Wątek: Bad Company!
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2008, 19:41   #5
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Szli wzdłuż nieźle już zarośniętych torów kolejowych. Nasyp był nieco powyżej gruntu, także mieli dobry widok na okolicę. W zasadzie się nie śpieszyli, szli dość niemrawo, zważywszy na niedawne wydarzenia, nie było się co dziwić. Z mściwą satysfakcją myśleli o frajerze, któremu zachciało się odkopać Starego. Pewnie otynkował swoją postacią sporą połać lasu. I dobrze na postrach innym cwaniaczkom.

Jack raz po raz spoglądał na AJ, miał nadzieję że młodszy brat nie będzie siebie obwiniał o śmierć Starego, póki co nie zauważył u niego niepokojących objawów, czyli wszystko było w normie.

- Opowiedzieć wam nowy kawał o ruskich?- odezwał się Latynos dla rozładowania atmosfery.

- Dajesz – rzucił idący na przedzie kolumny Tyskie.

- Pojechał nowosuski na ryby. Pochlał przy wędce i mu się przysnęło. Obudził się rano, nagi, bez portfela, sygnetów, komórki i kluczyków od Mercedesa. Zapierdala do najbliższej wiochy, z automatu zadzwonił po ”chłopaków”. Za godzinę do wiochy wjeżdżają cztery terenówki wypakowane uzbrojonymi ochroniarzami. Przeszukują całą wiochę, patrzą a tu sołtys wychodzi z chaty w nowym garniturze od Armaniego, obwieszony łańcuchami z sygnetami na palcach i idzie do nowiutkiego Mercedesa S600. No to Ci go na glebę i pytają: „Skąd to masz”. Facet tak na ich patrzy i mówi: „Wstaje rano, idę nas staw, patrzę a tam śpi gościu, no to go obrobiłem i wyruchałem na koniec go w dupę”. A ten nowosuski podchodzi do dowódcy ochrony i mówi: „Chłopaki zostawcie go, to nie moje.”. Dobre.. nie?

- Niezłe, na serio – rzucił podśmiechujący się Rumun.

*****

Zajazd…karczma czy jakby tam jeszcze inaczej nazwać to miejsce była taka sama jak cała wieś. Spokojna, niemalże senna. Staroświecki wystrój nadawał jej specyficzny klimat. Rozsiedli się wygodnie przy szerokiej ławie tuż obok drzwi. Nie musieli długo czekać, a już zostali ugoszczeni przez właściciela samogonem. Jack powąchał bimber zanim strzelił pierwszą pięćdziesiątkę, alkohol nie odstręczał, a i przejrzystość była na przyzwoitym poziomie, dlatego bez obaw łyknął zdrówko.

- Całkiem niezła ta „kominówka”… cholernym ruskim trza przyznać, że na pędzeniu to się kurwy znają jak mało kto.

Wkrótce do samogonu dołączyła kasza, obficie okraszona wieprzowymi skwarkami, suszonymi grzybami i pachnącymi kawałkami mięsa. Jack musiał poznać, że ludność słowiańska miała kuchnię diametralnie inną niż jego przyzwyczajenia, ale w tej prostocie i obfitości krył się sukces takiego żarcia. Zajadał się już nie raz bigosem, gulaszem czy zwykłym chlebem ze smalcem, zajebiście komponującym się z piwem.

Jego kumple także rzucili się na jedzenie, w końcu od ostatnich steków „z wózka” minęło już kilka godzin, a nigdy nie wiadomo kiedy znów będą mili okazję jeść coś na ciepło.

Kiedy skończyli, Papież odezwał się:

- Ja się przejdę po wiosce, obczaję, czy nie ma jakichś niepokojących sygnałów. W razie czego dam wam znać.

- Tylko nie daj dupy jak wtedy w lesie – rzucił z pełną gębą Biały.

- Zamknij mordę szkopie pierdolony, ty byś nawet czołgu nie zauważył, chyba żebyś w niego wyjebał swoim zakutym łbem. – Polak trzasnął drzwiami od karczmy.


*****


Chwilę po wyjściu Polaka, drzwi od zajazdu otwarły się, do środka wpadł starszy mężczyzna i rzucił się do drewnianego kontuaru. Zdążyli usłyszeć tylko fragment z rozmowy:

- Cóż się stało, Griszka? – spytał cicho, lecz wyraźnie, karczmarz.

- Oficer z chaty wyszedł, z Noworuskim tu idzie, broń chować trzeba! – głos starca nie był już tak spokojny, ba – przerażenie było wyraźnie słyszalne.

Spojrzeli po sobie, ale postanowili czekać na dalszy rozwój wypadków. Karabiny mili poopierane o ścianę i poprzykrywane z grubsza kurtkami i pałatkami, każdy z nich instynktownie sprawdzał, czy broń osobista jest na swoim miejscu w kaburze. Jack, zdążył jeszcze wyciągnąć z pochwy nóż i włożyć go do rękawa.

Zapowiedziany oficer wszedł do knajpy, lustrując wszystkich siedzących wewnątrz. Ortega czuł jak jego wzrok zatrzymuje się przez chwilę na jego postaci, ale jak gdyby nigdy nic kontynuował konsumpcję kolejnej porcji kaszy z mięsem.

Za nim po szczekliwej komendzie oficera wszedł luźno ubrany facet skuty kajdankami. Najwyraźniej jakiś więzień. Ruski popchnął go w kierunku stojącego w narożniku karczmy wolnego stolika.

Po chwili podsłuchiwali o czym też rozmawiał wojskowy ze skutym cywilem. Zdążyli wychwycić tylko kilka zdań, ale przewijające się słowo: „złoto” zelektryzowało ich. Potrzebowali drastycznie gotówki, żeby się wyrwać z tego bagna.

Jack spojrzał na resztę, błyski w ich oczach wyrażały zainteresowanie. Mrugnął do nich porozumiewawczo okiem i cicho po angielsku powiedział.

- Ja się zajmę wywabieniem ruskiego z chaty i załatwieniem go. Jak tylko ten pajac z pagonami wyjdzie, to bierzcie gościa w kajdankach pod pachę i spierdalajcie w kierunku tych torów tam się spotkamy.

Rangers wstał od stołu i ruszył w kierunku barmana. Oprał się o drewniany kontuar i po rusku powiedział, rzucając kasę na blat:

- Masz tu 5 dolców, weź mi nalej setkę.

Barman posłusznie nalał w naczynie miarkę samogonu, a Jack wyciągnął z kieszeni kurtki opakowane tabletek.


Wycisnął 3 tabletki i wrzucił je do kielicha z bimbrem, potem po namyśle dorzucił jeszcze 2. Spojrzał w stronę oficer śmiejąc się w myślach: „No stary to będzie sranie twojego życia”.

- Weź tę setkę i zanieś temu ruskiemu oficerowi, powiedz, że to na koszt lokalu. Tylko szybko dziadku.

Jack usiadł i mrugnął do zdziwionych towarzyszy. Obserwował jak siwawy barman niesie na tacce trunek oficerowi, nie przestającemu ochrzaniać więźnia. Z satysfakcją zobaczył, że radziecki oficer bierze naczynie i wychyla je duszkiem, odstawiając z hukiem na stół.

W tym momencie wszedł Tyskie i dosiadł się do stolika. Zbliżył się do nich i konspiracyjnie powiedział:

- Przez chwilę, przez wiochę przejechał ruski samochód terenowy z czterema żołnierzami, mieli coś dużego na pace, ale już pojechali dalej.

Ortega wiedział, że kończył mu się czas. Wstał od stołu, rzucając do chłopaków:

- Wiecie co robić, ja się zajmę resztą.

Wyszedł przez drzwi knajpki i skierował się na jej tyły, gdzie pośród dorodnych łopianów stał przybytek załatwiania potrzeb fizjologicznych – a znacznie prościej – sracz.


Schował się w krzakach za nim, nakręcając na lufę od pistoletu tłumik. Wkrótce usłyszał trzask drzwi od gospody. Z satysfakcją zauważył, jak oficer zapierdala biegiem do latryny. Skrzypienie drzwiczek i nieprzyjemne odgłosy, jak również westchnienie ulgi powiedziały mu wszystko. Ostrożnie zbliżył się od tyłu do drewnianej konstrukcji, starając się nie zdradzić szelestem gałęzi. Przez szparę w deskach, wyraźnie widział sylwetkę i głowę oficera. Przyłożył pistolet do szpary celując w korpus – trafienie będzie pewniejsze.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline