Wątek: Bad Company!
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-12-2008, 15:24   #6
Hawkeye
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Nie lubił spacerować, maszerować czy jakkolwiek nazywały to "zające". Ostatni raz taki kawał terenu musiał pokonać po awarii jego samolotu w Somalii, wtedy podobnie jak teraz był ścigany, może niezbyt intensywnie, ale jakby napatoczył się na jakiś Somalijczyków, to skończyłby słynną metodą "abażur". Przywiązaliby go na słońcu do słupków i ostrożnie wyjęli wnętrzności, tak żeby go nie zabić ... a potem zostawiliby aby się wysuszyły. Straszne męczarnie i długie konanie, właśnie ta perspektywa niosła go na skrzydłach, do miejsca skąd go zabrał helikopter.

A wcześniej? Wcześniej maszerował na ćwiczeniach, na uczelni USAFU, chociaż to nie były długie kawałki. Oczywiście przełaził kawał czasu w Compton. To był kolejny powód, dla którego tego nienawidził. Przypominało mu niezbyt miłe czasy. Poza tym uwielbiał prędkości, nic nie równa się odrzutowcowi osiągającemu mach 3. Na ziemi podobną rolę mogły pełnić sportowe samochody, które również były jego pasją ... a motory, to tylko ciężkie krążowniki ... dawały masę satysfakcji.

Alex uśmiechnął się na te wszystkie wspomnienia. Kiedyś z paroma kumplami z dzielni "pożyczyli" Ferrari. To była frajda i na całe szczęście, nikt ich nie złapał. Przejażdżka była dla niego wtedy niesamowita.

Z zamyśleń wyrwał go głos brata, opowiadającego kawał. Właśnie wtedy zdenerwowanie kilku ostatnich dni dało o sobie znać.

-Hej Jack chwila ... to mój kawał! Ukradłeś mi go, niedawno ci go opowiedziałem! I znowu się zaczyna. Tak samo jak miałem 5 lat i ukradłeś mi mojego misia Bobo - powiedział do swojego brata. W sumie lubił się z nim "przekomarzać", bo kłóceniem to akurat ciężko to było nazwać, chociaż i awantury się zdarzały ... jak to w rodzeństwie.

- Nie ukradłem!!!! Po prostu opowiedziałem go innym przed Tobą, nie moja wina, że idziesz ze spuszczonym łbem, nie przymierzając jak dupa w trawie!!!! -

-Dupa w trawie? Dupa w trawie? I nie używaj tego argumentu: "przed tobą", to tak samo jak z tą laską Jessicą w LA. To ja pierwszy ją zobaczyłem, to ją z nią pierwszy zagadałem, ale oczywiście to ty wtedy z nią wyszedłeś-

- Widocznie wolała starszych, trzeba mieć podejście do lasek AJ,weź mi tu teraz nie rób wykładu z psychologi, życie to nie film, młody- dodał z uśmiechem.

-I mówi to facet, który podczas ostatniego starcia darł się "Rangers Lead the Way", hej to nie jest film z Johnem Waynem. Zapierdalam na pieprzonych butach, przez pieprzoną Ukrainę. Wiesz kiedy ostatnio musiałem iść taki kawałek ?-

- Pewnie dawno, przyzwyczaiłeś się, że się wozisz samolotami za grube bańki, jak kolo jeżdżący po dzielni Mustangiem Shelby. Chciałbym Ci tylko przypomnieć, że ostatni twój samolot rozpieprzyliśmy w drobny mak... na twoim miejscu nie łudziłbym się, że już Ci ktokolwiek da coś co lata w ręce.

-Hehe kupiłem sobie to auto po misji w Somalii - uśmiechnął się AJ do swoich wspomnień -I Harley ... panienki na to lecą. A ty panie cwaniaku, wiedz, że jestem jednym z najlepszych cholernych pilotów ... znaczy się byłem jednym z najlepszych cholernych pilotów w tej pieprzonej armii. - w tym momencie AJ się zatrzymał -Dobra mam tego dość. Zapierdolmy jakiś samochód -

- Tak jak jakiś znajdziesz to daj mi znać.

-Najlepiej z odtwarzaczem CD posłuchałbym sobie dobrej muzy - powiedział kontynuując marsz -A jakby do tego miał duży bagażnik, to i Biały miałby miejsce dla siebie - dodał po chwili milczenia

- Stary Biały to by biegł za nami na smyczy uwiązany do rury wydechowej.-

-Ej ja zazwyczaj samochodami jeżdżę tyle ile fabryka dała, nie nadążył by. Wyglądał by jak coś, co przyczepiło ci się podczas postoju -

- Hehe i tak miałby wyglądać...-

-Taa piękny obrazek -

- Lepszy nawet od zapachu napalmu o poranku - zakończył rozmowę Jack.
(...)

Jadł swoją porcję nie przejmując się pozostałymi, praktycznie aż do momentu, w którym padło słowo: "złoto". Jeden z najcenniejszych kruszców świata ... oj skoro oficer tak bardzo chciał poznać jego położenie, to musiało go trochę być. A to oznaczało, że będą mieli przynajmniej na wydostanie się stąd i być może starczy im na rozpoczęcie nowego życia. Całkiem przyjemna perspektywa.

Kiedy jego brat wyszedł, aby załatwić oficera, popatrzył na resztę kompanów i powiedział na tyle cicho, aby nikt go więcej nie usłyszał.

-Dobra, czas się zbierać panowie - wysunął ostrożnie z kabury swój pistolet, i zakrywając go tak jak kiedyś na dzielni, podszedł pod plecy więźnia. Szturchnął go w plecy pistoletem, dając mu znać, że jest uzbrojony, a następnie odsunął go, aby móc w razie czego go załatwić.

Położył swoją dłoń na jego ramieniu i odezwał się w pięknym, "poetyckim" rosyjskim.

-No przyjacielu, na twoim miejscu nie odwracałbym się, ani nie wykonywał żadnych zbędnych ruchów. Nie chcę cię rozwalić, dlatego w razie czego po prostu odstrzelę ci jaja, albo przestrzelę kolano. Teraz pójdziesz z nami i nie próbuj drzeć ryja - Ręką dał mu znać, aby podniósł się z krzesła, a swoim kompanom głową, żeby poszli za nim. Czas było opuszczać tą wioskę i jak powiedział Jack, spotkać się przy torach.

Wychodząc z knajpki posłał szeroki uśmiech wszystkim -Nie przeszkadzajcie sobie - rzucił po rosyjsku i pchnął lekko więźnia na zewnątrz. Nie mógł pozwolić tamtemu uciec ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline