Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z dziaÅ‚u Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-11-2008, 22:23   #281
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
Balthim z uwagą wysłuchał opowieści o upiorach, magu, księdze i innych dziwnych wypadkach jakie gnębiły okolice Bree i nie tylo. Zastanawiał się nad tym co usłyszał, gładząc przy tym swoją długą brodę. Co jakiś czas sięgał po kielich, pijąc małymi łykami. Ochota na jedzenie - mimo, iż na salę wszedł głodny - przeszła mu gdy usłyszał powieść młodej kobiety. Chciał ją jakoś pocieszyć, szczególnie, że zbyt dobrze wiedział co oznacza strata kogoś bliskiego, lecz nie potrafił znaleźć odpowiednich słów.
Opowieść Galdora wydała mu się pełna sprzeczności. Z jednej strony nie wątpił w prawdziwość tego co powiedział elf. Z drugiej strony wydawało mu się niepodobnym by ten mag - Orendil - był na tyle potężny by kontrolować upiory czy tym bardziej by stworzyć Pierścień Władzy. Zresztą jeżeli byłby na tyle potężny, to czemu nie przybył tu,do Rivendell, z resztą i nie wziął księgi siłą. Nawet Elrond mógłby okazać się zbyt słaby by ją ochronić.
Swoje wątpliwości krasnolud zachował jednak dla siebie. Uznał, że zbyt mało wie by decydować o sprawach mogących mieć wpływ na cały świat w jakim przyszło im żyć. Wstając i odezwał się więc w te słowa:

- Skoro Orendil jest niepewny, to sami musimy znaleźć sposób by pokonać lub chociaż uśpić upiory. Być może przy okazji znajdziemy jakiś ślad, który rozstrzygnie twoje wątpliwości, mistrzu Galdorze, dotyczące maga.

Krasnolud wyglądał jakby chciał powiedzieć coś jeszcze, ale rozmyślił się. Kiwnął tylko głową do Galdora, że skończył, po czymusiadł na swoim miejscu i czekał, aż inni się wypowiedzą.
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 16-11-2008 o 22:35.
woltron jest offline  
Stary 16-11-2008, 22:47   #282
 
Kajman's Avatar
 
Reputacja: 1 Kajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodze
Olo słuchając opowieści swoich towarzyszy, aż poczerwieniał z wrażenia na twarzy. Nie zapomniał przy tym o opróżnieniu wszystkich półmisków znajdujących się jego zasięgu. Wzruszyła go opowieść Narfin, tym bardziej teraz, gdy zaczęła odnosić się do niego z sympatią. Sam hobbit niewiele miał do powiedzenia w roztrząsanej właśnie sprawie, lecz Olegard rzadko kiedy trzymał język za zębami. Uważnie się rozejrzał czy wszystkie kurczęce udka zostały już pochłonięte i czy butelka wina została opróżniona do końca. Następnie wstał i rzekł:
- Mości Galdorze i wy kompanii moi szlachetni! Nie znam zbyt dobrze sprawy, lecz powiem wam jedno! Moja wspaniała babunia zawsze mówiła: gdy masz jakiś problem najlepiej zapchaj się kawałkiem ciasta…. eee może to nie był zbyt dobry przykład- stwierdził widząc konsternację na twarzy przyjaciół. W każdym bądź razie ten cały Orendil o którym tu mowa przypomina mi braci Paprotników! Twarzą w twarz się do ciebie uśmiechają, a za plecami najchętniej przykopali by ci w zadek! Zresztą nie wiadomo może to jakaś ich daleka rodzina ten cały Orendil?!- tu teatralnie rozłożył ręce by spotęgować efekt wywodu. Szkoda, że nie ma z nami mojej babuni, już by ona nam doradziła! No ale jest jak jest…. a ja ci powiem Galdorze, że cokolwiek zadecydujesz ja pójdę za Tobą!- tu uderzył się w pierś na znak swego męstwa, lecz atak kaszlu zniweczył całą scenkę.
 
__________________
May the Bounce be with You....
Kajman jest offline  
Stary 20-11-2008, 00:40   #283
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Na to znów odezwał się Szrama. Nagle, jakby w kłębowisku myśli znalazł tę istotną, ważną i kompletną, ale tym razem słowa popłynęły na podobieństwo źródła, które wybiło już sobie w zatorze drogę - spokojniej i ciszej. I mocniej - dość, żeby pewnie zabrzemieć w pozostałym po występie Pasopusta milczeniu. Patrzył na swoje buty.

- Nikt tam nie wybierał, przy czyim boku staje. Dbał tylko, żeby ustać.
...
Popraw mnie, jeśli się mylę, Galdorze, ale ten podejrzany sztukmistrz radził się ciebie w sprawie. Z tobą umknął pod naporem tłumu na piętro w gospodzie. Ciebie zrobił... powiernikiem. Zważcie... pierworodni, że człowiek, niziołek, krasnolud nawet, waszą mądrość za dziwo poczytuje, nie pojmuje i boi się zaufaniem obdarzyć. Ale nie umie podważyć. Uznaje. Każdy się pod pismem skreślił sam. Ile stary cudak więcej zrobił, niż musiał, żeby zaufanie zaskarbić?
...
Ile mniej, niż ja, że się pod moją strażą... spać dało?

Wstał i wyszedł z sali.

 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 22-11-2008 o 00:12.
Betterman jest offline  
Stary 21-11-2008, 16:10   #284
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Na długą chwilę po wyjściu Szramy w altanie zapanowała cisza. Galdor, jak zapewne wszyscy, próbował zrozumieć, cóż ów dziwny i skryty człowiek miał na myśli.

Nie radził się.

Przemknęło przez głowę Noldora.

Sam wielokrotnie w czasie podróży i później, już w Rivendell nad księgą rozważał, ile z tego, co uczynił Orendil było jedynie wystarczające do uzyskania zaufania, a ile wykraczało poza zwykłe wyrachowanie.

Jednak nie mógł zlekceważyć ostrzeżenia, które otrzymał. Musiał być pewien swojej decyzji. Zbyt wiele nieszczęścia zostało już sprowadzone na Śródziemie przez błyskotki, które wykonali kowale z Eregionu. A przecież to przez nie został on później spustoszony przez Saurona, który zażądał oddania mu wszystkich Pierścieni Władzy, a sam chciał je wykorzystać do kontrolowania ich właścicieli. Właśnie w ten sposób usidlił Dziewięciu i stworzył z nich swoje najstraszliwsze sługi.

Musiał być pewien, a przynajmniej prawie pewien. Nie chciał pozostawiać Bree na pastwę upiorów, ale gdyby księga dostałaby się w niepowołane ręce ... Galdor wolał nie myśleć, cóż mogłoby się stać. Gdyby ktokolwiek mógł potwierdzić istnienie owego Orendila. Ktoś powinien o nim słyszeć, jeśli podróżował tyle, ile opowiadał.

Ma jednak mój pierścień. Może nie stało się źle, że mu go dałem?

Jakby obudzony tą myślą, elf wstał energicznie.

- Przyjaciele. Dziękuję za zaufanie, jakim mnie obdarzyliście. Mam nadzieję, że go nie zawiodę. Proszę o jeden dzień, abym mógł wszystko przemyśleć i podjąć właściwą decyzję. Odpocznijcie w tym czasie i nabierzcie sił. - uśmiechnął się do zebranych - Kiedy wyruszymy, nie będzie na szlaku takich wygód, jak tu. - ostatnie słowa skierował przede wszystkim do niziołków.

Usiadł i delikatnym gestem dał znak Thule, że chciałby z nim zamienić jeszcze kilka słów na osobności.
 

Ostatnio edytowane przez Smoqu : 22-11-2008 o 21:41.
Smoqu jest offline  
Stary 25-11-2008, 17:51   #285
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Manfennas ze spokojem wysłuchiwał kolejnych mówców, starając się zapamiętać wszystko jak najlepiej. Z tego co zaobserwował wynikało, że nie wszyscy podzielają obawy Galdora, a niektórzy nawet są całkowicie innego zdania i wstawiali się za czarodziejem. Jedno było pewne- Orendil był zagadkową postacią, której intencje nie były do końca jasne.
Po wyjściu Szramy, elf zamyślił się nad czymś, poczym oznajmił, że potrzebuje jeszcze jednego dnia na przemyślenie wszystkiego.

Sokolnik uznał to za zakończenie obrad, więc wstał i podszedł do jednego z elfów, stojącego przy wejściu do altany.

-Witaj- schylił głowę w geście powitania, a następnie wyprostował się- Nie chciałbym nadużywać waszej gościnności, ale podczas podróży stracił praktycznie cały swój dobytek, w tym także broń, bez której ciężko mi będzie ruszyć w dalszą drogę. Czy jest możliwość, by znaleźć jakiś bezpański miecz, który mógłby mi posłużyć?
-Oczywiście- odpowiedział elf- Mamy całkiem pokaźny skład broni, wykutej przez naszych rzemieślników. Proszę chodź za mną.

Mężczyzna ruszył za przewodnikiem, schodząc po schodach w dół, do niższych poziomów brodu. Z każdym krokiem Manfennas zauważał wyraźną zmianę wystroju. Na ścianach zamiast obrazów ukazujących spokój i harmonię znajdowały się sceny wielkich bitew, portrety i rzeźby wojowników, oraz zdobiona broń, powieszona na ścianach.

Po kilku chwilach dotarli do dużych, zdobionych drzwi, na których widniał napis, którego człowiek nie mógł rozczytać. Elf otworzył wrota, ukazując schludnie i pięknie uporządkowaną zbrojownie. Miejsca takie jak to kojarzyły się Sokolnikowi i chaosem i nieładem, jednak tutaj wszystko miało swoje miejsce.
Manfennas zaczął przeglądać wzrokiem wspaniale wykonane ostrza, łuki oraz buławy. W pewnym momencie zatrzymał się, dostrzegając wspaniale wykonane ostrze.

-Mogę?- zapytał, patrząc na przewodnika, który odpowiedział mu tylko skinieniem głowy.

Mężczyzna chwycił półtora ręczny miecz, wyciągną go z pochwy i machnął nim dwa razy w powietrzu. Ostrze okazało się lekkie, jak na swoje rozmiary i zarazem robiło wrażenie niebywale wytrzymałego.
Schował miecz i złapał za leżący obok zakrzywiony sztylet. Od zawsze posługiwał się prostym ostrzem, jednak nie przywiązywał teraz do tego większej wagi.

-Potrzebujesz czegoś jeszcze?- zapytał elf
-Straciłem także łuk- oznajmił, a elf wskazał mu ręką długi stojak, na którym znajdowała się broń dystansowa.

Sokolnik spojrzał na arsenał z podziwem. Był pod wrażeniem kunsztu wykonania tych wszystkich przedmiotów.
Znalazł odpowiedni dla siebie łuk i oznajmił, że ma już wszystko. Przewodnik skinął głową i oboje wyszli z sali, kierując się na z powrotem.

Przez cały czas gdy szli, Manfennas rozglądał się dookoła, wypatrując spotkanej w nocy Niniel. Niestety nie miał nawet pewności czy nie była ona tylko wytworem jego umysłu we śnie.
Sokolnik skierował się do swojego zagajnika, gdzie zastał Avargonisa, siedzącego na jednej z gałęzi. Mężczyzna odłożył nowy ekwipunek na łoże i wystawił rękę, dając ptakowi znać, żeby na niej wylądował.

-Mam nadzieję, że nie mylisz się co do Orendila- szepnął głaszcząc go delikatnie ręką.
 
Zak jest offline  
Stary 02-12-2008, 21:05   #286
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://boxstr.com/files/4238522_6fbmv/Jeremy%20Soule%20-%20Age%20of%20the%20Dragon.mp3[/MEDIA]
Piękny stąd widok na dolinę. Bezkresne zielone łąki, samotna owca, rzeka wijąca się w oddali niczym świetlana smuga. Taka sielskość wśród tych nieprzyjaznych krain. A tam w oddali Ostatni Przyjazny Dom. Ech, szybować jak wiatr między tymi pagórkami, skałami, drzewami… Lecieć i lecieć. To zanurkować nad skrajem klifu i pędzić na dół wśród ryku i spadających odłamków, to wyrównać prędkość nad samą ziemią. Zamienić się w majowy wietrzyk, dać się prowadzić muzyce. Ta nigdy tutaj nie cichła. Również tego dnia…

Co też może porabiać ten mruk, Szrama. O, wyszedł ze spotkania. Pewnie wszyscy zastanawiają się, gdzie się skieruje. Ja go widzę. Szuka sobie jakiegoś zakątka. Śmiesznie, jego krok jest nieregularny. Tak nieregularny jak oddech drapieżnika po powrocie z łowów. To zrobi krok, to kilka, to przystanie na chwilę. Nigdzie mu się nie śpieszy, ale kiedy już się porusza, to prędko. Coś w nim jest. Takiego głębszego. Czar pryska, kiedy znajduje upragnione schronienie przed natrętnymi oczyma. Zajmuje się wtedy sobą. Na przykład pękniętym rzemieniem.

Haerthe miał znacznie ważniejsze rzeczy na głowie. Idzie właśnie. Zupełnie inaczej niż Szrama. Stąpa lekko, nieśmiało jakby czuł na sobie czyjeś krępujące spojrzenie, ale musiał iść dalej. Spokojnie Haerthe, to tylko ja. Znalazł ją. Piękna Idiel, perła doliny. Siedziała na zdobionej, marmurowej ławie. Nie zdążył do niej podejść. Ktoś go uprzedził…


- Idiel… dopiero teraz odnalazłem moje szczęście. Po tylu latach… wiekach. Kocham cię, na zawsze. – Archalon delikatnie ujął dłoń złotowłosej elfki. Wpatrywali się w siebie w milczeniu, w niemym zachwycie. Nie trzeba było więcej słów. Już nigdy, wiedzieli to. Haerthe też.

O Narfin. Zawsze jesteś tam, gdzie cię najbardziej potrzeba. Rohirrim nie usłyszał kiedy nadeszła. Położyła rękę na jego ramieniu i poprowadziła za sobą. Z dala od tej pięknej sceny. Ona też to widziała.. i wiedziała. Ze zrozumieniem spojrzała na mężczyznę i pokiwała głową. Smutno? Kto wie. Dołączyli do świętujących hobbitów. Wszyscy roześmiali się na widok stojącego na ławie Telia, który coś gorączkowo opowiadał, przy akompaniamencie potakującego i wymachującego kawałkiem pieczonego mięsa Ola wśród grupki elfów. W Dolinie było tak pięknie…

Manfennas jak się okazało był człowiekiem praktycznym. Niósł właśnie nowy oręż. Wystawił rękę, przywitał się, a następnie zabrał się do dzieła. Wyciągnął miecz i rozpoczął taniec z powietrzem. Badał wagę nowej broni, jej długość, ułożenie. Kładł trupem kolejnych niewidzialnych przeciwników. Coś wspaniałego. Jeszcze nigdy ostrze tak gładko nie wędrowało od wysokiej zastawy do powykręcanych orczych łydek. Nie rąbało z taką łatwością ich tarcz, głów, karków. Coś wspaniałego!

Również Balthim miał okazję zapoznać się z tutejszym kunsztem wytwarzania broni. Sam Erumermo zaprosił go do kuźni.


Krasnolud poczuł znajomy zapach kowalskich piecy. Usłyszał rytmiczne uderzanie młotów o metal. Zobaczył poukładane w równym rzędzie bronie i zbroje. I to jakie! Każda warta majątek. Zupełnie jak w Ereborze… Przez chwilę udało mu się zapomnieć. Ech, to był dzień…

Jedynie Galdor zdawał się mieć teraz troski na głowie. Niemal cały dzień nie odzywał się do nikogo. Myślał, gdybał, czytał, medytował. Tak zastał go zmierzch. Na kolacje szedł z niemal gotową decyzją. Tym razem spotkali się na otwartym terenie. Przy suto zastawionych drewnianych stołach zgromadzili się chyba wszyscy mieszkańcy Ostatniego Przyjaznego Domu. Kompania z Bree siedziała w samym centrum. Uczta pożegnalna, przeszło im przez myśl. Wszystkie oczy wpatrywały się w Galdora.
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 03-12-2008 o 15:35.
Keth jest offline  
Stary 03-12-2008, 23:13   #287
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Glador tym razem przybył na pożegnalną kolację przed wszystkimi. Ubrany był w srebrzyste i błękitne, powłóczyste szaty, których odcień zmieniał się nieustannie, w zależności od kierunku z jakiego patrzono na nie.


Dla tych, którzy po raz pierwszy zobaczyli go w tym stroju, zupełnie nie przypominał ich towarzysza podróży. Wyglądał raczej, jak jeden z władców elfów, który tylko na czas wędrówki schował swoją chwałę pod płaszczem. Zajmował miejsce tuż obok Aegiliona, w honorowym punkcie głównego stołu. W momencie, gdy goście zaczęli się schodzić, jeszcze szeptali między sobą, wymieniając ostatnie uwagi, natychmiast jednak przestali i zwrócili całą uwagę na wchodzących. Po pewnym czasie miejsca były już zajęte. Galdor wstał i wszystkie szepty ucichły, aby dobrze słyszeć, co ma do powiedzenia.

- Przyjaciele, chciałbym zaprosić wszystkich na ucztę, która poprzedza nasz wyjazd z doliny. Niepokojące pogłoski i informacje docierają do nas ze świata. Słudzy nieprzyjaciela znów podnoszą głowę. Jutro z samego rana wyruszymy im na spotkanie, aby jak najszybciej zażegnać niebezpieczeństwo, jakie może to sprowadzić. Jednak teraz jedzmy, śpiewajmy i radujmy się.

Po tych słowach usiadł, dając znak do rozpoczęcia ucztowania. Biesiadnicy pracowicie pochylili się nad półmiskami pełnymi mięsa, serów, owoców, pieczywa. Po pół godzinie pracowitego stukania sztućców o talerze w kompletnej ciszy, nad stołami w końcu zaczął się unosić szmerek rozmów. Sam Galdor zaś zagaił przy stole, gdzie zebrała się cała kompania.

- Tak, jak powiedziałem, wyruszymy jutro skoro świt, więc proszę o przygotowanie się do podróży. Jeśli czegokolwiek potrzebujecie, to powiedzcie tylko czego, a spróbujemy spełnić wasze życzenia. - przerwał na chwilę mierząc zebranych wzrokiem. - Jeśli chodzi o cel podróży, to chciałbym najpierw się dowiedzieć, czy byłabyś w stanie odnaleźć innych Strażników na pustkowiach i zebrać ich w okolicy Bree, Narfin? Będziemy potrzebowali większego oddziału, jeśli moje podejrzenia okażą się słuszne i górale, których spotkaliśmy pod Wichrowym Czubem rzeczywiście podążali na zachód. Nie możemy zabrać nikogo z Rivendell, bo została jedynie załoga do obrony doliny. A właśnie, - Noldor jakby coś sobie przypomniał - o ile dobrze pamiętam, to zabraliśmy coś z końskiego truchła spod Amon Sul. Mam nadzieję, że dojechało to w całości tutaj. Chciałbym przejrzeć te rzeczy po kolacji, no i pozostawić je tu dla rodziny zmarłego.
 
Smoqu jest offline  
Stary 07-12-2008, 18:53   #288
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Kiedy tylko przywitał się z Avargonisem, Manfennas postanowił sprawdzić nowy oręż. Chwycił miecz i machnął nim kilka razy. Broń wydawała się doskonale wyważona, solidna i lekka jednocześnie. Wykonał kolejne, powolne sekwencje, jakby na pokaz, a zaraz potem kolejne i kolejne. Coraz szybciej i szybciej. Wykonywane ruchy były płynne i czyste, jakby powtarzane tysiące razy.
Sokolnik wyglądał jakby zatracił się w tańcu z powietrzem. Kolejne kombinacje były bardziej skomplikowane, składające się z większej ilości ruchów, uników, ataków. Na chwilę świat zniknął dla mężczyzny, który myślami znalazł się w zupełnie innym miejscu.
Nagle, gładki i płynny spektakl został zakończony przez niezdarny ruch, jakby wiedział, że popełnił błąd i starał się to ukryć. Manfennas zatrzymał się i został w niezmienionej pozycji przez parę chwil. Jakby czekał na czyjąś krytykę lub radę …

-Po dolnym cięciu zawsze blok i unik…- szepnął chicho do siebie i spojrzał na obserwującego go sokoła.

Odłożył miecz i ponownie wyszedł z zagajnika, kierując się na balkon, który odwiedził poprzedniej nocy. Usiadł na kamiennej poręczy, tym razem upewniając się, że jest sam. W jego ustach pojawiła się fajka, z której już po chwili zaczęły unosić się kłęby dymu. Sam Manfennas utknął wzrokiem gdzieś na horyzoncie, pogrążając się we wspomnieniach. Czasem na jego twarzy pojawiał się uśmiech, czasem górowała powaga. Co jakiś czas szeptał coś do siebie, jakby cytując coś czego nie powinien zapomnieć.
Siedząc tak zupełnie stracił poczucie czasu. Dopiero, gdy pierwsze oznaki nadchodzącej nocy zawitały do doliny zorientował się, że powinien już iść. Wstał i wrócił swojego pokoju, aby przygotować się do kolacji.

Gdy Sokolnik zjawił się na miejscu zobaczył, że nie ma jeszcze większości. Odszukał wzrokiem Galdora, przywitał się z nim i zajął miejsce przy stole w centrum biesiady. Gdy wszystkie miejsca były już zajęte elf krótko przemówił, po czym wszyscy zajęli się swoimi talerzami.

W pewnym momencie do uszu mężczyzny dobiegła znajomy chichot. Czyżby kobieta, którą spotkał w nocy była gdzieś tutaj? Sokolnik rozejrzał się po zgromadzonych, jednak ciężko było dostrzec kogoś w tym tłumie. Nie chcą wywoływać zamieszania, Manfennas powrócił do swojego talerza, kończąc posiłek.

W końcu do stołu przyszedł Galdor, przedstawiając towarzyszom plan wyprawy. Sokolnik odczuwał żal z powodu opuszczenia Rivendell. Podczas całego swoje życia nigdzie nie czuł się tak dobrze jak tutaj. Obiecał sobie w duchu, że jeśli tylko los pozwoli, wróci tu.
Pozostał przy stole razem z towarzyszami, aż do momentu, gdy wszyscy zaczęli się rozchodzić. Wtedy i on udał się do swojego zagajnika i spoczął, zapadając w spokojny sen.
 
Zak jest offline  
Stary 08-12-2008, 01:57   #289
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nikt raczej nie wpadł na pomysł odszukania Szramy, nikt też nie niepokoił go czy to z wyczucia, czy z przypaku, odkąd opuścił poranne zebranie, a mimo to sam pojawił się na pożegnalnej wieczerzy w samą porę. Może przywiodły go apetyczne ponad pojęcie zapachy, może śmiechy i wesołe przyśpiewki uwijających sie przy ogromnym stole elfów, może wreszcie przywędrował w ślad za tymi, co przydźwigali nie wiadomo skąd owe wonne pyszności, a może porwała go ta dziwna siła, która chyba wszystko, co żywe w dolinie, skupiła wokół rozświetlonej pogodnie polany. Tym bardziej, że przyniósł ze sobą nawet coś w rodzaju uśmiechu. Zdąrzył widać zgubić gdzieś poranny nastrój i - zda się - próbował nawet zatrzeć, choć niezbyt wprawnie, o tamtym pamięć. Coś w nim jeszcze niepokojącego zostało, jakaś smętna nuta, cichy takt, ale głęboko, głęboko...

Skinął uprzejmie Galdorowi i gospodarzom i bez specjalnego wahania znalazł sobie miejsce wśród towarzyszy podróży, między hobbitami a Manfennasem.

- Oho, wystroił się pan Galdor. Teraz to jeszcze bardziej widać, że pan. Ale i wy, jak tak na was patrzę, szlachetni hobbici, majestatem świecicie. Może to być, że i z was jacy książęta? Ha, nie zapomnijcie o mnie, jak już do swoich włości wrócicie... Już mi Butterbur kreski więcej nie odmówi, he he. Pańska, od niego samego grubsza będzie! No, ale nie ma co dusigrosza wspominać, skoro tutaj tacy gospodarze hojni. A jacy kucharze... jakie piwnice! No, niech wam na zdrowie idzie, panowie.

Przez czas jakiś szedł w zawody z hobbitami w najdroższej im chyba sztuca i - przyznać trzeba - szedł równo, ale jak i oni wreszcie przegrywać zaczął powoli nierówną batalię z obfitością. Znalazł wtedy chwilę, żeby pochyliwszy się dyskretnie w stronę sokolnika, zagadnąć półgłosem:

- Nie wiem, czy takiemu mnie wolno, ale... widzę, że jakiś kłopot apetyt odbiera, panie Manfennasie. Wiem tylko, że to nie przed tym całym nieprzyjacielem i upiorami strach. Nie chcę drążyć. Tylko... tylko poradzić. Starą mądrością... Na frasunek - najlepszy trunek.

I polał. A że było z czego, to polał hojnie.
 
Betterman jest offline  
Stary 10-12-2008, 21:46   #290
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Po śniadaniu Narfin znalazła siłę aby odwiedzić rodziców. Nie mieszkali daleko, jednak była to najtrudniejsza droga w jej życiu. Musiała zawiadomić ich o śmierci Boranda - pierworodnego, jedynego syna, dumę Ojca i radość Matki...

Ona sama była trudnym dzieckiem zwłaszcza dla Matki. Nie była zwykłą dziewczynką. Wymykała się z domu, żeby ćwiczyć szermierkę zamiast tańca i nierzadko przyłapana na gorącym uczynku musiała za karę siedzieć całymi dniami przy kołowrotku... rozweselana przez brata naprędce improwizowanymi sztuczkami lub walką z niewidzialnym wrogiem...

Nie jej winą była tęsknota za szlakiem, stale obecna w sercu i w myślach. Chciała być posłuszną córką, uczyła się śpiewu i gry na lutni, tańca i haftu, sztuki opowiadania baśni i wydarzeń prawdziwych... Jednak nie zajmowało ją to na długo i już po chwili biegła z Borandem i resztą przyjaciół stoczyć nową bitwę...

Meadil...

Wspomnienia jak żywe stanęły jej przed oczami i wezbrały w nich łzy. Jednak jej umysł był już wolny od bólu i łzy szybko obeschły na wietrze. Teraz była już gotowa na spotkanie...

***

Wracając od rodziców Narfin spotkała Rohirrima. Podążając za jego spojrzeniem zrozumiała wszystko w mgnieniu oka. Delikatnie położyła mu dłoń na ramieniu i zaprowadziła na wieczerzę. Akurat hobbici zaczęli dokazywać przy posiłku. To lepszy widok dla Haerthe...

Po chwili pojawił się też Galdor i po krótkim powitaniu zachęcił do ucztowania. Jeszcze niedawno taka zachęta nie zrobiłaby na niej żadnego wrażenia. Jednak odprawiony poprzedniego wieczora lament i spotkanie z rodzicami dodało jej sił i przywróciło radość życia, więc nawet nie wiedząc kiedy (przecież to był dopiero drugi kielich wina...) zaczęła nucić wesołe melodie. Całe szczęście cichutko, tak tylko, żeby z odgłosów uczty wydobyć muzykę... Po chwili Galdor zabrał głos i wszyscy ucichli.

- Jeśli chodzi o cel podróży, to chciałbym najpierw się dowiedzieć, czy byłabyś w stanie odnaleźć innych Strażników na pustkowiach i zebrać ich w okolicy Bree, Narfin?

Zastanowiła się nad odpowiedzią. Ilu ich jest? Gdzie są?

To niewykonalne. Co takiego zamierzasz Galdorze, że prosisz o niemożliwe?

Gdy elf skończył, Narfin odczekała chwilę na wypadek, gdyby jednak ktoś jeszcze chciał zabrać głos. Każdy jednak wydawał się pogrążony we własnych myślach. Gdy cisza się przedłużała, wstała miękko i niemal bezszelestnie podeszła do Galdora.

- Chodź ze mną proszę. - jej głos był jak tchnienie wiatru i już po chwili zniknęli poza granicą świateł.
 

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 12-12-2008 o 20:27.
Viviaen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest WÅ‚.
Uśmieszki są Wł.
kod [IMG] jest WÅ‚.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
Pingbacks sÄ… WÅ‚.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172