03-12-2008, 15:56 | #31 |
Reputacja: 1 | -Dobra , Aiden , weź to co masz , możę magia jednak zadziała . Ja na razie mam swój argument - Varg pokazał swój G36C , którym wcześniej rozbryzgał łeb demonowi. -Piotr najwyraźniej nie chce osobiście odebrać ze sklepu swoich fajek , ja niedawno rzuciłem tytoń. Najwyżej zabierzemy jąkąś gorzałke na rozgrzanie. Ruszamy Ostatnio edytowane przez Varg : 03-12-2008 o 20:10. |
04-12-2008, 11:42 | #32 |
Reputacja: 1 | ***** "Kurwa, za jakie grzechy mnie to spotkało? Przecież nigdy nie zrobiłam nic złego. No tak wysmarowałam kilka fałszywych oskarżeń o politykach i różnych takich, ale każdy musi z czegoś żyć. Nie chodziłam także za dużo do kościoła, ale to nie jest chyba powodem tego, że tutaj trafiłam. Kurwa, gdybym chociaż miała kamerę coś by z tego było a tak to... Ja pierdole, ale tu ciemno." Pomyślała reporterka powoli otwierając drzwi do zakrystii. W kościele Marek starał się przemówić do rozsądku policjantowi. Nie rozumiała, zbytnio co się dzieje, ale wolala nie dyskutować z uzbrojonym mężczyzną. Skrzywiła się, gdy otwieranę drzwi skrzypnęły. Mimo tego, że w zakrystii były okna, to ledwo widziała na wyciągnięcie ręki. Szła cały czas na przód, aż potknęła sie o krzesło, leżące przy biurku. " Cholera po ciemku nic tutaj nie znajdę." Poszukała na ścianie włącznika światła. Nie zadzialał. " No pięknie. Co jeszcze mi się przydarzy?" Z drugiego pokoju, po jej lewej, usłyszała jakiś ruch. Po omacku, z rękoma wyciągniętymi przed siebie. Co chwila ślizgała się na gładkiej posadze. - Ola? - powiedziała otwierając delikatnie drzwi. Drugi pokój był wyraźnie mniejszy, na planie półkola. Na jego środku stało biurko, a na nim świeca, która pozwalała rozejrzeć się po pokoju. Obok biurka stał fotel. Reporterka ujrzała dziewczynkę kulącą się ze strachu w rogu po prawej stronie. - Nie bój się. Nic ci się nie stanie - powiedziała łagodnie kobieta i zrobiła krok w jej stronę. Poślizgnęła się, rozwalając drugi obcas. Poczuła jak jej ręka wylądowała w jakiejś cieczy " No kurwa pięknie. Dziękuje jeszcze raz za wszystko panie..." - nie dokończyła monologu wewnętrznego, gdyż zauważyła na czym się poślizgnęła. Cała posadzka była we krwi. Szkarłatny ślad zaczynał się w pierwszym pokoju, a kończył przy fotelu. Kątem oka zauważyła, że coś wstaje. Był to ksiądz, cały w krwi, ktora powoli sączyła mu się z rozdartej tętnicy szyjnej. Wydawał z siebie niezidentyfikowane odgłosy i powoli szedł w jej kierunku. Gdy był już na odległość ręki, zauważyła że jego oczy zaszły mgłą. Już nie żył. Spanikowała. Oparła się plecami o ścianę i wydała z siebie długi krzyk przerażenia. ***** Policjant nie podnosił się. Nie wiadomo czy z powodu zmęczenia, choroby, czy oporu przed spełnianiem poleceń człowieka ktory chce go zabić. Był caly rozpalony i oddychał z trudem. Mimo to wiązanki z jego ust nie powstydziłby się nawet szalikowiec. W końcu jednak dał się zaprowadzić siła do drzwi. Idąc powłóczył nogami i widać było, że nie byłby w stanie bronić się przed Markiem. Żona patrzyła na to wszystko z łzami w oczach, zanim ruszyła do zakrystii do córki. Na zewnątrz, Aiden, Varg i GROM-owiec szykowali się już do wyruszenia. Punk stał w miejscu i, paląc papierosa, przyglądał się całej tej scenie. W momencie w którym otworzone zostały drzwi, wszyscy usłyszeli krzyk kobiety, dochodzący z zakrysti. Matka dziewczynki zatrzymała się na chwilę przy drzwiach, po czym otworzyła je na oścież i wbiegła za nie. - Co to do diabła było? - zapytał żołnierz GROM-u.
__________________ you will never walk alone |
04-12-2008, 13:14 | #33 |
Reputacja: 1 | "No pięknie, po prostu zajebiście." Gdy Marek już miał wyjść zobaczył całą grupkę, jeszcze nie wyszli? W tym samym czasie ktoś krzyknął, reporterka. "Kurwa mać!" Kostrzewski popatrzył na GROM'owca. -Policjant jest zarażony, rozmawiałem z jego żoną, to pewne. Wiecie co się dzieje z zarażonymi? Wiesz co z nim zrobić? Ja wrócę sprawdzić krzyki, byłem szkolony szczególnie do walk w pomieszczeniach. Żołnierz skinął głową i wziął gliniarza na muszkę. Porucznik odwrócił się i wbiegł z powrotem do kościoła. Złapał glocka za lufe i podał punkowi. -Odbezpieczony, odrzut jest mały, wcelowujesz i ściągasz spust. Tylko nie trenuj na mnie. Uśmiech przy ostatnich słowach świadczył, że jest to żart. Marek nie ufał punkowi ale nie miał wyjścia, podbiegł po obrzyna, podniósł go z ziemi i wsadził za pasek, naboje które leżały obok wrzucił do kieszeni. -Klara kucnij w kącie, jakby co uciekaj do Aidena i Varga. I nie pieprz mi o braku zagrożenia. Marek nie potrzebował wdechu i wydechu by się uspokoić, był maszyną do zabijania. Złapał SIG'a w prawą rękę a do lewej wziął latarkę. Ostrożnie podszedł do zakrystii. Gdy zobaczy kogoś zaświeci mu w twarz latarką, jeśli ten ktoś okaże się zombi strzeli mu dubletem w twarz, jeśli nie, karze mu wracać do reszty.
__________________ [...]póki pokrętna nowomowa zakalcem w ustach nie wyrośnie, dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi, w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...] |
04-12-2008, 15:54 | #34 |
Reputacja: 1 | Varg usłyszał krzyk . Na szczęście Aiden zostawił drzwi otwarte , więc Varg , bez wachania , wbiegł do świątyni . Widział jak Marek wchodzi z latarką i obrzynem do świątyni. - Co tu się do kurwy nędzy dzieje? Wyjął swój G36C i podążył za Markiem , a gdy wszedł do zakrystii ujrzał wielką plamę krwi , Marka i jakieś dwie postacie. Czekał aż zostaną zidentyfikowane , a swój karabin skierował w stronę dwóch postaci. |
04-12-2008, 16:27 | #35 |
Reputacja: 1 | - W kącie? No chyba kurwa śmieszny jesteś. - pomyślała dziewczyna, gdy usłyszała słowa Marka. Dobrze, że nie zdążyła zaryglować drzwi, przynajmniej "zbrojni" mogli wrócić. Popatrzyła na matkę dziewczynki i powiedziała stanowczym tonem, patrząc kobiecie w oczy. - Zostań tu i nie ruszaj się z miejsca. Nie bój się wszystko będzie dobrze. Po czym sama ruszyła w stronę zakrystii. Rozejrzała się szybko po pomieszczeniu i ruszyła do niej (jeśli znalazła jakąś miotłę przy okazji, bądź jakiś długi drąg to ją wzięła). Wiedziała, że mężczyźni, którzy już tam się udali nie będą zwracać uwagi na to czy ktoś jest zdrowy i może potrzebować pomocy tylko zajmą się zabijaniem. I właśnie może ona tam się przyda. Weszła do pomieszczenia tuż za mężczyznami i jedyne o czym pomyślała to żeby pomóc innym, którzy jeszcze się nie zarazili. Szybko spoglądała w te i wewte, a żeby rozeznać się w sytuacji. Stała w bezpiecznej odległości. Ona chciała tylko pomóc, nie walczyć.
__________________ "Promise me this If I lose to myself You won't mourn a day And you'll move onto someone else." Ostatnio edytowane przez Szaine : 04-12-2008 o 19:27. |
04-12-2008, 17:41 | #36 |
Reputacja: 1 | Przyglądanie sie całej sytuacji, nie robiło na chłopaku żadnego wrażenia. Stał i machinalnie palił papierosa. Ale nagle wszystko nabrało rozpędu. Przerażający wrzask z zakrystii, który nie wróżył nic dobrego. Jednak po chwili zdziwiło do coś jeszcze bardziej. MArek podszedł do niego i dał mu broń do ręki, zdziwiony był głównie dlatego, że wiedział o braku zaufania i nienawiści jaka mężczyzna do niego żywił. Jednak szybko dostał ostrzeżenie: --Odbezpieczony, odrzut jest mały, wcelowujesz i ściągasz spust. Tylko nie trenuj na mnie. spojrzał na niego i jego uśmiech, mówiący więcej niż słowa. Odpowiedział mu również sarkastycznym uśmieszkiem i kiedy ten odchodził dorzucił mimochodem: -Broń nie zawsze jest tak skuteczna, ale miejy nadzieje, że ta wystarczy mi do obrony-ostatnie słowo niewiedzieć czemu jakoś szczególnie podkreślił, ale po głowie chodziło mu zdanie, którego nie chciał wyjawiać. Kiedy wszyscy juz pobiegli do zakrystii, ten tylko podszedł kawałek i dalej się nie pchał. -gdzie kucharek sześć...-powiedział sam do siebie, czekał obok na rozwój wydarzeń, nie chciał się narazie nigdzie pchać, bo nawet nie czuł sie najlepiej, a chory człowiek nie jest w pełni skuteczny.
__________________ Irokez lub glaca to powód do dumy... |
05-12-2008, 21:36 | #37 |
Reputacja: 1 | W zakrystii było ciemno. Latarka Marka powoli przechodziła od ściany do ściany. Naprzeciwko drzwi, przy oknie, stała matka dziewczynki i ręką powstrzymywała się od krzyku.Nie posłuchała ona słów Klary i wbiegła do zakrystii jeszcze przed mężczyznami, chcąc odnaleźc swoje dziecko. Oczy miala pełne łez, a druga dloń drgala jej nerwowo. Światło powędrowało za jej wzrokiem. Ujrzeliście grubą postać w stroju księdza. Postać właśnie pałaszowała brzuch reporterki, która jeszcze żyła. Wyciągnięta ręka i ruch ust wyrażały tylko jedno. "Pomóżcie mi". Było jednak dla niej już za późno. Ksiądz poczuł na sobie światło. Zauwazył nowo przybyłe pożywienie. Oderwał swoje zakrwawione, wydłużone kły od ciała kobiety i powoli zbliżał się do was. Sprawiał wrażenie wścieklego. Piana biła mu z ust a jego ruchy były nerwowe. Jedynie jego oczy zdradzały to, że już nie żyje, a jego dusza błąka sie gdzieś w zaświatach. Wydał z siebie charkot i wyciągnął rece w kierunku Marka, ktory był najbliżej ( jakieś 8 m).
__________________ you will never walk alone |
06-12-2008, 13:08 | #38 |
Reputacja: 1 | W zakrystii było ciemno, bardzo ciemno. Latarka oświetlała tylko niewielką część pomieszczeń, przez co wydawały się jeszcze bardziej mroczne. Mężczyzna poruszał się cicho wzdłuż ściany, lekko przygarbiony i sprawdzał po kolei pomieszczenia. W wyciągniętej ręce trzymał pistolet. Długo nie musiał szukać, zobaczył jakiegoś księdza, który jadł reporterkę. Ofiara błagalnie wyciągnęła do nich rękę, pragnęła pomocy. Marek wiedział, że udzieli jej pomocy, szybkiej i bezbolesnej. Całe scena była przerażająca, bardziej przerażająca od rozerwanej głowy pod wpływem kuli dum-dum, bardziej przerażająca od małego chłopczyka przytulającego martwe ciało ojca. Na szczęścia dla Marka nie wiele bardziej przerażająca. Mężczyzna był zimny i to nie tak jak reporterka czy ksiądz, był całkowicie wyprany z emocji. Jego oczy nie wyrażające niczego, tak niewiele różniące się od oczu zombi patrzyły w księdza. Latarka powędrowała na mordercę. Gdy snop światła padł na księdza, kanibal odwrócił głowę i wlepił w porucznika martwe oczy. Wyprostował się, zacharczał coś i wyciągnął ręce do żołnierza. Marek strzelił krótko, dubletem, jak SAS. Dwa kaszlnięcia, dwa pociski, jeden powinien trafić niewiele nad drugim. niestety nie był to dzień Marka, trafił tylko jeden pocisk i to w prawy bok. normalny człowiek już by się zwijał podczas gdy zombi zaczął tylko lekko kuleć. Porucznik chciał dać krok w tył ale przypomniał sobie, że za nim jest cały sztab ludzi, nie mógł sobie pozwolić na cofnięcie. Stał dalej, prawa ręka z powrotem wróciła do pozycji strzeleckiej, nogi ustawiły się odpowiednio. Był gotowy do następnego strzału.
__________________ [...]póki pokrętna nowomowa zakalcem w ustach nie wyrośnie, dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi, w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...] |
06-12-2008, 15:15 | #39 |
Reputacja: 1 | Varg zobaczył ochydny widok porozbryzgiwanych jelit , oraz resztek wątroby w zębach księdza. Wycelował karabin w krtań zombie. - Giń ,szmato! Wystrzelił trzy pociski. |
07-12-2008, 13:12 | #40 |
Reputacja: 1 | Druga salwa pocisków, wyslana przez Varga trafiła zbliżającego się zombie. Pociski wbily się w jego czaskę, przechodzac na wylot i rozpryskując krew za księdzem. Ten padł do tyłu, tym razem martwy na zawszę. W pokoju słychać było jęki reporterki. Matka przeskoczyła nad martwym cialem księdza i wbiegła do drugiego pokoju. Odkopnęła z obrzydzeniem reporterki, która bezgłośnie żądała pomocy. Mniej więcej w tym samym czasie rozległ się pojedyńczy wystrzał dochodzacy z zewnątrz. Najwyraźniej policjant także się przemienił. Patrzyli na ciało księdza, ich dobrego ducha, który zawsze pocieszał ich w godzinie utraty nadziei. Teraz to on stał się ich przeciwnikiem i zrobili to co należało zrobić. Ile jeszcze to wytrzymają? Jak długo bedą mogli żyć w tym piekle Dantego... nie to złe porównanie. Żaden, nawet najbardziej płodny umysł artysty, nie byłby w stanie stworzyć takiej wizji świata. Ich rozmyślenia przerwał kolejny, tym razem zduszony krzyk z drugiego pokoju. Nie wyrażał on przerazenia, a raczej zdziwienie i obrzydzenie. W drugim pokoju, przywiązane do fotela siedziała gruba kobieta. Jej podobieństwo do księdza było wrecz uderzające. Wszystko się wyjaśniało. Była przywiązana w przegrubach rąk i w kostkach, co skutecznie uniemożliwialo jej ruch. Na biurku leżała czyjaś ręka. Widać było na niej bielimo kości i kawałki zwisających smętnie mięśni. Po drugiej stronie pokoju znajdowały się drzwi. Niezabezpieczone, prowadzące na zewnątrz.
__________________ you will never walk alone |