Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2008, 13:06   #123
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Najwyraźniej Patrick miał pewne wątpliwości, jeśli chodzi o ich szanse podczas ewentualnego rejsu po Kongo. Co prawda łódki tubylców wyglądały na niezbyt bezpieczne, ale... Ostatecznie zawsze istniały tratwy, a te raczej się nie wywracały. Można też było, przy odrobinie dobrych chęci, zbudować katamaran...
Ale, faktycznie, lepiej było pozostawić tego typu pomysły na czarną godzinę. Podobnie jak i mówienie o nich Patrickowi...

Wybuch wściekłości Tima oderwał myśli Kita od spraw związanych z ideą budowy własnej jednostki pływającej.

- Lepiej, żeby jednak Katanga trafił w nasze ręce - Kit usiłował uspokoić szalejącego Tima. - I lepiej byłoby, gdyby obyło się bez strzelania w łeb. Bez niego zostaniemy tu nie wiadomo jak długo. Poza tym - nie wiemy, czemu odpłynął... Nie sądzę, by rebelianci mogli mu zagrozić, ale... Kto w końcu wie. Czy on miał na pokładzie radiostację?

Co prawda ich mała grupka nie była w stanie nawiązać z nikim łączności, ale może "Katanga" mogła... Może jej obecność była potrzebna gdzie indziej...



Odrobinę dobrego humoru przywrócił Kitowi widok dzieci bawiących się "balonikami".

- Który z was marnuje dobro armii? - spytał z uśmiechem. - Kwatermistrzom by to się z pewnością nie spodobało...

Prawdę mówiąc widok biegających i śmiejących się dzieci wart był dużo więcej, niż kilka kondomów, zużytych niezgodnie z przeznaczeniem.


- Źle z Simone - powiedział Kit ni to do siebie, ni to do reszty, spoglądając na pogrążoną w smutku panią doktor.
Siedzieli wygodnie pod wielkim
Spojrzenie, jakim po tych słowach obrzuciła go Narinda, świadczyło o tym, że Africia co najmniej wątpi w nie tyle w jego zdolności umysłowe, co w umiejętność odczuwania jakiegokolwiek współczucia.

"Powinna czymś się zająć" - pomyślał Kit o Simone - "a nie tak siedzieć i rozmyślać..."


Okazja do wzięcia się do pracy pojawiła się nad wyraz szybko.
Wystrojeni przedstawiciele wioski podeszli do nich, z wyraźną chęcią nawiązania rozmowy. A Kit przeklął w duchu wietrzyk, który złośliwie wiał mu prosto w twarz, przynosząc przedziwne wonie, których jego nos raczej nie lubił.
Pomoc Simone była bardziej niż umiarkowana. Gdyby nie wódz, który znał kilka angielskich słówek...

- Jeśli dobrze zrozumiałem - powiedział Kit - w chwili, gdy wypływają na połów światło przyciąga nie tylko ryby, ale i jakiegoś potwora, który zamiast jak przystało na zwierzaka wodnego karmić się tym, co pływa w rzece, woli zapolować na coś większego... Zły na cały świat hipopotam? Nieznany nikomu potwór? Afrykańska wersja Nessie? Mokele-mbembe?

Raczej nie sądził, by rebelianci przysłali tu ekipę płetwonurków, czy mini-łódź podwodną. Nie sądził też, że "Katanga" odpłynęła z powodu jakiegoś potwora.

- Jeśli zatem chcemy, żeby rybacy wrócili do połowów, musimy upolować to "coś"... Mamy lepszą broń, niż oszczepy tubylców... Jakaś dobra przynęta...

- Od jak dawna grasują te demony wody? - skierował pytanie do wodza. - Niszczą łodzie? Przewracają? Zabijają ludzi?
 
Kerm jest offline