Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2008, 14:23   #53
Lhianann
 
Lhianann's Avatar
 
Reputacja: 1 Lhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputacjęLhianann ma wspaniałą reputację
Za oknami powozu kolejne krople deszczu bezszelestnie spływały na ziemię kryjąc migotliwa zasłoną wody niedoskonałości otoczenia
Evelyn patrzyła przez szyby ale jej wzrok na niczym się nie zatrzymywał, zdawała się spoglądać na wskroś przez to co mijała.
Nadal nie potrafiła sobie wytłumaczyć czego tak naprawdę była świadkiem, najpierw szorstka i niemiła sytuacja w rodzinnym domu, ale to co było potem…

Wsiadała już prawie do powozu, gdy kierowana niejasnym impulsem spojrzała w górę, w okna gabinetu ojca, gęste firanki nie pozwalały dojrzeć czy ktokolwiek ją obserwuje,, lecz ona doskonale zdawała sobie sprawę, że tam, u góry jest jej ojciec, i że nie jest w pomieszczeniu sam…
Tylko czemu ją okłamano? Przecież gdyby miał jakiegokolwiek gości, to przecież ona by poczekała. A została postawiona w sytuacji, że nie ma się do kogo zwrócić, jej najbliżsi na jakich zawsze wierzyła, że ma oparcie w jednej chwili odwrócili się od niej i to w tak bolesny sposób. Kolejny cios jaki w tak krótkim czasie na nią spadał. Niepokój w ciągu dnia, koszmarne widziadła w nocy, i jeszcze ten ostatni sen…
I co z tym wszystkim ma wspólnego to dziecko, Lukrecja Whitehous?

Powóz się zatrzymał, dojechała do celu.
Z lekkim trzaskiem otworzyła parasolkę, by ochronić się chodź trochę od deszczu i szybkim krokiem ruszyła przed siebie.



Cmentarz Bloomsbury.

U stojących przed cmentarzem kobiet z kwiatami kupiła dwa bukieciki herbacianych róż
Cmentarz robił wrażenia zupełnie pustego, nikt chyba poza nią, i pracownikami nekropolii nie miał ochoty w taki dzień jak dziś jej odwiedzać.
Osłonięty murem i szpalerami drzew ocieniającymi prawie każdą alejkę cmentarz był osłonięty od wiatru, długie pasma mgły przepływały pomiędzy gałęziami jak jedwabne wstęgi.

Znała ten cmentarz dość dobrze, pochowano na nim jej matkę, był tu grobowiec rodziny Berkeley.
Znalazła się przy części cmentarza w jakiej zaczynały się pomniki, najczęściej statuy aniołów mające jakoby strzec dusz umarłych w drodze do niebios.
Dzisiejszego dnia jednak ręka anioła wskazywała na zimne, białe niebo, jakie wydawało się być bardzo odległym i nieprzyjaznym miejscem.
Czy ty, który tu leżysz, trafiłeś tam, gdzie miałeś nadzieje trafić? Czy jesteś tam szczęśliwy?
Cisza panująca na cmentarzu w dziwny sposób ją uspokajała.
Wzburzenie powoli ją opuszczało, jego miejsce zajmował spokój lekko zabarwiony zrezygnowaniem.
Bo czymże jesteśmy chcąc przeniknąć plany nieskończoności?
Skręciła alejką w lewo kierując się w stronę rodzinnego grobowca.
Budyneczekwykonany z białego marmuru i granitu pamiętał czasy sprzed prawie 300 lat, gdy cześć rodu Berkeley przeniosła się do Londynu.
Tu też hrabia George Cranfield Berkeley pochował swą żonę, pochodzącą z Szkocji Fiona Deidre Murray. Swego czasu sporo szeptano na temat tego dziwnego małżeństwa, bo przecież wszyscy wiedza, że szkocka szlachta nie różni się za bardzo od swych poddanych, obdartych pasterzy owiec.
Cóż z tego że klan Murray jest jednym z najstarszych szkockich klanów, skoro wspierali tego śmiesznego Williama Wallace w jego jakże śmiesznym powstaniu!
Jednak hrabia Berkeley uparł się przy swoim, a przecież tyle było pożarnych, angielskich panien na wydaniu, które zrobiłyby pewnie bardzo wiele, by móc zostać hrabiną…
Cóż, nawet po śmierci żony ojciec Evelyn nawet nie chciał słyszeć o ponownym ożenku.
Ponoć bardzo kochał swą szkocką żonę…
Jej półsiedząca rzeźba przy grobowcu była ponoć powodem ogólnego zgorszenia, ale i to nie obeszło hrabiego.
Dziś po raz pierwszy Evelyn dostrzegła poprzez rysy rzeźby jak bardzo jest podobna do matki jakiej nawet nie pamiętała…


Jeden z bukiecików położyła tuż koło rzeźby.

Ruszyła dalej, klucząc alejkami, wchodząc w cześć mniej sobie znaną.
Tak, to przy tamtych drzewach…
Grobowce rodziny Fox stały w otoczeniu dębów i jesionów, ich korony splatały się ze sobą czyniąc wiosną i latem nieprzeparty mur zieleni.
Teraz drzewa w większości były już pozbawione listowia, ich gałęzie i konary wyglądały jak ramiona wyciągnięte w błagalnym, lub groąco bałwochwalczym ruchu ku niebu.

Sam grobowiec był niezwykły, ozdobiony dwoma rzeźbami, których charakter nie był tak prosty i łatwy do odczytania jakby się pozornie zdawało…



Evelyn miała wrażenie, że wokół tego miejsca unosi się coś dziwnego, jakby ni to oczekiwanie ni to dziwne napięcie. Tak jakby ktoś na coś czekał…
Dreszcz przeszedł jej całe ciało, poczuła, ze to nie jest miejsce do jakiego powinna sama przychodzić, drżącym ruchem złożyła kwiaty obok już wyschniętych wieńców i wiązanek.

Szybkim krokiem ruszyła w stronę wyjścia, pokonując dziwną chęć odwrócenia się i sprawdzenia, czy ktoś jej nie śledzi.
Teraz miała ochotę dojechać już do domu.
 
__________________
Whenever I'm alone with you
You make me feel like I'm home again
Dear diary I'm here to stay

Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 25-01-2009 o 14:32.
Lhianann jest offline