w ustalonym porządku. Obraz się wyostrzył a plamy zaczęły przypominać ludzkie postacie zgromadzone w jednym pomieszczeniu. Jedna z nich leżała zawieszona w powietrzu, a w jej wnętrzu kłębiła się smolista masa rozchodząca się na całą jej duszę. Chuaua wiedziała już gdzie ma iść.

Zrobiła malutki krok, potem kolejny i następny, aż przywaliła o coś butem przewracając się na kolana. Ciemność zasłaniała jej wszystko, musiała to przerwać. Skupiła się i zamknęła oczy.

- Zostań z nami dłużej…

Miauu!

Kobieta otworzyła oczy przestraszona, na szczęście dziwny plan zmarłych zniknął z jej oczu. Zanim jednak przerwała swoją nową moc, usłyszała jakiś świszczący głos, albo jej się tylko wydawało oczywiście.

Miaaauuu!

Czarny kotek się wyraźnie niecierpliwił. No tak tamta paniusia potrzebowała JEJ POMOCY.


Wszyscy 1.00


Janusz odzyskawszy przytomność był co najmniej zaskoczony, został jednocześnie ocalony i…porwany. Adam oddelegowany przez ciemnowłosą kobietę próbował mu wszystko wyjaśnić, aż obaj się pogubili.

Zakończyli szybko wszelkie dysputy, przypatrując się niezwykłym poczynaniom nieznajomej. Mruczała nad ciałem wciąż nieprzytomnej Sofie inkantację w jakimś nieznanym języku. Sama też nie wyglądała najlepiej, jednak nie przerywała zabiegów. Ciało kobiety na stole podrygiwało coraz bardziej.

- Nie dam rady już tego dłużej powstrzymywać. – szepnęła w końcu, wbijając wzrok w obdartą ścianę pomieszczenia. Walnęła pięścią w blat stołu i wysyczała wściekła przez zęby. – Gdzie jest ta cholerna paniusia?!

Drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem, a w progu stanęła uśmiechnięta Chuaua. Mężczyźni wbili w nią wzrok nie wiedząc czy przypadkiem nie mają do czynienia z jakimś upiorem, lecz czarnowłosa uspokoiła ich gestem.

No cóż, Chuaua takiego wejścia się nie spodziewała, wszyscy gapili się na nią jak na jakaś superbohaterkę. Teraz im pokażę, na co ją stać…

- Dawaj szybko to lusterko! – wrzasnęła czarna cizia, a widząc mieszane uczucia na twarzy lolitki dodała przez zęby. – Proszę…

No tak, dawno nikt nie prosił o pomoc Chuauy! Nie śpiesząc się wyjęła swoje osobiste lusterko i pomachała nim w powietrzu.

- Panowie pomóżcie, nie stójcie jak kołki. – czarnowłosa skarciła mężczyzn. – Przytrzymajcie ją, ja uniosę jej powieki, a ty – powiedziała krzywiąc się. – przyłożysz jej to lustereczko przed oczy. Miejmy nadzieje, ze wyssie właściwą duszę.

Po chwili konsternacji, wszyscy byli już gotowi.

- Trzy, czte-ry!


Sofie krzyknęła, a jej ciałem targała potężna siła i dwójka mężczyzn z trudem była w stanie ją przytrzymać nieruchomo. Smolista materia, ta sama, jaką Chuaua dostrzegła w świecie duchów zaczęła sączyć się z oczu poszkodowanej wprost do jej podręcznego lusterka. Trwało to zaledwie parę chwil, lecz gdy wreszcie ten zabieg się zakończył wszyscy opadli z sił przez ogromne emocję. No może nie Chuaua, która dopiero co odkryła swoją kolejną zdolność, a konkretnej moc jej lustereczka.

- Słuchajcie wszyscy. Z kobietą chyba wszystko już jest w porządku, ale ja zaraz stracę przytomność, więc… - nie zdołała dokończyć. Osunęła się na podłogę zawadzając głową na nogę stolika.

Sofie słyszała głosy, krzyki, szepty. Całe jej życie mieniło jej się przed oczami, lecz było to oszustwo i zdawała sobie z tego sprawę. Walczyła, ale jej walka była skazana na porażkę i gdy już omal się nie poddała jakaś dziwna siła wypompowała z niej pasożyta. Mogła wreszcie otworzyć oczy, tak naprawdę…

Ujrzała brudny sufit i kilka osób w tym Adama swojego szefa, któremu pośpieszyła z pomocą. Czuła się osłabiona, ale żyła, a nie wegetowała w kłamstwie.


Czym się stali? Kim były tajemnicze zakapturzone postacie? Na te pytania mogła odpowiedzieć im czarnowłosa kobieta, która akurat straciła przytomność. Teraz wyglądali na grupę zagubionych ludzi, a nie wysłanników samej śmierci.
 
mataichi jest offline  
Stary 18-12-2008, 16:56   #17
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu




Miała jakieś marzenia, miała nadzieje, że kiedyś się spełnią. Przegrała walkę z rzeczywistością, chowając się w tchórzliwą rolę, karmiła się kłamstwami, że tak być powinno, że to najlepszy z możliwych zwrotów w akcji jej osobistego dramatu...Gdzieś głęboko takie myśli utkwiły, zostały otworzone drzwi w jej głowie, zamknięte bardzo dawno temu, nie-kostium wypadł z szafy i wnikną w nią, pokazując, jaka jest naprawdę. Wszystkie dodatki po prostu zniknęły, maska upadła z głośnym trzaskiem, jakby była ze szkła. Zapomniała swojej roli, teraz nic już nie powie...czas zejść ze sceny i skończyć tą maskaradę...

To, czego widzieć nie chciała, to, o czym wolała zapomnieć i na zawsze wymazać w pamięci. To wszystko ukazało jej się w czasie koszmarnego nie-snu przeszłości, który schłodził jeszcze bardziej jej duszę. Co się właściwie stało? Ciężko było znaleźć odpowiedź w plątaninie sprzecznych myśli, w chaosie doznań, które zostawionym wspomnieniem nie dawały nic poukładać. Biały i czarny zlał się w jedno, tłumaczenie racjonalne było niemożliwe.

Mimo wszystko, głos wewnętrzny mówił „idź dalej” po raz kolejny mu zaufała, z nadzieją, że wróci do normalności. Czy jeszcze kiedyś będzie normalnie? Głosy w oddali, jednostajne uderzenia niosące się wraz z echem. Mimowolnie otworzyła oczy.

Półprzytomna patrzyła na zgromadzoną obok niej trójkę ludzi, poznała Adama Wysockiego, reszty nie znała. Czuła dziwną lekkość, jakby przed chwilą odstawiła wielki ciężar, kręciło jej się w głowie, jakby z przemęczenia. Gdzie ona właściwie jest? Rozejrzała się, wszędzie było ciemno, do tego nieprzytomna kobieta leżała bezwładnie na podłodze. Poczuła zakłopotanie, podniosła się gwałtownie, nagłe uczucie słabości zniewoliły jej ruchy.

- Adamie...- darując sobie formę grzecznościową, zwróciła się do jedynej znajomej sylwetki, jedynej, której mogła uwierzyć.
- Gdzie my jesteśmy? Co się stało tej kobiecie– wskazała na nieprzytomną – Możesz pomóc mi wstać? – powiedziała dość słabym i nie pewnym głosem. A on podszedł do niej z wyraźną troską w oczach i wyciągną pomocną dłoń. Dała się ponieść emocjom i przytuliła się do swojego szefa, szukając bliskości, której tak mocno w tej chwili potrzebowała.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 28-12-2008, 12:40   #18
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cała ta historia zaczęła się od rozmowy ze Śmiercią, w ciemnej bramie tuż pod jego domem. Ale właściwie trudno to nazwać rozmową- ze Śmiercią się nie dyskutuje.
Potem przez kilka dni nie bardzo miał z kim się podzielić swoimi przeżyciami. Szef ani znajomi nie wydawali się odpowiedni do rozmów o kosach i tym, co się z nimi wiąże. Potem była mała dziewczynka, która sama nie wiedziała, co się dzieje dookoła, jedna patologiczna rodzina, stado demonów a na koniec kobieta, która go znokautowała.
Dopiero teraz widział, zdawało się, normalnych ludzi, którzy wydawali się równie wkopani w tę historię jak on. Niezależnie od tego, że jedna z kobiet wyglądała, jakby się urwała z Parady Miłości, albo z cyrku, a druga najwyraźniej przeżywała załamanie nerwowe. Wreszcie ktoś, kto mógł go zrozumieć, od kogo, miejmy nadzieję, można się było dowiedzieć czegoś o tym wszystkim. Wreszcie mógł z siebie wyrzucić to, co mu leżało na sercu.

- Co tu się do k**** nędzy dzieje!?- krzyknął na całe gardło- Czy ktoś z was jest mi w stanie odpowiedzieć na to proste pytanie? Najpierw jakaś banda zakapturzonych dekli się na mnie rzuca, potem nokautuje mnie ta babka- wskazał na leżącą na podłodze, ciągle krzycząc- teraz jeszcze najwyraźniej ratujemy życie...- powoli zaczął mówić coraz spokojniej, patrząc na nieprzytomną kobietę. Westchnął- Dobra, ja już się wyładowałem. Pomogło. Czy ktoś ma pojęcie, co z nią zrobić? Jakieś sztuczne oddychanie, czy coś?

Przeciętny człowiek przechodzi kurs pierwszej pomocy pewnie ze trzy razy. Podstawówka, przysposobienie obronne, kurs na prawo jazdy, niektórzy w harcerstwie, część w pracy. Teoretycznie każdy powinien móc się tym zająć z palcem w bucie. Janek nawet niedawno taki kurs przechodził. Pomyślmy...

Przykucnął przy zemdlałej i przyłożył ucho do jej ust. Oddycha, czy nie?
- Poprosiłbym o lusterko, ale bo ostatnim pokazie, trochę się boję- rzucił złośliwie- No, zdaje się, że oddycha. W takim razie nie wiem, co należy robić, ale chyba nie ma pośpiechu- nie zejdzie nam tutaj. Poza tym, wiemy, że nie jest duchem- próbował się zaśmiać, ale marnie mu to wyszło- No to co, kim wy wszyscy jesteście? Ja jestem Janusz Milniewicz. Powiedziałbym, że miło mi, ale nie umiem aż tak kłamać. Rozumiem, że wszyscy wykonujemy ten sam zawód? I, sądząc po waszych minach, wszyscy jesteśmy nowicjuszami? A może jesteście całkiem doświadczeni. Może po prostu cała ta sprawa to tak wielkie kaka, że nie tylko nowicjusze tracą głowy?- westchnął ciężko.

„Here comes your nineteenth nervous breakdown”
 
Wojnar jest offline  
Stary 02-01-2009, 23:34   #19
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Wydarzenia ostatnich godzin … wszystko co się zdarzyło było niczym zły sen. Sam nie wiedział co dokładnie się stało, ten dziwny mężczyzna. Uderzenie, które go powaliło i zaraz potem gwałtowne przebudzenie i czarna kobieta. Bezwładne ciało Sofie, szalona jazda autem i nie mniej chora sytuacja, która miała miejsce przed chwilą.

Z troską spojrzał na leżącą kobietę, wyglądało na to, że zaczynała odzyskiwać przytomność. Adam wyciągnął dłoń i pomógł jej stanąć na nogi. Niespodziewanie Sofie objęła go mocno i przytuliła się do niego. Z zaskoczeniem wypisanym na twarzy Wysocki spojrzał na nią, po czym delikatnie objął ją ramieniem. Chwilę później mężczyzna stojący obok wydarł się na głos zadając pytanie, które chyba zadawali sobie wszyscy: co się tu dzieje?

- Khem.. khem… Sam dokładnie nie wiem co się stało, prze tamtego… mężczyznę straciłem przytomność, ale podejrzewam że masz rację co do tego kim jesteśmy. Chyba wszyscy pracujemy dla „niego”… Jestem Adam Wysocki a to jest Sofie. Co do mojego doświadczenia, to owszem można powiedzieć, że jestem nowicjuszem. Ostatnie co pamiętam to właśnie ta „banda zakapturzonych dekli” a konkretnie ten facet z dziwnymi włosami. Nie wiem kim jest, ale wiem że jest cholernie groźny. – nagle Adam coś sobie przypomniał. Pospiesznie sięgnął do kieszeni… grobowy chłód długopisu przywitał tym razem z ulgą – Co do tej nieprzytomnej kobiety to jedyne co wiem, to że prawdopodobnie uratowała nasze życia. I dość wydatnie przyczyniła się do wygnania tego co cię opętało Sofie -
Adam spojrzał po zgromadzonych w pomieszczeniu i lekko pokręcił głową.
-Wygląda na to, że nasza praca jest jeszcze trudniejsza i groźniejsza niż się spodziewałem. Szlag by to trafił, dobrze że wyszliśmy z tego w miarę cało.
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 05-01-2009, 23:36   #20
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Nic nie zrobiła...
Użyła tylko lusterka, ale w sumie nie z własnej inicjatywy i... nic ponadto.
Nic nie zrobiła. A przecież miała być super-bohaterką... nie no, chwila. Jest super-bohaterką, bo została wybrana, przywołana po to do życia, a to nie jakieś kpiny, tylko prawdziwa magia.. Chuaua jest super-bohaterką!
To zadanie po prostu było tak banalne, że nie musiała się wysilać – ot wytłumaczenie. Czego ci ludzie tutaj tak panikowali? Byli pewnie zwykłymi ofiarami czy coś w tym rodzaju - postaciami drugoplanowymi, chociaż z tego co mówiła ta laska od piętnowania tyłków... oni mogli też być kosiarzami!

„Żniwiarze... Posłańcy Śmierci... Moi najwięksi sprzymierzeńcy i najniebezpieczniejsi wrogowie. Nie mogę ich nie doceniać tylko dlatego, że wyglądają jak zbieranina z Cafe Heaven. To trzeba rozegrać...”

- Fajno poznać was. Ja jestem Chuaua. – przedstawiła się dumnie, po czym wskazała drzwi wejściowe – A tak jest czarny kot czarownicy, który rozumie ludzką mowę i mnie tu przyprowadził w celu tych...no...egzorcyzmów. To przez niego sie nieco spóźniłam, bo gostek za późno do klubu po mnie przyszedł... a może za późno po prostu kipnęłam? Pewnie zresztą jarzycie baję, więc nie ma co smęcić. Z tego co obczaiłam, to jesteśmy wszyscy po prostu... zajebichami! Mamy superpowery, supergadżety i w ogóle speszal-misje - taki bajer. Widzę jednak, że i wam nie dali się przygotować do tego questa. Trzeba będzie pomyśleć na następny raz nad jakimiś wypasionymi kostiumami. Wiecie a’la Spiderman czy Batman, choć to oczywiście dla menów, mnie się coś w rodzaju Kobiety-Kota marzy albo Wonderwoman, więc jak coś lala, to ja zaklepuję. - tu zwróciła się do Sofii.



- Tylko tego... nie gniewajta się, ale ja stawiam na indywidualność, czaicie? Nie chcę być jak Fantastyczna Czwórka, bo oni jak takie rycerzyki grzeczne wyglądają, a ja lubię działać z jajem, no. W ogóle jak szłam tutaj to kminiłam nad swoim sloganem, ale kurka, nie mam pomysłu, nie chcę coby wiochą jechało. Tak myślę se teraz, że jeśli wszyscy jesteśmy w biznesie supermocy nowi, to może zgodzicie się połączyć siły i razem zwalczać duszyczki? Wtedy moglibyśmy coś wspólnie wykminić. Takie hasło sprawiedliwości, że aż duszyczki będą mieć ciary, jak je usłyszą. Choć nie wiem czy duchy mogą mieć ciary... powinny... chyba...

Dziwna, przedstawiająca się jako "Chuaua" kobieta o długich, farbowanych na cerwono włosach, przynależąca najwyraźniej do subkultury gothicu... czy raczej lolit-gothicu, wreszcie przerwała swój monolog, całkiem skupiając się na rozważaniach a propo natury „ciar” u bytów astralnych. Zresztą patrząc na jej niecodzienny strój oraz zachowanie, naprawdę można było podejrzewać, że i ta dziewczyna do owych bytów się zalicza...
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172