Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-12-2008, 17:38   #107
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Przykro mi, szanowny Tybaldzie, tym bardziej, że rozumiem twoje problemy. Nie jestem jednak pewny, czy się ze sobą zgodzimy co do ochrony. Zbójów wprawdzie nie ma, przynajmniej nie słychać, ale pewnie dlatego, że gobliny ich wytłukły.
- Gobliny
? – Zdenerwował się lekko kupiec. – Jakie gobliny. Wszak tutaj nigdy nie było goblinów.
- O, to coś już wiesz na ten temat
? – Wtrącił sołtys.
- Owszem, niestety nieciekawe wieści – pomarkotniał nieco sztucznie Elev.
- Bowiem owszem, my tu w Krull słyszeli o tym ścierwie, co to wasi łowcy naszli gdzieś w lesie pod Talgą, zaś wójt Talgi miał szukać jakiegoś przepatrywacza, co sprawdziłby niebezpieczeństwo.
- Gobliny, ech sołtysie
– żachnął się Tybald – i wy mi dopiero teraz o tym mówicie. Skąd tu się to parszywe draństwo wzięło?
- Nie wiemy
– wyjaśnił chłopak, - ale najpierw rzeczywiście ,tutaj to obecny, zacny leśnik Jens znalazł poszarpanego goblina i wójt postanowił sięgnąć po pomoc z zewnątrz.
- Więc to ty, mości Jensie, skoro tak, zaraz opowiesz, co było, bośmy tutaj spragnieni nowin, niczym kania dżdżu
.

Elev nie dziwił się temu. Wioski przeważnie żyły dzień w dzień, monotonnie i bezbarwnie. Wszelkie nowiny, jeżeli tylko mogły rozruszać szarość przeciętnego dnia zdawały się pożądane, jeżeli tylko nie zwiastowały rychłego niebezpieczeństwa. Gobliny na tej ziemi stanowiły zaiste unikat, o którym się wiedziało, ale nie spotykało osobiście. Dlatego stanowiły raczej, przynajmniej dla niektórych, część bajki, które nie wytwarzały poczucia strachu. W Taldze i okolicach groźny mógł być głód, który zabijał, niepogoda, która niszczyła plony, czy wreszcie pożar lub powódź, zdarzające się od czasu do czasu. To były realne groźby, ale gobliny … Dla kupca jednak stanowiły widocznie bardziej prawdziwe zagrożenie, niżeli dla tutejszych chłopów.

- Ano – tłumaczył Tybaldowi dalej Elev, – właśnie dlatego ten problem. Póki jesteśmy sami, pewnie nikt się nie połakomi na naszą grupę. Wy zaś macie wozy. Łakomy kąsek dla zbója i goblina. Dlatego wybaczcie, ale niełatwo zdecydować się na ochronę was, choćbyśmy chcieli. Boc wiemy, ze pomóc by trzeba, ale ryzyko jest wielkie.
- A czy wy bylibyście w stanie pomóc
? – Tutaj pode łba spojrzał kupiec. – Gobliny to chytre oraz obrzydliwe stworzenia. Grupami atakują. Rozumiecie, nie chciałbym ochrony, która się przestraszy garstki zielonych. Przy całym zaś przeproszeniu, jak stwierdził mości Sigurd, wyście wieśniacy.
- Ano tak, macie rację, ze owi zielonoskórzy łotrzy atakują bandami. Jedna z nich zaplątała się do zamku, wiecie, tego za lasem.
- I co?
- Ano, wójt rzeczywiście najął wojaka doświadczonego, który wziął kilkoro spośród wioskowej młodzi, tutaj obecnych, i poszliśmy tam. Trochę rzeczywiście udało się uciec, ale wiadomo, ze one chadzają niekiedy hordami. Czy są jakieś poza zamkiem? Całkiem możliwe.
- To żeście się bili?
- Ano tak, jak wam powiadam
– Elev wprawdzie niespecjalnie znał się na targowaniu cen, ale dogadywać z ludźmi potrafił. Jeżeli trzeba było pogodzić skłóconych chłopaków, albo usprawiedliwić jakąś psotę przed rodzicami, chętne podejmował się tego. Wiedział, że każdemu trzeba postawić odpowiednie warunki wskazując rozmaite kawałki otoczenia, które sprawią, że owe warunki uzna za znośne. Tak właśnie postępował z kupcem, który wprawdzie targować się umiał pewnie sto razy lepiej, ale miał też znacznie więcej do stracenia, cały towar. Skoro zaś wśród młodych wyróżniały się postacie kapłana i paladyna dobrych bóstw, sprawę to bardzo uwiarygodniało. Nie słyszało się, żeby jakikolwiek paladyn skłamał. Jeżeli zaś potwierdzał, ze gobliny były, znaczy, naprawdę były. Wprawdzie zielonoskorzy z owego zamku zostali wybici, ale rzeczywiście, skoro były tam, znaczy to, że inna grupa mogła być gdzie indziej. Wątpliwe było, żeby jedna niewielka wataha zapuściła się w głąb ludzkich terenów. Jednak może właśnie taki niespodziewany wypadek miał miejsce teraz? Niepewność kupca stanowiła wodę na młyn dla podróżnych.

Specjalnie także wspomniał, że mają jakieś, skromne wprawdzie, ale zawsze, doświadczenie. Tybald mógł być zacnym handlarzem, ale Elev nie spotkał jeszcze kupca, któryby nie chciał kupować po cenie znacznie tańszej, niżeli prawdziwa wartość, a sprzedawać znacznie drożej. Skoro kupiec zaś oferował przewóz, jadło i jakieś drobiazgi, chłopak sądził, że ochrona jest pewnie znacznie droższa. To była z kolei karta atutowa kupca: znał ceny oni zaś wcale.
- Czyli, jaka wasza decyzja? – Chciał wiedzieć Tybald. – Przewóz, jadło, piątka srebrnikow na glowę, a zapłacę dziewięć, jeżeli trzeba będzie użyć mieczy? Co wy na to?
- No cóż, ja sam nie mam nic do gadania? Dajcie nam chwilkę, to uzgodnimy pomiędzy sobą
– zwrócił się do towarzyszy myśląc, że chyba niewiele uzyskał tą dość nieudolną próba targowania, praktycznie tylko podwyższenie lafy, jeżeli doszłoby do czegokolwiek. Czasami bywa i tak.
~ Muszę się bardzo wiele nauczyć ~ pomyślał.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 08-12-2008 o 17:45.
Kelly jest offline