Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2008, 12:04   #68
Verax
 
Verax's Avatar
 
Reputacja: 1 Verax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumnyVerax ma z czego być dumny
Gdy tylko chłopak kończył się tłumaczyć, Robert z czystej złości i niemocy dogryzł
-Adnan, też ładnie!- istne zachowanie obrażonego dziesięciolatka, który właśnie jest odrywany od komputera- Tyle z tych twoich....

Jego wartki nurt litanii do świętych niezadowolonych przerwał wysoki, krótki pisk Seiko. Rozmowa, o ile można ją było w tym momencie tak określić, usunęła się z pierwszego planu. Chłopak i mężczyzna patrzeli się na siebie w ogromnym zdumieniu i nie wiedzieli co począć z mnóstwem małych brzydactw, które właśnie starały się zagryźć na śmierć kobietę.
Może, może... WIEM! Może, butle ze sprężonym powietrzem! Jednak gdy tylko starał się skupić na danym pomyśle, kolejny już pojawiał się w głowie dezorientując i wyważając z równowagi myśli studenta.
-Ja pierdziele! Zrób coś gnojku!- krzyknął ledwo kontrolując zszargane nerwy.

Kobieta jednak dalej wrzeszczała i szamotała się ze stadem wściekłych, czarnych mrówek, rozpaczliwie targając się i niemo błagając o pomoc, kogokolwiek. Nie wiedzieć jak, niespodziewanie po krótkiej bitwie z wszędobylskim wrogiem, spróbowała użyć swego swego daru i ku zdumieniu wszystkich, silny podmuch wiatru, zdmuchnął niczym papierki stado wściekłych stawonogów.
To było coś oszałamiającego, Robert pierwszy raz miał okazję odczuć i zobaczyć tak pięknie okiełznaną moc, tak idealnie plastyczną i doskonałą cząstkę energii odmieńca...

Nie mogąc wyjść z zachwytu, długo wpatrywał się jeszcze na kobietę. Pierwszy raz od dłuższego czasu, ujrzał tak piękną kobietę. Była zdecydowanie piękniejsza od Szczoty, była niczym bogini, w tym delikatnie przemoczonym topie.
To było niczym podróż, zapomniał o dżungli, Adnanie, nagości, wszelkich problemach, nawet o kolokwium, na które z pewnością nie zdąży wrócić. Czas stanął w miejscu i pieścił zmysły tą rozciągającą się w nieskończoność chwilą.

Piękno wcielone, owiane oparami wielu odmian tajemnic


-Wszystko w porządku?- głos Adnana, wyrwał go z periodycznej stagnacji i uwielbienia. Wbijając go z dziką brutalnością w beznadziejną rzeczywistość.
-Tak, oczywiście- odparł Robert, nie zdając sobie sprawy, że chłopak, zadał to pytanie Seiko. Spłonął rumieńcem, pod litościwym, ale stanowczym spojrzeniem Adnana- Znaczy się, oczywiście, że jest z nią wszystko w porządku. Wystarczy tylko spojrzeć, to kawał silnej kobiety.
Już miał ochotę podejść i pomóc wstać kobiecie, gdy zorientował się, że ma na sobie dalej prowizoryczną "spódniczkę" i mógłby spowodować Japonkę o dalsze zawroty, odsłaniając jej nieopacznie, tę połać świata, która powinna być zakryta.

-Nie ma sprawy, będę potulny jak baranek, w razie czego jestem nieopodal, jakbyś mnie potrzebował.- Z nudów zaczął chodzić tam i z powrotem nucąc sobie refren piosenki Turnaua

Bo nie wiemy co za tym dniem
Za horyzontem, za snem
Jaki rysunek miast
I skąd ten w oczach blask
Czy to jest ten drugi brzeg
Koniec szukania, dróg kres
Czy to twój rysunek ust
Co może być jest już

Czasem tylko spoglądał na to co kombinuje Adnan. W pewnym momencie podszedł nieco bliżej, by przysłuchać się mamrotom klęczącego. Gdy tylko osiągnął cel, spojrzał na korę drzewa, na które widniał zarys szklanej butelki Coca-Coli.
-Butelka Coli, ale jazda!- krzyknął zafrapowany i znudzony student- Wiedziałem, że na coś się przydasz...- dodał znowu pogardliwie.
Tym razem oberwało mu się za to, gdy tylko padły te słowa z jego ust, w jego głowę uderzył niewielki kamień.
Ał!- momentalnie się obrócił, za nim jednak już stała Seiko
-Jeszcze raz coś takiego powiesz, to potraktuje Cię czymś silniejszym!- powiedziała kobieta poddenerwowanym tonem!

Nie ma żartów, lepiej z nią nie zadzierać. Jednak, ciekawe, nawet groźba brzmi niczym piękna melodia w jej ustach. Przez chwilę wpatrywał się, w odchodzącą Seiko.
Wrócił do śpiewu i truptania w kółko. Z trudem powstrzymywał głupawe komentarze i myśli nasuwające się na temat Adnana. Zachowywał je dla siebie, nie miał zamiaru uwalniać je w eter.

Czas zaczął spowalniać, wydłużając pojedyncze sekundy do bezlitosnych godzin

Nagle coś się wydarzyło, gdy Robert na dobre już zapomniał o modlącym się Egipcjaninie, on jak gdyby nigdy nic, wyłożył się na ściółce dżungli jak długi. Seiko także nie pozostawała w tyle. Oboje doskoczyli do omdlałego chłopaka. Szturchając go i sprawdzając czy oddycha.
-Adnan, tu Ziemia! Słyszysz nas?- mówił podniesionym głosem Robert.
Po chwili Adnan, przebudził się, mrużąc oczy i chwytając się za głowę.
-Właśnie się zorientowałem, że jesteśmy w Genewie we Francji. Tylko, że nie jesteśmy w naszym czasie. Tutaj Francja jeszcze nie istnieje. Chyba przeniosłem nas w czasie. - rzekł, po czym wybuchnął płaczem. Takie były fakty. Seiko, Robert i Adnan cofnęli się w czasie o wiele setek lat.

Ta wiadomość wstrząsnęła do głębi obojgiem.
-Że, coooo!?- wrzasnął mężczyzna- Że, gdzie!?. Student odszedł z trudem chwytając powietrze i hamując łzy.
-Ja pierdziele!- walnął pięścią w korę drzewa, rozrywając sobie nieco skórę.
Myśli pojawiały się i znikały, ciało bezwładnie się poruszało w przestrzeni, a obraz wyostrzał swe kolory, stając się nieznośny w swej rzeczywistości.
Miał już dość.
-Przynajmniej na kolokwium zdążę, mam- udawał że patrzy na zegarek- Przynajmniej jakieś kilkaset lat. Ba! Mój profesor nawet jeszcze nie żyje.- dodał po chwili, starając się rozluźnić atmosferę, która nagle zgęstniała, do ekstremalnej wartości, miał wrażenie, że jeszcze chwila, a będzie mógł się na nim położyć.

-Ma ktoś ochotę na jedzenie?- powiedział roztrzęsionym nieco głosem- Ja, zdecydowanie tak, z resztą i tak pewnie mi nie wyjdzie.
Zamknął oczy, wysunął ręce przed siebie, niczym taniej klasy wróż i zaczął wyobrażać sobie pieczenie, owoce, torty, ciasta... Chciał, by to wszystko pojawiło się teraz, w środku tej beznadziejnej dżungli.
 
__________________
Bo nie wiemy co za tym dniem,
Za horyzontem, za dniem...
Verax jest offline