Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2008, 19:24   #137
Arango
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Misja 6.15 - 6.45


Pietrolenko
dość szczęśliwie ominął główne ognisko strzelaniny i brnął teraz przez zielone piekło, pełne kolczastych liści, kwiatów, z których skapywała trucizna i różnorakiego paskudztwa. Choć w latach wcześniejszych nie raz i dwa zdarzało mu się przemierzać południowoamerykańska dżungle, to jednak nie mogla ona równać się z afrykańskim buszem.

W pewnym momencie zabrnął za daleko i gdy spróbował się cofnąć znalazł się twarz w twarz z zieloną ścianą. Dosłownie. Nie było możliwości przebić się przez nią nawet maczeta. A wszystko to około 300 metrów od misji.
Powoli, po własnych śladach wycofał się w okolicę, gdzie roślinność nie była tak gęsta. Tu uśmiechnęło się do niego szczęście. Napotkał wąski strumień.




Jeśli Simba mieli choć trochę rozumu właśnie nad nim powinni rozbić obóz. Posuwał się wolno, a woda chlupotała w wysokich spadochroniarskich butach. Drogę zagrodziła mu znowu zbita ściana zielonego filcu. Klnąc na czy świat stoi opadł na kolana i w tej pozycji posuwał się dobre 20 metrów. Jego wysiłki zostały jednak nagrodzone, Gdy już mógł się wyprostować usłyszał charakterystyczne "sssufff". To kolejny pocisk opuścił lufę moździerza.



Lambert wbił ostatni magazynek w Browninga. Co będzie potem wolał nie myśleć. Co prawda Marcus rzucił mu AK, ale leżał dobre półtora metra od niego. Skulony za pniem dającym mu przynajmniej chwilową osłonę ciężko oddychał chcąc odzyskać siły.

Policzył do pięciu i wysunął głowę nad leżącym konarem. Szybki rzut oka i jeszcze szybsze potwierdzenie jego obaw. Seria z Kałasznikowa poszła górą dosłownie o kilkanaście centymetrów. Błyskawicznie schował się.

Póki co ten drań trzymał go w szachu. Słyszał gdzieś z przodu szalejącego Haldera, ale po chwili jego FN zamilkł. Dalej słychać już było tylko AK 47. Albo go rozwalili, albo skończyła mu się amunicja i wyrzucił belgijskiego szturmowca.

Jednak obojętnie ile wywołałby hałasu i zamieszania Niemiec, ani na jotę nie polepszało to położenia Belga. Wystarczyło by dołączył drugi "towarzysz" i mieli go jak na talerzu. Jeden będzie go absorbował ogniem, a drugi powoli okrąży. Pieprzona sytuacja...





Halder szarżował niczym "Tiger" przez formację "Shermanów" pozostawiając za sobą trupy i zniszczenie. W końcu przedarł się przez linię Simba, dżunglę, poślizgnął i przejechawszy na tyłku po łagodnie nachylonym zboczu wylądował z pluskiem w wąskim strumieniu.

Wygramolił się na brzeg i chwilę nasłuchiwał czujnie. Udało mu się nawet złapać jeden czy dwa głębsze oddechy, choć jego płuca sygnalizowały mu, że parę minut temu rozwiązały z nim umowę o współpracy.

Strzały słychać było dookoła, ale na szczęście nie w bezpośredniej odległości. Miał więc chwile czasu by sprawdzić w jakiej jest kondycji.
Płytkie pchniecie bagnetem, bądź końcem maczety w żebra, głupstwo. Postrzał, który wyżłobił mu płytką raną na ramieniu.
Oddany z tak bliskiej odległości, że gorąca kula kauteryzowała ją jednocześnie. Nawet nie krwawi.

Teraz amunicja, Tu gorzej. Jakieś pół magazynka i jeden w kieszeni.
Zaczął zastanawiać się ilu zabił bądź ranił ? Czterech, może pięciu...
Nie wiedział, czy Belg przedarł się również, zresztą jeśli nawet, to co z tego ? Simba zostali zaskoczeni, jego szarża, ponieśli straty, ale nie udało mu się zasiać paniki.


Anna i Sophie popatrzyły po sobie.
Cokolwiek się zbliżało, nie mogło być gorsze od tego co ich spotka gdy wpadną w ręce Simba. Pierwsza przypomniała sobie co opisywano w gazetach i poczuła jak fala żółci spowodowanej strachem gryzie ją w gardle.

Odkaszlnęła, nieco pomogło.

Obydwie nagle zdrętwiały. Z miejsca gdzie leżał postrzelony najemnik dobiegł je potworny krzyk. Tak nie może krzyczeć człowiek, to niemożliwe by istota ludzka wydobyła z siebie tak potworny skowyt - pomyślała Polka.

Zza zakrętu rzeki dochodziły coraz głośniejsze dźwięki "Parademarscha".

Głośnychrzest i i fontanna wykwitłej obok łodzi wody oznajmiła im, że końcówka pomostu definitywnie wzięła rozbrat z resztą. Łódź zaczął powoli popychać nurt wody, a ta przechylona na lewą burtę najwyraźniej zaczynała dryfować.

Na szczęście nie widziała jak z przeciwległego brzegu podniosły się wygrzewające dotad na słońcu groteskowe kształty i ciężko zsunęły w wodę.





Wilk odetchnął "ściągnąwszy" wrzeszczacego Simbe, ale zrobił to o sekundę za późno. Widział jak pole krzewów zostaje obłożone ogniem, jak w rozpaczliwej probie dobrnięcia do drzew podrywają się najemnicy i pada trafiony sierżant.

Teraz czyjś upiorny wrzask nie pozwalał się na chwile skupić. Wilk zarzucił FNa na plecy i biegiem rzucił się do rzędu małych domków. Tak jak i poprzednikom dotarł do nich bez przeszkód.


Podkarpacki wsłuchiwał się w muzykę niesioną falami rzeki. Nie wiedział, że zachowuje się jak ptak, który patrzy zauroczony w oczy węża.
 
Arango jest offline