Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2008, 00:29   #106
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Ranek wstawał szybko i co dla niektórych - boleśnie. Ten dzień już nie był wolny od pracy, więc większość chłopów wstała razem z pianiem koguta, by ziemię na orkę i sadzenie szykować, gdyż czas ku temu był najwyższy. A i piękna pogoda z wiosennym słońcem na niebie, zachęcała do pracy, nawet mimo kaca, którego kilka osób zdołało się już nabawić. I o ile nawykły mężczyzna nie miewał z tym jakiś większych problemów, klinikiem zabijając, to już Silia, wstająca z głową ciężką od wypitego wina, w pewnej mierze żałowała swojej lekkomyślności. Jens zniósł mieszaninę alkoholu znacznie lepiej, więc z waszej szóstki tylko półelfka cierpiała na syndrom dnia poprzedniego.

Elev i Lilla sparowali dość krótko. Walka mieczem była mimo wszystko męcząca, zwłaszcza po krótkiej nocy i ciężkim poprzednim dniu. Gdy skończyli, dostrzegli przyglądającego się im z boku starego Jaspera. Kiwnął głową na powitanie i dłonią przywołał do siebie, siadając na jakimś pniaku.
-Czy nie lepiej trenować z kijami? Tak to jeden nieopanowany ruch i...
Nie musiał kończyć, za to rozkasłał się. Milczeliście, czekając aż przestanie.
-W drogę wam czas. A wraz z wami połowa młodych wyjeżdża. Dobrych wyborów wam chciałem życzyć. Tylko tego.
Podniósł się ciężko, opierając na grubej ladze.
-I tego byście na Jensa baczyli, bo chłopak dobry, ale rozumu mu czasem brak. I to mu dajcie, gdy czas nadejdzie. Wiedzieć będziecie kiedy, jak mi się zdaje. Ale nie teraz, jeszcze nie teraz.
[ukryj=Nadiana]Włożył w dłoń paladynki drewniany medalion, na którym wyrzeźbiona głowa jednorożca, pod którą wiła się jakaś gałązka. Symbol Mielikki, bogini lasu. Dziwny, bo emanował ciepłem, gdy trzymałaś go w dłoni.[/ukryj]
[ukryj=Kelly]Włożył w dłoń paladynki drewniany medalion, na którym wyrzeźbiona głowa jednorożca, pod którą wiła się jakaś gałązka. [/ukryj]

Rozkasłał się znowu, zawracając do swojej chaty.

Część ludzi, w tym kowal, zabrała nosze i tuż po świcie udała się do lasu, w kierunku zamku. Zresztą tylko ci, którzy wstali z kurami, widzieli ich odejście. Ojciec Elizabethy pożegnał córę ojcowskim pocałunkiem i ciepłymi słowami. Rodziciel Jensa również szedł, ale stać go było tylko na pożegnalne "tylko wróć w końcu do domu".
Również Leonardo zebrał się całkiem szybko, już w chwili, gdy zebraliście się w karczmie na śniadanie i omówienie istotnych spraw. A bo i omawiać było trzeba, chociażby ilość prowiantu, jaką kto miał zabrać, bowiem nie wszędzie karczmy były, a gdzie były to pieniędzy na szaleństwa nie mieliście. Co was jednak najbardziej zaskoczyło to Nelli, która radośnie zbiegła zaraz za de Singwą. Doskoczyła do was, śmiejąc się radośnie.
-Sir Leonardo zabiera mnie ze sobą! Do wielkiego miasta! Będę się uczyć grac i śpiewać i tańczyć.
Zatańczyła, jakby chcąc udowodnić, że faktycznie tak będzie. Potem uściskała każdego z was.
-Tak się cieszę! Mam nadzieję, że spotkamy się ponownie, nawet tu w Taldze.
Szybko zjedli i już byli gotowi, bowiem nawet sakwy z jedzeniem rodzice Neli przygotowali zawczasu. Dla was również, jeśli tylko któreś by chciało.
-Żegnajcie kochani. Spotkamy się jeszcze. Pamiętajcie co wam mówiłem!
Odjechali na jednym koniu, machając wam radośnie. Cóż, i na was czas nadchodził. To już nie będzie wyprawa na jeden dzień, tylko tego byliście pewni.

W końcu byliście gotowi. Po solidnym obiedzie, ostatnim posiłku w rodzinnej wiosce, rozłożyliście na stole dużą mapę Vast, którą otrzymaliście od Leonardo. Nie była ona zbyt dokładna - przedstawiała tylko największe miasta oraz granice państw i księstewek. Wsi takich jak Talga nie było na niej w ogóle, chociaż waszą rodzinną wieś de Singwa zaznaczył kropką i podpisał. Według tej mapy, Midd było nieco bliżej niż Pracampur, chociaż i tak wydawało się daleko. A może blisko? W końcu na samej mapie nie wyglądało to tak źle, a wasze słabe z kartografią zapoznanie nie potrafiło dokładnie określić jak długo zajmie wam podróż. Najłatwiej było dotrzeć najpierw do traktu na północy a potem już prosto aż do samej stolicy Midd.

Wyruszyliście więc.

Prowadził Elev, znający okoliczne wioski najlepiej z was wszystkich, nawet jeśli ustępował znajomością samego terenu. Ten bowiem był płaski, zaś niziny pokrywały głównie łąki, z rzadka poprzetykane laskami. Większe bory omijaliście łukiem. Zresztą były tu ścieżki i polne drogi, uczęszczane rzadko, ale wyraźnie widoczne, zwłaszcza w lasach. Chłopak prowadził ku Krull, wiosce położonej wedle jego oceny najdalej, jak mogli dotrzeć w te kilka godzin. Nie spieszyło się im zanadto, a dźwiganie ciężkich plecaków wcale wędrówki nie ułatwiało. Nieprzyzwyczajone plecy bolały, a nogi powoli odmawiały nawet palladynce, która przecież przez całą drogę dźwigała również ciężką kolczugę. Tylko Jens wydawał się trzymać całkiem nieźle, zapewne dzięki temu, że już trochę lat spędził na łażeniu całymi dniami po bezdrożach. Minęliście Lozy, których mieszkańcy przypatrywali wam się z niejakim zdziwieniem, wytykając palcami i witając ze znanymi gębami, jeśli kto jaką dostrzegł. Wieczorem zaś, już po zmierzchu nieco, dotarliście do Krull, co znacznie wcześniej oznajmiły winnice, którymi szczyciła się ta niewiele większa od Talgi mieścina.

Osada nie miała gospody, dlatego Elev poprowadził was do domu sołtysa, który zawsze chętnie gościł podróżnych. Otworzyła wam postawna, chociaż niska, kobieta o bardzo sympatycznej, śmiejącej się i pucułowatej twarzy. Nie była już młoda, ale widać było, że kiedyś musiała być piękna. Teraz zaś dostrzegając chłopaka uśmiechnęła się i przywitała serdecznie, obejmując go i przytulając do swoich obfitych piersi. Irga jej chyba było.
-Elev! A to cię przywiało! A kim są twoi przyjaciele? Zresztą nieważne, nieważne, miejsce się znajdzie. Chodźcie, tylko nie tupajcie za mocno, bo dziatki już śpią.
Poprowadziła w głąb sporej izby i dalej, do długiego stołu, przy którym siedziało dwóch starszych mężczyzn, popijających wino ze szklanic.
-Sigurd! Patrzaj kogo nam tu przywiało. Cała banda, a uzbrojone toto jak na wojnę!
Roześmiała się, zaś sołtys, którego chłopak poznał od razu po tym, że był po prostu łysy, wstał od stołu i przywitał się z chłopakiem równie wylewnie. Podobnie jak z pozostałymi zresztą. Po krótkim zapoznaniu posadzono was przy stole i na początek wsadzono po szklanicy wina. Sigurd zaś prawił, a że wypił już nieco, to prawił dość głośno.
-A niech mnie, co za dzień! Tom się ciebie, Elevie, zupełnie nie spodziewał, a że jeszcze z przyjaciółmi przyjdziesz! Spania u nas tyle nie ma, zwłaszcza, że obecnemu tu kupcowi Tybaldowi izbę już obiecałem. Ale w stodole na sianie miejsce się znajdzie, to się i wyśpicie. A gdzie to się wybieracie, tak zbrojni i w ogóle?
Kupiec, którego wymienił sołtys, milczał gustownie, skinąwszy tylko głową, gdy wymieniono jego imię. Był drobny, posiwiałe już nieco włosy ścięte miał na krótko, chociaż na całej twarzy nosił również posiwiałą w połowie brodę. Gdy zaś padła nazwa "Midd", którą ktoś rzucił w odpowiedzi, ożywił się nagle i zagadnął. Głos miał cichy i spokojny, jakże odmienny od Sigurda.
-Do Midd? Toż to mi po drodze. Wozy mam dwa i dwóch nierobotnych pachołków. Wino od sołtysa do Tsurlagol wiozę, ale przez Midd mi też droga. Ochrony nie mam, a widzę, zbrojni jesteście. Bandytów tu w okolicy ciężko ponoć spotkać, ale kto wie? Wam lżej by było na wozach, bo jakoś byśmy się pomieścili, a w grupie raźniej. A i za pomoc jadłem, winem lub miedziakami płacić mogę.
Uśmiechnął się sympatycznie, czekając na odpowiedź, czy decyzję jakąś. Elizabetha zaś usłyszała ciche westchnięcie. Obróciła się ku schodom na pięterko, dostrzegając dwójkę dzieciaków, pokazujących sobie was palcami i szepcząc coś do siebie.
 
Sekal jest offline