Asmodeusz opadł z sił. Nie chciał nawet Twych ramion. Odsunął się od Ciebie, usiadł odgarniając elementy stroju. Rzekł zimno. -Załóż coś na siebie.
Łza pociekła na piasek. Zajęty sobą samym, Asmodeusz dopił pod szyję złoty medalion i męską bransoletę uśmiechając się nostalgicznie. Za zaprzestając trudu walki z niedoskonałymi zapięciami biżuterii, mówił do Ciebie. -Satanael wtargnął Metatronowi jedną z ksiąg i zdradził nam tajemnice czasu. Nie wiem ilu je zna i czy zabierało ich ze sobą. Na pewno jest to Azazael, Ariel, Belzebub, Baal, Douma i Mefistofel. Właśni z nimi zaraz przed buntem w niebiosach dostałem tą wiedże. Pewnie jeszcze kilku ją posiadło. Wszystko byłoby dobrze gdyż ani Metatron ani Razjel nie mają dość odwagi aby czytać wersety. Zabawne, nie potrafią zgrzeszyć i szukają sposobu na obejścia go. Zabrali pod sąd Mefistofela, zlapali go wydzierając mu wszystkie jego marzenia, wszystkie gwiazdy. Potem obdarli go z wiedzy od Stanaela.
Zamilkł na chwilę, pogłaskał Morfa, a na jego Twarzy malował się antyuśmiech. Powstał z ziemi i strzepnął z siebie piasek. Spojrzał na słońce wzrokiem takim, jakby patrzał na Boga. -Teraz kochany nie dość, że zawaliliśmy sprawy w niebie i Satanael zgotuje nam losy w Otchłani to jeszcze reszta mamy pościg. Mamy udowodnić Bogu marność człowieka i nasze racje. Jesteśmy w Egipcie i mieszka tutaj człowiek zwany Mojżeszem.
Światło Satanaela prężyło się w Tobie swą dumą i jasnością tak czystą, że wydawało się nieziemski, z poza teraz i tu i zawsze. Czymże ono było? Paliło piekło lecz bez bólu, to było Twoje memento o buncie, i sprawie i o tym czego nie zrobione od Samego Stanaela. Asmodeusz spojrzał na Ciebie zdziwiony. -Kochany... Kto złożył Ci taki pocałunek?
Nawiązywał do światła? Mógł coś wiedzieć? Ale do którego? Do Santanela czy gwiazdy trzymanej w dłoni? Spoglądał na wschód...
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |