Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2008, 00:19   #328
Wojnar
 
Wojnar's Avatar
 
Reputacja: 1 Wojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnieWojnar jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Tak, oczywiście – nie wiele myśląc, przytaknął Singowi, po czym rozłączył się.

Gdy zakończył rozmowę, zauważył, że odruchowo zaparkował samochód przy chodniku, kilkadziesiąt metrów od dziewczyny, którą wcześniej zauważył. Patrząc na nią, czuł się bardzo...głodny. Nie był to taki głód, jaki znał za życia. Tak naprawdę, to ot chwili przemiany nie czuł go aż tak mocno. A ona stała taka samotna, bezbronna, apetyczna...

„Nie! Zabraniam Ci, grzeszniku!”
- Co? Kto?- Portman na chwilę odzyskał ostre spojrzenie na świat. W samochodzie nie było nikogo, dookoła też. „Cholera, znowu sumienie? Co się dzieje?”
„Jak to, co się dzieje? Jestem tu cały czas, głupku, razem z Tobą.”
- Zamknij się, przecież nie mam zamiaru zrobić jej krzywdy. Tylko trochę...
„KRWI!” nagle Portman poczuł, że do rozmowy wmieszał się ktoś jeszcze. Zanim się spostrzegł, wysiadał z samochodu i powolnym krokiem ruszał w stronę blondynki. Zauważył jeszcze, że jest całkiem zgrabna. Szkoda, że palaczka.
„ Nie podchodź do niej! Zaklinam Cię, w imię Boże!”
Artur już sięgał do szyi dziewczyny, gdy nagle cofnął rękę, przeszedł obok niej i ruszył do sklepu. Zdążyła jeszcze się odwrócić, jakby poczuła powiew powietrza, ale zobaczyła tylko, jak mija ją w bezpiecznej odległości. Wymienili obojętne spojrzenia. Artur, starając się zachować kamienną twarz, złapał za drzwi i pociągnął za klamkę.

„Wejść do sklepu, zniknąć między pólkami, ochłonąć. Nie patrzeć na nią. Uspokoić się. Szlag!!”


Zamknięte. W środku sklepu zobaczył jeszcze tłustego sprzedawcę, który znikał w drzwiach na zaplecze. Facet spojrzał jeszcze w stronę Portmana i rozłożył ręce w geście pod tytułem „sorry koleś, co ja mogę?”. Na drzwiach wisiała kartka z napisem LOKA*. Zamknięte.

Odwrócił się na pięcie i wrócił skąd przyszedł. Pozornie. Gdy już upewnił się, że dziewczyna znowu troszczy się tylko o swojego szluga, zatrzymał się tuż przy ścianie i zniknął (niewidoczność). Powoli ruszył z powrotem.
„Tak, tak, jesteśmy tacy głodni!!”
„Zatrzymaj się, póki jeszcze masz szansę. Ostrzegam Cię”
„Zamknijcie się obaj. Przecież muszę coś wypić. Tylko troszeczkę. Nic jej nie będzie.”


Był już tuż tuż. Smukła, łabędzia twarz, w niej gorąca, bijąca tętnica. Czuł zapowiedź tego smaku. Nosem wciągał jej perfumy przemieszane z dymem papierosowym. Już wyciągał rękę, już wysuwał kły...
- Uciekaj!!
Dziewczyna przeraziła się okrzyku tuż przy jej uchu, ale nie miała już szans. Jeden cios pozbawił ją przytomności, potem została wciągnięta za róg i zaczęło się...
Pierwszy raz pił z człowieka. Czuł jak ciepło wypełnia jego ciało. Czuł się podniecony. Czuł się.. oszołomiony. Chciał upić tylko trochę, żeby odzyskać kontrolę nad sobą. Ale teraz nie mógł się powstrzymać. To było jak z pójściem do baru na jednego. Dla niego zawsze źle się kończyło. Czuł, że traci panowanie nad sobą. Część jego chciała pić do dna, część chciała przestać, część chciała zabić pozostałe dwie i siebie przy okazji, by zmazać pamięć o tym grzechu.
- Aaa!- Arturowi Portmanowi wyrwał się okrzyk, gdy wreszcie oderwał się od nieprzytomnej dziewczyny- Co ja zrobiłem!
„Hej, co się dzieje?”
- Zgrzeszyłeś ciężko, przeciw Bogu i przeciw bliźniemu. Teraz ja muszę po Tobie posprzątać- mówił stojący w pustej, bocznej uliczce Portman. Mówił jakby w przestrzeń. W ramionach ciągle trzymał nieprzytomną dziewczynę. Teraz położył ją na ziemi i kucnął przy niej.
„Całe szczęście, żyje. Chyba nie jest tak źle, oddycha. Blada, trochę za zimna jak dla mnie, ale oddycha. Do szpitala?”
„Poczekaj chwilę! Maskarada, pamiętasz? Tak po prostu podrzucisz ją do szpitala?”

- Droga do zbawienia nigdy nie była szeroka- próbował zarzucić dziewczynę na ramię, ale nie był dość silny. W końcu pociągnął ją do swojego samochodu i położył na tylnym siedzeniu. Nie krwawiła. Nadal była nieprzytomna.

Szpital był niedaleko. Zaparkował najbliżej jak się dało, wyciągnął z wozu dziewczynę i zaraz był przy nim zaaferowany sanitariusz, który akurat wychodził z ambulansu. Zobaczył mężczyznę niosącego nieprzytomną kobietę, natychmiast podbiegł i złapał ją. Artur wystękał jeszcze, że znalazł ją na ulicy, chyba spłoszył jakiegoś faceta, który się nad nią pochylał. Niedługo potem pojawił się drugi sanitariusz, zdaje się, kolega pierwszego. Razem złapali dziewczynę z dwóch stron i pewnie poprowadzili do środka. W poczekalni drugi z nich krzyknął w stronę dyżurki, że mają tu omdlałą kobietę i niosą ją na ostry dyżur i niech ktoś pogada z tym facetem, który ją przywiózł.

Jakim facetem?

Portman wkroczył do Elizjum z podniesioną sztywno głową, przyglądając się temu budynkowi, który od kilku dni służył mu noclegiem, jakby był tu pierwszy raz. Wszedł po schodach, czując, że tam znajdzie Singa. Kamerdyner pojawił się tuż za jego plecami.
- Witam, Panie Portman
- Niech będzie pochwalony, panie Sing- wymienili sztywne ukłony
- Książę kazał przekazać panu ten oto list- powiedział kamerdyner, nie reagując nawet drgnięciem brwi na nietypowe powitanie. Wręczył Malkavianowi kopertę- jak rozumiem, jest to jakieś zlecenie dla pana. I zapewne pilne.
- Tak, rozumiem. Proszę przekazać panu Aligariemu, że zajmę się tym. Czy to wszystko?
- Tak. Nie zatrzymuję pana dłużej. Do widzenia
.

Po rozmowie z Singiem, Portman skierował się do wyjścia. List schował do wewnętrznej kieszeni kurtki. Nie czuł się w nastroju na zagadki kryminalne. Rozglądał się po głównym holu Elizjum z wyraźną ciekawością. Właściwie pierwszy raz był tutaj i specjalnie się nie spieszył. Było całkiem ładnie, jeśli ktoś lubi takie klimaty. Retro.
Nagle z jednych z wielu drzwi do holu wszedł Dżej. Początkowo chyba nie zauważył drugiego Malkavianina. Wyglądał, jakby gdzieś się spieszył.
„Och, czyżby wreszcie jakiś prawy osobnik w tym chaosie?”- pomyślał Artur, patrząc na to jakże świątobliwe oblicze.

- Szczęść Boże, bracie! Miło widzieć kogoś szlachetnego w tej nieszlachetnej okolicy!
Dżej spojrzał na niego, uśmiechnął się wesoło i pomachał ręką.

-Szczęście bracie, szczęście boże
Więcej szczęścia być nie może
Ale pozwól spytać, bo obca mi Twa micha
Czym Ty bratku jesteś, tam do licha?


- Jestem Artur Portman- odpowiedział Artur szybko- Od niecałego tygodnia tutaj mieszkam, ale...

-Tak, faktycznie, syn szachmistrza!
Nie wyglądasz zbytnio z bliższa
Mało barw, bez kapelusza,
No i stoisz jak ta grusza.
Ale teraz, choć ciekawie
Koniec będzie tej zabawie.
Muszę pędzić, muszę gnać
Siać, siać, już pora siać!


Chciał ruszać w swoją stronę, ale Portman spróbował jeszcze kontynuować rozmowę, tym razem w stylu swego rozmówcy. „Czy godzi mi się mówić tak, jak jeden z nich? Czy nie będzie to zbytnia pycha? Ale inaczej chyba nie będzie chciał ze mną rozmawiać.”

-Ach, poczekaj, dobry człecze
Świat Ci chyba nie uciecze?
Lub, gdy ma uciekać świat,
Może mógłbym pomóc, bom chwat.
Czym dziś jesteś tak zajęty,
Że aż Ci się dymią pięty?
Rzeknij chociaż słowo mi,
W czym pomocy trzeba Ci?


- Trzeba szerzyć słowo boże
Tutaj w domu i na dworze!
Razem z braćmi posługę nosimy
I o szklankę wody ludzi prosimy
Bo tam płoną nasze braty
Skwierczą na nich wszystkie szaty
Jest pan co za panią się podaje
Jemu chyba już nic nie staje
Przez złe szkiełko przygląda się nam
Chce na świecie zostać sam
My się wilka jednak nie boimy
I się... modlimy, dużo modlimy!
Jeśli więc chcesz pomóc bracie
Załóż koszulinę, ściągaj gacie
I popychaj na bosaka do kościółka
Zmawiaj pacierz jak pracowita pszczółka
By tak gdzie pieprz rośnie
Poszli nieproszeni nasi goście!


Portman zdążył jeszcze od pędzącego Dżeja dowiedzieć się, gdzie w Elizjum można znaleźć kilka nieużywanych białych szat.
O nie, nie waż się!
Artur tylko się uśmiechnął. Był silniejszy niż diabelski głosik w jego głowie, a teraz miał okazję przysłużyć się swoim braciom! Wkrótce znalazł pokoik, który jakimś sposobem oparł się generalnemu remontowi. Oprócz kilku szat wiszących pod ścianą, na podłodze znajdowało się wiele niespodziewanych przedmiotów, takich jak maska hokeisty, pluszowy miś, bujany fotel w dobrym stanie... Wziął ubranie, które najlepiej na niego pasowało i ruszył do swojego pokoju, przebrać się.
Nie spodnie! Na litość boską, nie zdejmuj mi spodni! Niech no tylko ktoś znajomy mnie zobaczy.

Kilka minut późnej Portman, przebrany na Dżejową modłę, za wyjątkiem kabury schowanej pod szatą, ruszył w stronę małego kościółka, który już miał okazję poznać. Czas się pomodlić.

-----------------------

*”loka” to po islandzku „zamknięte”. Chyba. To pierwszy wynik w słowniku internetowym. Jeśli ktoś ma lepsze dane, proszę mnie poprawić.
 
Wojnar jest offline