Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-12-2008, 16:56   #101
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Może lepiej zabrać świecę stąd?...Pomysł Jensa był rozsądny i mądry, ale...Aldym nie chciał robić za powiernika świeczki, ani nikt inny, włącznie z doświadczonym sir Leonardo. Prawdę powiedziawszy Aldym wolał się od tej świeczki, trzymać z dala. A wyprawę do Midd, traktował jako wycieczkę po odpowiedzi, gdyż przemowa ducha, choć z pozoru spójna i logiczna...Coś było w niej nie tak. Aldym nie potrafił sprecyzować swych podejrzeń, ale przemowa śmierdziała kłamstwem niczym nie prane przez miesiąc gacie.

Podczas zabawy kapłan był dziwnie milczący i ponury...Aldym trzymał się z boku. Na ogólną hulankę, wyjątkowo nie zwracał uwagi. Ba, nawet nie wysilił się by przebrać w bardziej uroczysty, bardziej pstrokaty strój. Na wszelkie zaczepki chłopów, odpowiadał półsłówkami, nie odpowiadał też na temat zdarzeń z wieży. Aldym wydawał się być szerszeniem w gnieździe pszczół, i co gorsza, groźnym szerszeniem. Młody kapłan swymi pięściami i kopniakami potrafił łamać kości i żebra. Dlatego większość chłopów odpuszczało sobie rozmowę z Aldymem, po krótkiej wymianie zdań. Wydarzenia z wieży wydawały się odmienić kapłana, i wielu uważało, że wcale nie na lepsze. Zwłaszcza, że owego zachowania nie można było zrzucić na alkohol, jako że od wejścia do karczmy, jedyny syn Garncarzy nie tknął ni jadła, ni piwa. Pieśni wioskowej bardki Aldym słuchał jednym uchem, opowieść Leonarda o wyprawie zignorował. Dość miał przechwałek i kłamstw jakimi sir Leonardo karmił mieszkańców Talgi. Wszytko go drażniło. A najbardziej wątpliwości w sercu...Czy go zwodziło ? Czy się pomylił? Łatwo przekazywać nauki Sune, o wiele trudniej nimi podążać. Ale on właśnie powinien, w końcu był nie tylko kapłanem bogini, został do tej służby wybrany przed własnym urodzeniem!
Nawet widok Elisabethy (a może właśnie jej widok ? ) nie wywoływał typowego dla kapłana dobrodusznego uśmiechu.
Elev był z siebie zadowolony, podobnie i Silia...choć z innych powodów. A choć chłopak chciał sobie zjednać wszystkich w tym i kapłana, to dobór słów jaki zastosował, okoliczności w jakich wypowiedział, wspomnienia wydarzeń w sercu Aldyma...to wszystko spowodowało, że tylko sprawę pogorszył. Kapłan spojrzał na Eleva, tak, że gdyby wzrok mógł zabić, młodzieniec byłby już martwy. Później Aldym nic nie odparł i nie uczestniczył w toaście. Doczekał przy stole tyle, aż Silia oddaliła się po kubki wina, a potem w milczeniu wyszedł z karczmy.
Wieczorne powietrze pozwalało odpocząć od mętliku myśli.
- Kobieta, prawda?- spytał Lebras wychodząc za swym synem.
- Ja...mam wątpliwości.- rzekł w odpowiedzi Aldym.
- Zawsze tak jest...niektórych spraw nie można pospieszać, o niektórych kobietach... lepiej zapomnieć.- odparł ojciec.
- Sam nie wiem, czuję że ogień który mnie rozpala, nie przechodzi na nią.- westchnął młody kapłan.
- Strasznie jesteś niecierpliwy. Myślisz, że skoro tyś sługa Sune, to masz w miłości przywileje?- zaśmiał się ojciec Aldyma.- Nie masz, więc pozwól by czas i sposobność o tym rozstrzygnęły. Będzie, co ma być. -
- A skoro jutro wyruszasz, to przyjmij ojcowską radę...Zważ na to, co mówisz, kiedy mówisz i gdzie mówisz. A zwłaszcza...w obecności kogo mówisz. Jedno nieopatrzne wypowiedziane zdanie, może cię w nieliche kłopoty wpędzić.- przy tych słowach potarł Lebras palcem wąską bliznę, ciągnącą się w poprzek jego szyi.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 05-12-2008, 18:33   #102
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
W drodze powrotnej Silia milczała co prawda, ale humor chyba się jej poprawił, bo i gdy odwracał się prowadząc ich przez rzadki las, spostrzegł jak patrzy na niego z takim niemożliwym do odgadnięcia uśmiechem. Raz nawet tak na niego spojrzała filuternie, że chłopak aż na młodą brzózkę wszedł, nie zauważywszy jej w półmroku. Odgarnął szybko młode giętkie gałązki, że niby właśnie tędy sobie drogę rozmyślnie wytyczył. Czarodziejka chichotała rozbawiona gdy tak dłuższą chwilę mocował się z rośliną.
I wtedy to go zastanawiać zaczęło. Bo przecież któż mógłby zaprzeczyć, że Silia może zwyczajnie mścić się na nim za dowcipy i drobne złośliwości z lat pacholęctwa? Nikt. Udawać potrafi. To fakt, w który Jens nie wątpił po pamiętnej bułce z myszą, a że jak mawiał ojciec i starsi bracia: choćbyś uświerkł to i tak nie pojmiesz co się babie we łbie może ulęgnąć. Młody łowczy uznał, że musi uważać. I tak już wypaplał jej za dużo.

~O nie dziewczyno. Nic więcej ze mnie nie wyciągniesz ~ pomyślał skupiwszy się na trasie. Nie mógł się jednak skoncentrować na śladach pozostawionych przez Eleva, bo i generalnie nie mógł zebrać myśli. Prowadził ich więc najprostszą drogą do Talgi. Wpierw przez porośniętą wysokimi trawami brzezinę graniczącą z podmokłą łąką, gdzie matka go jesienią wysyłała po rydze. Potem głębiej w las bukowy. Lubił to miejsce. Drzewa miały taką jasną i prawie nieskazitelnie gładką korę, a praktyczny brak podszytu nadawał miejscu dużej przejrzystości. Miało to wszystko w sobie coś mistycznego, co przemawiało do duszy młodego łowczego. Odpoczywał chwilę wsłuchując się z zamkniętymi oczami w szum liści i odgłosy lasu.

W Taldze już wyglądano ich powrotu. Elev musiał sporo opowiedzieć, bo ludzie, nim oni sami zdążyli gęby otworzyć, już wypytywali ich o walkę z goblinami oraz czarownika. Jens rozpromienił się na widok znajomych mieszkańców, a w szczególności jego rodziny, która również przerwała wieczorne obowiązki, by powitać swoich.
- Jens! – doszedł go z tłumu basowy głos piegowatego brata, który ze śmiechem szturchnął w bok Olafa, najstarszego z rodzeństwa – Patrzcie jak mu się gęba śmieje. O ho! Czarownika ubił to teraz wielki Pan będzie się puszył.
- Hej Swen! – krzyknął Jens i rzucił się wyściskać brata - Zawsze się śmieję kiedy widzę twoją głupią gębę – kusiło go, by nie zaprzeczać czynowi, który mu przypisywano, ale gdzieś w środku wiedział, że nie nie byłoby to właściwe – I wcale nie ja go ubiłem tylko duch…
- Duch? – zapytał zdziwiony Swen, a co bliżsi mieszkańcy ucichli powtarzając tylko: „duch” i „jaki duch?”, podczas gdy Jens przypomniał sobie słowa przestrogi de Singwy.
- Jaki duch? - powtórzył Jens udając zdziwienie i szukając bezskutecznie w głowie jakiegoś rozwiązania tej gafy.
- Nie duch, tylko druh nasz - Pan Leonardo. Na uszy Ci się Swenie chyba rzuciło – Silia przytomnie naprowadziła rozmowę na właściwy tor. Jens pozwolił sobie na mało widoczne odetchnięcie z ulgą gdy Talgijczycy zaczęli z kolei wiwatować na cześć de Singwy. Nie miał już jednak sposobności podziękowania czarodziejce, gdyż ta ulotniła się prędko i zniknęła mu z oczu. Lilla też odeszła pozostawiając po sobie tylko swojego niezbyt sympatycznego brata Dereka, który to teraz nagle zapałał rządzą zbratania się z pozostałymi na miejscu Aldymem i Jensem. Mało kogo w Taldze młody łowczy darzył antypatią, ale właśnie młody Kelvar, którego przytyki były bardzo jadowite, nawet w Jensowym mniemaniu, wzbudzał w nim niechęć. Najmłodszy syn Bjorna nie mógł pojąć w jaki sposób Lilla uchowała się z całą swoją onieśmielającą dobrocią, przy takim gagatku.

I tym sposobem został praktycznie sam z Leonardem ciągnięty przez rodzinę i innych mieszkańców prosto do karczmy Andersonów. Łowczy, po chwili wahania, uległ. Przyda mu się dziś parę głębszych kufelków po tym całym dniu. Coś mu mówiło, że powinien przemyśleć parę spraw, że właśnie kształtuje się jego przyszłość bez jego ingerencji, ale w młodzieńczym odruchu zdecydował przełożyć tę sprawę na później.

Dopiero wychyliwszy jeden kufelek ciemnego piwa zdołał wyrwać się ze szponów zadających setki pytań braci i szwagierek i wyjść na chwilę z karczmy. Chłodne powietrze powiało mocniej od strony strumienia gdzie wianki wcześniej dziewki rzucały. Młody łowczy przyjrzał się uważnie głównemu placowi Talgi kompletnie teraz wyludnionemu.
~ Gdzież się oni wszyscy podziali u licha?! ~ Eleva i Elizabethy nie widział od rozstania w wieży, a Silia i Lilla zniknęły zaraz po dotarciu do wsi. Tylko Aldyma widział nieco dłużej, ale w całym tym tłumie i kapłan gdzieś przepadł. Zmarszczył nos i po chwili skierowawszy się do Irugi. Wzruszył ramionami jakby samemu dając sobie do zrozumienia, że w sumie to tak bardzo znowu go to nie obchodzi…
A może jednak? Silia mimo jego postanowienia, paskuda nadobna, nie chciała tak łatwo ulecieć mu z głowy. Korzystając z ciemności łowczy umył się pośpiesznie w lodowato zimnej wodzie rzeczki i ruszył w stronę lasu do najdalej wysuniętej poza stary ostrokół drewnianej chatki. Szybko dotarł do skromnego obejścia opatrzonego niskim płotem, na którym wisiały licznie królicze skóry, a wzdłuż ściany poukładane były równiutko drwa. Jens minął siedzącego przy budzie psa, który zamerdał radośnie ogonem i zapukał do drzwi chatki. Z wnętrza odpowiedział mu znajomy zapraszający głos starca. Wszedł do środka szybko zamkając za sobą drzwi, by ciepło nie uciekało z chaty Jaspera.
- Ja… chciałem oddać... – zaczął już w wejściu zobaczywszy, że stary łowczy siedzi tylko na drewnianym klocku i struga coś w kawałku dębiny.
- Są twoje Jens – uciął krótko. Przez chwilę walczył z odruchem słabości, ale w końcu jego podupadającym ciałem wstrząsnął silny atak kaszlu trwający w oczach młodzika całą wieczność – Dużo ich było? – rzekł w końcu łapiąc równy, choć nadal świszczący oddech – Siadaj i opowiadaj.Tak też Jens uczynił. Opowiedział staremu łowczemu wszystko. Nie chciał przed nim niczego taić więc powiedział wszystko po kolei. I o towarzyszach i o goblinach i o nekromancie co zombich przywołał i ze zjawą walczył. Również o samej zjawie i legendach o smoku i świecach. Tylko Silię pominął w tym opowiadaniu, choć sumienie gryzło go przy tym mocno. Stary w skupieniu dalej strugał coś, co powoli przybierało kształt sarny. Nawet gdy Jens już skończył przez parę minut żaden z nich się nie odzywał. Jasper przerwał w końcu ciszę i podniósł swój wzrok na młodzika:
- Chcesz wyjechać, prawda Jens?
Chłopak w odpowiedzi tylko kiwnął głową. Ciszę w tym pomieszczeniu przerywały tylko iskry ognia skaczące nad niewielkim polanem w palenisku i odległe, nieco przyćmione, pieśni od strony gospody.
- To dobrze – chłopak zdziwił się usłyszawszy taką odpowiedź – Ja nigdy nie miałem odwagi opuścić Talgi, a przecież przez dłuższy czas nic mnie tu nie trzymało. A teraz siedzę tu zgrzybiały, bo czas mój mija… i w dodatku zrzędzę jak jakiś dziad – westchnął, a ręka z kozikiem opadła mu swobodnie wzdłuż ciała – Trzymaj się przyjaciół Jens. Samemu jest naprawdę jeszcze trudniej wytrwać na jednej drodze, niż w ogóle ją podjąć... - Ponowny atak kaszlu, trochę słabszy tym razem, rzucił ciałem starca, ten jednak kontynuował:
- Dziękuję, że przyszedłeś. A teraz idź już.
Jens chciał jeszcze zapytać, czy nie potrzeba czegoś staremu łowczemu, ale zdał sobie sprawę, że dla Jaspera okazywanie słabości ciała musiało być wstydliwe i nieprzyjemne, więc pożegnawszy się wyszedł z chatki i ruszył na powrót ku karczmie. Wydawało mu się, że stary chciał mu tak wiele rzeczy powiedzieć, w każdym zdaniu zawrzeć wiele myśli, które należało niedoświadczonemu łowcy przekazać, ale tak się nie stało. To jednak było i tak wiele. Jasper zawsze był oszczędny w słowach. Nigdy wcześniej sam nie poruszał swoich spraw, a już w szczególności w odniesieniu do spraw Jensa. Tak czy inaczej, wszelkie wątpliwości uszły z młodego łowczego niczym kaczki z marznącego jeziora. Był już pewien, czego chce. I czuł się z tym naprawdę dobrze.

Do karczmy wszedł gdy de Singwa zaczynał swą płomienną przemowę. Zdawać by się mogło, że w jego wydaniu ta ich wyprawa zaiste była czymś bohaterskim. Zaraz też dołączyła Lilla i Elev z Silią. Być może gdyby Jens więcej uwagi przykładał do pewnych niuansów, może poza zauważeniem, że wchodzili razem, wyciągnąłby jakieś wnioski, ale w tej chwili zważywszy na fakt, że kończył drugi kufelek, tylko pomachał do nich wesoło by siadali koło niego. Potem zaczęła się narada. Głos Eleva wyjątkowo dziś brzmiał bardzo towarzysko, a jego wypowiedź zaliczyć można było do najsympatyczniejszych jego autorstwa. Jakby coś nagle chłopaka tchnęło. I znowu gdyby Jens ruszył głową, mógłby do różnych wniosków dojść, a tak wzniósł tylko swój kufel i przyłączył się do toastu. Szept Silii był mu miły. Bardzo miły. I znowu miły. I powtórne go brała pod włos.
~ Psikus dla Ciebie dziewczyno ~ pomyślał śmiejąc się do odchodzącej do lady czarodziejki.

- Ano Elevie nie umniejszaj swoich zasług, bo i tych nie mało było. Tyś to pierwszy ruszył na gobliny i takoż pierwszyś na czarownika uderzył, a przyznaję, że były to momenty srogie dla mojej odwagi. Nie mniej dobrze cię w końcu widzieć w tak przednim nastroju. Zdrowie!
~ Piwo ~ westchnął patrząc na pusty kufel i przegryzając kawałek wędzonego sera. Bogowie mimo wielu zalet jakie przelali na ten trunek, obdarzyli go też wielką klątwą. Piwo w kuflu zawsze się kończyło. Tymczasem Silia wróciła stawiając przed nim nowy kubek. Zapach wina był mocno zaprawiony ziołami. Spojrzał podejrzliwie na czarodziejkę. Jagody jej pokraśniały pewno od ciepła, choć widział, że też piła, więc i może od trunków. Błysk w jej oczach za to był coraz wyraźniejszy. Dopiero demonstracja zapewniła Jensa, że nie ma powodów do obaw. Powoli więc zaczął sączyć wino, które takoś mocniej zaczęło na niego oddziaływać. Najgorszy był posmak ziołowy, ale wiedząc, że Silia co i rusz zerka na niego hamował się pierw przed krzywieniem, a potem już przyzwyczaił do tegoż smaku. Pozostawiał taką ciekawą cierpkość na podniebieniu i był rozgrzewający… nawet bardziej niż się spodziewał. Spojrzawszy na półelfkę wpierw głaszczącą po gładkiej dłoni rudą Libby, a potem obejmującą uroczo zakłopotaną paladynkę, mózg Jensa podtykał mu coraz bardziej niecne skojarzenia…
- A widzisz Silia! Bo gdyby pań nie było to by panowie głupstw nie popełniali! A tak panowie w głupstw popełnianiu i w paniach widzą jakowąś słodycz przedziwną bez której ani rusz – zaśmiał się serdecznie i dopił swój kubek stawiając go głośno na stole. Gdy Silia pociągnęła go za koszulę nie czuł już żadnych podstępów, ni żadnych wątpliwości. Chciał wodzić dłonią po jej smukłej szyi i powabnych ramionach, wdychać zapach jej ciemnych włosów, przygryzać delikatnie płatki uszu, pieścić jej pierś falującą… Chciał jej.

Wziął ją za rękę i wyszli pośpiesznie z izby karczemnej na chłód, którego już żadne z nich nie odczuwało.
- Widziałeś jak na nas patrzyli? – szepnęła i zachichotała figlarnie.
Jens zagapił się na piękną czarodziejkę. Jasno dziś świecące gwiazdy zdawały odbijać się w turkusie jej iskrzących oczu.
- Nieee – odparł przeciągle i nachylił się do jej ucha, by dodać dużo ciszej – chyba nikogo poza tobą nie widziałem.
W odpowiedzi usłyszał tylko jej perlisty śmiech.
Stodoła Bjornów byłą miejscem gdzie synowie gospodarza wykonywali wszelkie ciężkie prace remontowe w drewnie, takie jak ciosanie belek i rąbanie drwa. Początkowo składała się z samego parteru gdzie teraz walały się po podłodze siekiery, dłuta i inne wszelakie narzędzia. Teraz jednak, gdy potrzeba było składować gdzieś słomę na podściółkę do obory i siano dla krów, stary kazał synom strych oddzielić. Solidna drabina pachniała jeszcze świeżym drzewem gdy Jens podsadzał na wysoki szczebel czarodziejkę. Silia znalazłszy się na górze wzięła głęboki wdech powietrza przesyconego zapachem trocin i suszonej trawy. W paru zwiewnych piruetach i nucąc przerywaną śmiechem piosenkę opadła na kopkę siana przesuwając się na bok, by i jemu miejsce zrobić. Jens nie czekał na wyraźniejsze zaproszenie. Rzucił się obok niej z takim impetem, że świeże deski aż zatrzeszczały. Podparł się łokciem zerkając na nią niedwuznacznie:
- No to jak będzie? Nadal mi jesteś coś winna Silia…
- Jaaaaa? Nie przypominam sobie – odparła niewinnie robiąc nic nie rozumiejącą minę.
- Nie? – zapytał z udawaną pretensją – No to masz!
Nim się obejrzała, zaczął zasypywać ją słomą, na co tylko pisnęła. Po chwili żartobliwych przepychanek spletli się w uścisku. Wzajemna bliskość nagle ich oszołomiła. Spoważnieli całkiem wpatrując się w siebie z wyczekiwaniem. Powietrze zrobiło się gęste od napięcia, a ciszę przerywały jedynie ich ciężkie oddechy.

Młody myśliwy czuł niewymowny dreszcz na myśl o tym co miało nastąpić. Jeszcze parę naturalnych odruchów kazało mu zastanowić się, czy zamknął wrota od stodoły i czy nikt ich przypadkiem nie widział… ale myśli te odeszły prędko na drugi tor… Silia… jej karminowe usta rozchyliły się bezwolnie gdy przymknęła oczy. Nie wyobrażał sobie żadnego powodu, dla którego miałby jej teraz nie pocałować… Nie szukał takiego nawet.

Kierowany nie wyuczonym instynktem przytulił ją mocniej do siebie, a ich usta spotkały się w z początku ostrożnym, ale z każdą sekundą coraz bardziej intensywnym pocałunku. Nie robił tego pierwszy raz. Brygida nim została żoną Olafa miała słabość do swojego wiecznie wesołego rówieśnika i dała mu kilka lekcji w tej materii. Było to co prawda prawie półtora roku temu, ale pamiętał, że nie czuł nawet połowy tych wszystkich doznań co teraz. Miękkie usta Sili przez moment bierne, zaczęły odwzajemniać nową pieszczotę sprawiając, że Jens nie mógł się już od nich oderwać. Przywarli do siebie ciasno. Jego ręce zaczęły błądzić po jej plecach, ramionach i talii... Dziewczyna jęknęła gdy jego usta zsunęły się na jej szyję i dekolt, czym Jensa wprawiła w jeszcze większe podniecenie. Wzdrygnęła się dopiero, gdy dłoń chłopaka wślizgnęła się pod jej sukienkę i dotknęła gładkiego uda.
- Jens – szepnęła półprzytomnie – Przynieś jakiś koc. I sprawdź czy drzwi są zamknięte...

Niechętnie się od niej oderwał. Poprawił koszulę i przeczesał palcami włosy strącając z nich kępki siana.
- Nigdzie nie odchodź – nakazał.
- Nie mam zamiaru – odparła radośnie zagryzając dolną wargę.
Posłał jej jeszcze szeroki uśmiech i pognał do domu bacząc by na nikogo nie wpaść. Z niecierpliwości drżały mu ręce gdy szukał w szafie wełnianego koca. Jak na złość nie mógł się go nigdzie doszukać, a gdy wreszcie go wyłowił ktoś wszedł do izby.
- A co to? W gospodzie już nie świętujesz? - usłyszał za sobą głos rodziciela i zmełł w ustach siarczyste przekleństwo.
~Nie teraz tatko. Żeby ci się tylko teraz na gadanie nie zebrało, bo mnie co innego po głowie chodzi.~
Musiał jednak z ojcem przy stole zasiąść i na powrót historię z zamku opowiedzieć, tym razem w okrojonej i skrótowej formie. Nim jednak ojciec pozwolił mu się oddalić miał wrażenie, że wieki całe minęły. Dopiero gdy skłamał, że na biesiadę chcę wrócić stary Bjorn się zorientował, że synowi jakoś śpieszno i sam udał się na spoczynek.

Jens śpieszył się jak wariat. Tak bardzo, że z tego wszystkiego o kocu zapomniał i gdy był już w połowie drogi musiał znów się wracać. W stodole zamknął za sobą dokładnie drzwi i wspiął się w paru susach po drabinie.
Silia tak jak obiecała nigdzie się nie ruszyła. Tyle, że leżała teraz zwinięta w kłębek i oddychała miarowo pogrążona w głębokim śnie. Tuż obok wtulony w nią drzemał niczym nie przejęty Kołtun, który zaszczycił go zdawkowym spojrzeniem ale zaraz znów łeb położył na ręce półelfki.

- A niech to – mruknął do siebie lekko się uśmiechając.
Położył się obok niej odganiając kocura kawałek dalej.
- Zmiataj Kołtun – szepnął jeszcze – Dziś w nocy ja Silię ogrzeję.

Dziewczyna przylgnęła do niego instynktownie wtulając głowę w jego pierś i mrucząc coś przez sen. Objął ją ramieniem i zapatrzył się w półmrok. Przyjemnie było tak z nią choćby poleżeć. Nie mógł sobie odmówić tej chwili swawoli. Byle nie zasnąć, bo jak ojciec wstanie powinien zastać go w swoim łóżku. Ale jedno się z drugim nie kłóci przecież. Trochę sobie odsapnie i nim noc głęboka zapadnie wróci grzecznie do domu.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 05-12-2008, 22:46   #103
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Pierwsze kroki skierowała do domu. Nie chciała odpowiadać na żadne pytania nagabujących ją osób. Nie miała żadnej zasługi w tym co się wydarzyło na zamku. W dodatku przygoda miała swoją Panią i nie ona nią była. Nie byłoby żadnej przyjemności w chwaleniu się cudzym. Czuła się teraz jedynie staro, jakby ten jeden dzień popchnął jej życie do przodu dużo za bardzo. Dowiedziała się o sobie, że jest tchórzliwa, że nic nie umie, że nawet po śmierci nie musi należeć do siebie.
Rodzice wyszli jej naprzeciw razem z innymi, szczęśliwi, że wróciła cała i zdrowa. Mama i siostry wypytałyby pewnie zmęczoną Elizabethę o wszystko, ale kowal zarządził, że wszyscy mają się rozejść, bo dziewczyna potrzebuje odpocząć w domu w spokoju, co dziewczyna przyjęła z wielką wdzięcznością. Ojciec był najmądrzejszym człowiekiem, jakiego znała i najlepszym, nikt się do niego nie umywał i wątpiła żeby w świecie było takich jak on zbyt wielu.
A przede wszystkim kochał ją tak bardzo i nie miała pojęcia dlaczego, przecież była kompletnie beznadziejna. Na szczęście ciekawscy, łącznie z matka i siostrami, musieli posłuchać charyzmatycznego mężczyzny i Elizabetha nie obmywszy się ani nie rozebrawszy padła na swoje łóżko i nie płakała tylko dlatego, że nie chciała by ojciec się martwił.
Nie pospała długo, bo kowal przyszedł z wieścią, że wróciła i reszta.
Pewnie cisnęło mu się na usta tysiące pytań, ale żadnego nie zadał. Za to pomógł Elizabethcie napełnić wodą balię i przenieść ją do sypialni. Siostry zniknęły. Mama też nie pytała o nic ważnego, ale Elizabetha czuła z kuchni zapach swojej ulubionej zupy.

I przez krótką chwilę myślała, że może jej los to zostać tutaj i opiekować się rodzicami, i może wcale nie byłby to los taki zły.

Dopiero przy kolacji, odświeżona i ciut mniej zmęczona, opowiedziała półsłówkami o goblinach, zdziwiła się, że wieści mówią o jakimś czarnoksiężniku, zełgała, że nic nie wie, i powiedziała prawdę, że się bała i kiedy inni walczyli stała z boku.

Najchętniej w ogóle nie szłaby do tej karczmy, gdzie biesiadowano. Ale potrzebowała im powiedzieć, że też chce jechać, im szybciej tym lepiej.
Weszła do karczmy akurat jak Neli śpiewała, swoją strasznie smutną pieśń. Elizabetha zastygła w pól kroku i wycofała się na podwórko. Stanęła z boku przy oknie tak by widzieć śpiewająca dziewczynę, a sama nie być widzianą i przepłakała całą piosenkę.


Usiadła obok towarzyszy, których w myślach już przestała nazywać przyjaciółmi. Na szczęście bez przerwy ktoś do nich podchodził, przysiadał się i przypijał i nie musiała patrzeć w oczy nikomu, bo nagle zdała sobie sprawę, że nie ma osoby, na którą może spojrzeć spokojnie i bez dodatkowych uczuć, no poza Jensem, ale spotkanie jego wzroku było niemożliwe z innych powodów. Nie piła. Moczyła usta w kuflu, do którego nalała soku zamiast piwa. Wysłuchała przemowy Leonardo, udając dumę i zakłopotanie, gdy wymieniał jej mizerne zasługi, po raz pierwszy w życiu nie zwracając uwagi na przydomek ognistowłosej.
Potem mówił Elev i nadal się uśmiechała, gdy powiedział, że cieszy się, że jest z nimi choć nie potrafił wymienić jednego marnego powodu tej radości.
Chciała wracać do domu, ale nie umiała wstać niezauważenie, nie chciała żeby się pytali dlaczego już idzie w rezultacie siedziała i grała komedię, uśmiechając sie do wszystkich i tym uśmiechem zastępując całą aktywność, sprawiając wrażenie pijanej chociaż była całkowicie trzeźwa.
Dopiero Silia wymusiła na Elizabethcie słowa i wiele Elizabethę kosztowało żeby były wyważone i miałkie w treści.
- Oczywiście ,że wyruszę z Wami. Jesteśmy przecież… no trzymamy się razem.
I kiedy Silia stwierdziła, że musi iść spać, Elizabethcie też nie było już głupio się pożegnać.

Chciała jeszcze odszukać Neli by powiedzieć jej, że śpiewała najpiękniej na świecie, ale znowu się wystraszyła, że tylko sprawi dziewczynie przykrość swoją obecnością.
Dlatego poszła prosto do domu.
 
Hellian jest offline  
Stary 06-12-2008, 00:10   #104
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
made by Lilla&Elev

Ranek ubarwił świat jasnoczerwonymi promieniami słońca.


Dopiero najwcześniejsze ranne ptaszki, zarówno w świecie ludzkim, jak i zwierzęcym, zdołały się zerwać na nogi. Lilla i Elev wstawali szybko i po śniadaniu stanęli przed karczemną szopą na placu
- Ścięłaś? - Osłupiony wzrok Eleva przesunął się po jej włosach. Ona nie miała warkoczy, skonstatował ze zdumieniem.
- Ścięłam - potwierdziła paladynka ruchem głowy- okres dziecinny się skończył, to i dziecinne warkocze nie pasowały
- Cóż, mi się podobały. To nie znaczy
- natychmiast dodał, - że teraz jest źle, ale po prostu, no ... inaczej. - Nie wiedział, czy nie palnął głupoty i szybko dodał - to co, poćwiczymy trochę? - Żeby ukryć konsternację.

Zamiast odpowiedzi Lilla przyjęła postawę do walki, prawa noga wysunięta, ciało lekko pochylone zakryła się za tarczą, symbol Lathandera zalśnił w promieniach słońca. Obserwowała chłopaka nie atakując pierwsza.
- No to do boju - uśmiechnął się i zaatakował, jak mu sie wydawało, podobnie do tego, co pokazywał mu ów mały druh sir Leonarda. Rapier i krótki miecz wywinęły dosyć niezgrabne młyńce zbliżając się do dziewczyny.
Pierwsze, nieskładne ciosy zostały gładko odbite przy pomocy tarczy. Po chwili Lilla wyprowadziła cios, który jednakże zwinny chłopak bez problemu sparował. Po czym odskoczył na chwilę, bo silna i zręczna paladynka w bezpośrednim zwarciu miałaby go niemal na widelcu. Ciężka zbroja także dawała dziewczynie ochronę, o której on mógł tylko pomarzyć. Jego szansą był ruch, szybki atak i odskok. Dlatego też po wymianie kilku ciosów natychmiast cofnął sie dwa kroki, by po chwili znów zaatakować.

Taktyka Elva stała się jasną niemal od razu. Dziewczyna pozwoliła mu na dwie podobne akcje, poczym starając się działać z zaskoczenia cofnęła się kawałek i cięła nisko na wysokości kolan.
- Dobre! - Krzyknął, bo niewątpliwie cios paladynki sięgnąłby jego nogi, gdyby tuż przed tym, cofając stopę, nie pośliznął się na kurzej kupie. Miał teraz trochę śmierdzącego buta, ale nagłe zachwianie i próba utrzymania równowagi sprawiła, że cios przeszedł tuż tuż. Jasne, że dziewczyna powstrzymałaby klingę, żeby go nie zranić, jednakże podczas prawdziwej walki nie mógł na to liczyć. Toteż cieszył się z treningu, na którym mógł wyeliminować błędy.
-Ciężko się walczy uważając, by nie zranić przeciwnika - uśmiechnęła się do niego odsłaniając lekko tarczę. - Inni sie już niedługo powinni zjawić jak myślisz?
- Haha, wątpię
! - Odkrzyknął zadowolony z walki. - Pewnie śpią w najlepsze w swoich lub nie swoich łóżkach - spróbował związać rapierem jej miecz i zaatakować z prawego boku.
- Mogliby się pośpieszyć, wolałabym już ruszyć - odpowiedziała tracąc na moment oddech. Obróciła się na prawy bok, ale zbyt wolno. Gdyby walka nie była pozorowana, tym razem ją dosięgnąłby ostry jak brzytwa miecz.
- Och umówiliśmy sie z nimi po obiedzie. Maja jeszcze czas, a teraz broń się, bo ani chybi moje groźne miecze rozorają twój bezgustowny pancerz - zażartował mrugając wesoło.

Zaśmiała się lekko, ale by nie dać satysfakcji chłopakowi ruszyła do ataku. Cięła szeroko, omijając jeden miecz. Zakręciła szybko starając się zmylić Eleva i w ten sposób wyeliminować jego drugą broń z walki.
- O kur ... - ugryzł sie w język przypominając, że to paladynka. Wytrąciła mu prawie broń, a jej miecz znalazł się niebezpiecznie blisko jego szyi. - To znaczy, świetna robota - poprawił natychmiast. A potem sam spróbował zaatakować jej wykroczną nogę, liczył na to, że blisko ziemi Lilla nie będzie w stanie tak szybko operować tarczą.

Dziewczyna ataku na nogę się nie spodziewała. A powinna. Na szczęście młode ciało zareagowało instynktownie odskakując do tyłu i siłą rozpędu pokonując jeszcze kilka kroków wstecz. Praktycznie straciła całą przewagę, którą miała i znów stali w bezpośredniej odległości od siebie. Tylko, że ciężka zbroja i tarcza męczyły mocno i im dłużej trwałaby walka, tym bardziej na niekorzyść dziewczyny to działało.
- Uf - odsunął się na moment, opuścił miecze - Zmęczyłem sie trochę. Może kapkę koziego mleka? - Zaproponował
-Nie, dziękuje- zaśmiała się znów, widać, że humor dzisiejszego poranka jej dopisywał - Matula od kiedy wróciła wmusiła we mnie juz z pół kwarty mleka od naszej krasuli.
- Haha, no to ja się napije, bo walcząc z tobą wypociłem chyba pół garnca. Masz uderzenie, dziewczyno
- dodał z uznaniem - ale moje miecze wcale nie będą gorsze, kiedy jeszcze trochę poćwiczę. Masz ochotę sie przejść na chwile do zagrody ojca, gdzie łyknę sobie co nieco, a potem, jeżeli chcesz, możemy wrócić do ćwiczeń. Chyba - dodał poważnie, - że wolisz spędzić ten czas z rodziną?
- Muszę jeszcze skomunikować się ze świątynią Lathandera, opisać im co i jak. Oczywiście sama nie wyruszę tam, nie ma na to czasu, ale Dereka poproszę. Wiesz, że to urwis jakich mało, dlatego wszystko dokładnie muszę mu powiedzieć.
- Cóż, wobec tego do zobaczenia po obiedzie i trzymaj się. Miło było. Będziemy to musieli powtarzać co dnia
- podał jej rękę.
- Uścisnęła silnie jego dłoń. - Obyśmy tylko takie walki toczyć musieli, ale boję się, że to było by zbyt piękne...
 
Kelly jest offline  
Stary 07-12-2008, 13:17   #105
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
made by Elisabetha & Aldym

Wraz z nadejściem poranka troski dnia poprzedniego ulotniły się. Wschód słońca zastał już kapłana na nogach...Krótka chwila modlitwy nad misą z wodą. Co prawda kapłanki ze świątyni wolały używać luster do pomocy przy modlitwie, niemniej Aldym nad metalowe lusterka przedkładał lustro wody. Potem nastąpił wyjątkowo obfity posiłek, następnie wylewne pożegnanie z mateczką, ojcem...Pożegnał się też z siostrami obiecując im, że przywiezie im podarki, z miasta. Obiecał też, że wróci na czas, by udzielić starszej ślubu. Co prawda duch mówił o trzynastu świeczkach...Co oznaczało, raczej długie przebywanie poza domem. Ale Aldym łudził się, tym iż niewiele ze słów widma będzie prawdziwe. Poza tym, martwienie się zawczasu nie leżało w pogodnej i optymistycznej naturze Aldyma. Idąc na miejsce zbiórki zastał dźwigającą ciężki plecak Ognistą Beth.
Kapłan zbliżył się do idącej Elisabethy i zagadnął ją.-Piękny dziś dzień prawda? Jasne słońce rozpromienia swym blaskiem... nowe szanse.
- Tak, zapewne. Rozpromienia. – Elisabetha poprawiła ciężki plecak wypchany dużo bardziej niż na wyprawę do zamku. – Tylko za dużo rzeczy wzięłam. Myślisz, że dużo trupów będziemy musieli pogrzebać? Może niepotrzebnie brałam tę łopatę? – faktycznie przy boku plecaka dowiązany miała niewielki szpadel.
- Przy zapale Eleva do zabijania, kto wie...- cicho bąknął pod nosem kapłan.
- Doszłam wczoraj do wniosku, że porządny poszukiwacz przygód potrzebuje łopaty. Dobrze, że jesteś kapłanem. Zrobimy porządek na drodze do stolicy Midd, jak tam ją zwą? Pochowamy wszystkie trupy.
Kapłan widział smutek w oczach Ognistej Beth, ale nie potrafił podać przyczyny. Dopiero później się jej domyślił...czuła się niepotrzebna. Sądziła bowiem, że nie wykazała się wystarczająco podczas wyprawy. Według kapłana, myliła się.
- Gówniana była ta wczorajsza przygoda. – kopnęła nogą w drobny kamyk, który potoczył się kilkanaście metrów uderzając wreszcie o wiaderko przy studni. Rozległ się brzdęk i Elisabetha roześmiała się w końcu.
- O jednak coś potrafię. Kopać kamyki.
Dopiero teraz odwróciła się do Aldyma, którego od chwili nie dopuszczała do głosu.
- Dziękuję, że w wieży … No wiesz… nie zostawiłeś mnie.
Zadziwiające jak ta mała kobietka potrafiła omotać Aldyma. Wystarczył jeden jej uśmiech by kapłan czuł radość w sercu. Elisabetha miała nad nim wielką władzę, choć zapewne nie domyślała się jak wielką.
Zaś słowa Elisabethy sprawił, że kapłan zaczerwienił się niczym burak i odparł. - Przecież mieliśmy się bronić nawzajem, ja i ty...Mówiłem ci, przecież. Jak ruszysz do boju, to będę twoją tarczą. Zawsze gotów do pomocy.-
Następnie Aldym dodał zmieniając temat.- Idziesz wolna jak ptak...możesz robić, co chcesz i iść gdzie chcesz. czy nie jest to coś, o czym zawsze marzyłaś ?
- Nadal o tym marzę. – odpowiedziała poważnie – tylko to, co mówisz nie jest prawdą. Mam w kieszeni kilka miedziaków, w plecaku prowiant na 5 dni, miecz, którym nie umiem walczyć i dziedziczkę na karku, która jest moją panią. Nie wiem gdzie tu widzisz wolność – znowu kopnęła kamień, który ponownie poturlał się daleko – Oto zakres mojej swobody drogi Aldymie. Kopię co chcę, a i to nie do końca.
- Doprawdy?- odparł kapłan.- Idziesz w świat, tam gdzie cię oczy poniosą. A Lady Horn? A kto ci karze służyć Lady Horn? Widmo jakiegoś maga. I tylko ono. Bo Silia, jedyne, co chce to akceptacji, no i może Jensa...Swoją drogą, ciekaw jestem czy lubczyk jej w tym pomógł. Głupio mi samemu pytać o takie sprawy Silię. Idziemy do Midd, prawda? A co zrobisz w Midd, i co zrobisz po wizycie w Midd, to twoja swoboda. Nie miecz, nie miedziaki...Tatko mi opowiadał o miastach, są duże i pełne ludzi. Silia nie potrzebuje nas do rozmowy z owym magiem. Będziemy mieli wiele czasu by się rozejrzeć, dokonać wyborów i poczuć smak wolności.
Elisabetha chwilę milczała
- Nie wiem kogo lady Horn potrzebuje do rozmów z magami, ale na pewno nie jest gotowa prowadzić ich sama. I najprawdopodobniej moja obecność przy takiej rozmowie na nic by nie wpłynęła. Ale Aldymie, ja chce być wtedy z… Silią… nawet, jeśli ona by tego nie chciała. Bo takie spotkanie to nauka, której nigdzie indziej nie odbiorę.
- Już spadałam z wysokich drzew – dodała nagle – i wiem, że warto.
- Ale, będziesz tam z własnego wyboru Elisabetho. Nie dlatego że jakiś duch czy Lady Horn ci każe, prawda?-
dodał kapłan uśmiechając się.- I to właśnie jest wolność.
- Nie ja wybrałam kierunek. I jeśli to jest wolność, to ja chcę wolniejszej … wolności.

- Ale skoro tak bardzo Ci zależy – uśmiechnęła się do Aldyma – a mnie to nic nie kosztuje to mogę poudawać, że się z Tobą zgadzam. Mam siedemnaście lat, wyruszam w świat i jestem wolna jak ptak. – roześmiała się – jak ten kogut na przykład – pokazała na biegającego drogą nastroszonego ptaka. Wszyscy wiedzą, że jest starej Michałowej i w końcu trafi na jej brudny stół. Póki, co jednak to niesforne zwierzę łazi po wsi i drażni psy. Podobno nawet zaatakował najmłodsze karczmarza. Więc pewnie Michałowa niedługo mu łeb ukręci.
- Więc jestem wolna, wolna, wolna jak ptak. – śmiała się patrząc Aldymowi w oczy – Teraz już dobrze?
-A tak przy okazji...- Tu Aldym zrobił długą pauzę.- ...Jakie masz plany, jak już dotrzemy do najbliższego dużego miasta?
- Mam zamiar dostać się na salony, udawać Lady Horn i uwieść jakiegoś bogatego lorda. Ale to jest tajemnica i o tym nikomu nie mów. –
cały czas zachowywała poważną minę. – Być może zrobię to za jakiś rok albo dwa dopiero. Zobaczymy.
Aldym starał się z całych sił nie roześmiać...Przez chwilę więc krztusił się, aż wreszcie opanowawszy atak śmiechu, dodał.- Elisabetho?! Stać się Lady Horn?! To ty nie wiesz? Przecież ci szlachcice mają tą...no...etykietę. Jedz odpowiednio, ubieraj się odpowiednio, żeń się z obcym człowiekiem, bo rodzice ci każą. Szlachcice mają wszystko...oprócz wolności. Nie byłabyś się szczęśliwa z lordem...Choć uwieść takiego... hmmm... Poszukamy w Midd sukni dla ciebie, takich, że w nich i króla byś uwiodła.
- Ludzie są ślepi Aldymie. Te same rzeczy nazywają inaczej w zależności od przebrania. – Elisabethcie nie udzieliła się Aldymowa wesołość - Ty na przykład uparcie twierdzisz, ze Silia to nadal Silia. Uwierzyłeś w przebranie. Jeśli nie będę znała zasad poruszania się w towarzystwie, ale będę wyglądała na bogatą i pewną siebie, moje nieobycie też uzyska inna nazwę. Zostanę na przykład nazwana uroczą i niepowtarzalną młoda damą, o niestłamszonym etykietą charakterze.
- Bo są rzeczy które umiem Aldymie. Umiem kłamać.
- I obawiam się że… - urwała nagle, bo chciała powiedzieć, że kapłana nie stać na suknię jaką sobie wybierze, ale w porę dotarły do niej ukryte znaczenia tych słów – Och, Aldymie, Ty jesteś taki dobry i słodki, postaraj się czasem nie zwracać uwagi na to co mówię. Bo jak mawia mój tata, ja mam złote serce tylko paskudny język. Naprawdę Cię o to proszę – chwyciła kapłana za rękę - jak kiedyś powiem coś okropnego, to pozwól mi potem się przeprosić. Dobrze?
-Coś mi mówi, że ty potrafisz uroczo przepraszać, prawda?- ni to spytał, ni zażartował Aldym. Po czym zamyślił się...I dopiero po chwili dodał.- Udawanie innych... Tak... byłabyś uroczą lady.. Wiesz co, mi kiedyś tatko powiedział? Nie ważne ile kłamiesz innym, dopóki ze sobą jesteś szczery. Mam prośbę, nieważne jaką maskę wdziejesz, tam w środku, pozostań tą zadziorną Elisabethą, córką kowala.-tu palcem dotknął piersi dziewczyny na wysokości serca.- Bo to kim jesteś w tym miejscu jest ważniejsze, od tego kim będziesz na zewnątrz. Zawsze.
- Dobrze Aldymie. – Elisabetha poważnie pokiwała głową.
Po czym odsunęła się na dwa kroki i z niewinną miną zapytała.
- Ty mnie chyba lubisz dotykać Aldymie? Bardziej, czy tak samo jak inne dziewczyny?
Aldym, chrząknął nerwowo...przez chwilę milczał czerwieniejąc. Trzeba przyznać, że trafiła w jego czuły punkt. Jednak kiedyś trzeba było to powiedzieć. Więc po chwili rzekł.- Jestem pewien, że lubię cię bardziej niż inne dziewczyny. I nie tylko lubię cię dotykać...Lubię cię pod wieloma względami...bardziej.
Niezupełnie tak to planował, myślał raczej o jakiejś małej tawernie, paru kubkach wina, i wynajętym bardzie przygrywającym w kącie romantyczne ballady...To byłaby doskonała okazja na takie wyznania. Ale cóż...stało się.
Aldym mówił, a Elisabetha zaczynała w duchu przeklinać swój niewyparzony język.
- Ale dlaczego? Przecież nawet mnie dobrze nie znasz. – powiedziała tak cicho, że Aldym ledwo ją usłyszał.
- Trochę cię znam, w końcu wychowywaliśmy się w tej samej wsi.- rzekł Aldym.- I myślę, że...chcę cię poznać bardziej. Dar Sune bowiem nie dba o takie szczegóły.
- Może tylko Ci się wydaje.– tym razem ona się zaczerwieniła.
– Może...a może nie.- westchnął kapłan. Chciał ją zapytać, o to sam. Czy lubi go bardziej niż innych mężczyzn. Ale... po trochu bał się odpowiedzi, a po trochu uznał, że...nie jest jeszcze gotowa, by mu udzielić szczerej odpowiedzi.
- Stoimy tu i gadamy a wszyscy na nas pewnie czekają.
Podeszła do Aldyma i przytuliła się na krótką chwilę...szkoda, że na krótką.
- Idziemy?
- Ty już chyba zadecydowała za nas oboje, prawda?-
spytał śmiejąc Aldym.- Prowadź więc dzielna bohaterko, a ja twych tyłów pilnować będę.
Oboje doszli do miejsca spotkania. A choć było już dość późno, wyglądało na to że większość grupy, jeszcze odpoczywała lub załatwiała swe sprawy, bo jeno Eleva, Aldym wypatrzył. Kapłan zsunął plecak na ziemię, usiadł obok niego i nucąc czekał na resztę. Był ciekaw jak potoczyły się sprawy między Silią, a Jensem. Liczył na to, że wyczyta wczorajsze wydarzenia z ich twarzy. Niektórym to sprawy się układały tak gładko...
Spojrzał w niebo, na przemykające po niebie obłoki. Jak potoczy się wyprawa? Jaki był jej cel? Co wydarzy się podczas niej? Na żadne z tych pytań, Aldym nie miał odpowiedzi. Ale to kapłanowi nie przeszkadzało. Wędrować miał w towarzystwie trzech pięknych kobiet... Jaki mężczyzna mógł narzekać, w obliczu tak kuszącej perspektywy ? Pojawienie się krótko obciętej paladynki, nieco zdziwiło kapłana. Nie to, ze dziewczynie źle było w krótkich włosach (choć jego wyczulone na piękno oko, zauważyło, drobne nierówności, świadczące o braku wprawy i prawdopodobnym wpływie silnych emocji na tak radykalną zmianę wyglądu). Trzeba będzie o te sprawy zapytać, przy najbliższej okazji. W końcu był swego rodzaju duchowym opiekunem tej grupki. Póki co, wyprawę czas zacząć.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-12-2008 o 12:48.
abishai jest offline  
Stary 08-12-2008, 00:29   #106
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ranek wstawał szybko i co dla niektórych - boleśnie. Ten dzień już nie był wolny od pracy, więc większość chłopów wstała razem z pianiem koguta, by ziemię na orkę i sadzenie szykować, gdyż czas ku temu był najwyższy. A i piękna pogoda z wiosennym słońcem na niebie, zachęcała do pracy, nawet mimo kaca, którego kilka osób zdołało się już nabawić. I o ile nawykły mężczyzna nie miewał z tym jakiś większych problemów, klinikiem zabijając, to już Silia, wstająca z głową ciężką od wypitego wina, w pewnej mierze żałowała swojej lekkomyślności. Jens zniósł mieszaninę alkoholu znacznie lepiej, więc z waszej szóstki tylko półelfka cierpiała na syndrom dnia poprzedniego.

Elev i Lilla sparowali dość krótko. Walka mieczem była mimo wszystko męcząca, zwłaszcza po krótkiej nocy i ciężkim poprzednim dniu. Gdy skończyli, dostrzegli przyglądającego się im z boku starego Jaspera. Kiwnął głową na powitanie i dłonią przywołał do siebie, siadając na jakimś pniaku.
-Czy nie lepiej trenować z kijami? Tak to jeden nieopanowany ruch i...
Nie musiał kończyć, za to rozkasłał się. Milczeliście, czekając aż przestanie.
-W drogę wam czas. A wraz z wami połowa młodych wyjeżdża. Dobrych wyborów wam chciałem życzyć. Tylko tego.
Podniósł się ciężko, opierając na grubej ladze.
-I tego byście na Jensa baczyli, bo chłopak dobry, ale rozumu mu czasem brak. I to mu dajcie, gdy czas nadejdzie. Wiedzieć będziecie kiedy, jak mi się zdaje. Ale nie teraz, jeszcze nie teraz.


Rozkasłał się znowu, zawracając do swojej chaty.

Część ludzi, w tym kowal, zabrała nosze i tuż po świcie udała się do lasu, w kierunku zamku. Zresztą tylko ci, którzy wstali z kurami, widzieli ich odejście. Ojciec Elizabethy pożegnał córę ojcowskim pocałunkiem i ciepłymi słowami. Rodziciel Jensa również szedł, ale stać go było tylko na pożegnalne "tylko wróć w końcu do domu".
Również Leonardo zebrał się całkiem szybko, już w chwili, gdy zebraliście się w karczmie na śniadanie i omówienie istotnych spraw. A bo i omawiać było trzeba, chociażby ilość prowiantu, jaką kto miał zabrać, bowiem nie wszędzie karczmy były, a gdzie były to pieniędzy na szaleństwa nie mieliście. Co was jednak najbardziej zaskoczyło to Nelli, która radośnie zbiegła zaraz za de Singwą. Doskoczyła do was, śmiejąc się radośnie.
-Sir Leonardo zabiera mnie ze sobą! Do wielkiego miasta! Będę się uczyć grac i śpiewać i tańczyć.
Zatańczyła, jakby chcąc udowodnić, że faktycznie tak będzie. Potem uściskała każdego z was.
-Tak się cieszę! Mam nadzieję, że spotkamy się ponownie, nawet tu w Taldze.
Szybko zjedli i już byli gotowi, bowiem nawet sakwy z jedzeniem rodzice Neli przygotowali zawczasu. Dla was również, jeśli tylko któreś by chciało.
-Żegnajcie kochani. Spotkamy się jeszcze. Pamiętajcie co wam mówiłem!
Odjechali na jednym koniu, machając wam radośnie. Cóż, i na was czas nadchodził. To już nie będzie wyprawa na jeden dzień, tylko tego byliście pewni.

W końcu byliście gotowi. Po solidnym obiedzie, ostatnim posiłku w rodzinnej wiosce, rozłożyliście na stole dużą mapę Vast, którą otrzymaliście od Leonardo. Nie była ona zbyt dokładna - przedstawiała tylko największe miasta oraz granice państw i księstewek. Wsi takich jak Talga nie było na niej w ogóle, chociaż waszą rodzinną wieś de Singwa zaznaczył kropką i podpisał. Według tej mapy, Midd było nieco bliżej niż Pracampur, chociaż i tak wydawało się daleko. A może blisko? W końcu na samej mapie nie wyglądało to tak źle, a wasze słabe z kartografią zapoznanie nie potrafiło dokładnie określić jak długo zajmie wam podróż. Najłatwiej było dotrzeć najpierw do traktu na północy a potem już prosto aż do samej stolicy Midd.

Wyruszyliście więc.

Prowadził Elev, znający okoliczne wioski najlepiej z was wszystkich, nawet jeśli ustępował znajomością samego terenu. Ten bowiem był płaski, zaś niziny pokrywały głównie łąki, z rzadka poprzetykane laskami. Większe bory omijaliście łukiem. Zresztą były tu ścieżki i polne drogi, uczęszczane rzadko, ale wyraźnie widoczne, zwłaszcza w lasach. Chłopak prowadził ku Krull, wiosce położonej wedle jego oceny najdalej, jak mogli dotrzeć w te kilka godzin. Nie spieszyło się im zanadto, a dźwiganie ciężkich plecaków wcale wędrówki nie ułatwiało. Nieprzyzwyczajone plecy bolały, a nogi powoli odmawiały nawet palladynce, która przecież przez całą drogę dźwigała również ciężką kolczugę. Tylko Jens wydawał się trzymać całkiem nieźle, zapewne dzięki temu, że już trochę lat spędził na łażeniu całymi dniami po bezdrożach. Minęliście Lozy, których mieszkańcy przypatrywali wam się z niejakim zdziwieniem, wytykając palcami i witając ze znanymi gębami, jeśli kto jaką dostrzegł. Wieczorem zaś, już po zmierzchu nieco, dotarliście do Krull, co znacznie wcześniej oznajmiły winnice, którymi szczyciła się ta niewiele większa od Talgi mieścina.

Osada nie miała gospody, dlatego Elev poprowadził was do domu sołtysa, który zawsze chętnie gościł podróżnych. Otworzyła wam postawna, chociaż niska, kobieta o bardzo sympatycznej, śmiejącej się i pucułowatej twarzy. Nie była już młoda, ale widać było, że kiedyś musiała być piękna. Teraz zaś dostrzegając chłopaka uśmiechnęła się i przywitała serdecznie, obejmując go i przytulając do swoich obfitych piersi. Irga jej chyba było.
-Elev! A to cię przywiało! A kim są twoi przyjaciele? Zresztą nieważne, nieważne, miejsce się znajdzie. Chodźcie, tylko nie tupajcie za mocno, bo dziatki już śpią.
Poprowadziła w głąb sporej izby i dalej, do długiego stołu, przy którym siedziało dwóch starszych mężczyzn, popijających wino ze szklanic.
-Sigurd! Patrzaj kogo nam tu przywiało. Cała banda, a uzbrojone toto jak na wojnę!
Roześmiała się, zaś sołtys, którego chłopak poznał od razu po tym, że był po prostu łysy, wstał od stołu i przywitał się z chłopakiem równie wylewnie. Podobnie jak z pozostałymi zresztą. Po krótkim zapoznaniu posadzono was przy stole i na początek wsadzono po szklanicy wina. Sigurd zaś prawił, a że wypił już nieco, to prawił dość głośno.
-A niech mnie, co za dzień! Tom się ciebie, Elevie, zupełnie nie spodziewał, a że jeszcze z przyjaciółmi przyjdziesz! Spania u nas tyle nie ma, zwłaszcza, że obecnemu tu kupcowi Tybaldowi izbę już obiecałem. Ale w stodole na sianie miejsce się znajdzie, to się i wyśpicie. A gdzie to się wybieracie, tak zbrojni i w ogóle?
Kupiec, którego wymienił sołtys, milczał gustownie, skinąwszy tylko głową, gdy wymieniono jego imię. Był drobny, posiwiałe już nieco włosy ścięte miał na krótko, chociaż na całej twarzy nosił również posiwiałą w połowie brodę. Gdy zaś padła nazwa "Midd", którą ktoś rzucił w odpowiedzi, ożywił się nagle i zagadnął. Głos miał cichy i spokojny, jakże odmienny od Sigurda.
-Do Midd? Toż to mi po drodze. Wozy mam dwa i dwóch nierobotnych pachołków. Wino od sołtysa do Tsurlagol wiozę, ale przez Midd mi też droga. Ochrony nie mam, a widzę, zbrojni jesteście. Bandytów tu w okolicy ciężko ponoć spotkać, ale kto wie? Wam lżej by było na wozach, bo jakoś byśmy się pomieścili, a w grupie raźniej. A i za pomoc jadłem, winem lub miedziakami płacić mogę.
Uśmiechnął się sympatycznie, czekając na odpowiedź, czy decyzję jakąś. Elizabetha zaś usłyszała ciche westchnięcie. Obróciła się ku schodom na pięterko, dostrzegając dwójkę dzieciaków, pokazujących sobie was palcami i szepcząc coś do siebie.
 
Sekal jest offline  
Stary 08-12-2008, 17:38   #107
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Przykro mi, szanowny Tybaldzie, tym bardziej, że rozumiem twoje problemy. Nie jestem jednak pewny, czy się ze sobą zgodzimy co do ochrony. Zbójów wprawdzie nie ma, przynajmniej nie słychać, ale pewnie dlatego, że gobliny ich wytłukły.
- Gobliny
? – Zdenerwował się lekko kupiec. – Jakie gobliny. Wszak tutaj nigdy nie było goblinów.
- O, to coś już wiesz na ten temat
? – Wtrącił sołtys.
- Owszem, niestety nieciekawe wieści – pomarkotniał nieco sztucznie Elev.
- Bowiem owszem, my tu w Krull słyszeli o tym ścierwie, co to wasi łowcy naszli gdzieś w lesie pod Talgą, zaś wójt Talgi miał szukać jakiegoś przepatrywacza, co sprawdziłby niebezpieczeństwo.
- Gobliny, ech sołtysie
– żachnął się Tybald – i wy mi dopiero teraz o tym mówicie. Skąd tu się to parszywe draństwo wzięło?
- Nie wiemy
– wyjaśnił chłopak, - ale najpierw rzeczywiście ,tutaj to obecny, zacny leśnik Jens znalazł poszarpanego goblina i wójt postanowił sięgnąć po pomoc z zewnątrz.
- Więc to ty, mości Jensie, skoro tak, zaraz opowiesz, co było, bośmy tutaj spragnieni nowin, niczym kania dżdżu
.

Elev nie dziwił się temu. Wioski przeważnie żyły dzień w dzień, monotonnie i bezbarwnie. Wszelkie nowiny, jeżeli tylko mogły rozruszać szarość przeciętnego dnia zdawały się pożądane, jeżeli tylko nie zwiastowały rychłego niebezpieczeństwa. Gobliny na tej ziemi stanowiły zaiste unikat, o którym się wiedziało, ale nie spotykało osobiście. Dlatego stanowiły raczej, przynajmniej dla niektórych, część bajki, które nie wytwarzały poczucia strachu. W Taldze i okolicach groźny mógł być głód, który zabijał, niepogoda, która niszczyła plony, czy wreszcie pożar lub powódź, zdarzające się od czasu do czasu. To były realne groźby, ale gobliny … Dla kupca jednak stanowiły widocznie bardziej prawdziwe zagrożenie, niżeli dla tutejszych chłopów.

- Ano – tłumaczył Tybaldowi dalej Elev, – właśnie dlatego ten problem. Póki jesteśmy sami, pewnie nikt się nie połakomi na naszą grupę. Wy zaś macie wozy. Łakomy kąsek dla zbója i goblina. Dlatego wybaczcie, ale niełatwo zdecydować się na ochronę was, choćbyśmy chcieli. Boc wiemy, ze pomóc by trzeba, ale ryzyko jest wielkie.
- A czy wy bylibyście w stanie pomóc
? – Tutaj pode łba spojrzał kupiec. – Gobliny to chytre oraz obrzydliwe stworzenia. Grupami atakują. Rozumiecie, nie chciałbym ochrony, która się przestraszy garstki zielonych. Przy całym zaś przeproszeniu, jak stwierdził mości Sigurd, wyście wieśniacy.
- Ano tak, macie rację, ze owi zielonoskórzy łotrzy atakują bandami. Jedna z nich zaplątała się do zamku, wiecie, tego za lasem.
- I co?
- Ano, wójt rzeczywiście najął wojaka doświadczonego, który wziął kilkoro spośród wioskowej młodzi, tutaj obecnych, i poszliśmy tam. Trochę rzeczywiście udało się uciec, ale wiadomo, ze one chadzają niekiedy hordami. Czy są jakieś poza zamkiem? Całkiem możliwe.
- To żeście się bili?
- Ano tak, jak wam powiadam
– Elev wprawdzie niespecjalnie znał się na targowaniu cen, ale dogadywać z ludźmi potrafił. Jeżeli trzeba było pogodzić skłóconych chłopaków, albo usprawiedliwić jakąś psotę przed rodzicami, chętne podejmował się tego. Wiedział, że każdemu trzeba postawić odpowiednie warunki wskazując rozmaite kawałki otoczenia, które sprawią, że owe warunki uzna za znośne. Tak właśnie postępował z kupcem, który wprawdzie targować się umiał pewnie sto razy lepiej, ale miał też znacznie więcej do stracenia, cały towar. Skoro zaś wśród młodych wyróżniały się postacie kapłana i paladyna dobrych bóstw, sprawę to bardzo uwiarygodniało. Nie słyszało się, żeby jakikolwiek paladyn skłamał. Jeżeli zaś potwierdzał, ze gobliny były, znaczy, naprawdę były. Wprawdzie zielonoskorzy z owego zamku zostali wybici, ale rzeczywiście, skoro były tam, znaczy to, że inna grupa mogła być gdzie indziej. Wątpliwe było, żeby jedna niewielka wataha zapuściła się w głąb ludzkich terenów. Jednak może właśnie taki niespodziewany wypadek miał miejsce teraz? Niepewność kupca stanowiła wodę na młyn dla podróżnych.

Specjalnie także wspomniał, że mają jakieś, skromne wprawdzie, ale zawsze, doświadczenie. Tybald mógł być zacnym handlarzem, ale Elev nie spotkał jeszcze kupca, któryby nie chciał kupować po cenie znacznie tańszej, niżeli prawdziwa wartość, a sprzedawać znacznie drożej. Skoro kupiec zaś oferował przewóz, jadło i jakieś drobiazgi, chłopak sądził, że ochrona jest pewnie znacznie droższa. To była z kolei karta atutowa kupca: znał ceny oni zaś wcale.
- Czyli, jaka wasza decyzja? – Chciał wiedzieć Tybald. – Przewóz, jadło, piątka srebrnikow na glowę, a zapłacę dziewięć, jeżeli trzeba będzie użyć mieczy? Co wy na to?
- No cóż, ja sam nie mam nic do gadania? Dajcie nam chwilkę, to uzgodnimy pomiędzy sobą
– zwrócił się do towarzyszy myśląc, że chyba niewiele uzyskał tą dość nieudolną próba targowania, praktycznie tylko podwyższenie lafy, jeżeli doszłoby do czegokolwiek. Czasami bywa i tak.
~ Muszę się bardzo wiele nauczyć ~ pomyślał.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 08-12-2008 o 17:45.
Kelly jest offline  
Stary 08-12-2008, 19:31   #108
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
W karczmie nie bawiła się za dobrze, jak chyba zresztą nikt z ich grupki. No może poza Sillą, która zaczęła się zachowywać co najmniej dziwnie. Lilla odchyliła lekko głowę czując intensywny zapach wina. W domu na szczęście nie było problemu z pijanstwem, mama już tego przypilnowała, paladynka czuła mimo to niechęć do pijanych ludzi. Alkohol strasznie oddzierał ludzi z godności i jedyna nadzieja w tym, że nikt nie wykorzysta upojenia czarodziejki. Ale pod opieką Jensa była bezpieczna... Chyba. Lilla strasznie mało znała się na relacjach damsko- męskich i jakaś ciut odważniejsza myśl zaraz wpędzała ją w zakłopotanie i poczucie winy. Dlatego teraz szybko porzuciła te myśli decydując się zaufać przyjacielowi.

Była już późna noc, gdy wymknęła się z gospody. Tańce, śpiewy i swawole trwały najlepsze, ale ją już nudziły. Korzystając z faktu, że cała rodzina była zajęta zabawą, w nędznej chałupie przygotowała balię z ciepłą wodą. Stojąc w samej lnianej koszuli, długiej do bioder wpatrywała się przez chwilę w swoje odbicie. Po chwili dłuższego namysłu chwyciła ostry nóż i jednym płynnym ruchem ucięła włosy tuż przy karku. Jasny warkocz upadł na klepisko, a króciutkie włosy otoczyły buzię. Westchnęła cicho. Skończył się czas dziecinny to i fryzurę trza dobrać poważniejszą. Dokończyła toaletę i zmęczona, niczym kłoda, runęła do łóżka.

Jak zwykle wstała z pierwszymi promieniami słońca. Po modlitwie, obfitym śniadaniu wyruszyła na obiecany Elevowi trening. Nie był za długi, potrzebowali sił na wędrówkę,a trza było jeszcze pozakańczać kilka spraw.
Radę starego Jaspersa przyjęła z pokorą, dziwiąc się swojej własnej bezmyślności, wszak naprawdę mogli się skrzywdzić! Szybko odgoniła ta przerażającą wizję i skupiła się na dalszych słowach łowczego.
-I tego byście na Jensa baczyli, bo chłopak dobry, ale rozumu mu czasem brak. I to mu dajcie, gdy czas nadejdzie. Wiedzieć będziecie kiedy, jak mi się zdaje. Ale nie teraz, jeszcze nie teraz.
- Będziemy uważać wszyscy na siebie nawzajem. I na imię Pana Poranka obiecuj, że otrzyma Twój dar. Nie wiem tylko czy właściwie ocenię, że już pora.
- Wierzę w Twój osąd młoda paladynko. A teraz bywajcie w pokoju.


Po powrocie do obejścia dziewczyna rozejrzała się za młodszym bratem. O tej godzinie wszyscy jak zwykle byli przy robocie, toteż i Dereka znalazła w oborze.
- Zaniesiesz mi ten list do świątyni?
- Pewnie. - zgodził się zadowolony, że może uciec choć chwilowo od gnoju. - A cóż tam napisane?
- To co sir Leonardo wczoraj w karczmie opowiadał. - i to była prawda, Lilla ze względu na osobę ciekawskiego brata nie opisała zombie ani domniemanego dziedzictwa Silli. Prosiła jeszcze tylko o wybaczenie, że nie stawiła się osobiście i sama nie poinformowała kapłanów jak sprawy stoją. Miała nadzieję, że zrozumieją, a przynajmniej powinni.
Wyprawiwszy huncwota pożegnała się czule z rodzicami i resztą rodzeństwa, pobrała nowe zapasy żywności i stawiła się na miejsce zbiórki.

Długa droga dała się jej mocno we znaki. Mimo iż od małego była przyzwyczajona do ciężkiej pracy, metalowa zbroja zrobiła swoje. Dlatego z taką ulga przywitała dom znajomych Eleva. Gdy tylko usłyszała o spaniu na sianie, jego wizja stała się tak ponętna, że całkowicie odpłynęła myślami. Wróciła, gdy kupiec podał ostateczną cenę jaką mógł zaproponować.
- Powinniśmy pomóc temu człowiekowi i bez zapłaty. A że jest nam to po drodze to wręcz składa się idealnie.
Nie miała żadnych wątpliwości moralnych co do straszenie handlarza goblinami z jednego prostego powodu, nie usłyszała ich, lekko przysypiając na siedząco.
 
Nadiana jest offline  
Stary 09-12-2008, 18:06   #109
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Od rana czuła się okropnie. I nie chodziło tylko o ból głowy. Coś ściskało ją w gardle i ciążyło na sercu. Jakiś balast potworny od którego nie mogła się uwolnić.
Zaraz gdy pierwszy kur zapiał uciekła ze stodoły jakby goniło ją stado wściekłych psów. A później przed gospodą była wyjątkowo milcząca. I jakaś osowiała. Ciężko jej było towarzyszom w oczy spojrzeć toteż cały czas wolny spędziła nad swoją księgą i studiowała w skupieniu formuły zaklęć. Nie powinna zaniedbywać nauki jeśli ma zostać wielką czarodziejką. Elev z Lillą oddali się treningom, ona też powinna szlifować swoje umiejętności. Sumiennie i regularnie, bez względu na to że ma mętlik w głowie i myśli błądzą gdzieś całkiem daleko.

Z każdym witała się tylko zdawkowym skinieniem głowy a i mimowolnie na jej policzki wypełzał rumieniec. Miała wyrzuty sumienia, że poprzedniej nocy tak się lekkomyślnie zachowała. Wino aż za bardzo ją ośmieliło a teraz musiała mierzyć się ze skutkami.

Przez całą drogę szła w ciasnej grupie aby Jens ją przypadkiem na spytki w cztery oczy nie wziął. Wstyd ją palił żywcem od środka. Unikała spojrzenia myśliwego a raz, gdy ich oczy przypadkiem się spotkały, spuściła tylko głowę i znowu spąsowiała.

Do Krull dotarli po zmierzchu i długi marsz dał już się Silii we znaki. Plecak miała ciężki, co przy jej drobnej budowie było nie lada utrudnieniem. Gdy więc tylko dotarli do domu sołtysa zaczęła marzyć o chwili wytchnienia, a najlepiej od razu o głębokim śnie. Została jednak ponieważ zawrzała dyskusja czy powinni się dołączyć do kupca Tybalda.

Elev rozgadał się mocno nagabując mężczyznę by więcej im zapłacił. Lilla chciała iść nawet za darmo, co Silia skwitowała tylko wzruszeniem ramion. Prawdę mówiąc było jej wszystko jedno. Potem jednak się odezwała. Chyba pierwszy raz tego dnia:

- Zawsze lepiej trochę grosza zarobić. Nie wiadomo jakie wydatki w Midd nas czekają. Oszczędności dobra rzecz. Choć zgodziłabym się również nawet i za darmo kupca ochraniać. Może przynajmniej na wozie pojechać pozwoli, bo do marszów długich to ja się chyba średnio nadaję.

Wciąż z niemrawą miną poszła za Lillą wprost do stodoły. Trochę się wzdrygnęła na znajomy zapach siana i znów coś ukuło ją w piersi. Pewnie nie uniknie rozmowy z Jensem. Ale to jutro może. Albo pojutrze. Kiedy trochę ochłonie i trzeźwo zacznie myśleć.

Umyła się jeszcze i prędko zapadła w sen. Dość niespokojny i przerywany. Rano nie pamiętała zupełnie co jej się śniło, ale nic pewnie przyjemnego, zważając że powitała świt znowu z uczuciem ściśniętego gardła.
 
liliel jest offline  
Stary 11-12-2008, 17:04   #110
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Obudził się sam. W dodatku z okropnym bólem głowy i lędźwi. Słońce już wzeszło na tyle wysoko, że swobodnie docierało na strych stodoły przez nierówności między belkami ścian i prześwity w słomianym poszyciu dachu. Jens zmrużył otworzone oko gdyż jeden ze złośliwszych promieni padał mu właśnie na twarz. Odruchowo odsunął głowę i jęknął z bólu łapiąc się za nią gdy pulsowanie wzmogło się wraz z tym mimowolnym ruchem.
~ Piwo z winem… Co mnie u licha podkusiło?
- Ou… Au, aj! – syknął nagle gdy wychyliwszy się do dziury w podłodze skrzyżował mocniej nogi.
~ Ki czort??? ~ Bóle przyrodzenia zawsze dla każdego mężczyzny były powodem do najszczerszych obaw, toteż i teraz Jens mocno zaniepokojony sprawdził pospiesznie czy wszystko jest na swoim miejscu. Chociaż tyle dobrze.

Podniósł się ostrożnie na twardych deskach układając sobie w głowie wydarzenia dnia wczorajszego.
- A kto tam na górze?! – dochodzący z dołu głos Swena był, mimo pijackiej chrypki, nadal bardzo łatwo rozpoznawalny.
- A weźże się tak nie drzyj – jęknął młody łowczy i na powrót opadł na płasko na deski żałując, że w ogóle odpowiedział. Słowa były jak chleb na wody płynące kaca.
- Jens? To ty?? – drabina zatrzeszczała gdy ktoś zaczął po niej szybko wchodzić. Po chwili nad deską podłogową ukazała się kędzierzawa głowa Swena – a co ty tu… aaaaaa. Nic nie mów – przerwał z głupim uśmiechem spojrzawszy na dość duże „wyleżysko” jakie powstaje na ogół po dwójce śpiących ludzi – albo nie. Powiedz która.
- Bura. Mleka byś przyniósł…
- A tobie co? Giez cię ugryzł? Ja tu od rana haruję i jeszcze mam ci mleka nosić… powiedz, że która. Stolko mówił, że cię z bękarcicą widziano, aleśmy z Olafem mu nosa utarli, że bzdury gada…
- A czep ty się swojej Neli – uciął Jens i od razu pożałował tych słów. Westchnął i zamknął oczy.

Swen spojrzał na brata najpierw z żalem, a potem po zrozumieniu jego słów z rosnącym oburzeniem.
- Nie musiałeś mi przypominać… Nie chcesz gadać to nie. Tak czy siak, plotkeśmy w zarodku zgnietli. Rodzina to rodzina. To i mu powiedzielim, że chyba tylko on mógłby być tak głupi, by się z Silią ciurlać. Nie mówiąc już o tym, że każdy ojciec by takiego batogiem przećwiczył to i mawiają, że od tego ptak może uschnąć…
- Co takiego??? – młody łowczy podniósł głowę gwałtownie nie zważając na ból i spojrzał na brata wzrokiem prawie, że opętanego.
- No wiesz… uschnąć…jak dziadowi… Jens? Ty chyba nie…
- Nie wiem… -
próbował gorączkowo przypomnieć sobie czy po pójściu spać, nie budził się później - Obiecaj, że nie powiesz tatkowi.
Swen patrzył na niego jakby zobaczył właśnie ducha.
- Czyś ty do reszty w tym zamczysku oczadział?! Urok na ciebie rzuciła!
- Obiecaj… proszę, Swen…

Brat wyraźnie nie mógł się zdecydować. Po chwili tylko pokręcił głową ze zrezygnowaniem.
- No dobra. Nie powiem… Ale co? Usechł ci?
- Starszyś, a głupiś! Wierz dalej w co baby gadają, a daleko nie zajdziesz –
odparł gniewnie młody myśliwy bardzo samemu chcąc w to wierzyć…

Znacznie później gdy wypił, jak mu się wydawało pół wiaderka mleka i poprawił pozostałym po wczorajszej hulance łyczkiem miodu z kwaterki, trzeźwość myślenia zaczęła mu powoli wracać. Sam nie wiedział co go podkusiło. Owszem. Dziewka nawet bardziej niż niczego sobie, ale nie przypominał sobie by się jeszcze kiedyś tak za jakąś zatracił… no i niechby się wydało. Może Swen miał rację i to jaki urok był? Ale jeśli dobrze gadał, to mus było Jensowi się z kimś mądrym porozumieć. Nie to, że wiary dawał każdemu gadaniu, ale sprawa była nad wyraz żywotna.
~ Najlepiej byłoby do Helgi iść ~ myślał wyławiając z wiaderka mleka parę much, która uporczywie próbowała się wydostać z tej matni po drewnianej ściance naczynia ~ Ale ta to jeszcze gotowa doprawić. Trzeba z kimś kto zrozumie…

Wstał w końcu z drewnianej ławki stojącej przed gospodarstwem ojca i ruszył przed gospodę zobaczyć gdzie też Aldym może się podziewać. Oby tylko Silia go nie dojrzała, bo i strach teraz było z nią rozmawiać. Zastawszy jednak tylko Lillę i Eleva zajętych walką na kijki skierował się do domu starego garncarza. Kapłan Sune szczęśliwie był w pobliżu.
- Aldym! Poczekaj no – krzyknął za towarzyszem młodzieńczych bójek – Mam taką sprawę…
Podbiegłszy do niego rozejrzał się, czy nie ma w pobliżu gdzieś rodziców kapłana i ciągnął dalej:
- Bo widzisz. Ja wiem, że baby to gadają brednie częściej niż co mądrego, ale… tak wolej bym nie kusić złego. Słuchaj… Czy jak się kto z czarodziejką… hmm… no wiesz… tak jak z inną dziewką, to czy od tego… może us… może się stać co złego?

***

Nie czuł się jakby miał wyjeżdżać. W ogóle nie czuł jeszcze tych wszystkich zmian, które miały nadejść. Dopiero krótkie i jak zwykle treściwe słowa ojca przed gospodą sprawiły, że młody łowczy spojrzał na Talgę z pewną ulgą. Tak jakby nic mu już tu nie kazało siedzieć. Uścisk ojcowskiej prawicy i szybkie spojrzenie było dość znamienne i oznaczało koniec jakiegoś epizodu i początek nowego, złego bądź dobrego. Do tej pory stary Bjorn okazał taki gest tylko czwórce synów, którzy poszli do ożenku. Co miało spotkać Jensa, tego stary nie wiedział, ale miał nadzieję, że będzie dobrze… teraz czekała pilniejsza robota przy krowach.

Mimo, że pierwszy raz Silię widział dziś w gospodzie Andersonów, starał się zawsze znajdować po przeciwnej niż ona stronie. Wiedział, że nic w wydarzeniach wczorajszego wieczoru nie było normalne, a nikt inny jak ona nie mógł maczać w tym palców. Ból lędźwi był już tylko lekkim dyskomfortem więc nie musiał nawet teraz gdy już wyruszyli, wydłużać kroku, ale niemniej wrażenie niepokoju pozostało. Poza tym czuł się trochę oszukany w tym wszystkim. Szedł więc na początku z rzadka dyskutując z Elevem co do doboru dalszej trasy, którą chłopak im na dzień dzisiejszy wytyczył. Jens w pełni zgodził się z nim by bory omijać. Byli za małą grupą, by czuć się bezpiecznie, a za dużą, by mieć pewność uniknięcia zbójców, lub co gorsza goblinów. Niemniej podczas postojów odłączał się by rozejrzeć po gorzej niż średnio znanej mu okolicy łąk i pastwisk. Niby nic nie miał konkretnego na celu, ale jak mawiał stary Jasper, nigdy nie zawadzi zwiedzieć się więcej o każdym miejscu. Choćby po to, by nie wpaść przez przypadek na trzy małe różowe warchlaczki, co łacno skończyć się może śmiercią. Jensowi nie udało się jednak znaleźć niczego poza wyglądającą na opuszczoną lisią norą.

Trochę go pod koniec dnia zaczynało denerwować, że i Silia się na niego nie ogląda. Było to dla niego absolutnie niezrozumiałe, ale uznał, że widocznie czarodziejka niczym modliszka cel swój mściwy osiągnąwszy straciła nim zainteresowanie. Będzie musiał bardziej uważać na wiedźmy wszelakie.

Sołtys Krull okazał się człowiekiem poczciwym i uczynnym. Jens nie był pewien, czy dlatego, że tak już miał, czy też dlatego, że po prostu przyszli tu w znajomym mu towarzystwie. Łowczy jak łatwo było się domyślić, nie znał się na ludzkiej naturze przez co i problemom często musiał stawić czoła gdy na za dużo sobie pozwolił. Zapytany więc bezpośrednio przez kupca sam nie był do końca pewien czego Elev od niego oczekiwał, skoro sam mógł wszystko wyłuszczyć.
- Ano goblina po prawdzie to jeden z psów wywęszył i choć psisko wielkie było, nim bestie zagryzło, samo niestety ducha wyzionęło. Goblin szczęśliwie takoż jednak sczezł i stądeśmy się dowiedzieli o ich tu bytności. Przypadek można by rzec więc na pewno są tu od niedawna, a co za tym idzie może ich przybywać.

Elev szczęśliwie dalej sam rozmawiał z Tybaldem i dopiero gdy dyskusja stanęła na podjęciu decyzji, a Lilla i ta przeklęta Silia wypowiedziawszy swoje zdanie, wyszły do stodoły, Jens odezwał się ponownie:
- Mi tatko zawsze mówił, że za darmo to nic nie ma. Brałbym co daje i tyle... I w razie niech, któremuś z nas coś się stanie, to niech medykamenty zapewni i bynajmniej nie o wino idzie… choć to wino ponoć jedno z najprzedniejszych i trupa by na nogi postawiło… - uśmiechnął się wesoło – Tak czy siak pięć srebrników piechotą nie chodzi…
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172