Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2008, 21:34   #22
kabasz
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Dokończenie posta Lhianann.
- Nie musisz się mnie obawiać, żaden syn czy córka Idvy nie jest w stanie skrzywdzić swych braci czy siostry. To wbrew prawu.

Lorence chwycił chustkę, ponownie zanurzył ją w tafli wody ulicy. Powoli, nie śpiesząc się gładził najbardziej zaczerwienione miejsca ciała kobiety. Niby przypadkiem opuszkami palców dotykał co trochę jędrnej skóry piersi swej siostry. Jego twarz nie wyrażała zażenowania czy też ekscytacji, było to raczej uwielbienie. Takie, które człowiek dostrzega w spojrzeniu swojego psa.

Ból który praktycznie ją obezwładniał nie pozwalał jak na razie prawie się jej poruszać.
Dotyk mokrego materiału na rozgrzanej skórze był niezwykle kojący, świadomość tego, że jest naga, i praktycznie zdana na łaskę Lorenca została odepchnięta gdzieś na sam skraj jej świadomości. To wszystko ciągle było dla Dominique mało realne?

Treść nowego posta

Odkąd pojawili się nowi mieszkańcy miasta, wiele zmian zaszło w samej Meridol. Czuła, iż coś wyróżnia to stado. Nie, nie chodzi tu o tak zwane emocje, ekscytacje i tym podobne przyziemne ludzkie stany duszy, umysłu. Spróbuję to zobrazować najlepiej jak tylko się da. Widzicie. Meridol nie czuła tego przy narodzinach żadnego innego stada. Pewien posmak smażonego banana polanego ciemną czarną czekoladą. Tak, to co czuła było smakiem - słodko gorzkim. Zazwyczaj nowe stado miało jeden wyraźny posmak. Stado Białej Róży, aż dwa.

Każda dzielnica Thagortu miała swojego opiekuna. Istotę, której celem istnienia było służyć miastu. Niewątpliwy zaszczyt poznać Meridol mieli Aleksandra Nassau oraz Reynold Burke. Czy byli świadomi tego kim jest istota stojąca naprzeciw nich ? Niestety nie.

Jest jedna bardzo ważna rzecz odnośnie stad i symbolu wyrytego na piersi, każdego z ich członków. Jeśli członek stada oddali się zbyt daleko miejsca w którym przebywa dziecię Idvy, krew poczyna powoli spływać z jego tatuażu. Nic niebezpiecznego możecie pomyśleć ? Nie do końca. Każda kropla krwi reprezentuje jedno wspomnienie o danej osobie. I gdy ta odchodzi od swojego Opiekuna zbyt daleko. Wspomnienia wszystkich osób z nią powiązanych - bez wyjątku, poczynają blaknąć, by w końcu odejść w odmęty niepamięci.

Aleksandra stwierdziła, iż jej tatuaż pokrył się malutkimi plamkami krwi. Przed oczami Reynolda mgliście stanęło pierwsze wspomnienie, jakie posiadał odnośnie Aleksandry. Twarz dziewczyny stawała się coraz bardziej niewyraźna...
Meridol wiedziała, że para oddala się zbyt daleko od miejsca narodzin córki Idvy. Jej zadaniem było dopilnowanie za wszelką cenę aby każdy członek nowego stada stawił się u swego Opiekuna. Każdy bez wyjątku. Nie mogła pozwolić na osłabienie stada, szczególnie tuż przed pierwszą próbą.

Strużka wiatru pochwyciła zwiewnie drobinki wodnego piasku. Sypka ciecz szybko nabrała bardziej jednolitego kształtu – długiego niczym sople lodu sztyletu. Meridol wbiła ów przedmiot w taflę wody ulicy. Cała przestrzeń dookoła wszystkich ludzi stała się lodowym pustkowiem. Wodne ściany, zmieniły się w cienkie warstwy lodu. Bardzo cienkiego lodu.

Meridol raz jeszcze wskazała kierunek w jakim pragnęła, aby podążali Aleksandra oraz Reynold.

Całe miasto stało się zimne, śliskie, nieprzyjazne. Temperatura spadła znacznie poniżej zera, co biorąc pod uwagę nagość większości członków stada Białej Róży, nie wróżyło nic dobrego na przyszłość. Najbardziej chłód odczuł Charles Dolin. Mężczyzna stał na dachu budynku targany zimnymi podmuchami wiatru. Co gorsza, nie zorientował się, gdy dach budynku stał się cienką warstwą lodu. Tak cienką, że każdy najmniejszy ruch sprawiał, iż słychać było trzaski łamanej powierzchni po której stąpał.

Julian włączył telewizor, ujrzał w nim dość przedziwny obraz. Dookoła pełno krwi, roztrzaskane krzesło, nieznanego mężczyznę z odciętą głową, pełno potłuczonego materiału przypominającego szkło oraz siebie leżącego nieprzytomnie dookoła tego całego bałaganu. Chłopak był pewny, że właśnie dostał znak od Boga. Kopnął krzesło znajdujące się, najbliżej niego. Wzbudziło to zrozumiałe zaciekawienie wszystkich nieznajomych. Wpatrzonych w młodzieńca wszystko mówiącym spojrzeniem. Nie mogli wtedy wiedzieć, że tym razem chłopak rzeczywiście uratował życie pewnemu człowiekowi.

– Ishtav !!!!!!!

Głośny krzyk nieznajomej dziewczyny rozszedł się po całym Thagorcie. Ktoś chciał zostać usłyszany.

Krzyk naruszył już i tak wątłą konstrukcję budynku. Ciało Charlesa przebiło sufit ostatniego piętra. Jego ciało z impetem niczym pocisk przebijało się przez kolejne warstwy, trwało to niecałą sekundę. Dla chłopaka była to wieczność. Gdy pierwsza tafla lodu została przez niego przebita jeden z odłamków wleciał mu do lewego oka rozcinając tęczówkę. Gałka oczna wypłynęła z ciała. Skłamałbym gdybym rzekł, że to nie bolało.

Julian usłyszał ogromny trzask i huk, odwróciwszy wzrok od nowo poznanych osób spostrzegł, iż w miejscu w którym stało do niedawna krzesło leżał teraz zakrwawiony nieznajomy mężczyzna. Podbiegł do niego, podniósł i czym prędzej wyprowadził z budynku.

Grupa zgromadzonych przed budynkiem osób, szybko zorientowała się, że muszą jak najszybciej opuścić to miejsce. Budynek na wprost nich począł kołysać się we wszystkich kierunkach. W każdej chwili groził zawaleniem.


Lorence rozkoszował się tą chwilą, podczas której mógł bezkarnie poznawać ciało swojej siostry. Choć dookoła Dominique panował mróz, ona go nie odczuwała. Idva obdarzała ją wystarczającym ciepłem. Było to dość specyficzne uczucie. Wyobraźcie sobie, że dookoła was panuje niewyobrażalny ziąb, a wy możecie chodzić po dworze w stroju Adama i Ewy tak jakbyście znajdowali się na Hawajach. Wraz z krzykiem nieznajomej dziewczyny Lorence wyprostował się. Nerwowym wzrokiem znalazł swoje stado. Marcus z przyklejonym do ściany językiem stał wpół wyprostowany. Wampir tylko pomyślał, aby w jednej chwili jego włochaty towarzysz odkleił się od ściany budynku a tak też się stało. Każda sekunda była teraz ważna, czekało wszakże teraz na nich zadanie.

- Przepraszam cię, siostrzyczko. Jestem zmuszony pomóc Idvie, dzieje się chyba coś bardzo niedobrego.

Kobieta go jednak nie słyszała, w chwili gdy do jej uszu dotarł krzyk nieznajomej. Idva na jej ciele postanowiła natychmiastowo dokończyć proces narodzin. Mozaika dziwnych symboli boleśnie wyryła się na ciele kobiety, ból był nie do zniesienia. Dominique straciła przytomność. Jej zmysły jednak szybko powróciły. Jedna z wielu zalet posiadania Idvy to fakt ,iż człowiek szybko regenerował się z każdego uszczerbku na jego zdrowiu.

Kobieta stała samotna na środku ulicy. Dookoła niej, nie było śladu żywej duszy. Jej piersi niedbale zasłaniała rozdarta koszula nocna. Chłodny wiatr ocierał jej ciało powodując przyjemne dreszcze. Na ulicy leżał ciemny płaszcz Lorenca.
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline