Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2008, 18:33   #102
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
W drodze powrotnej Silia milczała co prawda, ale humor chyba się jej poprawił, bo i gdy odwracał się prowadząc ich przez rzadki las, spostrzegł jak patrzy na niego z takim niemożliwym do odgadnięcia uśmiechem. Raz nawet tak na niego spojrzała filuternie, że chłopak aż na młodą brzózkę wszedł, nie zauważywszy jej w półmroku. Odgarnął szybko młode giętkie gałązki, że niby właśnie tędy sobie drogę rozmyślnie wytyczył. Czarodziejka chichotała rozbawiona gdy tak dłuższą chwilę mocował się z rośliną.
I wtedy to go zastanawiać zaczęło. Bo przecież któż mógłby zaprzeczyć, że Silia może zwyczajnie mścić się na nim za dowcipy i drobne złośliwości z lat pacholęctwa? Nikt. Udawać potrafi. To fakt, w który Jens nie wątpił po pamiętnej bułce z myszą, a że jak mawiał ojciec i starsi bracia: choćbyś uświerkł to i tak nie pojmiesz co się babie we łbie może ulęgnąć. Młody łowczy uznał, że musi uważać. I tak już wypaplał jej za dużo.

~O nie dziewczyno. Nic więcej ze mnie nie wyciągniesz ~ pomyślał skupiwszy się na trasie. Nie mógł się jednak skoncentrować na śladach pozostawionych przez Eleva, bo i generalnie nie mógł zebrać myśli. Prowadził ich więc najprostszą drogą do Talgi. Wpierw przez porośniętą wysokimi trawami brzezinę graniczącą z podmokłą łąką, gdzie matka go jesienią wysyłała po rydze. Potem głębiej w las bukowy. Lubił to miejsce. Drzewa miały taką jasną i prawie nieskazitelnie gładką korę, a praktyczny brak podszytu nadawał miejscu dużej przejrzystości. Miało to wszystko w sobie coś mistycznego, co przemawiało do duszy młodego łowczego. Odpoczywał chwilę wsłuchując się z zamkniętymi oczami w szum liści i odgłosy lasu.

W Taldze już wyglądano ich powrotu. Elev musiał sporo opowiedzieć, bo ludzie, nim oni sami zdążyli gęby otworzyć, już wypytywali ich o walkę z goblinami oraz czarownika. Jens rozpromienił się na widok znajomych mieszkańców, a w szczególności jego rodziny, która również przerwała wieczorne obowiązki, by powitać swoich.
- Jens! – doszedł go z tłumu basowy głos piegowatego brata, który ze śmiechem szturchnął w bok Olafa, najstarszego z rodzeństwa – Patrzcie jak mu się gęba śmieje. O ho! Czarownika ubił to teraz wielki Pan będzie się puszył.
- Hej Swen! – krzyknął Jens i rzucił się wyściskać brata - Zawsze się śmieję kiedy widzę twoją głupią gębę – kusiło go, by nie zaprzeczać czynowi, który mu przypisywano, ale gdzieś w środku wiedział, że nie nie byłoby to właściwe – I wcale nie ja go ubiłem tylko duch…
- Duch? – zapytał zdziwiony Swen, a co bliżsi mieszkańcy ucichli powtarzając tylko: „duch” i „jaki duch?”, podczas gdy Jens przypomniał sobie słowa przestrogi de Singwy.
- Jaki duch? - powtórzył Jens udając zdziwienie i szukając bezskutecznie w głowie jakiegoś rozwiązania tej gafy.
- Nie duch, tylko druh nasz - Pan Leonardo. Na uszy Ci się Swenie chyba rzuciło – Silia przytomnie naprowadziła rozmowę na właściwy tor. Jens pozwolił sobie na mało widoczne odetchnięcie z ulgą gdy Talgijczycy zaczęli z kolei wiwatować na cześć de Singwy. Nie miał już jednak sposobności podziękowania czarodziejce, gdyż ta ulotniła się prędko i zniknęła mu z oczu. Lilla też odeszła pozostawiając po sobie tylko swojego niezbyt sympatycznego brata Dereka, który to teraz nagle zapałał rządzą zbratania się z pozostałymi na miejscu Aldymem i Jensem. Mało kogo w Taldze młody łowczy darzył antypatią, ale właśnie młody Kelvar, którego przytyki były bardzo jadowite, nawet w Jensowym mniemaniu, wzbudzał w nim niechęć. Najmłodszy syn Bjorna nie mógł pojąć w jaki sposób Lilla uchowała się z całą swoją onieśmielającą dobrocią, przy takim gagatku.

I tym sposobem został praktycznie sam z Leonardem ciągnięty przez rodzinę i innych mieszkańców prosto do karczmy Andersonów. Łowczy, po chwili wahania, uległ. Przyda mu się dziś parę głębszych kufelków po tym całym dniu. Coś mu mówiło, że powinien przemyśleć parę spraw, że właśnie kształtuje się jego przyszłość bez jego ingerencji, ale w młodzieńczym odruchu zdecydował przełożyć tę sprawę na później.

Dopiero wychyliwszy jeden kufelek ciemnego piwa zdołał wyrwać się ze szponów zadających setki pytań braci i szwagierek i wyjść na chwilę z karczmy. Chłodne powietrze powiało mocniej od strony strumienia gdzie wianki wcześniej dziewki rzucały. Młody łowczy przyjrzał się uważnie głównemu placowi Talgi kompletnie teraz wyludnionemu.
~ Gdzież się oni wszyscy podziali u licha?! ~ Eleva i Elizabethy nie widział od rozstania w wieży, a Silia i Lilla zniknęły zaraz po dotarciu do wsi. Tylko Aldyma widział nieco dłużej, ale w całym tym tłumie i kapłan gdzieś przepadł. Zmarszczył nos i po chwili skierowawszy się do Irugi. Wzruszył ramionami jakby samemu dając sobie do zrozumienia, że w sumie to tak bardzo znowu go to nie obchodzi…
A może jednak? Silia mimo jego postanowienia, paskuda nadobna, nie chciała tak łatwo ulecieć mu z głowy. Korzystając z ciemności łowczy umył się pośpiesznie w lodowato zimnej wodzie rzeczki i ruszył w stronę lasu do najdalej wysuniętej poza stary ostrokół drewnianej chatki. Szybko dotarł do skromnego obejścia opatrzonego niskim płotem, na którym wisiały licznie królicze skóry, a wzdłuż ściany poukładane były równiutko drwa. Jens minął siedzącego przy budzie psa, który zamerdał radośnie ogonem i zapukał do drzwi chatki. Z wnętrza odpowiedział mu znajomy zapraszający głos starca. Wszedł do środka szybko zamkając za sobą drzwi, by ciepło nie uciekało z chaty Jaspera.
- Ja… chciałem oddać... – zaczął już w wejściu zobaczywszy, że stary łowczy siedzi tylko na drewnianym klocku i struga coś w kawałku dębiny.
- Są twoje Jens – uciął krótko. Przez chwilę walczył z odruchem słabości, ale w końcu jego podupadającym ciałem wstrząsnął silny atak kaszlu trwający w oczach młodzika całą wieczność – Dużo ich było? – rzekł w końcu łapiąc równy, choć nadal świszczący oddech – Siadaj i opowiadaj.Tak też Jens uczynił. Opowiedział staremu łowczemu wszystko. Nie chciał przed nim niczego taić więc powiedział wszystko po kolei. I o towarzyszach i o goblinach i o nekromancie co zombich przywołał i ze zjawą walczył. Również o samej zjawie i legendach o smoku i świecach. Tylko Silię pominął w tym opowiadaniu, choć sumienie gryzło go przy tym mocno. Stary w skupieniu dalej strugał coś, co powoli przybierało kształt sarny. Nawet gdy Jens już skończył przez parę minut żaden z nich się nie odzywał. Jasper przerwał w końcu ciszę i podniósł swój wzrok na młodzika:
- Chcesz wyjechać, prawda Jens?
Chłopak w odpowiedzi tylko kiwnął głową. Ciszę w tym pomieszczeniu przerywały tylko iskry ognia skaczące nad niewielkim polanem w palenisku i odległe, nieco przyćmione, pieśni od strony gospody.
- To dobrze – chłopak zdziwił się usłyszawszy taką odpowiedź – Ja nigdy nie miałem odwagi opuścić Talgi, a przecież przez dłuższy czas nic mnie tu nie trzymało. A teraz siedzę tu zgrzybiały, bo czas mój mija… i w dodatku zrzędzę jak jakiś dziad – westchnął, a ręka z kozikiem opadła mu swobodnie wzdłuż ciała – Trzymaj się przyjaciół Jens. Samemu jest naprawdę jeszcze trudniej wytrwać na jednej drodze, niż w ogóle ją podjąć... - Ponowny atak kaszlu, trochę słabszy tym razem, rzucił ciałem starca, ten jednak kontynuował:
- Dziękuję, że przyszedłeś. A teraz idź już.
Jens chciał jeszcze zapytać, czy nie potrzeba czegoś staremu łowczemu, ale zdał sobie sprawę, że dla Jaspera okazywanie słabości ciała musiało być wstydliwe i nieprzyjemne, więc pożegnawszy się wyszedł z chatki i ruszył na powrót ku karczmie. Wydawało mu się, że stary chciał mu tak wiele rzeczy powiedzieć, w każdym zdaniu zawrzeć wiele myśli, które należało niedoświadczonemu łowcy przekazać, ale tak się nie stało. To jednak było i tak wiele. Jasper zawsze był oszczędny w słowach. Nigdy wcześniej sam nie poruszał swoich spraw, a już w szczególności w odniesieniu do spraw Jensa. Tak czy inaczej, wszelkie wątpliwości uszły z młodego łowczego niczym kaczki z marznącego jeziora. Był już pewien, czego chce. I czuł się z tym naprawdę dobrze.

Do karczmy wszedł gdy de Singwa zaczynał swą płomienną przemowę. Zdawać by się mogło, że w jego wydaniu ta ich wyprawa zaiste była czymś bohaterskim. Zaraz też dołączyła Lilla i Elev z Silią. Być może gdyby Jens więcej uwagi przykładał do pewnych niuansów, może poza zauważeniem, że wchodzili razem, wyciągnąłby jakieś wnioski, ale w tej chwili zważywszy na fakt, że kończył drugi kufelek, tylko pomachał do nich wesoło by siadali koło niego. Potem zaczęła się narada. Głos Eleva wyjątkowo dziś brzmiał bardzo towarzysko, a jego wypowiedź zaliczyć można było do najsympatyczniejszych jego autorstwa. Jakby coś nagle chłopaka tchnęło. I znowu gdyby Jens ruszył głową, mógłby do różnych wniosków dojść, a tak wzniósł tylko swój kufel i przyłączył się do toastu. Szept Silii był mu miły. Bardzo miły. I znowu miły. I powtórne go brała pod włos.
~ Psikus dla Ciebie dziewczyno ~ pomyślał śmiejąc się do odchodzącej do lady czarodziejki.

- Ano Elevie nie umniejszaj swoich zasług, bo i tych nie mało było. Tyś to pierwszy ruszył na gobliny i takoż pierwszyś na czarownika uderzył, a przyznaję, że były to momenty srogie dla mojej odwagi. Nie mniej dobrze cię w końcu widzieć w tak przednim nastroju. Zdrowie!
~ Piwo ~ westchnął patrząc na pusty kufel i przegryzając kawałek wędzonego sera. Bogowie mimo wielu zalet jakie przelali na ten trunek, obdarzyli go też wielką klątwą. Piwo w kuflu zawsze się kończyło. Tymczasem Silia wróciła stawiając przed nim nowy kubek. Zapach wina był mocno zaprawiony ziołami. Spojrzał podejrzliwie na czarodziejkę. Jagody jej pokraśniały pewno od ciepła, choć widział, że też piła, więc i może od trunków. Błysk w jej oczach za to był coraz wyraźniejszy. Dopiero demonstracja zapewniła Jensa, że nie ma powodów do obaw. Powoli więc zaczął sączyć wino, które takoś mocniej zaczęło na niego oddziaływać. Najgorszy był posmak ziołowy, ale wiedząc, że Silia co i rusz zerka na niego hamował się pierw przed krzywieniem, a potem już przyzwyczaił do tegoż smaku. Pozostawiał taką ciekawą cierpkość na podniebieniu i był rozgrzewający… nawet bardziej niż się spodziewał. Spojrzawszy na półelfkę wpierw głaszczącą po gładkiej dłoni rudą Libby, a potem obejmującą uroczo zakłopotaną paladynkę, mózg Jensa podtykał mu coraz bardziej niecne skojarzenia…
- A widzisz Silia! Bo gdyby pań nie było to by panowie głupstw nie popełniali! A tak panowie w głupstw popełnianiu i w paniach widzą jakowąś słodycz przedziwną bez której ani rusz – zaśmiał się serdecznie i dopił swój kubek stawiając go głośno na stole. Gdy Silia pociągnęła go za koszulę nie czuł już żadnych podstępów, ni żadnych wątpliwości. Chciał wodzić dłonią po jej smukłej szyi i powabnych ramionach, wdychać zapach jej ciemnych włosów, przygryzać delikatnie płatki uszu, pieścić jej pierś falującą… Chciał jej.

Wziął ją za rękę i wyszli pośpiesznie z izby karczemnej na chłód, którego już żadne z nich nie odczuwało.
- Widziałeś jak na nas patrzyli? – szepnęła i zachichotała figlarnie.
Jens zagapił się na piękną czarodziejkę. Jasno dziś świecące gwiazdy zdawały odbijać się w turkusie jej iskrzących oczu.
- Nieee – odparł przeciągle i nachylił się do jej ucha, by dodać dużo ciszej – chyba nikogo poza tobą nie widziałem.
W odpowiedzi usłyszał tylko jej perlisty śmiech.
Stodoła Bjornów byłą miejscem gdzie synowie gospodarza wykonywali wszelkie ciężkie prace remontowe w drewnie, takie jak ciosanie belek i rąbanie drwa. Początkowo składała się z samego parteru gdzie teraz walały się po podłodze siekiery, dłuta i inne wszelakie narzędzia. Teraz jednak, gdy potrzeba było składować gdzieś słomę na podściółkę do obory i siano dla krów, stary kazał synom strych oddzielić. Solidna drabina pachniała jeszcze świeżym drzewem gdy Jens podsadzał na wysoki szczebel czarodziejkę. Silia znalazłszy się na górze wzięła głęboki wdech powietrza przesyconego zapachem trocin i suszonej trawy. W paru zwiewnych piruetach i nucąc przerywaną śmiechem piosenkę opadła na kopkę siana przesuwając się na bok, by i jemu miejsce zrobić. Jens nie czekał na wyraźniejsze zaproszenie. Rzucił się obok niej z takim impetem, że świeże deski aż zatrzeszczały. Podparł się łokciem zerkając na nią niedwuznacznie:
- No to jak będzie? Nadal mi jesteś coś winna Silia…
- Jaaaaa? Nie przypominam sobie – odparła niewinnie robiąc nic nie rozumiejącą minę.
- Nie? – zapytał z udawaną pretensją – No to masz!
Nim się obejrzała, zaczął zasypywać ją słomą, na co tylko pisnęła. Po chwili żartobliwych przepychanek spletli się w uścisku. Wzajemna bliskość nagle ich oszołomiła. Spoważnieli całkiem wpatrując się w siebie z wyczekiwaniem. Powietrze zrobiło się gęste od napięcia, a ciszę przerywały jedynie ich ciężkie oddechy.

Młody myśliwy czuł niewymowny dreszcz na myśl o tym co miało nastąpić. Jeszcze parę naturalnych odruchów kazało mu zastanowić się, czy zamknął wrota od stodoły i czy nikt ich przypadkiem nie widział… ale myśli te odeszły prędko na drugi tor… Silia… jej karminowe usta rozchyliły się bezwolnie gdy przymknęła oczy. Nie wyobrażał sobie żadnego powodu, dla którego miałby jej teraz nie pocałować… Nie szukał takiego nawet.

Kierowany nie wyuczonym instynktem przytulił ją mocniej do siebie, a ich usta spotkały się w z początku ostrożnym, ale z każdą sekundą coraz bardziej intensywnym pocałunku. Nie robił tego pierwszy raz. Brygida nim została żoną Olafa miała słabość do swojego wiecznie wesołego rówieśnika i dała mu kilka lekcji w tej materii. Było to co prawda prawie półtora roku temu, ale pamiętał, że nie czuł nawet połowy tych wszystkich doznań co teraz. Miękkie usta Sili przez moment bierne, zaczęły odwzajemniać nową pieszczotę sprawiając, że Jens nie mógł się już od nich oderwać. Przywarli do siebie ciasno. Jego ręce zaczęły błądzić po jej plecach, ramionach i talii... Dziewczyna jęknęła gdy jego usta zsunęły się na jej szyję i dekolt, czym Jensa wprawiła w jeszcze większe podniecenie. Wzdrygnęła się dopiero, gdy dłoń chłopaka wślizgnęła się pod jej sukienkę i dotknęła gładkiego uda.
- Jens – szepnęła półprzytomnie – Przynieś jakiś koc. I sprawdź czy drzwi są zamknięte...

Niechętnie się od niej oderwał. Poprawił koszulę i przeczesał palcami włosy strącając z nich kępki siana.
- Nigdzie nie odchodź – nakazał.
- Nie mam zamiaru – odparła radośnie zagryzając dolną wargę.
Posłał jej jeszcze szeroki uśmiech i pognał do domu bacząc by na nikogo nie wpaść. Z niecierpliwości drżały mu ręce gdy szukał w szafie wełnianego koca. Jak na złość nie mógł się go nigdzie doszukać, a gdy wreszcie go wyłowił ktoś wszedł do izby.
- A co to? W gospodzie już nie świętujesz? - usłyszał za sobą głos rodziciela i zmełł w ustach siarczyste przekleństwo.
~Nie teraz tatko. Żeby ci się tylko teraz na gadanie nie zebrało, bo mnie co innego po głowie chodzi.~
Musiał jednak z ojcem przy stole zasiąść i na powrót historię z zamku opowiedzieć, tym razem w okrojonej i skrótowej formie. Nim jednak ojciec pozwolił mu się oddalić miał wrażenie, że wieki całe minęły. Dopiero gdy skłamał, że na biesiadę chcę wrócić stary Bjorn się zorientował, że synowi jakoś śpieszno i sam udał się na spoczynek.

Jens śpieszył się jak wariat. Tak bardzo, że z tego wszystkiego o kocu zapomniał i gdy był już w połowie drogi musiał znów się wracać. W stodole zamknął za sobą dokładnie drzwi i wspiął się w paru susach po drabinie.
Silia tak jak obiecała nigdzie się nie ruszyła. Tyle, że leżała teraz zwinięta w kłębek i oddychała miarowo pogrążona w głębokim śnie. Tuż obok wtulony w nią drzemał niczym nie przejęty Kołtun, który zaszczycił go zdawkowym spojrzeniem ale zaraz znów łeb położył na ręce półelfki.

- A niech to – mruknął do siebie lekko się uśmiechając.
Położył się obok niej odganiając kocura kawałek dalej.
- Zmiataj Kołtun – szepnął jeszcze – Dziś w nocy ja Silię ogrzeję.

Dziewczyna przylgnęła do niego instynktownie wtulając głowę w jego pierś i mrucząc coś przez sen. Objął ją ramieniem i zapatrzył się w półmrok. Przyjemnie było tak z nią choćby poleżeć. Nie mógł sobie odmówić tej chwili swawoli. Byle nie zasnąć, bo jak ojciec wstanie powinien zastać go w swoim łóżku. Ale jedno się z drugim nie kłóci przecież. Trochę sobie odsapnie i nim noc głęboka zapadnie wróci grzecznie do domu.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline