"Wy zajmijcie sie Simba" - dowcipniś zagłębił się w las zostawiając ich naprzeciw walących z Kałasznikowów rebeliantów. Kapral wybrał bezpieczniejszą formę ataku w celu eliminacji bijących z moździerza i zapewne nie spodziewających się ataku Simba, bo łatwiej? Bo bezpieczniej?
Być może dekownik, być może żołnierz naprawdę myślący o doniosłości swojej misji i tym, że jest ona trudniejsza.
De Werve zerknął szybko na
Haldera i [w]Wilka[/b], pistolet lekko ślizgał się w spoconej dłoni. Na Boga!, od dwudziestu lat jego kontakt z bronią ograniczał się do strzelnicy. Celnie strzelać i nie wachać się by zabić - to jedno, nie mieć nic wspólnego z prawdziwa walka przez tak długi czas - to całkiem inna sprawa.
Przez chwile myślał o tym by pobiecwe wskazanym kierunku chocby po granaty, lecz i tak ich trzech było to niewiele jak na siły przeciwnika.
Belg przykurczony skoczył za jedno z drzew, po tym za nastepne. Krzewy litościwie osłaniały ich przed wzrokiem Simba, gdy już znaleźli się w lesie.
Przesuwając się ostrożnie wśród listowia, w pewnym momencie Lambert ujrzał jednego z przeciwników z napięciem wpatrującego się w zielona załonę ograniczająca wzrok. Tamten tez zauważył Belga, liczyła się tylko szybkość.
Lekki Browning wygrał pojedynek z radziecka konstrukcją poręcznego, acz cięższego karabinu. Dwa strzały trafiły murzyna w pierś, palec trafionego zacisnął się na spuście lecz seria wystrzelona w niebo nie odznaczyła się specjalnie wobec ciągłej palby wystrzałów.
Niestety najbliższy z kolejnych przeciwników zauważył padajacego na ziemię kompana i skoczył do niego prując z karabinu ogniem ciągłym.
De Werve skoczył za pień grubego drzewa leżący w poszyciu wyrwanego przez jedna z burz często nawiedzających te tereny. Nie uszło to uwagi Simba który przeniósł ogień na ta kryjówkę masakrując gruby konar pociskami. trzypociskowe serie odłupywały korę i kawałki drewna oraz ziemię przy korzeniu.
Lambert poczuł pieczenie w oczach tracąc na chwile wzrok. Lewą ręką zaczął przecierać oczy i chronić je od drobin piachu pyłu próchnicy i odłamków drewna. Serie ucichły najwidoczniej rebeliant zużył amunicje i przerwał by przeładować magazynek. Belg przyciśnięty do korzeni drzewa wystawił rękę z Browningiem i wypruł cały magazynek na ślepo tam gdzie stał przeciwnik i skąd dochodziły wcześniejsze strzały. Dość bliska odległość dawała nadzieje na trafienie, jęki o stłumione okrzyki bólu mogły świadczyć o trafieniu sukinsyna, choć z drugiej strony mógł wydać je ten pierwszy.
De Werve nie zastanawiał się nad tym zbyt długo. Drżącą od adrenaliny ręką wymienił magazynek i otworzył załazawione oczy.
Los Dzika zastrzelonego przed kościołem i Egona trafionego w trakcie biegu do lasu wzdrygnął nim. Było źle, a mogło zaraz być jeszcze gorzej.