Aleksander spławiony już milczał, jak dziecko gdy jest karcone przez ojca. Wiedział czym jest zniekształcenie lecz w przekleństwach widział potęgę i błogosławieństwo, w sumie jak większość Tzimisce. Wrócił do swej normalnej postaci i poprawił okulary i z lekkim zniesmaczeniem na twarzy posłusznie i grzecznie ruszył za wszystkimi. Zobaczył co stało się z arabem, widział jak Panie oddaliły się, lecz samemu nie zamierzał ingerować w to co się dzieje. Nie wtrąca się, był typowym intelektualistą, nie miał ni krzepy w mięśniach ni wytrzymałości. Powoli, nie spiesząc zszedł do lochów. Powoli zaczął przypominać mu się jego klinika, pomoc bezdomnym i praca… W jego umyśle szalały wspomnienia i ręce go świerzbiły jak nigdy. Wilgotne mury i przepełnione zapachem rozkładu, mięsa i krwi pomieszczenia i korytarze napawały go tą szaleńczą perspektywą powrotu do badań. W pewnym momencie prawie krzyknął, lecz z jego gardła wyrwała się jedynie nuta, samodzielny odgłos, nienaturalnie chropowaty i iście metaliczny głos w porównaniu do jego postury i zachowania, jednak był to jedynie samodzielny dźwięk, który przy akompaniamencie krzyków i jęków błagań tworzy piękny utwór. Miał wielką ochotę dokonać kilku rzeczy, lecz racjonalizm i zwykłe poczucie etyki i nauk zachowania powstrzymały w nim bestie. Zszedł grzecznie do lochów, jako pierwszy zaraz po Marysi. Czekał w milczeniu…
Ostatnio edytowane przez MigdaelETher : 12-12-2008 o 11:03.
Powód: Błędy
|