Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 06-12-2008, 13:46   #121
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Pomógł Irlandczykowi wykopać prowizoryczny grób. Zmieniali się z Kitem i Paddym przy saperkach, by jak najszybciej skończyć robotę. A nie była to najprzyjemniejsza czynność zważywszy na okoliczności. Kopał grób ich przewodnikowi… wolał nie myśleć, kto będzie kopał grób jemu… bo póki nie doszło do śmierci Elvisa, nie zdawał sobie, aż tak mocno sprawy z tego w jakie wielki gówno się wpakowali. Był byłym żołnierzem, widział już niejedną śmierć i rannych umierających na jego oczach.

Teraz kiedy patrzył na Simone, żałośnie łkającą nie potrafił spojrzeć jej w oczy. Straciła najbliższą sobie osobę, z tego co zrozumiał ze wcześniejszych rozmów z nią, chyba nie miała więcej rodziny. Tym bardziej rozumiał jej rozpacz.

Musiał przyznać, że nie spodziewał się po Irlandczyku znajomości literatury Kiplinga, bo znajomość łaciny go nie zaskoczyła. W końcu Irlandia to kraj na wskroś katolicki. On sam nie miał głowy by cytować teraz cokolwiek. Ich położenie nie było ciekawe. Mieli uratowane plemię na głowie i jednego zabitego członka ekipy, a to nie napawało radością.

Poczekał aż wszyscy odejdą od grobu. Pochylił się przed kopczykiem świeżo usypanym z ziemi i wykopał delikatnie na poziomie ziemi dwa podłużne, sięgające w głąb warstwy ziemi dołki. Ostrożnie włożył z każdej strony lekko odbezpieczone granaty, w uwagą przysypując je z powrotem. Jeśli komuś przyszłoby na myśl zbezcześcić miejsce pochówku, to te dwie małe zabaweczki rozerwą go na strzępy, jak tylko niedoszły rabuś grobów poruszyłby ziemię, przytrzymującą zawleczki.

Dogonił pozostałych członków ekipy, rzucając porozumiewawcze spojrzenie Irlandczykowi.

WIOSKA

Katangi ani jej właściciela nie było widać na horyzoncie.

- Cholerny czarny sukinsyn nas wystawił! – krzyknął Tim wściekle. – Zostawił nas tu na pewną śmierć, a teraz się z nas śmieje.

Był zły… nie to nieodpowiednie słowo był wkurwiony. Cholerny przemytnik ulotnił się z jego towarem, w zasadzie nie jego, broń była własnością brytyjskiego wywiadu, więc nie poniósł strat finansowych, tyle że wypłatę za wykonane zadanie też trafił szlag.

- Lepiej, żeby ten człowiek nie trafił w nasze ręce… bo osobiście wpakuję mu kulę w łeb. Bez mrugnięcia okiem.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 07-12-2008, 11:17   #122
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Wioska. Późne popołudnie - wieczór

Po wysłaniu czółna nie pozostało im nic innego jak czekać. A tego nikt z nich nie lubił. Szwendali się więc po wiosce zaglądając do chat, obserwując jak osada powoli wraca do życia. I choć z wielu z nich dobiegał żałobny lament, to jednak i tak cena, za jaka zapłacili mieszkańcy wydawała się w porównaniu do losu jaki spotkałby ich w rękach Simba była niska.





Pierwsze jak zwykle odzyskały rezon dzieci. Ich nieustające gonitwy i niezaspokojona ciekawość polegająca na dotykaniu każdej części oporządzenia najemników momentami była aż irytująca.
Nie wiadomo który z żołnierzy wpadł na pomysł (żaden się nie przyznał), że zapewne nigdy wcześniej nie widziały balonów. Kilka dyskretnie nadmuchanych prezerwatyw i czeredy dzieci uganiały się dyskretnymi produktami Armii Francuskiej wśród pisków i śmiechu.

Zyskali nieco spokoju.

Simone siedziała osowiała, nie zwracając uwagi na nic co działo się dookoła. Noc w parowie, śmierć Eryka, powrotna podroż, wszystko to nabierało cech nierealności, jakby dochodziło do niej zza grubej tafli tłumiącej dźwięki. Zapłakała znowu, choć wydawało się jej, że nie ma już ani jednej łzy.
Drgnęła pod dotykiem.
Naprzeciw stała mała dziewczynka i uśmiechała się promiennie do dziewczyny trzymając w wyciągniętej ręce rzemyczek z nanizanym na nim kółkiem z kości słoniowej. Zapewne najcenniejsza rzecz jaka miała.





- Zle z Simone - ni to stwierdził, ni zapytał Kit, a reszta mężczyzn spojrzała pytająco na Afrykanerkę, gdy siedzieli chroniąc się przed blaskiem popołudniowego słońca w cieniu bananowca. Ziemia parowała po codziennej ulewie i przez chwile panował miły chłodek.
Narinda tylko skinęła głową. Ach ci mężczyźni. A jak ma czuć się panna von Strachwitz ? Gruboskórne, nic nie rozumiejące prymitywy.

Do grupy zbliżył się trzyosobowy orszak.
Na jego czele szedł wódz, który zadziwiająco szybko doszedł do siebie. Choć wysmarowany od stóp do głów jakąś paskudną maścią (w skład której musiał wchodził krowi placek - ich nosy mogły przysiąc) wyglądał naprawdę dostojnie.
Obok niego kroczył jakiś facet, który budził chyba powszechną nienawiść każdej papugi w promieniu wielu mil, sadząc po ilości piór które powtykał sobie w najdziwaczniejsze miejsca i postawny, wysoki mężczyzna, zdaje się wódz rybaków.





Szef plemienia skłoniwszy się przed nimi rozpoczął szybka przemowę mieszając słowa angielskie i własnego narzecza.
Z tego co mówił dało się zrozumieć że są bardzo wdzięczni, że bogowie byli łaskawi zsyłając białych zbawców, ale...

Ale na polowanie nie wypłyną.

Pytany dlaczego, udzielał skomplikowanych odpowiedzi w swym narzeczu. Zrozumieli jedynie "demony wody", "noc" i "śmierć". Pozostali dwaj z powaga kiwali głowami potwierdzając słowa wodza.
 
Arango jest offline  
Stary 07-12-2008, 13:06   #123
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Najwyraźniej Patrick miał pewne wątpliwości, jeśli chodzi o ich szanse podczas ewentualnego rejsu po Kongo. Co prawda łódki tubylców wyglądały na niezbyt bezpieczne, ale... Ostatecznie zawsze istniały tratwy, a te raczej się nie wywracały. Można też było, przy odrobinie dobrych chęci, zbudować katamaran...
Ale, faktycznie, lepiej było pozostawić tego typu pomysły na czarną godzinę. Podobnie jak i mówienie o nich Patrickowi...

Wybuch wściekłości Tima oderwał myśli Kita od spraw związanych z ideą budowy własnej jednostki pływającej.

- Lepiej, żeby jednak Katanga trafił w nasze ręce - Kit usiłował uspokoić szalejącego Tima. - I lepiej byłoby, gdyby obyło się bez strzelania w łeb. Bez niego zostaniemy tu nie wiadomo jak długo. Poza tym - nie wiemy, czemu odpłynął... Nie sądzę, by rebelianci mogli mu zagrozić, ale... Kto w końcu wie. Czy on miał na pokładzie radiostację?

Co prawda ich mała grupka nie była w stanie nawiązać z nikim łączności, ale może "Katanga" mogła... Może jej obecność była potrzebna gdzie indziej...



Odrobinę dobrego humoru przywrócił Kitowi widok dzieci bawiących się "balonikami".

- Który z was marnuje dobro armii? - spytał z uśmiechem. - Kwatermistrzom by to się z pewnością nie spodobało...

Prawdę mówiąc widok biegających i śmiejących się dzieci wart był dużo więcej, niż kilka kondomów, zużytych niezgodnie z przeznaczeniem.


- Źle z Simone - powiedział Kit ni to do siebie, ni to do reszty, spoglądając na pogrążoną w smutku panią doktor.
Siedzieli wygodnie pod wielkim
Spojrzenie, jakim po tych słowach obrzuciła go Narinda, świadczyło o tym, że Africia co najmniej wątpi w nie tyle w jego zdolności umysłowe, co w umiejętność odczuwania jakiegokolwiek współczucia.

"Powinna czymś się zająć" - pomyślał Kit o Simone - "a nie tak siedzieć i rozmyślać..."


Okazja do wzięcia się do pracy pojawiła się nad wyraz szybko.
Wystrojeni przedstawiciele wioski podeszli do nich, z wyraźną chęcią nawiązania rozmowy. A Kit przeklął w duchu wietrzyk, który złośliwie wiał mu prosto w twarz, przynosząc przedziwne wonie, których jego nos raczej nie lubił.
Pomoc Simone była bardziej niż umiarkowana. Gdyby nie wódz, który znał kilka angielskich słówek...

- Jeśli dobrze zrozumiałem - powiedział Kit - w chwili, gdy wypływają na połów światło przyciąga nie tylko ryby, ale i jakiegoś potwora, który zamiast jak przystało na zwierzaka wodnego karmić się tym, co pływa w rzece, woli zapolować na coś większego... Zły na cały świat hipopotam? Nieznany nikomu potwór? Afrykańska wersja Nessie? Mokele-mbembe?

Raczej nie sądził, by rebelianci przysłali tu ekipę płetwonurków, czy mini-łódź podwodną. Nie sądził też, że "Katanga" odpłynęła z powodu jakiegoś potwora.

- Jeśli zatem chcemy, żeby rybacy wrócili do połowów, musimy upolować to "coś"... Mamy lepszą broń, niż oszczepy tubylców... Jakaś dobra przynęta...

- Od jak dawna grasują te demony wody? - skierował pytanie do wodza. - Niszczą łodzie? Przewracają? Zabijają ludzi?
 
Kerm jest offline  
Stary 09-12-2008, 15:43   #124
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
A tubylcy praktycznie się już zgodzili na wypłynięcie, Padawsky oczywiście musiał drążyć temat i teraz wieśniacy wyglądali na przerażonych. Sierżant westchnął ciężko. Trudno czekało ich dodatkowe zadanie.

Patrick
usiadł trochę dalej od biegających dzieci i innych przedstawicieli plemienia i otworzył swoją książkę. Teraz żałował, że nie miał już nic w piersiówce, ale nie mógł cofnąć czasu ... a nawet gdyby, to pewnie i tak nie zmieniłby swojej decyzji.

Zaczął czytać zapisane kartki dziennika. Część tych zapisków wydawała się niesamowita, ale w końcu "Są rzeczy na niebie i ziemi, które nie śniły się waszym filozofom", to raz. A dwa, to w końcu było Kongo, ogromny kraj, ogromna rzeka i mogły tu żyć różne dziwne zwierzęta. Tak czy siak, musieli coś z tym zrobić. Nawet jeżeli to był tylko mit, to narobią trochę hałasu i powinno to uspokoić wieśniaków. Najgorsze w tym wszystkim było to, że musieli czekać na zapadnięcie nocy, chociaż wydawało się, że i tak nie ma perspektywy, aby wcześniej udało im się stąd wydostać.

Książka ponownie wylądowała na swoim miejscu w plecaku, a O'Connor wrócił do "swojej" grupy.

-Co nieco poczytałem i wychodzi, że te demony wodne, to jakiś większy aligator albo hipopotam. Na mój gust, to jakieś właśnie przerośnięte zwierze. My mieliśmy swoje rozkazy i musimy się tym zając. Natomiast zapraszam was do pomocy. Podejrzewam, że upolowanie tego czegoś, może być pięknym trofeum dla każdego myśliwego, a na pewno będzie historyjką do opowiadania przyszłym pokoleniom -
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 10-12-2008, 19:03   #125
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Płakała tak długo aż zabrakło jej sił. Łzy obeschły wreszcie lecz oczy nadal szczypały dotkliwie. Wyraz twarzy pozostał jednak posępny a powiększone źrenice ziały pustką.
Kiedy pojawiła się dziewczynka Simone w pierwszej chwili nawet nie zareagowała. Dopiero gdy ta pomachała jej przed nosem wisiorkiem z kości słoniowej, kobieta spojrzała na nią jakoś bardziej przytomnie. Wyciągnęła drżącą dłoń i przez moment obracała przedmiot w palcach.
Oddała jej prawdopodobnie najcenniejszą rzecz jaka do niej należała. Może zrobiło jej się żal kobiety siedzącej na uboczu w takim opłakanym stanie. Dziecięca bezpośredniość i szczerość wzruszyła Simone. Aż łza chciała zakręcić się w oku, ale się jednak nie pojawiła. Zaczerwienione, całkiem wyschnięte oczy nie chciały dłużej współpracować.

Przyjęła podarek i zawiesiła go sobie na szyi. Próbowała nawet odwzajemnić uśmiech dziecka ale wyszło jej coś na kształt gorzkiego grymasu. Przez chwilę się zawahała ale w końcu zdjęła z palca złoty pierścionek z niewielkim brylantem i wcisnęła go dziewczynce w dłoń. To była jej jedyna rodzinna pamiątka ale w tej chwili nie mogła się pozbyć wrażenia, że jej już się nie przyda. Bo pewnie zginie w tej zapomnianej przez boga krainie. Tak jak zginął Eryk. Nagle, niespodziewanie, bezsensownie. Podobny los czeka zapewne ich wszystkich. Za późno już by zawrócić. A nawet jeśli, to i tak pozbawione byłoby sensu. Nie miała dokąd wracać. Nie miała już nikogo bliskiego na tym świecie. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy. Była sama.

Przez chwilę rozmawiała z dziewczynką w łamanym kikongo. Szeroki uśmiech murzyniątka zadziałał jakby kojąco. Dopiero po dobrym pół godziny dołączyła do reszty. Trzymała się już prościej i zdawało się, że wszelkie oznaki histerii już minęły. W środku jednak nadal była roztrzęsiona jak osika, choć usilnie chciała nie robić takiego wrażenia. Postanowiła, że nie będzie więcej płakać. Nie będzie darcia szat i scen rozpaczy. Wszystko to musi zdławić w sobie. Będzie opłakiwać brata później. Kiedy wyjedzie do Europy. I jeśli wyjedzie. Bo coś z całych sił jej podpowiadało, że dołączy do Eryka wcześniej niż jej się wydaje. To nie byłby w zasadzie taki zły pomysł. Nic ją już tutaj nie trzymało...

- Dziewczynka mówiła, że każdej nocy gdy rybacy wypływali na połów ginęła załoga jednej łodzi.- zaczęła mówić wypranym z emocji głosem do reszty grupy - Czasem udawało się znaleźć pustą łódź, czasem nawet one znikały bez śladu. Te, które udało im się odszukać były w nienaruszonym stanie. Nie znaleziono żadnych śladów krwi. Oni wierzą, że to sprawka demonów rzecznych, ale nie powinniśmy się dziwić. Sami szukają najbardziej racjonalnych według nich przyczyn. A takie prymitywne ludy zazwyczaj to, czego nie potrafią wyjaśnić, zrzucają na karb złych duchów. Nikt jednak żadnego nie widział.. Moim zdaniem to nie zwierzę stoi za tymi zniknięciami. Tym bardziej nie demon. Prawie za każdym złem tego świata stoją ludzie. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?

Usiadła na ziemi z zamiarem zapalenia papierosa. Ręce nadal jej się trzęsły i zapalniczka najpierw wypadła jej z dłoni. A później kilka razy z rzędu próbowała nerwowo odpalić swoje zippo, niestety bezowocnie. Siedziała więc z papierosem w zębach i ciągnęła monolog:
- Nie pozostaje nam nic innego jak wypłynąć tej nocy na otwarte wody rzeki i przekonać się na własnej skórze co, lub kto, stoi za tymi zniknięciami. Aha, i proszę mi nawet nie proponować, że w obecnej sytuacji lepiej abym została na brzegu. Najgorsza rzecz, która mogła mi się przytrafić na tej wyprawie, już się zdarzyła. Reszta jest mi zupełnie obojętna.
 
liliel jest offline  
Stary 14-12-2008, 23:08   #126
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Gdy Simone kończyła mówić Kit wyjął jej z dłoni zapalniczkę. Za drugim razem zapaliła. Potem podał lekarce ogień... Simone z obojętnym wyrazem twarzy odpalił i wyjęła zapalniczkę z jego dłoni.
Kit wrócił na swoje miejsce.

- Żadnych śladów krwi i nieuszkodzone łodzie... - powtórzył słowa lekarki. - To by raczej wykluczało jakiekolwiek zwierzę. Żaden potwór nie byłby w stanie zrobić czegoś takiego, chyba że ośmiornice rodem z Verne'a - uśmiechnął się samymi kącikami ust. W oczach nie pojawił się nawet cień wesołości. - Zabicie ludzi w łodzi, wywrócenie... to zawsze by zostawiło jakieś ślady.

- Można zatem przypuszczać, że paru chłopców, w ciut większej łódce lub dwóch łodziach, podpływa do takiej dłubanki kierując się światłem i daje wybór - przesiadasz się do naszej łodzi, albo żegnasz się z życiem. Kałasznikow to przekonujący argument. Pewnie żaden z nich nie zdobył sie na to, by skoczyć do wody i próbować uciec. A nawet gdyby, to pływanie w rzece nie jest zbyt zdrowe...

"Poza tym mogli wrzucić za uciekinierem dwa granaty. To by starczyło i nikt by nic nie słyszał."

Spojrzał na Simone.

- Czy mogłabyś tej dziewczynce zadać jeszcze kilka pytań? Ja z pewnością się z nią nie dogadam.

Simone skinęła głową.

- Dowiedz się proszę, w jaki sposób odbywają się połowy. Łodzie są blisko, czy daleko od siebie? Jeśli tak, to czy zawsze znikały skrajne łodzie? Czy było słychać jakieś krzyki albo hałas? Ilu ludzi jest w jednej łodzi? Ile łodzi stracili dotychczas?

Lekarka przywołała dziewczynkę, która cały czas stała niedaleko, wpatrując się na zmianę w pierścionek i w rozmawiających białych. Po krótkiej wymianie zdań, ozdobionej licznymi gestami, na twarzy dziewczynki pojawił się szeroki uśmiech.
Simone odwróciła się do reszty grupy i powiedziała:

- Zawsze łowią rozrzuceni na przestrzeni kilku mil. W każdej łodzi są dwaj ludzie - na rufie sternik z pochodnią, na dziobie łowca z oszczepem. Zawsze znikają skrajne łodzie, a na razie stracili cztery. Nikt nic nie słyszał.

- Dziękuję bardzo - Kit skinął głową.

- Nie ma sprawy. Jeśli ktoś będzie potrzebował tłumacza służę pomocą. Dziś byłam bezużyteczna jako lekarz. Może chociaż w tej kwestii się przydam - wbiła wzrok w ziemię. Rzuciła papierosa na ziemię i od razu zapaliła kolejnego.

Kit spoglądał na nią przez chwilę, potem powiedział:

- Trochę dziwne jest to, że nikt nie słyszał krzyków czy strzałów. Kałasznikow nie jest bezgłośny, a głos po wodzie się niesie...

Pokręcił głową, ale przeszedł nad tą sprawą do porządku dziennego. Może nikt nie strzelał...

- Pytanie teraz, czy to znikanie łodzi ma jakiś związek z "Katangą". Ci źli chłopcy wybrali się na rybaków, a przyuważyli statek. Może nie oparli się pokusie? Nocny atak, zaspany strażnik... Garść granatów i "Katanga" zmyka gdzie pieprz rośnie, albo wpada w obce ręce. Mało prawdopodobne, ale zawsze...

- Wracając do naszych nocnych łowów. Te ich łódeczki według mnie niezbyt się nadają do walki na wodzie. Wyglądają na dość wywrotne. Co byście powiedzieli na połączenie dwóch z nich i zrobienie katamaranu? To by było bardziej stabilne i zabrałoby więcej osób. Trzeba by jednak spytać wodza, czy by nam pomogli w czymś takim. I czy ktoś z nich wybrałby się z nami na polowanie na demony... Przydałby się nam ktoś miejscowy.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-12-2008, 09:03   #127
Banned
 
Reputacja: 1 Arango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodzeArango jest na bardzo dobrej drodze
Wioska rybaków - wieczór


Zapadający zmierzch i krzątanina rybaków (acz widać było, że nocna wyprawa napawa ich strachem) przeniosły ich zdawać się moglu w czasy Livingstone'a, Burtona i Stanley'a. Magiczne rytuały, światło pochodni, głęboki granat wód Rzeki...

Tymczasem ustalano plan z wodzem. Ten z widoczna ulga i radością przyjął wiadomość, że podczas połowów będą mieli ochronę. Posunął się nawet do tego, że sam zaofiarował się, ze popłynie na jednym z czółen. Stworzenie katamaranów tez nie stanowiło problemu. Wszak kilku rybaków zginęło z rak Simba i część łodzi i tak byłaby nie obsadzona.

Zbudowano dwa na których znalazło się miejsce dla całej piątki.
Dano znak do wypłynięcia.





Łodzie pojedynczo rozrzucone szerokim półkolem rozpoczęły łowy. Po jednej i drugie stronie pilnowały ich ciemne, nieoświetlone katamarany z czekającymi w napięciu najemnikami. Na każdym były po dwie silne latarki. Kilka pierwszych godzin upłynęło w spokoju i gdy już zmęczenie zaczynało dać im się we znaki załoga jednego z katamaranów usłyszała głośniejszy od innych plusk.

Momentalnie skierowano tam światła latarek i w tym świetle ujrzano wywróconą łódź i postaci dwóch rybaków miotających się w walce z dziwacznymi potworami. Stwory na pewno miały ręce, bo właśnie nimi wciągały pod wodę i chciały utopić rybaków. Natomiast ich głowy...

Patrzyli na to w zdumieniu nie mogąc uwierzyć w to co widzą. A widzieli wyraźnie, że napastnicy mają łby krokodyli...
 
Arango jest offline  
Stary 17-12-2008, 09:56   #128
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Budowa katamaranów nie trwała długo. Rybacy, choć na nie stosowali tego typu rozwiązań technicznych, natychmiast zrozumieli ideę i zabrali się do pracy. Materiału, w tym łodzi, było pod dostatkiem i przed wieczorem dwie odrobinę nietypowe jednostki pływające były gotowe. A dwukadłubowa łódka była wyjątkowo stabilna, co Kit sprawdził osobiście.

- Popłynę w prawo - zaproponował, co nie spotkało się z żadnym sprzeciwem. - Przydałby mi się do towarzystwa ktoś obeznany ze strzelbą lub sztucerem - spojrzał na Narindę i Tima. - Pani doktor - skinął głową w stronę Simone - również będzie mile widziana.
- Nie ma ktoś czasem zabłąkanej rakietnicy? - spytał jeszcze.

Do łodzi wsiedli w piątkę - Narinda, Kit oraz trzech wioślarzy.


Pogoda była idealne na spacer zakochanych, ale na zasadzkę niezbyt się nadawała. Towarzysz Ziemi lśnił prawie pełnym blaskiem, co przy niemal całkowitym braku chmur sprawiało, że było całkiem jasno. A to w pewnym stopniu eliminowało element zaskoczenia. Działało to co prawda w obie strony, ale... Zawsze lepiej być niewidocznym, a pochodnia, płonąca na poprzedzającej ich łodzi i tak wyraźnie wskazałaby im kierunek.
Popłynęli w górę rzeki, pod prąd, co w tej chwili nieco utrudniało im życie, ale za to później, podczas powrotu, znakomicie pracę by ułatwiło.

Rozpoczęły się długie godziny nudnego nocnego czuwania. Czekali w zasadzce, a to uniemożliwiało im jakiekolwiek zrobienie czegokolwiek, oprócz wpatrywania się w wodę i niezbyt odległą łódź, której pilnowali. Co gorsza szum wody i kołysanie działało zdecydowanie usypiająco.

"Może zrezygnowali" - pomyślał Kit. To by oznaczało konieczność spędzenia w zasadzce kolejnej nocy. A może paru takich nocek.

Odgłosy dobiegające z łodzi rybackiej wyrwały ich z błogiego lenistwa.

- Płynąć - powiedział Kit (lekcja języka z Simone), popierając słowa odpowiednim gestem.

- Cholera jasna - zaklął w głos, widząc krokodyle głowy wieńczące ludzkie tułowia. - Ludzie-krokodyle.

Słyszał pogłoski o takich rzeczach. Ludzie-lamparty, ludzie-krokodyle. Głupoty opowiadane w barach, opowieści nawiedzonych podróżników, relacje niby-naocznych świadków. I zdecydowanie wkładał to między bajki, jakich setki i tysiące krąży po całym świecie.

Żałował trochę, że "ich" Murzyni też są w wodzie. Gdyby nie to, wystarczyłby granat...

Strzelił dwukrotnie w krokodyli łeb, nie zastanawiając się zbytnio, czy ma do czynienia z dziwem natury, czy też dziwacznymi maskami.
Człowiek-krokodyl zniknął pod powierzchnią, wypuszczając z rąk wciąganego rybaka.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 17-12-2008 o 12:42. Powód: Kursywa, pogrubienia nie umieszczone wcześniej z braku czasu ;)
Kerm jest offline  
Stary 18-12-2008, 21:12   #129
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Katamaran wyglądał na dość stabilny mimo to czuła dyskomfort kiedy zajęła swoje miejsce i konstrukcja zaczęła się lekko kołysać na wodzie. Nie umiała pływać, nie uznała jednak za stosowne żeby o tym wspomnieć Timowi lub Paddy'emu, którzy wsiedli do katamaranu zaraz za nią. Długie godziny czuwali aż coś się wydarzy. Chyba przysnęła na moment na siedząco, lecz z płytkiej drzemki wyrwały ją krzyki. Zobaczyła w bladym świetle rybaków szamoczących się w wodzie z...

Nie. To musiał być sen na jawie. Ludzie-krokodyle? Albo jeszcze się nie obudziła ale to jakiś misterny fortel. Może to tylko przebrani ludzie? Ale po co? Może Simba żerują w ten sposób na wioskowych wierzeniach i zabobonach aby udaremnić dostawy żywności zaopatrujące ich wrogów?

Z odrętwienia wyrwały ją strzały. Paddy unieszkodliwił zdaje się jednego z oprawców, który zniknął pod powierzchnią wody zanim mogła mu się dokładniej przyjrzeć. Zresztą mimo dość jasnego blasku księżyca wszystko sprowadzało się do zarysów i cieni miotających się w wodzie. Przez chwilę zastanawiała się czy także nie powinna strzelić, ale szybko zrezygnowała. Nie była wyborowym strzelcem i w najlepszym razie by chybiła, w najgorszym mogła zranić postronną ofiarę. Poza tym miała leczyć, a nie zabijać. Nawet jeśli w grę miały wchodzić domniemane potwory.

Jeden z rybaków, uwolniony od uścisku napastnika zaczął płynąć w ich stronę. Simone dopadła do krańca katamaranu i pochyliwszy się tuż nad samą taflą wody krzyknęła do mężczyzny w kikongo:
- Płyń tutaj. Wciągnę cię na łódź.

Człowiek instynktownie podążył za jej głosem. Gdy był już naprawdę blisko Simone wyciągnęła do niego rękę. Tek bardzo chciała pomóc temu obcemu człowiekowi. Wreszcie do czegoś się przydać. Wykazać się przed sobą samą. Poczuła mocny uścisk męskiej dłoni i uśmiechnęła się do niego w mroku nocy. A później dostrzegła zdziwienie na twarzy Murzyna i zobaczyła jak silne szarpnięcie wciąga go pod powierzchnię rzeki. Nie zdążyła zareagować. Ich dłonie były cały czas połączone w żelaznym uścisku. Poczuła brutalne szarpnięcie w przód i uderzenie chłodu. A później było ciemno. Woda oplątała ją zewsząd i nie chciała już wypuścić. Wypłynęła na moment chwytając desperacko powietrze, ale zaraz zaniosła się kaszlem bo woda dostała się do ust. Znów zniknęła w odmętach rzeki nie przestając szarpać się desperacko. Ubranie szybko nasiąknęło wodą i zrobiło się nieznośnie ciężkie pchając ją w dół niby kamień. Poruszyła kilkakrotnie rękami ale zamiast znaleźć się bliżej powierzchni zaczęła jeszcze bardziej opadać na dno. Światła towarzyszące łodziom zaczęły blednąć i się rozmazywać, a z jej płuc ku górze poszybowały ostatnie bąbelki powietrza.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 21-12-2008 o 09:21.
liliel jest offline  
Stary 20-12-2008, 15:15   #130
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Patrick nie mógł uwierzyć własnym oczom, rybacy byli atakowani przez ludzi z głową krokodyla. Ciężko było stwierdzić, czy to jakiś rodzaj maski ... pytanie pozostawało po co miałby się ktoś przebierać? Żeby wystraszyć wieśniaków? Równie dobrze mogli ich po prostu wybić, ta strategia wydawała się zbyt wyrafinowana jak na bandę murzyńskich rebeliantów.

Z drugiej strony ... inna możliwość wydawała się nieprawdopodobna. Czyżby ci ludzie krokodyle byli prawdziwi? Czytał o nich w tej książce "wypożyczonej" w stolicy, ale jakoś nie chciał w to wierzyć ... poza tym podobno zostali wybici.

Nie było czasu zastanawiać się nad namacalnością dowodów. O'Connor poderwał swój karabin i oddał strzały, w kierunku "potworków". Gdy tamci zniknęli pod wodą pozostawało poszukiwać innych wrogów.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172