Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2008, 13:26   #139
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Chwila oddechu, to wbrew pozorom było za wiele. Póki ruszał się, biegał, walczył jakoś się trzymał, ale gdy tylko przysiadł na brzegu rzeki zaatakował go najbardziej podstępny wróg. Zmęczenie. Halder nie spał ostatniej nocy, a od awaryjnego lądowania prawie cały czas był w ruchu. Ostatnie zaś harce po dżungli wyczerpały go doszczętnie. Z trudem oddychał wciągając w płuca wilgotne powietrze. Właściwie dusił się od wilgoci, bo tlenu było tylko odrobinę. Dokładnie tyle, żeby nie zdechnąć.
Senność odrętwiła jego członki, a całe ciało wyło o odpoczynek. Pospać tylko 5 minut … minutę … choć kilka sekund … posiedzieć tylko.
Z każdą chwilą pozbieranie się i wstanie na nogi stawało się coraz trudniejsze. Gdzieś niedaleko usłyszał serię z AK i zaraz potem charakterystyczny odgłos moździerza. Wstał z trudem podpierając się ręką.
- Przeklęty kraj. W tym klimacie tylko czarnuchy mogą wytrzymać. Już wolę pustynię. – mruknął spoglądając na przedzierającą się przez dżunglę rzeczkę.
Mimo zmęczenie uśmiechnął się w duchu. To że na nią trafił było nieomylnym dowodem że Bóg jest Niemcem. Dostał w prezencie drogę przez zarośla prowadzącą najpewniej do rzeki Kongo. Problem w tym, że w zaroślach mogli się czaić Simba, którzy mogli nad rzeczką rozbić obóz i także korzystać z tej naturalnej drogi.
Na wszelki wypadek zaczął poruszać się z nurtem. Nie środkiem jednak, a przy brzegu, z którego spadł. Wyciągnął kompas i sprawdził kierunki, na razie poruszał się w stronę miejsca gdzie miała wylądować łódź. Jednak rzeczka mogła kluczyć i nie wiadomo było gdzie go wyprowadzi. Co jakiś czas zatrzymywał się i nasłuchiwał. Zdążył już się przekonać, że walcząc w dżungli słuch jest nie mniej ważny jak wzrok.
Miał czas zastanowić się nad całą sytuacją. Belg nie przedarł się za nim. Co oznaczało, ze już go wykończyli, albo zrobią to niedługo. Nie mógł mu pomóc. Zawrócenie byłoby samobójstwem. Silva był nie wiadomo gdzie. Jeśli sobie poradzi dotrze do łodzi, o ile dziewczynom starczyło zdrowego rozsądku, by odpłynąć. Nie udało się rozbić Simba i pozostawało pomyśleć o odwrocie.
Nie liczył na to, że uda mu się odnaleźć moździerz, ale miał nadzieję, że dotrze do rzeki, a potem do łodzi. Przyłapał się na myśli, że chciałby jeszcze zobaczyć Ankę.
Oto właśnie w tym wszystkim chodziło. By było do kogo wracać. Po to walczył i o to lubił walczyć. Rasa, ojczyzna, honor. Tego należało bronić. Anka i Sophie były jak te idee. Ratując je ratował wszystko w co wierzył.
Ścisnął mocniej karabin. Skupił się na celu. Musiał przeżyć, by je ocalić.
Gdzieś w oddali usłyszał coś jakby muzykę. Nie. Niemożliwe. Musiał się przesłyszeć.
 
Tom Atos jest offline