Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2008, 13:17   #105
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
made by Elisabetha & Aldym

Wraz z nadejściem poranka troski dnia poprzedniego ulotniły się. Wschód słońca zastał już kapłana na nogach...Krótka chwila modlitwy nad misą z wodą. Co prawda kapłanki ze świątyni wolały używać luster do pomocy przy modlitwie, niemniej Aldym nad metalowe lusterka przedkładał lustro wody. Potem nastąpił wyjątkowo obfity posiłek, następnie wylewne pożegnanie z mateczką, ojcem...Pożegnał się też z siostrami obiecując im, że przywiezie im podarki, z miasta. Obiecał też, że wróci na czas, by udzielić starszej ślubu. Co prawda duch mówił o trzynastu świeczkach...Co oznaczało, raczej długie przebywanie poza domem. Ale Aldym łudził się, tym iż niewiele ze słów widma będzie prawdziwe. Poza tym, martwienie się zawczasu nie leżało w pogodnej i optymistycznej naturze Aldyma. Idąc na miejsce zbiórki zastał dźwigającą ciężki plecak Ognistą Beth.
Kapłan zbliżył się do idącej Elisabethy i zagadnął ją.-Piękny dziś dzień prawda? Jasne słońce rozpromienia swym blaskiem... nowe szanse.
- Tak, zapewne. Rozpromienia. – Elisabetha poprawiła ciężki plecak wypchany dużo bardziej niż na wyprawę do zamku. – Tylko za dużo rzeczy wzięłam. Myślisz, że dużo trupów będziemy musieli pogrzebać? Może niepotrzebnie brałam tę łopatę? – faktycznie przy boku plecaka dowiązany miała niewielki szpadel.
- Przy zapale Eleva do zabijania, kto wie...- cicho bąknął pod nosem kapłan.
- Doszłam wczoraj do wniosku, że porządny poszukiwacz przygód potrzebuje łopaty. Dobrze, że jesteś kapłanem. Zrobimy porządek na drodze do stolicy Midd, jak tam ją zwą? Pochowamy wszystkie trupy.
Kapłan widział smutek w oczach Ognistej Beth, ale nie potrafił podać przyczyny. Dopiero później się jej domyślił...czuła się niepotrzebna. Sądziła bowiem, że nie wykazała się wystarczająco podczas wyprawy. Według kapłana, myliła się.
- Gówniana była ta wczorajsza przygoda. – kopnęła nogą w drobny kamyk, który potoczył się kilkanaście metrów uderzając wreszcie o wiaderko przy studni. Rozległ się brzdęk i Elisabetha roześmiała się w końcu.
- O jednak coś potrafię. Kopać kamyki.
Dopiero teraz odwróciła się do Aldyma, którego od chwili nie dopuszczała do głosu.
- Dziękuję, że w wieży … No wiesz… nie zostawiłeś mnie.
Zadziwiające jak ta mała kobietka potrafiła omotać Aldyma. Wystarczył jeden jej uśmiech by kapłan czuł radość w sercu. Elisabetha miała nad nim wielką władzę, choć zapewne nie domyślała się jak wielką.
Zaś słowa Elisabethy sprawił, że kapłan zaczerwienił się niczym burak i odparł. - Przecież mieliśmy się bronić nawzajem, ja i ty...Mówiłem ci, przecież. Jak ruszysz do boju, to będę twoją tarczą. Zawsze gotów do pomocy.-
Następnie Aldym dodał zmieniając temat.- Idziesz wolna jak ptak...możesz robić, co chcesz i iść gdzie chcesz. czy nie jest to coś, o czym zawsze marzyłaś ?
- Nadal o tym marzę. – odpowiedziała poważnie – tylko to, co mówisz nie jest prawdą. Mam w kieszeni kilka miedziaków, w plecaku prowiant na 5 dni, miecz, którym nie umiem walczyć i dziedziczkę na karku, która jest moją panią. Nie wiem gdzie tu widzisz wolność – znowu kopnęła kamień, który ponownie poturlał się daleko – Oto zakres mojej swobody drogi Aldymie. Kopię co chcę, a i to nie do końca.
- Doprawdy?- odparł kapłan.- Idziesz w świat, tam gdzie cię oczy poniosą. A Lady Horn? A kto ci karze służyć Lady Horn? Widmo jakiegoś maga. I tylko ono. Bo Silia, jedyne, co chce to akceptacji, no i może Jensa...Swoją drogą, ciekaw jestem czy lubczyk jej w tym pomógł. Głupio mi samemu pytać o takie sprawy Silię. Idziemy do Midd, prawda? A co zrobisz w Midd, i co zrobisz po wizycie w Midd, to twoja swoboda. Nie miecz, nie miedziaki...Tatko mi opowiadał o miastach, są duże i pełne ludzi. Silia nie potrzebuje nas do rozmowy z owym magiem. Będziemy mieli wiele czasu by się rozejrzeć, dokonać wyborów i poczuć smak wolności.
Elisabetha chwilę milczała
- Nie wiem kogo lady Horn potrzebuje do rozmów z magami, ale na pewno nie jest gotowa prowadzić ich sama. I najprawdopodobniej moja obecność przy takiej rozmowie na nic by nie wpłynęła. Ale Aldymie, ja chce być wtedy z… Silią… nawet, jeśli ona by tego nie chciała. Bo takie spotkanie to nauka, której nigdzie indziej nie odbiorę.
- Już spadałam z wysokich drzew – dodała nagle – i wiem, że warto.
- Ale, będziesz tam z własnego wyboru Elisabetho. Nie dlatego że jakiś duch czy Lady Horn ci każe, prawda?-
dodał kapłan uśmiechając się.- I to właśnie jest wolność.
- Nie ja wybrałam kierunek. I jeśli to jest wolność, to ja chcę wolniejszej … wolności.

- Ale skoro tak bardzo Ci zależy – uśmiechnęła się do Aldyma – a mnie to nic nie kosztuje to mogę poudawać, że się z Tobą zgadzam. Mam siedemnaście lat, wyruszam w świat i jestem wolna jak ptak. – roześmiała się – jak ten kogut na przykład – pokazała na biegającego drogą nastroszonego ptaka. Wszyscy wiedzą, że jest starej Michałowej i w końcu trafi na jej brudny stół. Póki, co jednak to niesforne zwierzę łazi po wsi i drażni psy. Podobno nawet zaatakował najmłodsze karczmarza. Więc pewnie Michałowa niedługo mu łeb ukręci.
- Więc jestem wolna, wolna, wolna jak ptak. – śmiała się patrząc Aldymowi w oczy – Teraz już dobrze?
-A tak przy okazji...- Tu Aldym zrobił długą pauzę.- ...Jakie masz plany, jak już dotrzemy do najbliższego dużego miasta?
- Mam zamiar dostać się na salony, udawać Lady Horn i uwieść jakiegoś bogatego lorda. Ale to jest tajemnica i o tym nikomu nie mów. –
cały czas zachowywała poważną minę. – Być może zrobię to za jakiś rok albo dwa dopiero. Zobaczymy.
Aldym starał się z całych sił nie roześmiać...Przez chwilę więc krztusił się, aż wreszcie opanowawszy atak śmiechu, dodał.- Elisabetho?! Stać się Lady Horn?! To ty nie wiesz? Przecież ci szlachcice mają tą...no...etykietę. Jedz odpowiednio, ubieraj się odpowiednio, żeń się z obcym człowiekiem, bo rodzice ci każą. Szlachcice mają wszystko...oprócz wolności. Nie byłabyś się szczęśliwa z lordem...Choć uwieść takiego... hmmm... Poszukamy w Midd sukni dla ciebie, takich, że w nich i króla byś uwiodła.
- Ludzie są ślepi Aldymie. Te same rzeczy nazywają inaczej w zależności od przebrania. – Elisabethcie nie udzieliła się Aldymowa wesołość - Ty na przykład uparcie twierdzisz, ze Silia to nadal Silia. Uwierzyłeś w przebranie. Jeśli nie będę znała zasad poruszania się w towarzystwie, ale będę wyglądała na bogatą i pewną siebie, moje nieobycie też uzyska inna nazwę. Zostanę na przykład nazwana uroczą i niepowtarzalną młoda damą, o niestłamszonym etykietą charakterze.
- Bo są rzeczy które umiem Aldymie. Umiem kłamać.
- I obawiam się że… - urwała nagle, bo chciała powiedzieć, że kapłana nie stać na suknię jaką sobie wybierze, ale w porę dotarły do niej ukryte znaczenia tych słów – Och, Aldymie, Ty jesteś taki dobry i słodki, postaraj się czasem nie zwracać uwagi na to co mówię. Bo jak mawia mój tata, ja mam złote serce tylko paskudny język. Naprawdę Cię o to proszę – chwyciła kapłana za rękę - jak kiedyś powiem coś okropnego, to pozwól mi potem się przeprosić. Dobrze?
-Coś mi mówi, że ty potrafisz uroczo przepraszać, prawda?- ni to spytał, ni zażartował Aldym. Po czym zamyślił się...I dopiero po chwili dodał.- Udawanie innych... Tak... byłabyś uroczą lady.. Wiesz co, mi kiedyś tatko powiedział? Nie ważne ile kłamiesz innym, dopóki ze sobą jesteś szczery. Mam prośbę, nieważne jaką maskę wdziejesz, tam w środku, pozostań tą zadziorną Elisabethą, córką kowala.-tu palcem dotknął piersi dziewczyny na wysokości serca.- Bo to kim jesteś w tym miejscu jest ważniejsze, od tego kim będziesz na zewnątrz. Zawsze.
- Dobrze Aldymie. – Elisabetha poważnie pokiwała głową.
Po czym odsunęła się na dwa kroki i z niewinną miną zapytała.
- Ty mnie chyba lubisz dotykać Aldymie? Bardziej, czy tak samo jak inne dziewczyny?
Aldym, chrząknął nerwowo...przez chwilę milczał czerwieniejąc. Trzeba przyznać, że trafiła w jego czuły punkt. Jednak kiedyś trzeba było to powiedzieć. Więc po chwili rzekł.- Jestem pewien, że lubię cię bardziej niż inne dziewczyny. I nie tylko lubię cię dotykać...Lubię cię pod wieloma względami...bardziej.
Niezupełnie tak to planował, myślał raczej o jakiejś małej tawernie, paru kubkach wina, i wynajętym bardzie przygrywającym w kącie romantyczne ballady...To byłaby doskonała okazja na takie wyznania. Ale cóż...stało się.
Aldym mówił, a Elisabetha zaczynała w duchu przeklinać swój niewyparzony język.
- Ale dlaczego? Przecież nawet mnie dobrze nie znasz. – powiedziała tak cicho, że Aldym ledwo ją usłyszał.
- Trochę cię znam, w końcu wychowywaliśmy się w tej samej wsi.- rzekł Aldym.- I myślę, że...chcę cię poznać bardziej. Dar Sune bowiem nie dba o takie szczegóły.
- Może tylko Ci się wydaje.– tym razem ona się zaczerwieniła.
– Może...a może nie.- westchnął kapłan. Chciał ją zapytać, o to sam. Czy lubi go bardziej niż innych mężczyzn. Ale... po trochu bał się odpowiedzi, a po trochu uznał, że...nie jest jeszcze gotowa, by mu udzielić szczerej odpowiedzi.
- Stoimy tu i gadamy a wszyscy na nas pewnie czekają.
Podeszła do Aldyma i przytuliła się na krótką chwilę...szkoda, że na krótką.
- Idziemy?
- Ty już chyba zadecydowała za nas oboje, prawda?-
spytał śmiejąc Aldym.- Prowadź więc dzielna bohaterko, a ja twych tyłów pilnować będę.
Oboje doszli do miejsca spotkania. A choć było już dość późno, wyglądało na to że większość grupy, jeszcze odpoczywała lub załatwiała swe sprawy, bo jeno Eleva, Aldym wypatrzył. Kapłan zsunął plecak na ziemię, usiadł obok niego i nucąc czekał na resztę. Był ciekaw jak potoczyły się sprawy między Silią, a Jensem. Liczył na to, że wyczyta wczorajsze wydarzenia z ich twarzy. Niektórym to sprawy się układały tak gładko...
Spojrzał w niebo, na przemykające po niebie obłoki. Jak potoczy się wyprawa? Jaki był jej cel? Co wydarzy się podczas niej? Na żadne z tych pytań, Aldym nie miał odpowiedzi. Ale to kapłanowi nie przeszkadzało. Wędrować miał w towarzystwie trzech pięknych kobiet... Jaki mężczyzna mógł narzekać, w obliczu tak kuszącej perspektywy ? Pojawienie się krótko obciętej paladynki, nieco zdziwiło kapłana. Nie to, ze dziewczynie źle było w krótkich włosach (choć jego wyczulone na piękno oko, zauważyło, drobne nierówności, świadczące o braku wprawy i prawdopodobnym wpływie silnych emocji na tak radykalną zmianę wyglądu). Trzeba będzie o te sprawy zapytać, przy najbliższej okazji. W końcu był swego rodzaju duchowym opiekunem tej grupki. Póki co, wyprawę czas zacząć.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 17-12-2008 o 12:48.
abishai jest offline