Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2008, 22:05   #220
alathriel
 
alathriel's Avatar
 
Reputacja: 1 alathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znanyalathriel nie jest za bardzo znany
Podniosłam się do pozycji siedzącej. Nogi podkuliłam pod siebie. W głowie wciąż słyszałam ten paskudny chichot. Deszcz przebiegł mi po kręgosłupie. To nie było przyjemne. Właściwie miałam ochotę jak najszybciej stamtąd uciec. Ręce mi się trzęsły. Co to było? Może to tylko sen?
Kolejny, okropny sen?
- ja - zaczęłam drżącym głosem. Miałam szeroko otwarte oczy wbite nieruchomo w podłogę- to mi się śniło prawda?
Znowu usłyszałam chichot, choć nie potrafiłam stwierdzić czy faktycznie rozbrzmiewał on tylko w mojej głowie. Rozejrzałam się przerażonym wzrokiem po pokoju zwracając szczególną uwagę na ściany i sufit. Margot uniosła jedną brew. Bez wyjaśnienia się nie obędzie.
- to znaczy, obudziłam sie, albo tak mi się wydawało, a moje odbicie ... ono... wyszło z lustra i .. - wplotłam ręce we włosy i zaśmiałam się nie do końca przytomnie - nie, no oczywiście że to był sen. Te ręce wychodzące się ze ściany które mnie wciągnęły do środka - znowu się zaśmiałam -oczywiście że to był sen - wzięłam głębszy oddech i spojrzałam na Margot. Dość bladą Margot - heh, co ja plotę.
Znowu chichot. Kolejny dreszcz przeparadował po plecach. Zadrżałam.
Odgłos ucichł a zgromadzone informacje które chwilowo blokowało przerażenie, powoli zaczęły dopływać do mózgu.
- a potem, potem widziałam Caspiana i .. i .. Celesteina - powiedziałam z wyrazem głębokiego szoku - no w każdym razie kogoś kto wyglądał jak on i .. i .. oni .. -zaczerwieniłam się na wspomnienie ostatnich kilku minut. Obraz pocałunku zagościł mi przed oczami i bynajmniej nie miał zamiaru ustąpić - oni... - dodałam czerwieniejąc coraz bardziej, a jednak poczułam wybitnie nieprzyjemne ukłucie w żołądku (zazdrość? nie....) - no wiesz - zakręciłam młynek palcami - znaczy.. przecież Celestin był w lustrze, a zresztą nie myślałam że on.. hehe.. no wiesz, w TĄ stronę
Niesprecyzowana gestykulacja rekami
- znaczy, nie żeby mi to jakoś przeszkadzało - machanie zaprzeczające - to w końcu nie moja sprawa, ale .. no.. hehe
Nerwowy śmiech.
Tak wreszcie do mnie dotarło to co zobaczyłam, a chwilę później ... zdanie Margot.
"Tylko nie róbcie tego w kuchni. Chciałabym jeszcze zjeść śniadanie zanim uraczycie mnie zestawem jasnych do rozpoznania dźwięków"
Kolor buraczany zagościł na obliczu
- czy oni właśnie ..? - zaczęłam uspokajając niesprecyzowane ruchy dłońmi. Ich miejsce zajęły dwa wyprostowane palce wskazujące skierowane w stronę kuchni.
Ach ten piękny buraczany kolor. Niezapomniany obrazek pocałunku stał i przed oczami niczym mur.
- możemy już iść? - pisnęłam - bo skoro Celestin ma się tak dobrze i .. i .. jest bezpieczny i .. i .. w dobrych rękach.. to ja bym już sobie ... - palce zmieniły kierunek wskazując tym razem drzwi. Drogę ucieczki.

Margot westchnęła i posadziła cię autorytarnym gestem w fotelu.
- Wydawało mi się, że zamknąłeś wszystkie shinma ostatnim razem? - powiedziała głośno i opadła na drugi fotel.
- Bo tak było. Nie zrzucaj całej winy na Caspiana. To ty wniosłaś tutaj magiczny przedmiot, który zaburzył równowagę. - do pokoju z tacą, na której dymiły cztery filiżanki herbaty wszedł Ofreusz.

- Cukru, mleka? - zapytał zwracając się do ciebie z uśmiechem. Teraz zdałaś sobie świetnie sprawę, że on jest TYLKO podobny do Celestina. Bardzo, ale to nie on. Młodszy, delikatniejszy i...

- O już nie rób ze mnie głównego winnego, kuzynku. - prychnęła Margot. - To nie ja się obijam, spędzając noce i dnie w łóżku na harcach.
- Wystarczy. - Caspian wyłonił się zza pleców Ofreusza i złapał go za rękę, która znalazła się niebezpiecznie blisko nosa monteńki. Na stoliku obok herbatki postawił ciasto.
- Mamy gościa, a oboje zachowujecie się niepoprawnie.
Margot chciała skomentować, ale po wymianie spojrzeń ze starszym mężczyzną zrezygnowała.

- Już lepiej się czujesz? Napij się herbaty - Caspian podał ci uważnie filiżankę. - Przepraszam za poranne nieprzewidziane w planie rozrywki. Czasami się to zdarza w takich domach, jak ten. Starych i nie do końca normalnych. - uśmiechnął się gorzko. - Najlepiej będzie, jak po prostu zapomnisz o tym, albo nie będziesz wspominać. Z nami nic ci nie grozi.

- No dobrze, to jaki macie interes? - zwrócił się do Margot.
- No tak, ona tylko przychodzi po coś. - prychnął Orf i rozłożył się wygodniej w fotelu.
- To nie ja potrzebuję Caspiana do kupna płaszcza. - uśmiechnęła się wężowato, a młodszy z mężczyzn zbladł. - Muszę, w ciągu jednego dnia, dostać się na jedną z wysp Vendelskich.

Zapadła cisza.

- Jasne, nie ma sprawy. Wyhodujemy ci tylko skrzydła i pofruniesz sobie na skuśki. - teraz to głos Orfa zrobił się jadowity.
- Dobrze wiesz, że nie o to mi chodzi kuzynku. - od razu było widać, że oni rzeczywiście byli rodziną. - Myślałam raczej o portalach.
- To musisz dysponować niezłym zasobem krwi. No chyba, że twoja towarzyszka jest również magiem porte.

Spojrzenia trójki zawisły na tobie.



A jednak to nie był Celestin. Właściwie to był do niego zaledwie podobny. Dlaczego poczułam dziwną ulgę? Przecież powinnam była się cieszyć, że jest cały i zdrowy..
Odpędziłam te dziwne myśli i wróciłam do rzeczywistości.
Uniosłam lekko jedną brew. Żartowali sobie prawda?
- oczywiście – powiedziałam z pełnym przekonaniem kiwając głową – jako avalonka posiadam oczywiście magię Porte, jak również Galmour, Sorte i potrafię bez problemów posługiwać się runami, a widzicie te zielone oczy? – Naciągnęłam dolną powiekę jednego oka nie spuszczając z całej trójki swoich brązowych tęczówek – no, czasem zmieniam się w delfina.
Nawet gdybym posiadała jakąś magię, ( w co szczerze wątpiłam, jako że nigdy nie była ona na tyle łaskawa żeby mi się objawić) to byłby to, bezużyteczny dla nich, Glamour.
Nigdy nie interesowała mnie genealogia mojej rodziny.
Może i mieli coś ze szlacheckiej krwi.
Może.
Ale nawet jeśli, to ja byłam zupełnie nie magiczna. Byłam zaprzeczeniem wszystkiego, co mogło się z magią wiązać. Byłam tylko … sobą. Zwyczajnym sternikiem i wolałabym żeby tak zostało.
Cóż, jeśli tak bardzo chcieli mogłam się z nimi podzielić swoją całkowicie nie-magiczną krwią.
chwila ciszy
Czyli znowu nie mogłam pomóc?
- przepraszam - powiedziałam po chwili zdając sobie sprawę ze swojej bezużyteczności i wbiłam strapiony wzrok w filiżankę.
Wyspałam sie i czułam sie już o wiele lepiej. Może pomijając incydent z lustrem i wzbogaconymi o ręce ścianami.
I wtedy, serce mi na chwilę zamarło. Skoro ja i białowłosa spałyśy to ..
- Margot - spojrzałam na nią nerwowo - kiedy ostatnio rozmawiałaś ze swoim bratem?
 
__________________
Pióro mocniejsze jest od miecza (...) wyłącznie jeśli miecz jest bardzo mały, a pióro bardzo ostre. - Terry Pratchett
alathriel jest offline