Druga salwa pocisków, wyslana przez Varga trafiła zbliżającego się zombie. Pociski wbily się w jego czaskę, przechodzac na wylot i rozpryskując krew za księdzem. Ten padł do tyłu, tym razem martwy na zawszę. W pokoju słychać było jęki reporterki. Matka przeskoczyła nad martwym cialem księdza i wbiegła do drugiego pokoju. Odkopnęła z obrzydzeniem reporterki, która bezgłośnie żądała pomocy. Mniej więcej w tym samym czasie rozległ się pojedyńczy wystrzał dochodzacy z zewnątrz. Najwyraźniej policjant także się przemienił.
Patrzyli na ciało księdza, ich dobrego ducha, który zawsze pocieszał ich w godzinie utraty nadziei. Teraz to on stał się ich przeciwnikiem i zrobili to co należało zrobić. Ile jeszcze to wytrzymają? Jak długo bedą mogli żyć w tym piekle Dantego... nie to złe porównanie. Żaden, nawet najbardziej płodny umysł artysty, nie byłby w stanie stworzyć takiej wizji świata. Ich rozmyślenia przerwał kolejny, tym razem zduszony krzyk z drugiego pokoju. Nie wyrażał on przerazenia, a raczej zdziwienie i obrzydzenie. W drugim pokoju, przywiązane do fotela siedziała gruba kobieta. Jej podobieństwo do księdza było wrecz uderzające. Wszystko się wyjaśniało. Była przywiązana w przegrubach rąk i w kostkach, co skutecznie uniemożliwialo jej ruch. Na biurku leżała czyjaś ręka. Widać było na niej bielimo kości i kawałki zwisających smętnie mięśni. Po drugiej stronie pokoju znajdowały się drzwi. Niezabezpieczone, prowadzące na zewnątrz.
__________________ you will never walk alone |