Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-12-2008, 19:49   #19
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Jerzy Czarnota: Piekoszów - kuźnia

Kowal ucieszył się z wizyty szlachcica. Tym bardziej że Czarnota grosza nie poskąpił, a kowal dawno nie oglądał monety za swą robotę. Chłopi mieli go w poważaniu, ale za wszelkie posługi płacili zbożem lub innymi płodami rolnymi.

- Piękny biegus
- pochwalił konia rzemieślnik.
- Ano dobrze mi służy
- odrzekł Pan Jerzy wręczając zapłatę za oporządzenie konia.
- Hojnyś panie
- skłonił się chłop. - Wreszcie mego siwka z rąk młynarskich wykupię.

Czarnota nie słuchał już jego słów, bo śpieszno mu było do karczmy.

- Janek
- zakrzyknął kowal na syna. - Leć do młynarza i tym mu w oczy zaświecisz. - pokazał dopiero co zyskane pieniądze.
– Dobra nasza
- odrzekł chłopak.
- Przyprowadź naszego siwka, bo tęskno mi za nim.

Chłop zabrał się do roboty a humor mu się widocznie poprawił po rymowankę zaczął nucić pod nosem:

Lazł szewc po drabinie,
upadł między świnie,
świnia jemu szepcze:
jak się masz mój szewcze?

Chodzi świnia po ulicy
krzywo ogon nosi,
a on za nią, jak za panną,
o szczecinę prosi.

Po czym kowal roześmiał się szczerze a głośno jak to tylko człowiek wiejski potrafi.


Jerzy Czarnota: Podzamcze Piekoszowskie – zrujnowany pałac Tarłów

Tymczasem Czarnota w karczmie bawił, podjadł sobie, odpoczął. Konia oporządzonego odebrał i ruszył szukać pałacu Tarłów. Dobrze mu pleban drogę wytłumaczył bo niedługo Czarnota znalazł wyznaczone miejsce.



Pałac okazał się ruiną. Widocznie tylko wiatr w nim mieszkał. Pan Jerzy podjechał bliżej na dziedziniec konia wprowadził. Patrząc na mury zielskiem i mchem zarastające w zadumę popadł. Dziwny go nastrój naszedł w tym odludnym miejscu.



Wspomniał zmarłego ojca podstarościego Adama Czarnotę, panią matkę Hannę zabitą w zajeździe i posmutniał wyraźnie. Na myśl wziął swych przyjaciół i wrogów, przed którymi niedawno musiał uchodzić.



Myśli obsiadły go zewsząd. Wyciągnął gąsiorek z przednim trunkiem, w który zaopatrzył się w karczmie. Trochę weselej mu się zrobiło. Tym bardziej, że wspomniał Ewę Lisicką, do której żywił afekt szczery. Takie to rozmyślania zaprzątały głowę Czarnoty, kiedy oglądał i spacerował po ruinach pałacu.




Miła: trakt na Opatów

- Wołają na mnie Piotrek
– odrzekł woźnica. A chłopiec był z niego gładki, aż miło było zerkać na jego twarz i błyszczące oczy.

- Jak Ci na imię?
– zapytał. - Pewnie jakoś dziwnie, bo z kresów Rzeczpospolitej się wywodzisz. Tak przynajmniej prawili mniszkowie.

- Miła…
– odpowiedział skromnie dziewczyna.

- Nasz ojciec
– zerknął w tył na śpiącego - to mnich jako widzisz z zakonu benedyktynów się wywodzi. Hieronim mimo, że duchowny to człowiek znacznego rodu i wysokiego urodzenia. Matka przełożona klasztoru urszulanek to jego rodzona siostra czyli z jednego łona oboje pochodzą. Stąd ta cała nasz podróż i odwiedziny w twoim klasztorze. A tych dwu braci co z nami byli, to też benedyktyni pojechali w litewskie ziemie do klasztorów tamże pobudowanych.

Okazało się, że Piotrek to gadacz. Paplał jak najęty, a gęba jako odrzwia karczmy przy ruchliwym trakcie prawie zawsze była otwarta. Jednak chłopak widocznie miał respekt dla zakonnika, bo co chwila zerkał na śpiącego i uważnie nasłuchiwał chrapania dochodzącego z wozu.

- Ojciec przygarnął mnie długi czas temu. I od tamtego czasu z nim podróżuje. A widać sieroty lubi to i ciebie przygarnął. Dobrze mi z nim, bo zacny to człek, a mądry, że ho…
- smarknął przez palce jak to pachołcy zwykli czynić by nosowi ulżyć.

- Jeździm od klasztoru do klasztoru. Bo jak z rozmów między braćmi podsłuchałem to benedyktyni chcą kongregację zakładać. I temu ponoć służą te narady, odwiedziny i wszelkie deliberacje mnichów
– opowiadał rozmowny woźnica.

Piotrek opowiadał fakty, które zdał usłyszeć w ciągu rozmów jakie prowadził Hieronim ze swymi dwoma towarzyszami. Miła była ciekawa wszystkiego. Ale co i rusz pytania rodziły się w jej główce. Wielu oczywistych spraw i słów nie rozumiała. Piotrek co i rusz musiał tłumaczyć: co to kongregacja, kto to benedyktyni, co to królewszczyzny. A że sam w niektórych rzeczach miał słabe rozeznanie to namieszał faktów i objaśnień. Ale dziewczyna brała za pewnik wszystko to co mówił. Mniszki z klasztoru rozmawiały o nieco innych sprawach. Dzielił się z nią wiedzą, którą posiadł i był rad, że może się przed kimś wygadać. Hieronim zaś coraz głośniej pokasływał przez sen i widać było nad nim zmęczenie.

Na rozmowach z Piotrkiem upłynęło sporo dnia. Słońce stało w zenicie gdy ujrzeli dymy i wioskę. Wieś rozsypana była po okolicznych pagórkach gęsto obrośniętych brzeziną i olszyną. Chaty chłopskie i stodoły wychylały z tej gęstwiny omszałe czupryny dachów i pobielone ściany.
 

Ostatnio edytowane przez Adr : 14-01-2009 o 13:58.
Adr jest offline