Glador tym razem przybył na pożegnalną kolację przed wszystkimi. Ubrany był w srebrzyste i błękitne, powłóczyste szaty, których odcień zmieniał się nieustannie, w zależności od kierunku z jakiego patrzono na nie.
Dla tych, którzy po raz pierwszy zobaczyli go w tym stroju, zupełnie nie przypominał ich towarzysza podróży. Wyglądał raczej, jak jeden z władców elfów, który tylko na czas wędrówki schował swoją chwałę pod płaszczem. Zajmował miejsce tuż obok Aegiliona, w honorowym punkcie głównego stołu. W momencie, gdy goście zaczęli się schodzić, jeszcze szeptali między sobą, wymieniając ostatnie uwagi, natychmiast jednak przestali i zwrócili całą uwagę na wchodzących. Po pewnym czasie miejsca były już zajęte. Galdor wstał i wszystkie szepty ucichły, aby dobrze słyszeć, co ma do powiedzenia.
- Przyjaciele, chciałbym zaprosić wszystkich na ucztę, która poprzedza nasz wyjazd z doliny. Niepokojące pogłoski i informacje docierają do nas ze świata. Słudzy nieprzyjaciela znów podnoszą głowę. Jutro z samego rana wyruszymy im na spotkanie, aby jak najszybciej zażegnać niebezpieczeństwo, jakie może to sprowadzić. Jednak teraz jedzmy, śpiewajmy i radujmy się.
Po tych słowach usiadł, dając znak do rozpoczęcia ucztowania. Biesiadnicy pracowicie pochylili się nad półmiskami pełnymi mięsa, serów, owoców, pieczywa. Po pół godzinie pracowitego stukania sztućców o talerze w kompletnej ciszy, nad stołami w końcu zaczął się unosić szmerek rozmów. Sam Galdor zaś zagaił przy stole, gdzie zebrała się cała kompania.
- Tak, jak powiedziałem, wyruszymy jutro skoro świt, więc proszę o przygotowanie się do podróży. Jeśli czegokolwiek potrzebujecie, to powiedzcie tylko czego, a spróbujemy spełnić wasze życzenia. - przerwał na chwilę mierząc zebranych wzrokiem. - Jeśli chodzi o cel podróży, to chciałbym najpierw się dowiedzieć, czy byłabyś w stanie odnaleźć innych Strażników na pustkowiach i zebrać ich w okolicy Bree, Narfin? Będziemy potrzebowali większego oddziału, jeśli moje podejrzenia okażą się słuszne i górale, których spotkaliśmy pod Wichrowym Czubem rzeczywiście podążali na zachód. Nie możemy zabrać nikogo z Rivendell, bo została jedynie załoga do obrony doliny. A właśnie, - Noldor jakby coś sobie przypomniał - o ile dobrze pamiętam, to zabraliśmy coś z końskiego truchła spod Amon Sul. Mam nadzieję, że dojechało to w całości tutaj. Chciałbym przejrzeć te rzeczy po kolacji, no i pozostawić je tu dla rodziny zmarłego.