Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2008, 16:56   #101
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Może lepiej zabrać świecę stąd?...Pomysł Jensa był rozsądny i mądry, ale...Aldym nie chciał robić za powiernika świeczki, ani nikt inny, włącznie z doświadczonym sir Leonardo. Prawdę powiedziawszy Aldym wolał się od tej świeczki, trzymać z dala. A wyprawę do Midd, traktował jako wycieczkę po odpowiedzi, gdyż przemowa ducha, choć z pozoru spójna i logiczna...Coś było w niej nie tak. Aldym nie potrafił sprecyzować swych podejrzeń, ale przemowa śmierdziała kłamstwem niczym nie prane przez miesiąc gacie.

Podczas zabawy kapłan był dziwnie milczący i ponury...Aldym trzymał się z boku. Na ogólną hulankę, wyjątkowo nie zwracał uwagi. Ba, nawet nie wysilił się by przebrać w bardziej uroczysty, bardziej pstrokaty strój. Na wszelkie zaczepki chłopów, odpowiadał półsłówkami, nie odpowiadał też na temat zdarzeń z wieży. Aldym wydawał się być szerszeniem w gnieździe pszczół, i co gorsza, groźnym szerszeniem. Młody kapłan swymi pięściami i kopniakami potrafił łamać kości i żebra. Dlatego większość chłopów odpuszczało sobie rozmowę z Aldymem, po krótkiej wymianie zdań. Wydarzenia z wieży wydawały się odmienić kapłana, i wielu uważało, że wcale nie na lepsze. Zwłaszcza, że owego zachowania nie można było zrzucić na alkohol, jako że od wejścia do karczmy, jedyny syn Garncarzy nie tknął ni jadła, ni piwa. Pieśni wioskowej bardki Aldym słuchał jednym uchem, opowieść Leonarda o wyprawie zignorował. Dość miał przechwałek i kłamstw jakimi sir Leonardo karmił mieszkańców Talgi. Wszytko go drażniło. A najbardziej wątpliwości w sercu...Czy go zwodziło ? Czy się pomylił? Łatwo przekazywać nauki Sune, o wiele trudniej nimi podążać. Ale on właśnie powinien, w końcu był nie tylko kapłanem bogini, został do tej służby wybrany przed własnym urodzeniem!
Nawet widok Elisabethy (a może właśnie jej widok ? ) nie wywoływał typowego dla kapłana dobrodusznego uśmiechu.
Elev był z siebie zadowolony, podobnie i Silia...choć z innych powodów. A choć chłopak chciał sobie zjednać wszystkich w tym i kapłana, to dobór słów jaki zastosował, okoliczności w jakich wypowiedział, wspomnienia wydarzeń w sercu Aldyma...to wszystko spowodowało, że tylko sprawę pogorszył. Kapłan spojrzał na Eleva, tak, że gdyby wzrok mógł zabić, młodzieniec byłby już martwy. Później Aldym nic nie odparł i nie uczestniczył w toaście. Doczekał przy stole tyle, aż Silia oddaliła się po kubki wina, a potem w milczeniu wyszedł z karczmy.
Wieczorne powietrze pozwalało odpocząć od mętliku myśli.
- Kobieta, prawda?- spytał Lebras wychodząc za swym synem.
- Ja...mam wątpliwości.- rzekł w odpowiedzi Aldym.
- Zawsze tak jest...niektórych spraw nie można pospieszać, o niektórych kobietach... lepiej zapomnieć.- odparł ojciec.
- Sam nie wiem, czuję że ogień który mnie rozpala, nie przechodzi na nią.- westchnął młody kapłan.
- Strasznie jesteś niecierpliwy. Myślisz, że skoro tyś sługa Sune, to masz w miłości przywileje?- zaśmiał się ojciec Aldyma.- Nie masz, więc pozwól by czas i sposobność o tym rozstrzygnęły. Będzie, co ma być. -
- A skoro jutro wyruszasz, to przyjmij ojcowską radę...Zważ na to, co mówisz, kiedy mówisz i gdzie mówisz. A zwłaszcza...w obecności kogo mówisz. Jedno nieopatrzne wypowiedziane zdanie, może cię w nieliche kłopoty wpędzić.- przy tych słowach potarł Lebras palcem wąską bliznę, ciągnącą się w poprzek jego szyi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline