Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-12-2008, 21:03   #119
liliel
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Nie nadążała za rzeczywistością. Huk wystrzału. Eryk w kałuży krwi.
Łzy popłynęły mimowolnie a z jej gardła wydobył się przeciągły jęk rozpaczy.

- Nie! Eryku, proszę nie rób mi tego! Nie zostawiaj mnie samej! - Simone łkała histerycznie nad zwłokami brata potrząsając go raz za razem za ramiona jakby mogło go to w cudowny sposób wybudzić. - To nie może być prawda. Proszę, braciszku. Żyj. Żyj dla mnie...
Kolejny atak spazmatycznego płaczu.

- Simone – poczuła na plecach dłoń Patricka a później, jakby z opóźnieniem, dotarł do niej rzeczowy ton Irlandczyka – On nie żyje. Trzeba go pochować.

- Pochować? Tutaj? - wrzasnęła rozdygotana - W tej cholernej dżungli? Nie ma mowy! - wstała energicznie i wbiła palec w O'Connora a łzy nie przestawały ściekać ciurkiem po jej twarzy – Zabierzemy go na Katangę. A później poleci ze mną do Francji. Nie zostawię go tutaj!

O'Connor pokiwał powoli głową. Kiedy się odezwał mówił spokojnie, bez emocji.
-Simone to niemożliwe. I on o tym wiedział. Wszyscy o tym wiedzieli. Jesteśmy najemnikami, po śmierci możemy liczyć tylko na taki grób ...

Uniosła na moment głowę aby spojrzeć sierżantowi prosto w oczy. Po policzkach toczyły się raz za razem ciężkie łzy, miała też problemy by w ogóle złapać oddech.
- To nie jest jakiś tam najemnik. To mój brat do diabła! Nie zostawię go tutaj samego – przytuliła do piersi martwe ciało Eryka i kiwała się rytmicznie w przód i w tył. Wyraźnie była w szoku. Przestała zwracać uwagę na otoczenie, drżała na całym ciele dygocząc od spazmatycznego płaczu – Zostawcie mnie. Wynoście się! Ja już nigdzie dalej nie idę...

O'Connor ponownie pokiwał głową, złapał ją silnie za ramiona i odciągnął od ciała. Kobieta szamotała się przez chwilę ale później przestała zupełnie stawiać opór. O'Connor spojrzał jej w oczy.
-Simone! Uspokój się. Myślisz, że on by chciał, żebyś tu została! On nie żyje! Przykro mi z tego powodu, ale nic tego nie zmieni. Musimy go pochować i ruszyć dalej. - zdrowy rozsądek go nie opuszczał podczas gdy jej świat się walił.

Kobieta zamrugała kilkakrotnie nadal nie rozumiejąc co on do niej mówi. A później nadeszła kolejna fala płaczu. W pierwszym odruchu przywarła do sierżanta i wtuliła się w jego ramiona. Wydawała się teraz krucha i bezbronna niby mała dziewczynka.
- Jak to się stało? Tak szybko... Ja nie poradzę sobie sama, Patricku. Ja... On zawsze się mną opiekował, wiesz? Zawsze mogłam na nim polegać, a teraz jego już nie ma... Ja... - znów wybuchnęła płaczem i zwiotczała w jego uścisku osuwając cię na ziemię. Nie miała już sił. Nerwy były na granicy wytrzymałości. Ciało podążając za umysłem odmówiło wszelkiej współpracy.

Sierżant ją przytrzymał i wytaczając kolejny zdroworozsądkowy argument. Ale zdrowy rozsądek był jej teraz odebrany toteż znów patrzyła w niego tępo jakby go nie słyszała.
-Simone, musisz iść dalej. Tego by chciał twój brat, abyś żyła, aby ktoś go pamiętał. Jeżeli będziesz potrzebowała pomocy, to zrobię co w mojej mocy – potrząsnął ją delikatnie za ramiona. Wyrwała się z jego uścisku i odeszła kilka metrów dalej przykładając dłoń do rozgorączkowanego czoła. Przez chwilę chodziła nerwowo w kółko aż opadła na ziemię, opierając się o pień pobliskiego drzewa. Wciągnęła mocniej powietrze, otarła rękawem łzy i spojrzała bardziej przytomnie na O'Connora. Wyraz jej twarzy zdradzał ogromną udrękę i ból.
- Daj mi chwilę. Pochowajcie go. A ja... ja tu zaczekam. Nie chce widzieć jak przysypuje go ziemia. Nie chcę...
Schowała twarz w dłonie, za moment jednak odezwała się ponownie:
- Patricku... Muszę się napić... To postawi mnie na nogi. Przynajmniej na jakiś czas – i znów skuliła się w sobie targana gwałtownym płaczem.

Paddy wyjął z kieszeni piersiówkę i upił łyk w niemym toaście, resztę podał Simone. Wypiła do dna, zważając by nie uronić ani kropli. Zbyt szybko i zbyt łapczywie. Oddała sierżantowi osuszoną doszczętnie piersiówkę i zapytała z jakąś goryczą w głosie:
- Wierzysz w boga Paddy?
Sierżant skinął głową:
-Wierzę.
Prawie zaśmiała się jakoś tak histerycznie.
- I sądzisz, że jeśli bóg istnieje przyjmuje do swojego pieprzonego raju najemników? - pytanie zabrzmiało w jej ustach sceptycznie i kpiąco.

Sierżant wzruszył ramionami.
-Nie wiem Simone. Chociaż ja sam robiłem rzeczy, które raczej mnie dyskwalifikują - z kieszeni najemnik wyjął różaniec, ten sam, który wcześniej trzymał przy karabinie -Wiem jedno, modlitwa mi pomaga. Sprawia, że łatwiej jest mi na tym świecie ... przyjemniej - wyciągnął różaniec w jej stronę -Powinnaś spróbować.

- Nie – odparła ciężko wzdychając - Nie mogłabym tego przyjąć. Wydaje mi się, że to dla ciebie bardzo cenna pamiątka. Zachowaj ją.. Poza tym... Ja już od dawna się nie modlę. Bóg to wielki sukinsyn, który zabiera mi wszystko co mam, kawałek po kawałku. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego. Ale mam nadzieję, że Eryk odnajdzie spokój. Cokolwiek tam na nas czeka po drugiej stronie...
Znów ciężko westchnęła.
- Wybacz mi. Ja... nie mogę jasno myśleć. Po prostu, nie mogę uwierzyć, że już go nie ma... – kolejny atak płaczu. Woda ciekła jej z oczu i nosa. Nie przypominała zupełniej ładnej zadbanej kobiety którą była jeszcze wczoraj – Posiedź ze mną trochę, dobrze? A później dopilnuj żeby pochowano go jak należy. Zmów jakąś modlitwę albo powiedz kilka słów. Będę ci wdzięczna.

Irlandczyk schował różaniec i usiadł przy Siomne.
-Zrobię to, dopóki jeszcze możemy.

Była otępiała. Czas mijał. Kątem oka patrzyła jak grzebią Eryka i przysypują ziemią. Zimny dreszcz. Koszmar. Kolejne spazmy i potok łez. Spuchnięte oczy. Wyschnięte gardło. Bezbronność... Ktoś chwycił ją za ramię. Czas iść. Zebrała swoje pakunki nie oglądając się za siebie. Było jej ciężko. Oprócz tego co dźwigała dotychczas musiała zabrać jeszcze apteczkę i zapas wody, który uprzednio niósł jej Eryk. Nie poprosiła o pomoc. Powłóczyła nogami idąc za resztą grupy. Bez celu. Stłamszona. Zdruzgotana. Zapłakana.
 
liliel jest offline