Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-12-2008, 22:05   #720
Odyseja
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację
Atmosfera tego potwornego miejsca, jakim była Dzielnica Świątynna zmroziła Luinehilien krew w żyłach. Szczególnie wyczuloną na otaczający ją świat druidkę przytłaczało to otoczenie. Ze wszystkich stron bombardowała jej umysł nienaturalna energia. Nic dziwnego, że Nuhilla nie chciała przekroczyć granicy Dzielnicy Świątynnej. Do tego te ogromne wyrzuty sumienia… Przecież gdyby nie zbagatelizowała tego karwasza… Nie dopuściła do inicjacji… Amman by pewnie żył… Luinehilien nie próbowała nawet pocieszać się myślą, że nie mogła tego przewidzieć, że to nie jej wina. Nie była w stanie aż tak się okłamywać…

Szła w milczeniu. Po jej twarzy widać było, jak wielki targa nią smutek. Tylu ich już zginęło… A przecież to dopiero początek! Nawet nie wyszli jeszcze z miasta…
***

Musiała jednak po chwili ocknąć się z zamyślenia. Jeszcze długo po walce ze szkieletami będzie sobie zarzucać, że użyła magii. Bo właściwie co to dało? Tylko to, że jej magiczna laska, z trudem zdobyta stała się bezwartościowym drągiem… Gdyby nie ich obecna sytuacja i fakt, że nie mogła się teraz załamywać, to zapewne przeważyłoby szalę. Stałoby się kroplą przelewającą czarę goryczy… i łez. Może nie powinna towarzyszyć tej małej grupce jaka ich została? Przecież do czegokolwiek się teraz zabierze, nic jej nie wychodzi…Może lepiej byłoby dla niej, gdyby odeszła? Jeszcze kilka lat temu złamałaby trzymany w rękach drąg i zaczęła szlochać. Ale teraz nie mogła dać się ponieść emocjom. Zacisnęła zęby i ruszyła za drużyną. A raczej za tym, co z drużyny zostało…

Poza tym Nuhilla instynktownie wyczuwała, że coś z jej panią jest nie tak. Luinehilien bała się, czy wilczyca nie spanikowała by całkowicie, na widok druidki w całkowitej rozsypce.

***

Cicha muzyka… Skąd ona dobiega?

- Linehil… Córeczko, kochanie… - ciepły głos… Tak dawno nie słyszany… Teoretycznie Luinehilien nie ma prawa go pamiętać… Przecież ostatnio słyszała go, gdy miała trzy latka… Jednak co noc słyszała jego echo we śnie… Ostatnio przemieszany z głosem ojca…

- Linehil, kochanie, chodź do nas! Tu jesteśmy!

Luinehilien przystanęła zdumiona. Czuła, jak mocno zaczęło bić jej serce… Ale przecież to nie możliwe… A może… Przecież głosy rodziców były tak wyraźne… Nie jest to już echo ze snu…

Nie czuła, że wilczyca nerwowo szturchała jej dłoń. Nie słyszała niczyich głosów, tylko te należące do rodziców… Są przecież takie realne…

Jej dłoń bezwiednie powędrowała w stronę medalionu. Stała w milczeniu, w jej oczach panowała pusta, a na ustach zagościł słaby… uśmiech? Nie reagowała na nic. Wszystkie troski upłynęły precz… Słyszała tylko ten głos. Starała wmówić sobie, że to złudzenie, pułapka, ale… Nie potrafiła. Słowa bliskich… Już nie tylko rodziców. Ciepły głos członków rodziny, którzy zajęli się nią po śmierci matki…

Nie czuła, że wilczyca nerwowo szturchała jej dłoń. Nie słyszała niczyich głosów, tylko te należące do rodziców… Są przecież takie realne…

Jednak najwyraźniej do kobiety docierał głos Lorezail… i Markusa... Ukochanych rodziców… Czar tajemniczego grajka powoli ją opanowywał…

Obok uśmiechu, coraz jaśniejszego zagościły łzy. Łzy szczęścia? Przecież nawet jeśli jest to pułapka, to i tak spotka kochanych rodziców…

Nie czuła, że wilczyca nerwowo szturchała jej dłoń. Nie słyszała niczyich głosów, tylko te należące do rodziców… Są przecież takie realne…

Nie potrafiła dłużej opierać się magii… Tęsknota za rodzicami była zbyt wielka…

Jej usta same wyszeptały dwa słowa, bardzo cicho, lecz z łatwością można je odczytać z ruchu ust. Słowa bezwiednie wypowiedziane w języku tak jej bliskim, tym w którym Lorezail nieraz śpiewała jej kołysanki…

Mamusiu…
Tato…

Bezwiednie zrobiła krok do przodu. Wpatrzona w mur białej mgły oczyma wyobraźni już widziała ukochane twarze… Kolejny krok… Każdy następny był coraz szybszy… Tęsknota za najbliższymi zbyt mocno tkwiła w sercu dziewczyny, by mogła oprzeć się tym czarom…

Nie czuła, że wilczyca coraz bardziej nerwowo szturchała jej dłoń. Nie słyszała niczyich głosów, tylko te należące do rodziców… Są przecież takie realne…

Szybki krok szybko został zastąpiony przez bieg. Ktoś złapał ją za rękę? Nie.. to chyba złudzenie… Ktoś krzyknął do niej? Może to po prostu ostatnia cząsteczka rozsądku krzyczała do niej z oddali? Gdyby ktoś teraz próbowałby ją zatrzymać, wyrywałaby się. Chyba krzyczała coś. O rodzicach? A może ktoś inny krzyczał jej ustami?

- Linehil, chodź do nas!

Krzyk z oddali. Tak bardzo nierealny głos w porównaniu z tym należącym do rodziców!

- Córeńko! Chodź, już nie będziesz sama…

Tak rozpaczliwy krzyk bólu… Znany jej głos…

Czy ktoś ją trzyma za rękę? Czy Linehil sama stanęła? Głos ostatnią chwilę zawył przeraźliwie i zamilknął… Zaraz... To przecież głos Varryaaldy… To… To przecież musi być złudzenie! Jej rodzice nie żyją… Nie żyją!

Zamknęła pełne pustki, nieobecne oczy, a gdy je otworzyła wróciło w nie życie. Druidka klęczała na kolanach, a jej szatę szarpała Nuhilla. Próbowała ją zatrzymać…

Łzy wąską strużką spływały z oczu Luinehilien

***
Luinehilien jak przez mgłę pamiętała co się stało, gdy się ocknęła. Dopiero teraz dochodziła do siebie, powoli udało jej się zatamować potok łez. Drżącym głosem starała się też uspokoić wilczycę. W tym stanie nie było to proste. Zresztą powoli docierało do niej, co by się stało, gdyby nie ocknęła się w porę. Zapewne skończyłaby tak, jak tropiciel.

Dostała nauczkę. Jej wola nie była tak silna, jak druidka myślała. Potrafiła też teraz ignorować krążące wokół szepty.
***

Obróć klęskę na zwycięstwo, by drogę ukrytą zobaczyć.

Cóż to może oznaczać… To na pewno zagadka. Obeszła posąg dookoła, oglądając go uważnie.

- Turamie… Wiesz co oznaczają te słowa? Czy będziemy musieli się domyślać? Jedyne, co przychodzi mi na myśl, to wynoszenie nowych doświadczeń z klęski. Wtedy stają się one w pewnym sensie zwycięstwem... Ale wątpię, żeby chodziło właśnie o to... – Pomimo, że uspokoiła się już, choć czułe ucho mogłoby usłyszeć w jej głosie drżenie. Czemu Linehil miała wrażenie, że głosy jakie dziś usłyszała będą ją prześladować do śmierci? Chociaż wszystko wygląda na to, że nie potrwa to długo…
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.

Ostatnio edytowane przez Odyseja : 11-12-2008 o 17:48.
Odyseja jest offline