To ja też wrzucę w komentarze wszystkie za i przeciw.
Poszukiwanie księdza - rytuał wskazal kierunek jego pobytu, ale jednoczesnie wahadełko wychylało się "dość mocno" co zgodnie z interpretacją Milly oznacza "dość daleko". Tu zaczyna się problem, bo Nsakl'a nie był (nie jest) w stanie okreslić ile te "dość" wynosi w kilometrach. Im dalej, tym większy kąt poszukiwań, czyli tym większy obszar... Więc od Krakowa to zaczyna być obszar obejmujący w Polsce takie miasta jak Lódź, Warszawa, czy Trójmiasto... Poszukiwanie więc jest faktycznie szukamiem igły w stogu siana, na co (jeżeli dywagacje Alfy są prawidłowe) nie mamy czasu.
Poszukiwanie Elizy - w przeciwnym kierunku niż ksiądz, żadnych informacji o tym gdzie się znajduje. Nie podejrzewam też, aby była dobrym źródłem informacji (była mała i zapewne poza "głównym nurtem" zdarzeń) na to nakłada się jeszcze trauma i choroba psychiczna. Szukanie jej też zajmnie masę czasu (tyle samo co księdza, albo i więcej)
Dziennikarzy i gazety zdecydowanie bym odrzucił - zapewne przyczepią się kolejnej "taniej sensacji"... Ryzyko jest wiec duże, a informacji raczej też zadnych specjalnych.
Urzędy też już chyba przerobiliśmy - niewiele nowego się dowiemy, a też zajmnie to dużo czassu.
Zostaje ta utopiona po uszy kancelaria - więc bardziej starego Parissa trzeba by dorwać (powinien miec telefon - znaczy figurować w książce telefonicznej) tyle, ze trzeba by się dobrze do tej rozmowy przygotować...
Dęby - zrobiliśmy tam rekonesans - przerwany walką i ewakuacją. Być może pozostało coś czego nie zauważyliśmy (dokumentacja medyczna, runy na ścianach, bazgroły, etc) cokolwiek co zostało przeoczone, a może być ważne dla rozwiązania sprawy.
Reasumując - na Praissa i Dęby poświęcimy dzień - wydaje mi się, że to najszybszy sposób posunięcia się do przodu. |